Druga drużyna Lecha Poznań zakończyła udział w Pucharze Polski na drugiej rundzie. Młodzi piłkarze przegrali z Koroną Kielce 1:3. Kilku z nich zapewne w przyszłości zobaczymy na boiskach Ekstraklasy. Niestety, z możliwości obejrzenia starcia młodości z doświadczeniem skorzystało we Wronkach niewielu kibiców.
Deklasacja w 30 minut! Lech już bez drużyny w Pucharze Polski [WIDEO]
Niewielkie Wronki odcisnęły mocne piętno na polskim futbolu – zarówno w chwalebny, jak i negatywny sposób. Po fuzji Amiki z Lechem znalazły się na uboczu wielkiej piłki. Środowy mecz z Koroną był najważniejszym spotkaniem od lat pod względem stawki i atrakcyjności rywala. Mimo to na trybunach pojawiło się niewielu kibiców. Dodajmy, że wstęp był bezpłatny, a z Poznania do Wronek można dojechać w około godzinę.
Znamienne jest to, że w mieście można było znaleźć wiele afiszy reklamujących Puchar Polski. W większości chodziło jednak o… turniej tańca towarzyskiego. Jak przekonują nas lokalni dziennikarze, to nic nowego. Trybuny przy ulicy Leśnej zapełniają się w większym stopniu tylko wtedy, gdy przyjeżdża tam mocna firma. Kibiców Korony, spóźnionych kilkanaście minut, było mniej więcej tyle samo, co miejscowych.
– Relacji na linii Lech – mieszkańcy Wronek praktycznie nie ma, bo Lech w ogóle nie promuje tutejszych meczów. Frekwencja we Wronkach zazwyczaj jest mizerna. Po fuzji z Amicą, wielu kibiców odwróciło się od Lecha. Swoje sympatie przerzucili na lokalne kluby, a nawet Widzewa i Legię. Owszem, jest sporo fanów Kolejorza, ale wolą oni jeździć na Bułgarską niż przychodzić tutaj. To głównie kibice, którzy byli za Lechem jeszcze przed powstaniem Amiki, i później wspierali oba zespoły – mówi Karol Grajewski z portalu Moje Wronki.
Młodzi lechici, prowadzeni wyjątkowo przez Karola Bartkowiaka (główny trener Grzegorz Wojtkowiak pauzował za czerwoną kartkę przeciwko Baryczy Sułów), zawalczyli o przychylność kibiców i wcale nie poszło im tak źle, jak wskazywałby to wynik. Kolejorz próbował narzucić swój styl, krótko rozgrywając piłkę. Inicjatywę przejął zwłaszcza w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. Gospodarze powinni na przerwę schodzić z przynajmniej jednym golem, lecz zabrakło precyzji.
Honorową bramkę udało się zdobyć dopiero w końcówce. Na listę strzelców wpisał się Filip Warciarek, który jest klasycznym przykładem ścieżki adepta akademii Lecha. 18-letni skrzydłowy z Poznania zaczął sezon w drużynie juniorów starszych, ale po dobrych występach przesunięto go do rezerw. Na razie dostaje głównie "ogony", ale 12 minut na boisku wystarczyło mu, aby zapisać się na kartach historii Pucharu Polski.
– Nasz plan na mecz mogliście zobaczyć w drugiej połowie. Wiedzieliśmy, jak zagra Korona w obronie, dlatego szukaliśmy przestrzeni przed piątką ich defensorów. Wtedy nasza czwórka graczy ofensywnych skupiała ich uwagę i tworzyło się miejsce dla piątego – tak o golu dla Lecha opowiadał trener-asystent Bartkowiak.
Dla 15 młodzieżowców, którzy dostali szansę od Bartkowiaka, mecz z Koroną był przede wszystkim lekcją futbolu. Spoglądając wyłącznie na pierwsze 30 minut – bardzo brutalną. Nie dało się ukryć sporej różnicy w doświadczeniu czy warunkach fizycznych. Drużyna Jacka Zielińskiego bez skrupułów wykorzystała wszystkie błędy lechitów, widoczne zwłaszcza przy drugim golu Jewhenija Szykawki.
– Przypilnowaliśmy tego awansu, oszczędzając przy okazji paru zawodników. Pierwsze 30 minut to była nasza dominacja. Niepotrzebnie zdjęliśmy nogę z gazu i daliśmy tej młodzieży szansę na stworzenie groźnych sytuacji. Dodajmy jednak, że to bardzo dobra młodzież – powiedział trener Korony Jacek Zieliński na pomeczowej konferencji prasowej.
– To było twarde zderzenie z Ekstraklasą – przyznał Jan Niedzielski. – Korona od początku narzuciła wysoką intensywność. Dopiero po trzeciej bramce drużyna złapała to "flow", które chce pokazywać: jakość z piłką, odwagę, branie gry na siebie. Czy czujemy niedosyt? Ciężko tak mówić, gdy tracimy trzy bramki – dodał młody pomocnik Lecha.