Super Bowl nie jest tylko meczem. To zjawisko społeczne wspierane popkulturą i globalizacją. Reklamy warte miliardy. Tłumy celebrują show już tydzień przed pierwszym rzutem rozgrywającego. Na trybunach błyszczy Taylor Swift. Nieważne czy Kansas City Chiefs, czy Philladelphia Eagles. Są i tacy, którzy wierzą jeszcze w sport. Choć niewiele z niego rozumieją.
Przed nami Super Bowl! Co powinieneś wiedzieć o finale NFL?
Przeznaczenie wisiało na słupie ogłoszeń. Plakat, a na nim futbolista w pełnym rynsztunku prężył muskuły. Trzymał jajowatą piłkę. I jeszcze to spojrzenie zdenerwowanego brodacza z emblematu na stroju atlety. Wielkie litery układały się w słowo "R-E-K-R-U-T-A-C-J-A".
– Baza kibiców futbolu amerykańskiego jest zróżnicowana. Trzeba podzielić ją na tych interesujących się wszystkim, co jest związane z futbolem niezależnie od kraju, tych wyłącznie zainteresowanych NFL oraz tych, których interesuje tylko futbol krajowy – tłumaczy dziennikarz Karol Potaś w rozmowie z Instytutem Polityk Publicznych.
Statystyczny Polak wie o futbolu amerykańskim niewiele. Taki tajemniczy sport zza oceanu. Pojawia się w naszym życiu raz na jakiś czas przy okazji telewizyjnego hitu. "Wykiwać klawisza" z Adamem Sandlerem ma dobre opinie użytkowników serwisu Filmweb, bo 7/10. Znam na pamięć historię Paula Crewe. Upadły futbolista trafia do zakładu karnego, gdzie ma potem przygotować drużynę osadzonych do meczu z brutalnymi strażnikami.
Oglądałem też "Giganciki". Tam bracia O’Shea zrobili dwie rywalizujące ze sobą drużyny futbolu amerykańskiego. Dużo później Dwayne Johnson otrzyma dwie Kryształowe Statuetki za role emerytowanego zawodnika NFL w serialu "Gracze".
W 2016 roku występy Sebastiana Janikowskiego w Oakland Riders to była wiedza tajemna. Pojawiał się tylko raz w roku w naszych mediach. Przy okazji rankingu najbogatszych sportowców. – Myślę, że dobrze wyliczyli – Janikowski uśmiechnął się do Dariusza Dobka z "Przeglądu Sportowego", gdy ten zagadnął o jego zarobki. 53 miliony dolarów, tyle podał serwis Sportsrec.
– Futbol amerykański pojawił się u mnie lata temu. Jeszcze jak byłem dzieckiem, czytałem że w USA gra Polak, który zawsze jest w czołówce najlepiej zarabiających sportowców w kraju – opowiada Potaś. – W jednym z kanałów włoskich, który nadawał z satelity, znalazłem transmisję NFL. Nie rozumiałem, co się dzieje na boisku, podobnie jak włoskiego komentarza, ale poczułem, że to może być sport, którego szukałem. I zacząłem czytać o tym coraz więcej. Nie miałem jeszcze w domu dostępu do Internetu, więc chodziłem do jednej z kafejek. Oglądałem skróty, a na przerwach w szkole czytałem o NFL w bibliotece – dodaje.
Zaświeciły mi się oczy. Zdawałem sobie sprawę, że Polska Liga Futbolu Amerykańskiego jest jeszcze w powijakach i nie ma co liczyć na pensję Aarona Rodgersa. Rozgrywający Green Bay Packers miał wtedy ponoć zarabiać 110 milionów dolarów. Ale tu nie chodziło o pieniądze. Ani o sławę.
Napis "rekrutacja" stał się drogowskazem. Wyznaczył nieco tajemniczy kierunek lotu jajowatej piłki. Ale także trasę biegu, w którym trzeba minąć paru grubasów. Złapać futbolówkę, przebiec kilkadziesiąt metrów, tzn. jardów, i na końcu walnąć piłką o ziemię krzycząc: TOUCHDOWN.
Ilu Polaków może grać w futbol? W 2022 powołano do reprezentacji 70 futbolistów. – Chcemy, żeby ta grupa była fundamentem projektu, jednocześnie mając na uwadze, że każdy trening lub spotkanie będzie dla nich również częścią ewaluacji – mówił wówczas Jakub Samel, trener główny kadry.
Zdecydowanie łatwiej zaistnieć w PLFA niż Ekstraklasie. Już 1. liga dla tysięcy chłopców jest nieosiągalnym poziomem. Kariera w futbolu amerykańskim wydawała się przynajmniej realna. A zegarek pokazywał, że już za pół godziny…
Na królewskim dworze
Bez kasku, ochraniaczy i koszulki jakiegokolwiek klubu NFL czułem się jak uczeń bez odrobionej pracy domowej. Modnie było się spóźnić. Tak w hollywoodzkim stylu. No to się spóźniłem. Zziajany podbiegam do człowieka w czarnej czapce z logiem Kraków Kings. – Dobry. Ja na trening. – przywitałem się. – No to się przebieraj. Za pięć minut zaczynamy – odpowiedział.
Zaczepiłem następnego gościa z herbem drużyny, bo nie miałem pojęcia, gdzie jest szatnia. W końcu odnalazłem i ją. Wchodzę, a tam dwudziestu futbolistów i każdy wygląda jak Mister Olympia. Napompowani, wielcy, krakowscy terminatorzy.
Bardzo mili. Poziom empatii równy wielkości bicepsów. Każdy zbija pionę. Każdy mobilizuje się przed treningiem. Każdy każdego pogania w dobrej wierze. – Dwie minuty panowie! – krzyczy najgrubszy, herszt tej królewskiej bandy. Sprężam się. Wychodzę. Temperatura daje znać, że jest październikowy wieczór. Zimno, ale już nie ma czasu wrócić po kurtkę. Biegnę z resztą futbolistów na boisko. Chwilę temu Mariusz Jop prowadził tu trening narybku Akademii Piłkarskiej 21, ale teraz wchodzą do gry "grube ryby".
Boisko jest wypełnione sprzętem. Na trawie leżą drabinki. Dalej pylony, potem kosze udające zawodników, a za linią autową mnóstwo bidonów z izotonikami. Jest nawet urządzenie znane z każdego filmu o futbolu amerykańskim. Ćwiczenia na nim są proste jak budowa cepa. Trzeba się rozpędzić i uderzyć z całej siły.
Wszystko ozdobione logiem Kraków Kings. Brodaty król patrzy ze złością. Nie pasuję mu do grona atletów.
Kłopoty z "abecadłem"
Rozgrzewka to ćwiczenia biegowe w drabince koordynacyjnej. Szło mi źle. Raz, drugi, trzeci. Nogi plączą się, więc jeden zawodnik wziął mnie na bok i pokazał, o co tu chodzi. A ja popełniałem te same błędy. – Jeszcze raz! – krzyknął Dawid Ostręga, główny trener. W tym głosie była nuta irytacji, ale i zrozumienia. Musiał wiedzieć, z czym wiąże się słowo "rekrutacja". Znowu źle. – Jeszcze raz! – powtórzył. Wreszcie wziął mnie na bok i pokazał ćwiczenie. Z uporem maniaka robiłem jednak wszystko odwrotnie.
Ułożono mi więc specjalny tor. Na uboczu. W miejscu, gdzie światło jupiterów docierało z mniejszą siłą luksów. Taki tor dla oferm. Dostałem własnego trenera, kolejne rady i wskazówki. Po kilkudziesięciu próbach – udało się!
Nie było czasu na świętowanie. Na znak trenera pobiegliśmy w stronę środka boiska. Futboliści, ja i kilku innych rekrutów zderzyliśmy się klatkami piersiowymi. A mieszkańcy okolicznych bloków usłyszeli "KRAAAAKÓW KINGS"! Szyby zatańczyły na rozkaz tych królewskich głosów.
Dopiero po szybkim rozciąganiu Ostręga polecił, by wszyscy udali się na pozycje. Na ławkach stały bidony i reszta sprzętu. Nie miałem pojęcia, dokąd iść, więc stanąłem pomiędzy butelkami.
Uważnie obserwowałem sytuację na boisku. Okazało się, że formacji jest kilkanaście, a każda ma swojego trenera. Podchodzę do pierwszego z brzegu i pytam: – Panie, ja nowy jestem. Dokąd mam iść trenować? Coach zlustrował mnie wzrokiem. – Eee, wysoki jesteś. Pewno szybko biegasz. Piłkę umiesz złapać?
Wydawało mi się, że umiem. No, bo co to za problem złapać piłkę? Dziwną, podłużną, jajowatą. Tę cholerną piłkę! Ale nie dało się jej złapać. Unikała opuszków, wymykała się z palców.
Sprawy beznadziejne
– "Coś tam silver" – odparł trener pytany o pozycje. Milczenie jest srebrem, więc stałem bez słowa. Na środku, jak widły w gnoju. Twarz niedotknięta amerykańską myślą szkoleniową zdradzała rozgardiasz neuronów. Trener więc wrócił i pokazał palcem, do których zawodników dołączyć.
Ustawiamy się gęsiego. Kilka metrów dalej stoi rozgrywający. W rękach trzyma futbolówkę. – Ready!? Go! – krzyczy. Po angielsku, bo większość komend jest w języku George’a Orwella. Nacieram za lotem piłki jak husaria pod Wiedniem. Patrzę na playmakera. W końcu rzucił piłkę. Próbuję złapać. Próbuję raz jeszcze. I tak cztery razy bez skutku...
Językowy galimatias. Coś tam "silver" okazał się być "wide receiver". Po polsku to skrzydłowy, ale tu wszystko jest amerykańskie. Od sportu po słownictwo. Nikt nie pyta, czy jestem gotowy? Gotowy to może być – z całym szacunkiem – piłkarz Pogoni-Sokół Lubaczów. W Kraków Kings trzeba być ready.
Dość szybko trener naszej formacji zaczął używać skrótów. Tak z wide receivera uciekającego od cornerbacka stałem się WR, a mój przeciwnik CB. Wide receiver to ten człowiek, który dostaje piłkę. Biegnie z nią jak wariat. Mija obrońców. Chce krzyknąć – TOUCHDOWN. Patrzę na tytanów futbolu amerykańskiego, wznosząc modły do św. Judy Tadeusza. Patron spraw beznadziejnych patrzy na mnie z politowaniem.
Skrzydłowy ma dwa wyjścia, żeby nie zostać powalonym. Po pierwsze uciekać. Po drugie zbić ręce cornerbacka. To jest co najmniej śmieszne. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której szarżuje na mnie gigantyczny Jordan (166 kg i 203 cm wzrostu). Uderzam go w ręce, a on odpuszcza.
Head coach dostrzegł brak mojej wiary w tę technikę. W żołnierskich słowach wytłumaczył, jak mam strzelić po łapach kolegę, żeby ten krzyk był słyszalny w drugiej części boiska. No to go uderzyłem. Raczej mu się to średnio spodobało. Zacisnął zęby, ale ćwiczyliśmy dalej. Tu nikt bowiem nie wymięka.
Ból i październikowy mróz zdawał się Kingsów nie dotyczyć. To byli dwumetrowi goście o muskulaturze antycznych rzeźb. Gdybym spotkał ich gdzieś w okolicach Domu Handlowego Wanda, albo wieczorową porą w alei Róż moje modlitwy byłyby żarliwsze. Ci futboliści nie rozczulali się nad brakiem umiejętności gamoniowatego rekruta. Po prostu przeszli do wariantów zagrań.
Według rysunków
Każdy klub, nieważne czy to jest Kraków Football Kings grające w PLFA, czy New England Patriots z NFL musi mieć playbook. Biblię futbolu amerykańskiego. W tej książce jest opisane każde możliwe zagranie.
Korzystając z przerwy, popijam wodę z bidonu. Wściekłemu królowi patrzącemu z klubowego herbu średnio się to podoba. Ale Katarzyna Ostręga jest przeciwieństwem rozjuszonego możnowładcy. Gruba kurtka chroni ją przed temperaturą, a jej uśmiech napawa optymizmem zgłupiałych rekrutów.
– To prawda, że zawodnicy w Ameryce mają w tych podręcznikach po 300 zagrań? – pytam prezeskę klubu. – No tak. Ale spokojnie, my tylko 50 – odpowiada z uśmiechem.
Biblia futbolu amerykańskiego jest enigmą. Żeby zrozumieć strzałki, cyfry, kreski, kropki i literki trzeba mieć umysł Mariana Rajewskiego. Opis ćwiczenia to coś, speedzie, yardach, hooku do środka i bieganiu na wolne pole.
Filip Mościcki, rozgrywający Kraków Kings, podsyła strony rysunków technicznych. A jedna kartka to jedno ćwiczenie. Zapewne robiliśmy to wielokrotnie, ale poprawy nie było. Im gorliwej próbowałem łapać futbolówkę, tym ta odbijała się od dłoni dalej i dalej.
– Futbol amerykański to głównie sport amatorski. Jest niewielu polskich zawodników, którzy zarabiają, a i tak nie mogą się tym pochwalić, bo mają stosowne zapisy w kontraktach – mówi Mościcki w "Dzienniku Polskim". – U nas na razie płaci się trenerom i graczom zagranicznym, którzy mogą dać większą klasę sportową lub wizję. Polscy zawodnicy grają, bo lubią, poświęcają czas i pieniądze.
Mościcki to weteran polskiego futbolu. Portal GameDay wybrał go rozgrywającym dekady. W reprezentacji debiutował w 2013. Nie wiem ile – jeśli w ogóle – zarabiał. Wymienialiśmy się jedynie schematami zagrań.
Wiem za to, że cheerleaderka w NFL zarabia średnio 150 dolarów za mecz. A Travis Kelce z Kansas City Chief dostanie za rok gry ponad 17 milionów dolarów.
Abdykacja
Biegałem, nie mając pojęcia co robić. Kilka razy starłem się z wielkimi cornerbackami. Raz nawet przejąłem piłkę. Tę dziwną, podłużną, jajowatą, cholerną piłkę. Niestety, nie odnotowałem postępu w grze.
Było zimno, ledwie 5 stopni. Wiało raz w prawo, raz w lewo. Do tego ta mgła. A może to był niesławny krakowski smog. Biorąc pod uwagę brak korelacji między nogami i rękoma, nie miałem już wyjścia. Zasymulowałem kontuzję pachwiny.
Na to cierpiał też inny zawodnik Kingsów. Z tym że on naprawdę. Mógł liczyć nawet na pomoc masażystek. Ja nie, bo byłem tylko amatorem na testach.
Zniechęciłem się tego dnia, ale mimo to stawiałem się na kolejne treningi. Skoro Korybut Wiśniowiecki został królem, to ja nie będę futbolistą? Walczyłem, starałem się, uczyłem zagrań z playbooka. W kolanach trzeszczało, powybijałem sobie palce, łapiąc piłkę, a łeb bolał od nadmiaru angielskiego słownictwa. Zasad futbolu amerykańskiego nie zrozumiałem.
Ale na szczęście poznałem fajnych ludzi.
Futboliści, mimo różnic w gabarytach i masie mięśniowej okazali się ludźmi z sercem na dłoni. Jeden z nich, który trenował w koszulce z logiem Supermana, okazał się supergościem. Tłumaczył mi stale zawiłości playbooka.
Skoro klub to Kings, a miasto Kraków też królewskie, to postanowiłem, wzorem Henryka Walezego, dyskretnie się wycofać. Nie uciec i odpuścić. Walezy po "abdykacji" został władcą Francji. A ja zobaczyłem nowy plakat…
Wskakuj do ringu
Mnie się nie udało, ale swego czasu do Super Bowl doczłapał się Sebastian Janikowski. 26 grudnia 2006 roku ten urodzony w Wałbrzychu zawodnik jako pierwszy Polak wystąpił podczas futbolowych Oscarów.
Zdobył nawet 3 punkty trafiając field goala z 40 jardów w 5. minucie. Miał także 5 kickoffów ze średnią 67 jardów. To nie wystarczyło. Zwycięstwo przypadło Tampa Bay Buccaneers. Zespół Janikowskiego przegrał sromotnie 21:48.
Następcą kopacza z Oakland był Babatunde Łukasz Aiyegbusi. To ponad dwumetrowy Polak nigeryjskiego pochodzenia. Urodzony w Oleśnicy. Warunki fizyczne wykorzystywał również w koszykówce. W 2005 został mistrzem juniorów ze Śląskiem Wrocław.
– Babs w międzyczasie został też twarzą Superfinału polskiej ligi, który graliśmy we Wrocławiu. Zresztą jest też w klipie promocyjnym, w którym mówiliśmy o Panthers Wrocław. On był w nim główną postacią, a później stał się ikoną futbolowej Polski. To dowód, że z Polski możesz trafić za Ocean – mówił Michał Latoś, prezes Panthers Wrocław.
– Nigdy nie oczekiwałem niczego od futbolu. To był mój nastoletni bunt przeciwko tym, którzy mówili, że nic z tego nie będzie. "Lepiej zajmij się koszem, z futbolu kasy nie ma, bo jest niszowy i egzotyczny". Ale ja jestem typem człowieka, który lubi iść pod wiatr – tłumaczył Aiyegbusi na sport.pl.
Mówił, że we wrocławskich parkach biegał po psich kupach. Grał, wyjeżdżał do Anglii, wracał. Mimo późnego startu i nieregularnego sezonu w półamatorskiej Polskiej Lidze Futbolu Amerykańskiego wypromował się na tyle, że zadzwonili zza oceanu. Atlantyda także dla wrocławianina!
Aiyegbusi podpisał kontrakt z Minnesotą Vikings. – Trener Babsa wskazał mu nawet zawodnika i powiedział: "Stary, jesteś lepszy od tego gościa, ale on ma 23 lata i jest po college’u, ty nie. On gra w futbol od 10. roku życia, ty od 18. Dla nas wybór jest prosty – ty masz wyżej sufit, ale zanim go osiągniemy, to będziesz miał już 30 lat na karku. Tak go zwolnili – opowiadał portalowi "Weszło" Robert Rosołek, kolega futbolisty.
Kariery w NFL nie zrobił, ale gabaryty Polaka doceniła WWE, federacja wrestlingu. – Najwięcej dał mi The Undertaker. To legenda. Gdy ten gość wchodzi do budynku, to wszyscy wszystko rzucają. Nieważne, czy masz obiad na gazie, czy jesteś w trakcie fikołka. A on wybrał mnie… Powiedział: – Wskakuj do ringu. I zaczęliśmy trenować. Nie mogłem się nasycić tym, co do mnie mówi – opowiada Babs.
Jajowata matematyka
Gwiazdą najbliższego Super Bowl nie będzie na pewno żaden Polak. Janikowski jest na emeryturze. Żartuje, że został taksówkarzem. Wozi córki do szkoły. 21 września 2023 WWE zwolniło Babatunde Aiyegbusiego. Został zawodnikiem polskiej organizacji wrestlingu – PTW. Walczy w szkolnych halach.
Dużo mówi się o Patricku Mahomesie. Quarterback Kansas City błyszczał przez cały sezon. Fani drwili ostatnio z wyborów, wywieszając pseudo karty wyborcze. Krzyżyk postawiono nie przy Donaldzie Trumpie, a przy zawodniku Chiefs. 47. prezydent Stanów Zjednoczonych będzie gościem honorowym meczu.
Według United States Census Bureau ubiegłoroczny finał Super Bowl oglądało 36 procent populacji Stanów Zjednoczonych. FBI przyznało tegorocznemu finałowi ocenę Special Event Assessment Rating 1, co oznacza, że "jest to istotne wydarzenie o znaczeniu krajowym wymagające szerokiego wsparcia agencji federalnych".
Nowy Orlean stał się miastem twierdzą. 1 stycznia 10 osób poniosło śmierć w ataku terrorystycznym podczas świętowania Nowego Roku. Rozpędzona ciężarówka wbiła się w tłum na French Quarter. Potem zamachowiec wysiadł i zaczął strzelać do ludzi.
– Shamsun-Din Jabbar działał sam – poinformował Christopher Wray, były szef FBI. – Musimy zachować czujność. Mówimy tu o ludziach, którzy radykalizują się w ciągu kilku tygodni, a nie lat – dodawał. Nad bezpieczeństwem podczas Super Bowl 2025 będzie czuwać ponad 2700 mundurowych. Od FBI po policję stanową. Nie zabraknie też Secret Service.
Super Bowl ma też inne gwiazdy. Takie spoza murawy. Podczas half-time show wystąpi raper Kendrick Lamar. Gdy w 2017 roku zaśpiewała Lady Gaga, wtedy sprzedaż jej albumu wzrosła o 1000 procent. Trzy lata później wystąpiła Jennifer Lopez. Po występie podczas przerwy Super Bowl zyskała aż 2,3 miliona nowych obserwatorów w mediach społecznościowych.
Nieważne jak zaśpiewa Lamar. Show skradnie zapewne Taylor Swift. Partner piosenkarki – Travis Kelce – jest gwiazdą Kansas City Chiefs. Ma szansę na trzecie z rzędu zwycięstwo w Super Bowl. Swift już rok temu była pokazywana 12 razy podczas finału, a jej czas antenowy to... 53 sekundy. Po meczu wpadła w ręce Kelce. Nie szczędzili sobie pocałunków przed obiektywami kamer. Sprzedaż koszulek futbolisty wzrosła o 400 procent. – Brawo dla Taylor Swift za zwycięstwo w Super Bowl! – napisał pogardliwie tenisista Andy Murray.
– Wiele osób pyta mnie, ile mam pieniędzy z zarządzania klubem. Mówię, że nie dostaję żadnego wynagrodzenia. Mam to szczęście, że mam pracę, która pozwala mi na to, by przy Lowlanders Białystok pracować z czystej pasji. Wynagrodzeniem jest to, że widzę, jak bardzo nasz klub od 2017 roku się rozwinął – mówił w rozmowie z TVP Sport Piotr Morko, prezes białostockiego klubu.
Mimo braku pieniędzy w tym futbolu to jakaś siła do niego jednak przyciąga. Tak jak telewizyjne hity przed ekran. Do Kraków Kings dołączył Filip Kulon. Influencer znany jako Paris Platynov. Na samym Instagramie śledzi go ponad 650 tysięcy.
Grupa innych internetowych celebrytów przejęła Kingsów w marcu 2022. – Naszym głównym celem jest spopularyzowanie futbolu amerykańskiego, ale nie tylko ze względu na sport, ale też na całą otoczkę, jaka wokół niego jest. Kraków Kings jest wyjątkową drużyną - to grupa mocno związanych z klubem profesjonalistów, więc atmosfera towarzysząca meczom i treningom jest mocno rodzinna – tłumaczył Łukasz Wojtyca, menedżer Ekipa Holding.
– Teraz mają nowe stroje. Widać, że to wszystko jest od Ekipy. Jak ja trenowałem, to biegałem w worku po ziemniakach. Kask? Nie było kasku. Gruba czapka zimowa – żartował w swoim stylu Platynov komentując mecz Kraków Kings z Warsaw Eagles.
Celebryci przyszli po mnie. Moja przygoda z Kraków Kings była krótka. Efemeryczna. Ja zaś zobaczyłem nowy plakat.
Wielkimi literami napisano na nim R-E-K-R-U-T-A-C-J-A. Obok wezwania był zawodnik z siatką na motyle. Sport nazywał się lacrosse, a drużyna Kraków Lacrosse Kings.
Nie dałem więc sobie jeszcze jednej szansy. Po co?
Krystian Juźwiak
***
Fragmenty tego tekstu zostały opublikowane w portalu krknews.pl 15.02.2017