U progu pierwszych lotów narciarskich w sezonie wraca dyskusja o powiększeniu istniejących mamutów. Zielone światło zapowiedział już Sandro Pertile, choć nadal bez kluczowej informacji: o ile metrów FIS pozwoli przebudować obiekty. TVPSPORT.PL potwierdził, że Planica jest gotowa. Na tyle, że w Słowenii mają już kolejną wizję – wybudowania całkiem nowej konstrukcji, obok słynnej Letalnicy. – Zbocze jest wybrane – potwierdza Jelko Gros, wieloletni szef Pucharu Świata w tym miejscu.
Spowiedź Aleksandra Wierietielnego: serce się kraje, kiedy na to patrzę
Od piątku w Oberstdorfie światowa czołówka skoczków narciarskich będzie rywalizować w lotach. To pierwsza wizyta na tak dużych skoczniach, odkąd w kwietniu ubiegłego roku Ryoyu Kobayashi – na obiekcie całkowicie zbudowanym ze śniegu na Islandii – uzyskał niesamowite 291 metrów. Dyskusja o ludzkich możliwościach w tej dyscyplinie od tamtej pory mocno przyspieszyła. U progu weekendu wszyscy zastanawiają się, czy to, co ma w ofercie FIS, nadal będzie tak atrakcyjne, jak było do popisu Japończyka w Akureyri.
Jednak tematem głównym wokół lotów pozostaje termin, gdy zapali się zielone światło do powiększenia istniejących konstrukcji.
Pierwsze loty w sezonie PŚ skoczków. Temat powiększenia mamutów wstrzymał e-mail
W Oberstdorfie, gdzie gości teraz Puchar Świata, najdalszy skok do tej pory to 242,5 metra. Na Kulm w Austrii – 244 m, w Planicy Kobayashi ustał 252 m, a w Vikersund (jeszcze przed pomniejszeniem profilu) Stefanowi Kraftowi zmierzono 253,5 m. Te odległości nijak mają się do rekordu świata ustanowionego przez Ryoyu poza jurysdykcją FIS.
Co oczywiste, federacja musiała jakoś zareagować. A że jest skostniała, to – według relacji obecnego tam Jakuba Balcerskiego ze sport.pl – na wiosennym spotkaniu podkomisji ds. obiektów w Pradze debatę o powiększeniu mamutów odłożono w czasie ze względów proceduralnych. O nastawieniu ludzi, którzy ją tworzą, najlepiej powie fakt, że przyczyną zrzucenia tematu był ponoć e-mail, w którym omyłkowo załączono wszystkich poza szefem organu. Tak czy inaczej, temat wrócił w kuluarach, a jesienią ci sami eksperci ugięli się pod propozycją, jaka wyszła od Słoweńców: żeby regulacje o maksymalnej wysokości skoczni w pionie (teraz to maks. 135 m od progu do wybiegu) poluzować o kolejne pięć lub dziesięć metrów.
– Zgodziliśmy się, że skoki są gotowe na kolejny krok. (…) Ostateczna propozycja zmian jest spodziewana około końcówki tego roku. Jej zatwierdzenie byłoby możliwe na kolejnym komitecie skoków narciarskich FIS, wiosną 2025 roku – to w październiku powiedział sport.pl Pertile.
Czy doszło do rozmów ze wszystkimi właścicielami mamutów i czy ostateczna propozycja zmian rzeczywiście została rozesłana do zainteresowanych – nie wiemy. Istotne, co stanie się wiosną. I czy tym razem e-maile dotrą wszędzie tam, gdzie powinny.
Planica pierwsza gotowa na przebudowę. "Miejsca jeszcze na 10 metrów w pionie"
Wydaje się, że wobec przeciętnej kondycji finansowej organizatorów z Kulm, tego samego problemu plus ogólnej zadyszki skoków w Norwegii, a także pozycji "o krok za resztą" Oberstdorfu, najszybciej koparki na skoczni zobaczymy w Planicy. Niemcy goszczą MŚ w lotach za rok, a Słowenia – dopiero w 2028 roku, a to wystarczający czas, żeby dokładnie zaplanować przebudowę. I to nawet, gdyby dziś wciąż nie znali dokładnych zasad konstrukcyjnych FIS po ich aktualizacji.
Bo 5 m a 10 metrów w pionie to kolosalna różnica.
– Musimy poznać najpierw konkrety, bo bez tej wiedzy nie powstanie żaden szkic. Ale Planica jest gotowa na jeszcze jedną przebudowę. Tak została zaprojektowana przy okazji poprzedniej – mówi Jelko Gros, wieloletni szef PŚ w Słowenii.
Gros przyznaje, że to będą spore zmiany, bo Słoweńcy chcą dostosować skocznię do nowych trendów latania. Dostosują zeskok do tzw. krzywych, jakie obserwuje się w ostatnim czasie w PŚ. Założeniem jest zatem całkowite przeprofilowanie strefy lądowania. Chodzi o wydłużenie lotu, ale – to też istotne – utrzymanie prędkości najazdowych, które widuje się tam już teraz. To kwestia bezpieczeństwa, zwłaszcza w erze, gdy skoczkowie do granic nauczyli się aerodynamicznej pozycji w locie i sposobu na niewytracanie prędkości w fazie przejścia z odbicia do pozycji w powietrzu. A skoro już teraz lądują przy ok. 130 km/h, to żeby już nie przyspieszać, od konstruktorów wymaga się przede wszystkim korekt w profilu, zwłaszcza na buli – w Słowenii akurat dającej dość dużą wysokość nad zeskokiem. To dotąd był znak rozpoznawczy tego miejsca.
– Poprzednią przebudowę wykonano tak, aby na rozbiegu wystarczyło belek najazdowych – tych wyższych – opowiada Gros. Tak postąpiono wcześniej też np. na Kulm. W Planicy wcześniej przemyśleli też następny krok, budując zadziwiająco długi próg. Jego potencjalne skrócenie z miejsca dodałoby dystansu skoczkom i obniżyłoby ich wysokość przelotową nad śniegiem. To jednak na razie tylko możliwość. Z konkretami czekają na konkrety od FIS.
Ale maksimum, jakie może dźwignąć Letalnica, to jeszcze 10 metrów w pionie. A na tym, jak wiadomo, rozwój tego sportu raczej się nie zatrzyma.
W Planicy już wiedzą, gdzie stanie nowa skocznia. Jeszcze większa
Dlatego działacza zapytaliśmy o wizję, która w środowisku skoczków krąży jako plotka od przynajmniej kilku sezonów. Mianowicie, że gdy FIS za pewien czas jeszcze raz poluzuje restrykcje co do wielkości skoczni liczonej w pionie, to Letalnica stanie się już za mała. A raczej za małe stanie się zbocze, na którym jest położona.
– I co wtedy? – pytamy przy okazji Grosa, chcąc wyjaśnić te pogłoski.
– Jeżeli regulamin któregoś dnia pozwoli na budowę czegoś większego niż 145 m w pionie od progu do ziemi, to jasne, że w miejscu obecnego mamuta już się nie zmieścimy. Dlatego to nowe zbocze de facto jest już odnalezione. To nie jest daleko, w zasadzie kilkadziesiąt metrów dalej w głąb doliny. Widzieliśmy to już. Wiemy, że tam będziemy w stanie postawić coś o wiele większego – potwierdza TVPSPORT.PL Jelko Gros, choć dodaje z pesymizmem: – to jest temat, ale już raczej dla naszych dzieci.
Jelko Gros uważa, że przy obecnym tempie zmian temat Letalnicy 2.0 powróci za mniej więcej półtorej lub dwie dekady.
– Przeczuwam, że na każde 10 metrów lotu więcej będziemy potrzebowali kilku lat. To będzie proces, a nie nagły przeskok. Jednak to pewne, że granica 300 m w skokach w końcu pęknie. I wtedy słoweński mamut będzie już stał w nowej lokalizacji – kończy.