Tradycje organizowania wielkanocnych wyścigów są na każdym kontynencie. A o świętach przypominała nazwą jedna z dawnych wschodnioeuropejskich formuł.
Polacy przekonali się o fenomenie wielkanocnego ścigania podczas transmisji z Grand Prix Malezji 2007. Towarzyszyła uroczystemu śniadaniu w wielu naszych domach, a oglądalność szacowano wówczas w milionach. Ze statystyk nie wynika jednak, ile osób złorzeczyło przed telewizorami. Na początku na Nicka Heidfelda, partnera zespołowego Polaka, który zetknął się kołami z Kubicą już na pierwszym zakręcie. Do tego doszedł potem tak zwany kapeć. Potem oberwało się mechanikom zespołowym, którzy mieli kłopot ze sprawną wymianą jednej z opon. Czarę goryczy przepełniła masa usterek technicznych. Kubica był osiemnasty, ostatni z kierowców, którym udało się dojechać do mety. Nie ukrywał rozczarowania. Mówił, że jak najszybciej chciałby zapomnieć o tym wyścigu.
Inaczej wyglądała sytuacja w zespole McLaren-Mercedes. Jego dwaj kierowcy przodowali. Zwycięstwo odniósł Fernando Alonso, który marzył o trzecim tytule mistrza świata z rzędu, ale zagrożenie pojawiło się z najmniej spodziewanej strony. Drugie miejsce wywalczył debiutant Lewis Hamilton, który udowodnił, że podium sprzed trzech tygodni w Australii nie było przypadkiem, tylko początkiem niezwykle udanej kariery. Niezbyt zadowolony z trzeciego miejsca był Kimi Raikkonen, ale obrót spraw w Woking i liczne skandale towarzyszące McLarenowi sprawiły, że to Fin cieszył się z mistrzostwa na koniec sezonu.
Kierowcy musieli wybrać się do Malezji także podczas świąt wielkanocnych w 2010 roku. W Wielką Sobotę wielu z nich skończyło udział w kwalifikacjach już po pierwszej sesji, a w panujących podczas niej dość nieprzewidywalnych warunkach pogodowych najlepiej poradził sobie Kubica. Ostatecznie startował do wyścigu z szóstego pola. Skończył tuż za podium, a triumfował duet Red Bulla. Sebastian Vettel zaraz po starcie przebił się z trzeciego miejsca na pierwsze, ale największe wrażenie robiły pościgi kierowców McLarena, przesuwających się z końca stawki.
Wydarzenia z Wielkanocy 2014 przeszły do historii Formuły 1. Nie z powodu zaciętej rywalizacji, bo Mercedes triumfował po raz czwarty z rzędu, a po raz trzeci wygrał Hamilton przed Rosbergiem. To był początek dominacji tego zespołu w erze hybrydowej, trwającej prawie siedem lat. Nużyła ona kibiców, ale wszystkich obserwujących relację z Chin pobudziły wydarzenia z przedostatniego okrążenia. Anglik zobaczył biało-czarną flagę z szachownicą kółko za wcześnie. To był błąd sędziowski, więc za oficjalną uznano kolejność na dwa okrążenia przed planowanym końcem wyścigu. Na szczęście nie miało to wyraźnego wpływu na końcową klasyfikację.
W ostatnim do tej pory wielkanocnym grand prix, czyli GP Bahrajnu 2017, triumfował Vettel. Nie stronił wtedy od skojarzeń świątecznych, bo porównał rywalizację z bolidami Mercedesa do "szukania ukrytych jajek, które ostatecznie udało się znaleźć". Trzeba przyznać, że zwycięzcy na torze Sakhir w Bahrajnie pomogła pięciosekundowa kara nałożona na Lewisa Hamiltona. Anglik nie dogonił przez nią Niemca, choć w walce pomagał mu kolega z zespołu, który przepuścił Hamiltona. A Vettel zwycięstwo zadedykował… zajączkowi wielkanocnemu, a potem złożył fanom życzenia świąteczne.
Od tego wydarzenia unikano organizacji wyścigów w święta wielkanocne, co Vettel przyjmował z radością. W 2019 mocno podkreślał, że dzięki temu spędzi czas z rodziną i poprawi więzi rodzinne. Ta sama motywacja towarzyszyła też decyzji o zakończeniu kariery przez czterokrotnego mistrza świata po sezonie 2022.
Niemca nie będzie już w jednym z bolidów na torze w Arabii Saudyjskiej, ale jego wpływy są tam odnotowywane do dziś. Przy okazji startu w 2021 zorganizował wyścig kartingowy dla Saudyjek i czyni to co roku, również ostatnio. Inicjatywa "Race 4 Women" służy poprawie sytuacji kobiet w królestwie i uwypukleniu tamtejszych niesprawiedliwości prawnych.
W tym roku symboli wielkanocnych na torze w Dżuddzie oczywiście nie znajdziemy, ale czasami religia wywierała wpływ na wyścig. Rok temu konieczne było przełożenie grand prix z niedzieli na sobotę, by uniknąć kolizji z ramadanem. Wszyscy przyjęli to bez zastrzeżeń.
Od początków sportów motorowych uznawano dni świąteczne za dobry czas do organizacji zmagań. Podążano tropem wyścigów konnych przynoszących duże zyski organizatorom i bukmacherom. Wyjątkiem pozostaje Nowy Jork, gdzie takie praktyki są zakazane w Wielkanoc, podobnie jak w pierwszy dzień świąt bożonarodzeniowych. Dziesięć lat temu przeszła jednak poprawka prawa pozwalająca na przeprowadzanie wyścigów konnych oraz zakładów bukmacherskich w Niedzielę Palmową. Prace nad tym trwały prawie pół wieku.
W sportach motorowych zakłady wzajemne mają mniejszą rolę. Amatorzy rzucania na szalę czegoś ważniejszego niż pieniądze, bo własnego życia, pojawili się w wielkanocny weekend w Goodwood po zakończeniu II wojny światowej. Poniedziałek wielkanocny był przez wiele lat dniem, gdzie rywalizowali najlepsi kierowcy nie tylko z Wysp Brytyjskich. Raz triumfował nawet tajski książę Bira.
Pierwszy wyścig Formuły 1 w Goodwood zorganizowano jeszcze przed początkiem mistrzostw świata tej serii. Od 1949 do 1966 traktowano tę rywalizację jako rozpoczęcie sezonu wyścigowego w Wielkiej Brytanii. Wśród zwycięzców w specyfikacji F1 i F2 znajdziemy takich jak: Stirling Moss, Jack Brabham, Mike Hawthorn, John Surtees, Graham Hill oraz uznawanego za najlepszego w historii Jima Clarka.
Lata siedemdziesiąte przyniosły podobną gratkę zainteresowanym jazdą na dwóch kółkach. Najlepsi motocykliści z Wielkiej Brytanii i USA ścigali się na brytyjskich torach przez cały weekend świąteczny i to po kilka razy dziennie, a każdy wynik się liczył i przynosił cenne punkty. Najwięcej zwycięstw miała brytyjska ekipa. Ścigano się tak do 1991 roku.
Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jeżdżono w Wielkanoc za oceanem w serii NASCAR. Potem działo się to wyłącznie przy okazji przekładania wyścigów z innych dni, ze względów pogodowych. A tak na marginesie, to Dzień Matki (przypadający w większości państw, w tym w USA, w drugą niedzielę maja) również pozostawał wolny od ścigania. Niechęć do jazdy w Wielkanoc może dziwić, bo inne amerykańskie organizacje sportowe nie mają problemów z przeprowadzaniem zawodów w ważne święta. NFL gra w Święto Dziękczynienia i Boże Narodzenie, a to drugie święto jest też znakiem rozpoznawczym NBA. Warto pamiętać, że fani NASCAR należą do najbardziej konserwatywnych kibiców w Stanach Zjednoczonych. Zdecydowany sprzeciw wobec ścigania świątecznego wyrażała żona twórcy tej serii, Anne B. France.
NASCAR próbowała ostatnio pójść drogą, którą obrali inni. Zachętą były zyski z transmisji telewizyjnych. O ile w 2022 kibice przed ekranami dopisali (co mogło wynikać z tego, że rywalizowano na żwirowym owalu, co zdarza się rzadko – maksymalnie jest jeden taki wyścig w sezonie), o tyle potem nie udało się powtórzyć tego sukcesu. Swoje do powiedzenia mieli też kierowcy. Joey Logano oraz Dale Earnhardt Jr. nie zostawili suchej nitki na NASCAR podkreślając, jak ważna jest dla nich Wielkanoc. Msza przed wyścigami, niespotykana gdzie indziej, nie przekonała wiernych kibiców oraz członków ekip. W tym roku NASCAR w Wielkanoc nie skupi uwagi, ale Dzień Matki wpisano już na stałe do kalendarza.
W tym roku w porządku zachodnim i wschodnim świętuje się Wielkanoc o tej samej porze, a Wschód z Zachodem łączyła od dawna miłość do sportów motorowych. Kraje "demokracji ludowej" rywalizowały sobie według przyjętej w ZSRR specyfikacji znanej w angielszczyźnie jako, nomen omen, Formuła Easter. Ich "bolidy" składały się z części zbieranych z fabryk motoryzacyjnych z różnych komunistycznych państw, ale można było kupić też gotowe auto z estońskich zakładów. Tam inspirowano się konstrukcjami widocznymi w fińskich magazynach. Organizowano więc za żelazną kurtyną różne serie krajowe, jak choćby Puchar Pokoju i Przyjaźni, który wymyślili nasi działacze. Była też polska Formuła Easter, ale wyścigów świątecznych próżno było szukać - sezon zaczynał się zazwyczaj w maju. Auta uczestniczące w tych rywalizacjach są teraz poszukiwane przez pasjonatów jak jajka wielkanocne. W realnej i wirtualnej postaci.
W Europie i Ameryce wielkanocne wyścigi są w początkowej części sezonu motorowego, ale w Australii wieńczą całoroczne zmagania. Tor Mount Panorama Circuit w Bathurst gości jesienią multum serii, w tym te historyczne. I tak jest od 1931 roku, z mniej lub bardziej intensywnymi zmaganiami. W latach osiemdziesiątych dochodziło tam nawet do zamieszek, w których uczestniczyły gangi motocyklistów. Na szczęście palenie samochodów i motocykli zastąpiło teraz jedynie... palenie gumy.
Jeśli chodzi o Formułę 1, to oprócz wspomnianego Sebastiana Vettela, wielkanocne grand prix było kluczowe dla wielu późniejszych sław. Pierwsze trzy, w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, miały miejsce w jednym z najbardziej katolickich państw - Brazylii. Za każdym razem zaczynały sezon mistrzostw świata i były na torze Jacarepagua w Rio de Janeiro. Każde nie było zbyt udane dla Ayrtona Senny. W 1985 roku miał awarię elektroniki w bolidzie Lotusa. Trzy lata później został zdyskwalifikowany, a wcześniej został zasypany plotkami podsycanymi przez lokalną prasę. W 1989, podobnie jak rok wcześniej, startował z pole position, ale usterki sprawiły, że był jedenasty. Więcej mówiono wtedy o Nigelu Mansellu, który wygrał wyścig, debiutując w Ferrari. W czasie świętowania przeciął sobie rękę otrzymanym trofeum:
Wielkanocny pech opuścił Brazylijczyka poza rodzinną ziemią. Deszczowe GP Europy 1993 w brytyjskim Donington należało bowiem do jego najlepszych występów. Mimo błędu na starcie przed końcem pierwszego okrążenia przebił się z piątego miejsca na pierwsze, którego nie oddał przez 75 kółek. Zdublował niemal wszystkich kierowców, a był bliski dokonania tego również w przypadku drugiego Damona Hilla. Na podium odebrał wyjątkowe trofeum, czyli figurkę Sonica, kultowej postaci gier produkowanych przez głównego sponsora wyścigu - Segę.
Wielkanocne grand prix bywały też w latach dziewięćdziesiątych i na początku lat 2000. Dużą rolę odgrywał w nich Michael Schumacher, ale największe emocje wywołał jego triumf w GP San Marino na Imoli w 2003. Niejeden z oglądających wyścig w rodzinnym gronie uronił łzę, gdy widział płaczącego Niemca na najwyższym stopniu podium. Jego matka zmarła bowiem kilka godzin przed startem. Schumacher z bratem Ralfem, mimo tych okoliczności zdecydowali się na start.
W tegoroczną Wielkanoc oprócz Grand Prix Arabii Saudyjskiej polscy kibice będą mogli ponownie zobaczyć ścigąjącego się Roberta Kubicę. Kierowca zespołu AF Course wystartuje w sześciogodzinnym wyścigu World Endurance Championship na torze Imola. Start o godzinie 13 oznacza, że od razu po jego zakończeniu będzie można śledzić wyścig Formuły 1 w Dżuddzie. Możliwe, że część widzów zdecyduje się na obejrzenie powtórki, a inni spróbują wciągnąć w motoryzacyjną pasję resztę rodziny. Najważniejsze jest jednak to, by spędzić święta wspólnie.