Krzysztof Wiłkomirski został wybrany w drugiej turze na prezesa Polskiego Związku Judo podczas kongresu sprawozdawczo-wyborczego w Centrum Olimpijskim w Warszawie. Był jednym z trzech kandydatów. Jego kadencja potrwa cztery lata.
W pierwszej turze Wiłkomirski otrzymał 169, Marek Kręcielewski 123, a Radosław Miśkiewicz 70 głosów. Dwóch pierwszych przeszło do drugiej tury. Wygrał Wiłkomirski, za kórym opowiedziało się 219 delegatów, a za jego kontrkandydatem – 135. Wybory w sumie trwały blisko osiem godzin.
Dotychczasowy sternik związku Jacek Zawadka zakończył drugą kadencję i nie mógł startować w wyborach. W czasie jego urzędowania, w latach 2017–2024, polscy judocy we wszystkich kategoriach wiekowych zdobyli 60 medali w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. Ustępujący zarząd większością głosów otrzymał absolutorium.
Prezes Zawadka ujawnił, że związek pozostawił z długiem 400 tys. zł. Złożyła się na to wypłata 900 tys. zł na tegoroczne stypendia i nagrody za sukcesy sportowe zawodników i ich trenerów. Jednocześnie ze współpracy wycofał się sponsor strategiczny PKP Cargo, który nie przekazał 540 tys. zł z tytułu umowy.
– Pieniądze można odrobić. Chwała zostaje – skwitował przewodniczący obrad, srebrny (2008; 100 kg) i brązowy (2007; open) medalista mistrzostw Europy Przemysław Matyjaszek.
Początek spotkania opóźnił się o dwie godziny w stosunku do pierwszego terminu. Wpływ na to miała żmudna rejestracja dużej liczby osób w biurze kongresu. W wydarzeniu wzięło udział 369 z 395 uprawnionych delegatów. Każdy z zrzeszonych w federacji klubów mógł delegować swojego przedstawiciela.
Zgodnie z regulaminem kongresu każde głosowania miało odbywać się za pomocą elektronicznego systemu. Przy wyborze poszczególnych komisji szybko pojawiły się niejasności z możliwym wadliwym zliczaniem głosów przez system. Duży monitor wskazywał wyniki o kilkadziesiąt punktów mniejsze niż było delegatów. Być może wpływ na to mogło mieć przeciążenie systemu.
Atmosfera zaczęła przypominać sceny z kultowego filmu "Rejs". Sprawdzano nawet maszynki do głosowania. Były sprawne, ale jeden z delegatów zażądał wręcz "rekomsumpcji" głosowania, co szybko wywołało duże rozbawienie na sali. Zadecydowano jednak, że dla bezpieczeństwa tylko wybór nowego prezesa odbędzie się tradycyjną metodą papierową. Oznaczało to bardzo długie obrady. Na drugą turę głosowania na prezesa nie wszyscy delegaci zostali. Zadecydowały o tym ostatnie odjeżdżające pociągi do docelowych miast.
– Kodeks bushido powinien nas wspierać i jednoczyć. Judo to moja życiowa pasja. Najważniejsi są zawodnicy. Jesteśmy po to, aby im pomagać. Trzeba usprawnić proces treningowy. Świat poszedł do przodu. System szkoleniowy w Polsce jest teraz gorszy niż kilka czy kilkanaście lat temu – powiedział 45-letni Wiłkomirski, prezes Hato Judo Warszawa. Dopiero jego trzecie podejście w wyborach PZJudo zakończyło się powodzeniem.
Jego program zakłada wytypowanie grupy judoków, która ma szanse wystąpić w igrzyskach w Los Angeles i Brisbane. Planuje zacieśnić współpracę z wiodącymi federacjami z innych krajów, w tym z Azerbejdżanu. Chciałby też wprowadzić czytelne kryteria rankingu zawodników i zawodniczek. Najlepsi mają otrzymywać stypendia. Współpraca ze Służbami Mundurowymi ma wzbogacić system finansowania sportowców zrzeszonych w związku.
Brązowy medalista mistrzostw świata i mistrzostw Europy planuje do współpracy pozyskać dawne sławy polskiego judo, w tym dwukrotnego mistrza olimpijskiego Waldemara Legienia. To ostatni chorąży polskiej reprezentacji, który na igrzyskach zdobył medal. Nowy prezes wyraził nadzieję, że młoda, szeroka kadra pozwoli na wywalczenie w najbliższych igrzyskach nie tylko jednego, ale więcej krążków olimpijskich. Polskie judo czeka na to od 1996 roku.