{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Rafał Makowski: prezes Polskiego Związku Kolarskiego nie powinien obejmować funkcji w atmosferze niejasności [wywiad]
Dawid Brilowski /
Sobotnie wybory w Polskim Związku Kolarskim zostały przerwane w atmosferze skandalu. Przewodniczący prezydium ogłosił, że Marek Leśniewski wygrał głosowanie na stanowisko prezesa. Jego kontrkandydat, dotychczas sprawujący tę funkcję Rafał Makowski, podważa ważność dwóch głosów. Trwa pat. O ocenę sytuacji zapytaliśmy samych zainteresowanych.
- Więcej tym, co wydarzyło się w sobotę podczas walnego zjazdu sprawozdawczo-wyborczego PZKol, można przeczytać TUTAJ
- Rafał Makowski tłumaczy, czego dotyczą jego wątpliwości, co do dwóch głosów
- Zaznacza, że prezes PZKol nie został w jego opinii skutecznie wybrany
- Mówi, co musi się wydarzyć, by uznał wybór Marka Leśniewskiego na prezesa PZKol
- Porusza też wątek sprawozdania finansowego za rok 2017, które podczas walnego zostało przyjęte
Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL: – Gdy przebudził się pan następnego dnia po walnym, pojawiła się myśl: "no to się porobiło"?
Rafał Makowski: – Oczywiście. Poświęciłem ostatnie dwa lata na to, żeby odbudować Polski Związek Kolarski według mojej wizji. Wizji zakładającej uczciwość, transparentność i poszanowanie procedur. Dzięki takiemu właśnie podejściu udało się w końcu przyjąć te feralne sprawozdanie finansowe za 2017 rok. Ono miało być jak fundament pod odbudowę zaufania do PZKol. A przy tym sygnał do wszystkich, że wychodzimy na prostą. Niestety, przez wydarzenia, które miały miejsce w trakcie zjazdu, ten sukces został przykryty.
To, co tam się wydarzyło, jest w mojej opinii absurdalne i skandaliczne. Prezydium nie poradziło sobie z prowadzeniem zebrania. To walne można było przeprowadzić w całości w czasie pięciu-sześciu godzin. A my wyszliśmy z niego po ośmiu, nie wiedząc w zasadzie co dalej, bo ogłoszona została bezterminowa przerwa, niezgodnie z regulaminem.
– Właśnie, co dalej?
– Nie wiem. Analizujemy sytuację, rozważamy różne scenariusze. Ubolewam, że doszło do takich scen, jakie widzieliśmy. One szkodzą polskiemu kolarstwu. Wszystko, co działo się podczas zjazdu pokazało, jak głębokie są podziały w środowisku. Przed nami długa droga, żeby je zasypać.
– Gdy myśli pan o tym z perspektywy już kilku dni, pojawia się kac moralny?
– To nie kac moralny, a bardziej niesmak. Zgromadziłem wokół siebie kilkadziesiąt osób, które popierały mnie na tej drodze uczciwości i transparentności, którą obrałem. My nadal wierzymy, że ta następna kadencja posłuży do dalszej odbudowy. Że będzie to stawianie na kolarstwo, a nie na interesy.
– Patrząc na to, jak rozłożyły się głosy w pierwszej turze, miał pan przekonanie, że druga pójdzie po pana myśli?
– Nie przekonanie, ale pewien spokój tak. Wypowiedzi kontrkandydatów pokazały, że z panem Jackiem Kowalskim mówimy podobnym językiem. Pan Kowalski zadeklarował nawet chęć pomocy, z czego bardzo się ucieszyłem. W tamtym momencie ta wyborcza arytmetyka wskazywała, że powinienem mieć przewagę, może nawet znaczną.
– Wydarzyło się jednak inaczej. I właśnie: ustalmy sobie, co tak naprawdę zaszło. Czy w pana przekonaniu prezes Polskiego Związku Kolarskiego został skutecznie wybrany?
– W moim przekonaniu nie. Komisja skrutacyjno-mandatowa nie podjęła decyzji. Dwóch z czterech jej członków nie chciało uznać przedstawionych wyników. I ja uważam, że dwa głosy, które zaliczono na konto pana Marka Leśniewskiego, mogły być nieważne. Trwają zresztą debaty na ten temat.
I jakbyśmy nie analizowali, powinniśmy, pomniejszyć liczbę głosów zdobytych przez pana Leśniewskiego. Dlatego też od początku uważam, że padł albo wynik remisowy, albo korzystny dla mnie. W tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłoby anulowanie tych wyborów i zarządzenie kolejnych, już z jasną, pisemną instrukcją. Prezes Polskiego Związku Kolarskiego nie powinien obejmować funkcji w atmosferze niejasności. W atmosferze, w której zastępca przewodniczącego prezydium ogłasza wyniki, argumentując to tym, że dwóch z trzech radców prawnych opowiada się za tym, że głosy były ważne. To nie jest demokracja. Gdyby na sali było dodatkowo dwóch moich radców, mielibyśmy 3-2 w przekonaniu, że głosy są nieważne. Nie możemy odwoływać się do tego typu subiektywnych opinii. Odwołajmy się do przepisów, logiki i naszej przyszłości. Przyjęcie takiego wyniku spowoduje spór na lata. Komu ma to służyć?.
Szkoda też, że prezydium zignorowało wnioski formalne delegatów, które są swego rodzaju "świętością", a na pewno obligują prezydium do działania. Wnioski te dotyczyły anulowania wyborów i zarządzenia przerwy ze wznowieniem zebrania 26 października. Nie została podjęta żadna decyzja przez walne, przez co mamy teraz taki klincz prawny.
– Prezydium wypowiedziało się natomiast jasno w innej sprawie. Ogłosiło przecież wyniki: 35-34 dla Marka Leśniewskiego.
– Uważam, że pan przewodniczący w tej sytuacji nie miał podstawy prawnej, żeby wyniki ogłosić. A co za tym idzie: ogłoszenie to nie ma żadnej mocy.
– Nie jestem przekonany, czy wszyscy będą skłonni się z tym zgodzić. Pan, jak rozumiem, złoży odwołanie od wyników?
– Analizujemy sytuację. Pełnomocnik Polskiego Związku Kolarskiego wystąpił do prezydium o dokumentację walnego, której nadal nie otrzymaliśmy. Jako zarząd rozważamy różne możliwości. Zależy nam na dyscyplinie, nie chcemy, żeby wprowadzono do związku kuratora. Bardzo chcielibyśmy za to dostać możliwość, by budować polskie kolarstwo dalej. Szczególnie, że przecież tak dużo udało się zrobić. Sprawozdanie finansowe za rok 2017 zostało przyjęte. Te za rok 2018 również zostało przygotowane i lada moment rozpocznie się badania przez biegłego rewidenta. W momencie, gdy PZKol nie będzie miał zarządu, mocno to zaburzy plan przygotowywania i przyjmowania kolejnych sprawozdań.
– Obiecuję, że do sprawozdań jeszcze wrócę, bo to sukces, którego nie chciałbym odbierać. Natomiast wyczerpmy temat wyborów. Są dwa głosy, które budzą pańskie wątpliwości. Powiedzmy wprost, o które chodzi. Czy jednym z nich jest ten, który w mediach społecznościowych pokazali najpierw Marek Bobakowski, a następnie Kamil Dziedzic?
– Tak, jeden z dwóch głosów, o których mówię to ten, który krąży gdzieś w sieci. Znaczek jest postawiony na nim w taki sposób, że zachodzi na dwa pola. Być może intencją głosującego było oddanie nieważnego głosu. Na drugim z wątpliwych głosów jest natomiast "ptaszek" zamiast "krzyżyka".
– Dobrze. Więc jeszcze raz, żeby nie było niedomówień: są dwa głosy, wobec których ma pan wątpliwość. Na jednym z nich jest "ptaszek" zamiast "krzyżyka". W której kratce jest ten "ptaszek"?
– Przy nazwisku pana Leśniewskiego.
– Drugi widziałem już kilkukrotnie w mediach społecznościowych. I tam jest już "krzyżyk", również przy nazwisku pana Leśniewskiego. Z tym, że postawiony tak zamaszyście, że nachodzi na drugą kratkę. Być może nie doceniam środowiska kolarskiego, ale nie znam osoby będącej przy zdrowych zmysłach, która chcąc oddać nieważny głos, oddałaby go w taki sposób.
– Wróćmy do podstaw: to członkowie komisji skrutacyjno-mandatowej mieli odmienne zdanie. I według mnie nie bez przyczyny dwóch członków komisji zinterpretowało te głosy jako głosy na pana Leśniewskiego, a dwóch pozostałych jako głosy nieważne. Mamy więc, w zależności od interpretacji, 35-34 dla pana Leśniewskiego, 34-34 lub 34-33 dla mnie. Nie możemy opierać się na tym, co kto uważa, skoro komisja jako całość nie podjęła decyzji. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie wyborów jeszcze raz, już z pisemnie podanymi zasadami.
Szczególnie, że podobnego zdania była ponad połowa delegatów, co było widać pod koniec obrad. Bo zainteresowanych kontynuowaniem było tylko nieco ponad dwadzieścia osób. Reszta opuściła salę, moim zdaniem właśnie na znak niezgody z tym, co robiło prezydium.
– Wiadomo może, kiedy obrady zostaną wznowione? Bo o ile możemy toczyć spór o to, czy prezes został skutecznie wybrany, o tyle na pewno nie wybrano zarządu.
– Ja nie mam pewności nawet, czy w tej chwili mamy do czynienia z przerwą, czy z niedokończeniem walnego bez zrealizowania jego harmonogramu. Czekam na analizę prawną. Prezydium zgodnie z regulaminem walnego, nie mogło ogłosić przerwy bezterminowo. Być może nie powinno dojść do wznowienia, a zwołania nowego, kolejnego walnego. Zobaczymy, co powiedzą prawnicy.
– Nowe walne oznaczałoby nowe wybory?
– I w tym przypadku wszystko zależy od interpretacji prawnych. Wystąpiliśmy do kilku kancelarii z prośbą o analizę. Mamy świadomość, że sprawa jest niecierpiąca zwłoki, dlatego czekamy na wstępną analizę i potwierdzenie zorganizowania analizy w jakimś określonym czasie. Nie możemy przecież czekać do grudnia.
– Szczególnie, że kadencja upływa 31 października. Nie uważa pan, że jest zagrożenie, że od 1 listopada będziemy mieli do czynienia z jakimś dualizmem: część środowiska będzie uznawała, że pan jest wciąż prezesem, a część, że Marek Leśniewski?
– Od 1 listopada nikt nie może uważać, że jestem prezesem. Moja kadencja wygasa z końcem miesiąca. Problem polega na tym, że walne nie wybrało nowego prezesa. Będziemy mieli więc okres bez władz.
– Co musiałoby się wydarzyć, żeby uznał pan, że Marek Leśniewski jest pełnoprawnym prezesem od 1 listopada?
– Chciałbym, żeby był to wybór podjęty bez cienia wątpliwości. Ja nie będę zapierał się rękami i nogami, żeby pozostać na stanowisku. Jeśli zbierze się walne i większością głosów potwierdzi wynik, zgodzę się z tym. Liczę jednak, że walne zadecyduje o anulowaniu II tury wyborów i zorganizowane jej ponownie. Wtedy będziemy głosować jeszcze raz. I albo wygram ja, albo pan Marek Leśniewski.
– Nie ma pan żalu o to, jak to się kończy? Mógł pan przegrać w normalny sposób, bez żadnych awantur i zakończyć kadencję jako pierwszy od wielu lat prezes, który osiągnął na tym stanowisku sukces. Z przyjętym sprawozdaniem finansowym za 2017 rok.
– Oczywiście, że mam żal. Jako były kolarz wolałbym wygrać wyścig bez cienia wątpliwości. Natomiast taki jest sport. Czasem potrzebny jest fotofinisz, który ujawnia, że zwycięzcą jest niekoniecznie ten, kto wydawał się nim na pierwszy rzut oka. I jasne, miło jest móc od razu wznieść ręce w górę. Ale najważniejszy jest nie styl, a uczciwość. Moja przyszła kadencja miała być inna od poprzedniej. Z dużo większą liczbą rozmów o kolarstwie, a nie pracowaniem niemal wyłącznie przy dokumentach, przy raporcie.