Przejdź do pełnej wersji artykułu

Kochani skazańcy

/ (fot. PAP/Marcin Bielecki) (fot. PAP/Marcin Bielecki)

Bo nie zna życia, kto nie służył w marynarce, bo nie zna sportu, kto nie stał w bramce! W meczu piłki ręcznej.

Przy okazji wielkich turniejów, gdy nasze lub nasi zmuszają kibiców do rozpięcia pasów w fotelach i sięgnięcia po łyk zimnej wody, nie tyle podziwiam zawodników z pola, a właśnie graczy oddzielonych od reszty linią sześciu metrów. Jak to ktoś kiedyś nieudolnie nazwał – "ostatnich instancji". Bramkarek i bramkarzy! Sportowców skazanych na całą serię upokorzeń i… nieliczne chwile uśmiechu.

W Danii mamy dwie – Annę Wysokińską i Weronikę Gawlik. Ta pierwsza zatrzymała Węgierki, ta druga – Rosjanki! Która jest pierwszą, a która drugą? Tego nie wie nikt, bo o tym decyduje ułamek sekundy po rzucie. A potem prawo serii. Dwie, trzy udane obrony i niby ta druga staje się filarem zespołu. Natchnieniem koleżanek do wzmożonego wysiłku, wykrzesania resztek sił. Bez wyśmienicie usposobionej bramkarki nie ma mowy o sukcesie.

W wersji męskiej mamy już legendarnego Sławomira Szmala. Broni często ze skutecznością powyżej 50 procent, ale bywa też tak, że gdy przepuści kilka piłek, zastępuje go kolega. I to jemu przypada nagroda dla zawodnika meczu, to jego koledzy klepią najmocniej po plecach. Kradnie temu z jedynką uznanie i show. Okradziony nie ma mu jednak tego za złe, bo bramka jest jedna. Jak matka. I nigdy nie może być pusta.

Bramkarka i bramkarz w meczu piłki ręcznej są ciągle sami. W dodatku najczęściej w sytuacjach "sam na sam". Ze sobą i z przeciwnikiem. Są zawsze na z góry straconej pozycji. Jeśli rywal nie chce trafić z premedytacją w twarz, to stara się posłać piłkę obok ucha, obok biodra lub obok kolana. To są rzuty nie dające nadziei na obronę. Kiedy rzuca inaczej – rosną szanse skazańca.

Anna Wysokińska (fot. PAP/Marcin Bielecki) Anna Wysokińska (fot. PAP/Marcin Bielecki)

To niewdzięczna pozycja na parkiecie. Przegrywają z piłką po średnio trzydziestu rzutach w każdym meczu, ale wystarczy, że nie dadzą się pokonać z sześciu lub siedmiu metrów, gdy zespół prowadzi jednym golem lub remisuje, a mówi się o nich z najwyższym uznaniem. Bo każdy dobrze wie, że wychodząc naprzeciwko rozpędzonego rywala bramkarz nie ma czasu nawet się przeżegnać.

Podziwiam bramkarki i bramkarzy, bo dobrze wiem, jak smakuje ta sekunda triumfu, ta obrona w sytuacji beznadziejnej. I jak kochają bramkarzy zawodnicy z pola, gdy przynoszą im na srebrnej tacy uratowane w ostatniej chwili zwycięstwa.

Źródło: SPORT.TVP.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także