{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Gorączka złotych w Legii czy owczy pęd do Chin?
Jerzy Chromik /Nie wszystko, co towarzyszy pierwszemu meczowi z Ajaksem, da się wytłumaczyć Rokiem Owcy w Chinach.
Niełatwo kibicować Legii w tym sezonie pucharowym. Od błędu do sukcesu, od sukcesu do błędu. Od ściany świeżo pomalowanej do ściany płaczu. Fatum czy przeznaczenie? Wbrew pozorom przede wszystkim chyba budżet. Imponujący w ekstraklasie, ale i niedopięty. Pozostający chwilami na agrafkach.
Pewnie dlatego oferowano Żyrę razem ze świątecznymi kartami, sprzedano za młodu Bielika. Na pniu. Jest w naszej lidze wciąż prymat ekonomii nad sportem. Dlatego wczoraj nie było komu udźwignąć poza boiskiem, a do przerwy także na nim, ciężaru obiecanych przez Chińczyków pieniędzy.
Chyba zabrakło jednolitego, szczerego przekazu dla zespołu i kibiców – sprzedajemy Radovicia za ogromne pieniądze i to jest teraz najważniejsze. Mecz jest na drugim planie, bo forsa jest większa od tej, którą zarobimy za wyeliminowanie Ajaksu. Proza życia. A nie jesteśmy krezusami z Kataru. Czyż nie tak?
Nikt ci nie da tyle, ile obieca prezes Widzewa? Tak kiedyś mawiało się o Andrzeju Pawelcu. Oby nie było tak z Chińczykami. Księgowy Pogoni dopisał już do słupków kwotę za Robaka. A potem trzeba było liczyć na arbitraż i wpływy z biletów. Obiecanych yuanów nie mógł doliczyć się też Drogba.
Prezes był mocno przeziębiony w Amsterdamie. Ale od kilku dni dokuczała mu przede wszystkim gorączka złotych, które można zarobić. Najgorsze, co może się zdarzyć, to odpadnięcie w 1/16 z Ajaksem i powrót Radovicia do Warszawy po paru miesiącach z powodu niewypłacalności kontrahenta.
Nie ma bowiem piłkarzy niezastąpionych, są tylko źle sprzedani. A owczy pęd do łatwych pieniędzy nie zna granic kontynentów...