Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrało z Legią Warszawa 1:4 (0:2) w pierwszym półfinałowym starciu Pucharu Polski i przed rewanżem w stolicy ma już tylko iluzoryczne szanse na awans do finału rozgrywek. Gospodarze od pierwszych minut stanowili tylko tło dla piłkarzy Henninga Berga.
Wobec porażki Lecha Poznań z Błękitnymi Stargard Szczeciński (1:3), piłkarze Legii i Podbeskidzia mieli przed meczem wyjątkowo dobre nastroje. Wzrosły bowiem szanse, że 2 maja na Stadionie Narodowym o Puchar Polski mierzyć przyjdzie się z drugoligowcem, co drugiemu środowemu starciu dodawało wyjątkowego smaczku.
Apetyt na Błękitnych
Ale gospodarze od pierwszych minut sprawiali wrażenie niekoniecznie głodnych. Trener Leszek Ojrzyński wstawił do pierwszego składu kilku rezerwowych, zaryzykował grę z trzema obrońcami, prawdopodobnie licząc na to, że uda mu się w ten sposób zaskoczyć Henninga Berga.
Nie udało się. Legia szybko dała do zrozumienia, że przyjechała do Bielska po zwycięstwo, czego wyraz dawał szczególnie Michał Kucharczyk. Skrzydłowy Legii w ciągu pierwszego kwadransa przeprowadził lewą stroną kilka groźnych akcji, lecz zabrakło mu nieco skuteczności.
Nie zabrakło jej za to Michałowi Masłowskiemu. Pomocnik Legii uderzył jakby od niechcenia, dość lekko, z 25 metrów, a piłka, która – mogło się wydawać – nie ma prawa minąć Richarda Zajaca, odbiła się tuż przed bramkarzem Podbeskidzia i wpadła do siatki.
Legioniści poszli za ciosem. Już kilka minut później dośrodkowanie Tomasza Brzyskiego z rzutu wolnego wykorzystał Ivica Vrdoljak, który mocno i precyzyjnie uderzył głową w okienko bramki gospodarzy.
"Kuchy" i wściekły
W drugiej połowie Podbeskidzie wyglądało już nieco lepiej. Gospodarze atakowali, próbowali przebić się przez blok defensywny rywala, co już w 55. minucie mogło przynieść gola kontaktowego. Rzut karny, po zagraniu ręką Marka Saganowskiego, zmarnował jednak – ku rozpaczy kompletu widzów zgromadzonych na stadionie – Adam Deja.
Podbeskidzie częściej było przy piłce, a Legia nastawiła się na kontry. Po kilku nieudanych próbach, w 71. minucie spektakularny rajd przeprowadził Michał Kucharczyk. Skrzydłowy gości przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, efektowną akcję kończąc mocnym i pewnym strzałem.
Ostatnie fragmenty meczu upłynęły pod znakiem sporego rozluźnienia z obu stron. W 84. minucie nieco nadziei wlał w serca gospodarzy Maciej Korzym, ale już chwilę później odebrał ją Jakub Kosecki, który ustalił wynik spotkania na 4:1.
Przed rewanżem w Warszawie szanse bielszczan są już wyłącznie iluzoryczne. Kibice Legii myślami mogą być już przy meczu finałowym, który rozegrany zostanie na Stadionie Narodowym.
16:00
Ruch Chorzow/Legia Warszawa