Najlepszy start w eliminacjach mistrzostw świata w tym wieku, sześć punktów, zero straconych goli, ponad sto tysięcy kibiców na Stadionie Narodowym, miliony ludzi przed telewizorami wpatrzonych, jak nasi piłkarze pokonują Litwę (1:0) oraz Maltę (2:0) – wydawałoby się, że po takich wynikach każdy selekcjoner może, a wręcz powinien spać spokojnie. A jednak...
W kultowej komedii "Miś" pada zdanie całkiem nieźle oddające obecną sytuację w reprezentacji Polski: "Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przysłoniły wam minusów". Selekcjoner Probierz, z charakterystycznym uśmiechem, rozkłada ręce i mówi: "Więcej punktów w tych dwóch meczach zdobyć się nie dało". Ma rację. I niewiele więcej argumentów.
Ostatni raz reprezentacja Polski rozpoczęła eliminacje MŚ od dwóch wygranych w 2000 roku (3:1 z Ukrainą, 3:1 z Walią), a potem awansowała na mundial w Azji. Teraz skromne wygrane z Litwą oraz Maltą wcale nie muszą być zapowiedzią kwalifikacji na przyszłoroczny turniej w USA, Kanadzie i Meksyku. Droga za wielką wodę wiedzie m.in. przez dwumecz z Holandią (we wrześniu u nich, w listopadzie u nas). Po drodze naszych czekają wyjazdy do Helsinek (w czerwcu) oraz do Kowna i na Maltę. Jest gdzie zgubić punkty, a patrząc na to, co prezentuje zespół Probierza, może nie być o to trudno. Na MŚ pojedzie zwycięzca grupy, zespół z drugiej lokaty zagra w barażach, o kolejności decyduje bilans bramek, a nie bezpośrednie mecze.
W tym momencie Probierza bronią głównie wyniki. Wszystko inne – już nie do końca się zgadza. Trudno nie mieć wrażenia, że selekcjoner stracił półtora roku na stanowisku, że przez 18 miesięcy pod jego wodzą zespół nie zrobił widocznego postępu, że mało który zawodnik się rozwinął, że swoimi decyzjami nie zawsze pomaga drużynie, że styl z Litwą męczył oko, a po spotkaniu najwięcej rozmawiano o fenomenalnej interwencji Łukasza Skorupskiego, który uratował zespół od utraty gola na 0:1. Na trenera spadła ogromna krytyka.
Przypomnijmy, nim Probierz poprowadził kadrę do triumfów nad Litwą (142. miejsce w rankingu FIFA) i Maltą (169. lokata; z tak słabymi rywalami w eliminacyjnym dwumeczu Polska nie rywalizowała nigdy) przegrał niemal wszystko: EURO 2024 (nasza reprezentacja, jako jedyna, odpadła już po dwóch meczach) oraz zaliczył zjazd do Dywizji B Ligi Narodów, przegrywając cztery z sześciu meczów, tracąc w nich szesnaście bramek. Awans do EURO wywalczył m.in. po remisach z Mołdawią u siebie i karnych z Walią, w meczu w którym Polska przez 120 minut nie oddała celnego strzału. W meczach o punkty Polska pokonała tylko Szkocję (LN), Wyspy Owcze i Estonię w el. EURO.
Jego poprzednikowi, Fernando Santosowi, zarzucono, że nie dał szansy ani jednemu debiutantowi. Probierz pozwolił rozegrać pierwszy mecze w kadrze trzynastu piłkarzom. Co z tego wyniknęło? Na marcowy dwumecz wezwał tylko trzech graczy, którzy u niego zaczęli przygodę z reprezentacją (Jakub Piotrowski, Kacper Urbański i Mateusz Bogusz. Dominika Marczuka dowołał z młodzieżówki wobec urazu Nikoli Zalewskiego). Z Litwą zagrał tylko Piotrowski (najgorszy na boisku), z Maltą zaczął Bogusz (został zmieniony w przerwie, w trakcie pierwszej połowy Probierz wściekł się o to, że dobrał nieodpowiednie buty i poślizgnął się na murawie).
Drużyna nie wypracowała schematów, znając rywali w el. MŚ było wiadomo, że w większości meczów to nasi będą prowadzili grę i zostaną zmuszeni do ataku pozycyjnego. Jak to wyglądało? Kto oglądał ten widział. I ziewał oraz się denerwował.
Widzieli także przełożeni selekcjonera. I, szczególnie po spotkaniu z Litwą, nie byli zadowoleni. Zgadzał się tylko wynik. Zwycięski gol padł w 80. minucie po strzale Roberta Lewandowskiego i rykoszecie. Poniedziałkowe 2:0 z Maltą nie zostało odniesione w porywającym stylu. Probierz znowu nadrabiał miną, fatalne wrażenie pozostało. Do tego stopnia, że – wydawałoby się – nienaruszalna pozycja selekcjonera, została zachwiana. Aż trudno uwierzyć, że Cezary Kulesza po raz drugi przyzna się do błędnego wyboru trenera reprezentacji Polski (wspomniany Santos był pomyłką) i pożegna się z Probierzem jeszcze przed czerwcowym spotkaniem z Finlandią. Z PZPN nie płyną dobre wiadomości.
Wszyscy widzą, że pod oprócz sześciu punktów na starcie, niczego dobrego o drużynie powiedzieć się nie da. Skończyło się przymykanie oka na słabą grę, po starciu z Litwą Probierz musiał zmierzyć się z krytyką, jaka wcześniej go nie dotknęła. Po Malcie pomruki niezadowolenia nie ustały – a w perspektywie jest czerwcowy mecz w Helsinkach. Piłkarze będą wtedy myślami na wakacjach (jak w Kiszyniowie w 2023 roku, gdzie prowadzenie 2:0 do przerwy zamieniło się w porażkę 2:3 z Mołdawią po 90 minutach).
10 czerwca nie będzie łatwiej, a Cezary Kulesza ma z tyłu głowy to, że 30 czerwca odbędą się wybory na prezesa PZPN. Kiepski wynik reprezentacji (brak wygranej w Helsinkach praktycznie przekreśli szanse Polski na pierwsze miejsce) i nie poprawi także nastroju wokół federacji. Kulesza, choć robi dobrą minę do złej gry i oficjalnie wspiera Probierza, analizuje i zastanawia, jak postąpić. Na razie nie będzie wykonywał nerwowych ruchów, ponieważ ma na głowie czwartkowe (3 kwietnia) wybory do Komitetu Wykonawczego UEFA (czteroletnia kadencja), w których jest jednym z 11 kandydatów na siedem miejsc.
A potem? Może zdarzyć się wszystko. Probierz wciąż ma więcej szans na to, że pozostanie selekcjonerem, to jego pozycja nie już tak mocna, jak była przed meczami, które reprezentacja wygrała pod jego wodzą do zera.