| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Jeździliśmy do jednostek wojskowych. Był kawałek ziemi. Kazał porobić z drzew bramki i graliśmy. To też pokazywało chłopakom, że w życiu nie zawsze jest różowo. Może o to mu chodziło, sam nie miał lekko.
Pierwsze wspomnienia są podobne. Jeszcze z Oporowskiej 62, jeszcze na trybunach obsypanych łupinami słonecznika. Mijały mecze, Śląsk mijał ligi. Przed wejściem na "młyn", trybunę odkrytą, zawsze można go było spotkać. Kręcił się między ludźmi, przystawał, zagadywał, na stadion wchodził ostatni, nie licząc spóźnionych. Pędził o kulach, żeby zdążyć na widownię.
Spotkany po raz pierwszy, długo się nie przedstawiał, przejście na "ty" bez bruderszaftu, niezależnie od wieku.
– Pluto jestem – podawał dłoń, odrywając się na chwilę od kul, które go podpierały.
Ile miał lat, nikt nie dociekał. Jak miał na imię, mało kto wiedział. Po prostu Pluto. Dla wszystkich.
Miłość wywieziona z Koszalina
Wtedy, w czasach drugiej ligi, dzieci bodaj do dwunastego roku życia wchodziły na trybuny za darmo. Bez biletu, wystarczyło pokazać się ochroniarzowi przed kołowrotkiem i powtarzać uparcie, że rocznikowo nadal wychodzi 12, tylko natura obdarowała wzrostem. Najpewniej było iść z opiekunem, inaczej mogli nie wpuścić bez legitymacji szkolnej.
Pluto przygarniał, przekonywał ochroniarzy, którzy dobrze go znali, że przyszły z nim wnuki. I tak wprowadzał na trybuny kolejne pokolenia. Tak zakochiwał młodych w Śląsku, w którym sam był zakochany od niepamiętnych lat. Znał go prawie każdy. Spiesząc na mecz, zwalniały i podchodziły dzieci, nastolatkowie, starsi.
Najserdeczniejszy był dla młodych. Odwdzięczali się rozmową, uwagą, kiedy opowiadał dawne dzieje. Nikt nie wiedział, od kiedy chodził na Śląsk. W 1996 roku udzielił wywiadu "Gazecie Wrocławskiej". Mówił, że "było to w październiku 1975 roku. Śląsk grał w Pucharze Polski w Koszalinie. Koledzy namówili mnie, abym pojechał. I nie zawiodłem się. Wojskowi wygrali 1:0 a bramkę w 57. minucie strzelił Garłowski". W 2011 roku, po derbach z Zagłębiem Lubin, tylko wyjazdowych meczów miał 383. Domowych nie zwykł opuszczać.
Przyjeżdżał tramwajem z blokowiska, z osiedla za dworcem. Poznawało go wielu, których sprowadził – z podwórka na stadion.
Wyłowieni z podwórka
Przemek Piwowarski jest prezesem stowarzyszenia Wielki Śląsk. I chłopakiem z Gaju. Między blokami, na klepisku zwanym boiskiem, poznał Pluto. Ganiał za piłką, a Pluto robił wtedy za drugiego trenera młodzieżowego Śląska przy Racławickiej. Wolontariat, ale z sercem, mimo że renty dostawał 200 złotych, a jakoś musiał żyć.
– Wyciągał chłopaków z podwórek. Wiadomo, wielu z trudnych rodzin, ale też z tak zwanych dobrych. Liczyło się, kto miał smykałkę do piłki. Patrzył jak grają i zapraszał ich na treningi Śląska. A potem zarażał miłością do klubu. Zaczynało się od podawania piłek. Większość dzieciaków, jak już raz poznała atmosferę, wracała na Oporowską. Wychował wiele pokoleń kibiców. Ja też tak tutaj trafiłem, też mnie wyłowił na podwórku, zaprosił na trening – opowiada Przemek.
Dorastali w blokowiskach. Mogli się skrzyknąć albo wyjść w ciemno na podwórku. Wiedzieli, że ktoś pewnie już uciekł z mieszkania przed nudą i czeka na resztę. Innej rozrywki osiedla i technologia nie dostarczały.
Blokowiska wychowywały nie tylko grzecznych i poprawnych. Przemek poznał kulturę osiedlową. Dorastał w niej: – Na takich osiedlach jak Gaj, Huby, nie było lekko. Większość dzieciaków, które biegały po podwórkach, prowizorycznych boiskach, nie miała w życiu łatwo. Musieliśmy wszystko sami zorganizować. Karczowaliśmy stare ogródki działkowe, wyrywaliśmy korzenie, żeby mieć gdzie pokopać w piłkę. Po paru latach organizowaliśmy ligę, pojawiał się Pluto. Piłka była ważną częścią kultury osiedlowej.
Tym, którzy nie mieli na bilet...
Przemek spogląda przez okno na trybuny stadionu przy Oporowskiej. Tu najczęściej widywał Pluto. Nieco widział też na podwórku, nieco zapamiętał – z dzieciństwa, ze wspólnych wyjazdów, trochę zasłyszał od starszych.
– Pluto miał w ogóle dzieci?
– Nie mówili o tym nigdy.
– Ale wnuków wielu, kiedy trzeba było wejść na stadion.
– Wszyscy go pamiętają, bo pomagał chłopakom, którzy nie mieli pieniędzy na bilet. Zawsze jakoś ich wprowadził. Czy jako opiekun, czy pod pretekstem posprzątania czegoś.
– Był jak dziadek?
– Jako małolata rodzice nie chcieli puszczać mnie na mecze. Sporo się tutaj działo, głośno o tym było. Podawałem piłki, dostałem szansę, mogłem tutaj być. A potem spotykaliśmy się z Pluto w pociągach, na trybunach. Wielu z nas tak zaczynało przygodę z kibicowaniem. On był dla nas mentorem. Zawsze się nami opiekował na wyjazdach, zawsze wokół niego kręciło się sporo dzieciaków. W latach dziewięćdziesiątych na stadionach nie było sielanki, ale młodzi, którzy jechali, zawsze mogli na niego liczyć.
– Pracował?
– Nie mam pojęcia. Przeprowadziłem się, kiedy mnie wypatrzył, mieszkałem jeszcze na Gaju. Kiedy go spotykałem pod stadionem, zawsze dawałem mu parę złotych na jedzenie. Widać było, że potrzebował pomocy.
– Ktoś się doliczył, w którym roku zaczął przychodzić na Śląsk?
– Starsi opowiadają, że jeździł na wszystkie mecze w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych. Mówi się, że żaden z kibiców Śląska nie ma tyle wyjazdów co on. A wyjazdy to miara fanatyzmu, najważniejsza część kibicowskiego życia. Kto ma więcej, zasługuje na większy szacunek. On miał najwięcej.
– Do końca kibicował z trybun?
– We Wrocławiu widziałem go prawie na każdym meczu. Wyjazdy już odpuścił. Ale parę lat temu, jak podstawiano specjalny pociąg, to wsiadał. Potem nie pozwalał mu stan zdrowia.
– Pewnie nikt nie pamięta jego początków, wszystkie pokolenia minął...
– Był częścią historii tutaj, na Oporowskiej. Wszyscy go znali... Taka charakterystyczna postać. Teraz już nic nie będzie takie samo po jego odejściu.
Zdjęcia wykonane analogiem
Kuba Małecki mieszkał na Hubach. Mama chciała zapisać go na tenisa, ale dobrze się uczył. To był jego argument, kiedy prosił ją, żeby posłała go na piłkę. Zgodziła się. Dwa razy złamał nogę, dlatego nie zrobił wielkiej kariery w klubie, mimo że miał papiery na granie. Od pierwszych treningów pamięta Pluto.
– Poznałem go na początku przygody. Stacjonował u śp. Włodzimierza Chamskiego, trenera starej daty. Zostałem zaproszony na turniej, taki szkolny, na Saperów. Grał tam wtedy Śląsk, Pluto już z nimi był. Kiedy zacząłem chodzić na treningi, poznaliśmy się. Okazało się, że mieszka blisko. Bywał w pobliżu podstawówki nr 77, w tych okolicach Wrocławia. Kiedy zmarł Włodzimierz Chamski, jego kontakt z młodzieżowym Śląskiem urwał się nagle.
– Innym trenerom nie sekundował?
– Nie wiem, może ten trener znał go lepiej, zaprosił do współpracy, inni tak bardzo nie chcieli. On był z Włodzimierzem Chamskim... nie znam początków, nie wiem, jak się dostał. Podejrzewam, że z braku zajęcia, braku pracy, przyprowadzał chłopaków na treningi. Trener miał do niego słabość, pozwalał mu we wszystkim uczestniczyć. Był na każdym treningu, jeździł na obozy, a przecież nie miał żadnych papierów.
– Nie pracował?
– To był człowiek z ulicy, który pomagał. Nie sądzę, żeby dostawał coś z klubu. Trenerzy, rodzice robili czasami zrzutki. Jakoś się jednak utrzymywał, zdobywał pieniądze na życie. Podejrzewam, że robił też coś w szkole na Nyskiej, kręcił się tam często.
– Zawsze szczycił się, że jego wychowankiem był Radosław Janukiewicz...
Kuba wyciąga z teczki kilka zdjęć. Niewielkich, na papierze fotograficznym. Widać, że niedzisiejsze, z aparatu analogowego, a nie cyfrowego. Na jakość nie wypada narzekać, bo mało kto uwiecznił Pluto.
– Radek jest tutaj, a tu stoi Pluto – wskazuje Małecki.
– Janukiewicz był wtedy ostatnia deską ratunku. Pluto z dumą opowiadał o nim pod stadionem...
– Kochał Śląsk, nie tylko piłkę nożną. Pierwszy raz na ręcznej byłem za jego czasów. Jeszcze na Saperów. Na salę wchodziło może tysiąc osób. Balkony, przeciskanie się... Zawsze wprowadzał dzieci na ręczną, na koszykówkę. Szanowali go.
– Zawsze wchodził na trybuny ostatni. Może przez to wprowadzanie?
– Tak to wyglądało. "Dobra, poczekaj, będzie pierwszy gwizdek, to wejdziemy". Nieraz się nie udawało, ale większość ochroniarzy już go kojarzyła. To też byli starzy kibice. "Dobra, wchodź" – mówili. "Ilu ich masz?", "dziesięciu". Na Oporowskiej to samo. Ochroniarze tylko prosili "ale tak, żeby nikt nie widział". W weekend nie siedziało się w domu, tylko chodziło na mecze. Często mama dopytywała "ale gdzie ty idziesz?".
Każdy chciał grać w FC Pluto
Mieli dziesięć, jedenaście, niektórzy dwanaście lat. Trenowali w Śląsku, ale podwórkowej piłki też łaknęli. Mieszkanie było tylko przystankiem w drodze ze szkoły na plac.
– W szkolnych czasach, od piątej klasy do siódmej, ósmej, Pluto widywałem prawie codziennie. Trzy razy na treningach, mecze, wyjazdy, obozy. Dla mnie, dla chłopaków był... może nie autorytetem na miarę ojca, człowiekiem, który do czegoś doszedł, coś osiągnął. Ale miał swoje wartości, sposób bycia. Był lubiany, zawsze dało się z nim porozmawiać. Dusza towarzystwa. Tylko ten alkohol... Już wtedy, a miał dopiero czterdzieści pięć lat.
– Ale nigdy nie widziałem go agresywnego.
– Był dobrym człowiekiem. Prawdziwy kibic, żaden chuligan. Miał swoje zasady, trzymał się ich. Nawet, kiedy pojawiał się alkohol, to potrafił się zachować.
– Nawet po kilku piwach nie zawodził?
– Na Racławickiej było słynne boisko, tartan. Spędzaliśmy tam dużo czasu. Nieraz, kiedy nietrzeźwy Pluto namalował linie, sędzia nie chciał dopuścić do meczu. Trener odezwał się z politowaniem "oj Pluto, Pluto". Ale przychodził, brał wózek i jechał, krzywo, bo krzywo, ale był. Nie zawiódł.
Na stole nadal leży kilka zdjęć. Dwa na tle tego samego budynku. Gmaszysko widać najlepiej, twarze nieco gorzej.
– To zdjęcie z jednego z takich obozów?
– Tak. Tu, w Rogowie, od razu zorganizował ligę obozową. Jeździliśmy do jednostek wojskowych. Był kawałek ziemi. Kazał porobić z drzew bramki i graliśmy. To też pokazywało chłopakom, że w życiu nie zawsze jest różowo. Może o to mu chodziło, sam nie miał lekko, nikt mu niczego nie podał na tacy. Chciał nas nauczyć, że można zrobić coś z niczego.
– Przemek mówił, że wiele zrobił.
– To wszystko działo się w czasach, kiedy piłka podwórkowa miała duże znaczenie. To było rewelacyjne dla dzieciaków, dla klubów. Na innych osiedlach nigdy nie rozwinęło się to jak u nas w parafii, na Hubach. I tak wychodziliśmy pograć, ale Pluto potrafił zjednoczyć chłopaków.
– Jakby sam mianował się trenerem osiedlowym...
– Przy Nyskiej, gdzie mieszkał, stała szkoła nr 9. Za nią był wielki plac, jeszcze nie mieliśmy boiska, choć teren przeznaczono właśnie do piłki, koszykówki. Z pomocą chłopaków potrafił zrobić boisko. Karczowaliśmy drzewa, wyrywaliśmy chwasty. Robił to sam z siebie. A jak zobaczyliśmy, że jest ktoś taki jak Pluto, to naturalne stało się "no to idziemy do niego". To był duży obszar, nieraz grało się po sześciu, nieraz nawet po piętnastu. Kto lepszy, kiwał się.
– Na graniu bez ładu i składu się nie skończyło.
– Założyliśmy nawet drużynę. KWPG Poland. Kamienna, Wapienna, Przestrzenna, Gajowa. Kupiliśmy koszulki, zapisaliśmy się u Pluto do turnieju. Ze mną grał jeszcze brat. Też trenował w Śląsku, nawet miał epizod w pucharze z Legią.
– Już trenowaliście w Śląsku, ale w podwórkowej piłce to nie przeszkadzało?
– Przyniosłem dyplomy...
– FC Pluto?
– Jeździł, zapisywał nas po Spartanach, MOSiR-ach, na turnieje o złotego karpia, cokolwiek. Wszędzie, gdzie się dało, gdzie ktoś robił zawody. A dla nas występ w FC Pluto to było coś. Zawsze chciałem być w jego drużynie, zawsze chcieliśmy się nazywać FC Pluto. Tu jest jeszcze dyplom z 1995 roku, z Krajewskiego, z turnieju szóstek. Na ferie czy na wakacje zaklepywaliśmy miejsce już kilka miesięcy wcześniej. "Pluto, ja jestem u ciebie, zapisuj nas i musimy się nazywać FC Pluto". Potem było FC Pluto 1, FC Pluto 2, wszyscy chcieli u niego grać.
Kilo gwoździ i kajecik pana Pluto
Plac za "dziewiątką" widział mistrzostwa i turnieje zacięte. Dzielnica na dzielnicę, ulica na ulicę. Pluto stworzył mały piłkarski świat. Wystarczyło mu podwórko, zeszyt i długopis.
– Turnieje, mecze, wszystko zapisywał. Zawsze brał ze sobą kajecik i notował. Każdą bramkę, każdą. Potrafił powiedzieć "strzeliłeś setnego gola". Zaraz podbiegali inni, "a ja, a ja ile mam?". Na bieżąco stawiał kreseczki przy nazwiskach. Był tym pochłonięty.
– Miał swój świat, którym wy też żyliście?
– W Śląsku chodził na treningi w sali. Bramka, kreseczka, królowie strzelców, nagrody, notował nawet asysty, wszystko miał w zeszyciku. Ale nie pokazywał. Jak ktoś zajrzał, to tylko pogroził "Gdzie! Gdzie! Gdzie!". Pytali: "ile mi brakuje bramek?", "pięciu". Albo: "to twój czterechsetny występ na Nyskiej".
– Musieliście go uwielbiać.
– Pamiętam jeszcze, że wymyślał pseudonimy. Tylu, ilu chłopaków w klubie, tyle przezwisk. Dla każdego znalazł jakieś. Najczęściej bajkowe, na przykład mnie nazywał Kinopy. To był grzybek w pewnej bajce, nawet nie wiedziałem, o co chodzi, nie oglądałem jej. Ale miałem wtedy fryzurę na grzybka. U mnie pseudonim się nie przyjął, ale niektórym został na lata. Ktoś przy kości to "Dosia", Piotrek Siwek miał ksywę "kilo gwoździ", pamiętam to do dziś. Trafnie przydzielał pseudonimy. Grzybek Kinopy był spokojny, tak jak ja na boisku. A Piotrek grał w ataku, pyskaty, wszędzie się wepchał. Dosłownie, kilo gwoździ.
– Mielibyście co wspominać.
– Jeszcze jedna anegdota. Zawsze opowiadał, że nie myje zębów tylko je jabłka. Miał czterdzieści, pięćdziesiąt lat, wielu w tym wieku nie wychodzi od dentysty, a on dalej mógł zjeść jabłko. Chodził i mówił nam: "jabłka, tylko jabłka".
– Rozmawialiście kiedyś o jego dzieciństwie?
– Nie wspominał o przeszłości. Wypytywaliśmy czasami. Mówił tylko, że ma gdzieś rodzinę w Brzegu, rzadko ją odwiedza i tyle. Dziecięcych lat nie ruszał.
– Sam nie miał dzieci, tylko was na podwórku. Rodzice się nie krzywili?
– Pluto pił, do tego miał niepełnosprawność, przyznali mu nawet jakąś grupę inwalidzką. Niekoniecznie wyglądał reprezentacyjnie. A my mieliśmy po dwanaście, trzynaście lat. Jeśli rodzice go nie znali, pytali, dlaczego ma kontakt z dziećmi, na jakiej zasadzie. Kto go znał, łatwiej akceptował, wiedział, że to swój chłop. Nieraz do mnie przychodził do domu. Kiedy był pijany, schodziłem i mówiłem mu "wiesz, że nie mogę cię wpuścić, powiedz, to przyniosę ci jedzenie, kilka złotych". Śmiał się, że na oranżadę. Raz przyszedł trzeźwy w wigilię. Spędził ją z nami, rodzice się nie sprzeciwili.
Kuba myślał niedawno o Pluto. Żałuje, że nie pojechał, nie zaprosił na obiad. "To taka nauczka dla wszystkich. Lepiej nie odkładać, bo teraz jest po prostu smutno, że nie zdążyliśmy się jeszcze zobaczyć, powspominać".
Wypada "szczęść Boże" powiedzieć
Jakiś czas temu odszukały go studentki dziennikarstwa z Uniwersytetu Wrocławskiego. Robiły film dokumentalny na zajęcia. Znalazły pod sklepem, siedział z tanim winem i kilkoma kompanami. Jedyna rozrywka poza Śląskiem – butelka. Przysiadywał przy koszykach, tam była największa szansa na drobne.
– Twoje najlepsze skojarzenie z dzieciństwa to jakie? – zagadnął go jeden z towarzyszy, ten z papierosem.
– Pokrzywy...
– A, to opowiadałeś już. Cały po pas byłeś obłożony.
– Ja reumatyzmu nie mam. Zdrowy jestem, 30 lat nie choruję, a 40 lat chodzę na Śląsk.
Nalali odrobinę wina do papierowych kubków na rozgrzewkę, opróżniając butelkę. Odeszli, dwóch kompanów szło na przodzie, kilka metrów za nimi, o kulach, Pluto.
Usiedli na ławce, otworzyli kolejne wino.
– O, moja siostrzyczka idzie – odezwał się Pluto. – Zakonnica, zakupy robiła.
– Wypada "szczęść Boże" powiedzieć.
– One, siostrzyczki, mnie lubią. Takie fajne są i tak mnie lubią. Mnie mama nie wychowała, bidulec mnie wychował, zakonnice.
– Ciebie podrzucili, nie?
– Ja już nie wiem, jak to było. Miałem kilka miesięcy, dali mnie do szpitala. Różne są wersje. Prawa rodzicielskie, coś takiego. Musieli być pijakami. Tak jak ja teraz, też piję. Jak przyjechałem do Wrocławia, prawie dwa lata szukałem rodziców. Potem przestałem. Pojechałem odwiedzić dom dziecka i mówiłem, że szukam rodziców. Wychowawca powiedział "zostaw to".
Nie poznał rodziców, nie miał dzieci. Wychował się w rodzinie zastępczej w Brzegu. Ci rodzice już zmarli. Potem był Wrocław, przystanek na całe życie.
Ostatnie pożegnanie
W środę, 13 lutego, siąpiło. Nad cmentarzem na Kiełczowie, daleko od centrum Wrocławia, szaro, same chmury. I chłód, i wiatr. A wokół karawanu, tuż za bramą, dobrze ponad 200 osób. Może 300, może jeszcze więcej. W każdych trzęsących się z zimna rękach znicz, kwiaty, szalik Śląska. I słowa księdza "chciałbym, żeby na mój pogrzeb przyszło kiedyś tylu ludzi". I zaduma, wspomnienia, dużo wspomnień.
Przypomniał się wtedy amerykański dramat sądowy z lat sześćdziesiątych. I ostatnia scena, kiedy do głównego bohatera, przysięgłego numer osiem, podchodzi przysięgły numer dziewięć. Po kilkudziesięciu godzinach wspólnych obrad pyta:
– Jak się pan nazywa?
Pluto miał na imię Marek.
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
17:00
Pogoń Szczecin
16:00
Radomiak Radom
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.