Trzy złote, sześć srebrnych i jeden brązowy – to dorobek medalowy Polaków, który przywieźli z igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 roku. Przypominamy ich sukcesy oraz chwile radości i wzruszenia, jakie mogliśmy oglądać na antenach Telewizji Polskiej.
Agnieszka Wieszczek
Zapasy, styl wolny, do 72 kg
Po raz pierwszy na matę weszła zaledwie siedem lat wcześniej. Z nudów. Były wakacje, gdy ojciec wysłał ją na obóz do Rokitna. Był mechanikiem, a trener Dariusz Pistowski w ten sposób odwdzięczył się za naprawę auta. – Na początku było nieciekawie. Tylko siłownia i bieganie. Ale jak już weszliśmy na matę to od razu pokochałam ten sport – mówiła.
Do stolicy Chin nie jechała jako faworytka. Jej największym sukcesem był brązowy medal mistrzostw Europy, co pozwalało mieć nadzieję na przyzwoity występ. Choć niewiele brakowało, a odpadłaby już w swojej pierwszej walce. Losy pojedynku z Kamerunką odwróciła zaledwie na siedem sekund przed końcem.
Jeszcze bardziej emocjonująca była jej walka o brązowy medal. Hiszpanka Unda Maider już na początku wykonała akcję za punkt. Wieszczek odpowiedziała dopiero pod koniec pierwszej rundy. Dwie sekundy przed jej zakończeniem przeprowadziła akcję zwaną "ręka – głowa". W drugiej tylko raz skontrowała i mogła cieszyć się z sukcesu, czyli pierwszego polskiego medalu w historii kobiecych zapasów.
Aneta Konieczna i Beata Mikołajczyk
Kajakarstwo, K-2, 500 m
To nie były udane igrzyska dla polskich kajakarzy. Zawiedli niemal wszyscy i zanosiło się na to, że po raz pierwszy od Moskwy 1980 biało-czerwonych zabraknie na podium tej dyscypliny. Ale w ostatnim dniu imprezy obie panie popłynęły wspaniale, mając nawet szanse na złoto. Ostatecznie przegrały jednak z doświadczonymi Węgierkami – Natasą Janić i Katalin Kovacs.
Konieczna długo była uznawana za symbol naszego kajakarstwa. Nie wszystko potoczyło się jednak tak, jak chciała. W maju 2012 roku dowiedziała się, że ma raka. Dzięki wytężonej pracy i harcie ducha nie tylko przezwyciężyła chorobę, ale wystartowała jeszcze w igrzyskach w Londynie. Ledwie rok później zakończyła karierę. Powodem były nieporozumienia z działaczami i całym środowiskiem.
W tym ze swoją "srebrną" koleżanką, o czym wspominał m.in. prezes Warty Poznań – Marek Łabik. – Nie mogę tego pojąć, jak Beata mogła na to wszystko pozwolić – mówił po odsunięciu Koniecznej od osady dwójkowej. Mikołajczyk zdobyła jeszcze brązowy medal przed czterema laty, teraz przygotowuje się do startu w Rio. Konieczna zajęła się szkoleniem młodzieży.
Maja Włoszczowska
Kolarstwo górskie
W Pekinie był wczesny ranek, ale i tak żar lał się z nieba. Od początku było jasne, że w takich warunkach do mety dojadą jedynie najlepsze zawodniczki. Włoszczowska ruszyła z drugiej linii i bardzo szybko przedarła się na początek stawki. Po pierwszym okrążeniu zajmowała czwarte miejsce. Na drugim pojechała jeszcze szybciej i znalazła się tuż za plecami późniejszej mistrzyni – Niemki Sabiny Spitz.
Wprawdzie na moment straciła drugie miejsce na rzecz Chinki Chengyuan Ren, ale bardzo szybko odzyskała tę pozycję, której nie oddała aż do mety. Waleczność to jej cecha rozpoznawcza, która towarzyszy jej przez całą karierę. Nie tylko na trasie.
Tuż przed igrzyskami w Londynie złamała dwie kości w nodze, pozrywała wszystkie więzadła. Po takim urazie ludzie mają często problemy z normalnym chodzeniem, nie wspominając o zawodowym sporcie. Ale Włoszczowska wróciła i właśnie szykuje się do igrzysk w Rio. Swoją walkę opisała w książce "Szkoła życia". A powrót do kolarstwa uważa za swój największy życiowy sukces.
Piotr Małachowski
Lekkoatletyka, rzut dyskiem
Bez wątpienia Pekin to dla niego szczególne miejsce. To tu zdobył, jak na razie, jedyny olimpijski medal. Przed rokiem w stolicy Chin został też mistrzem świata. Jadąc na swoje pierwsze igrzyska możliwości miał spore, ale faworytem nie był. Rok wcześniej na MŚ w Osace był dopiero 12. Nie wytrzymała głowa. Jak przyznał, nie liczył na medal, ale gdzieś marzyło mu się miejsce na podium. Tym razem podszedł do zawodów "na luzie".
Już w eliminacjach pokazał moc, rzucając 65,94 m w pierwszej próbie. W konkursie było jeszcze lepiej. W drugiej próbie posłał dysk na odległość 67,82 m, co dało mu prowadzenie. Dopiero w czwartej przerzucił go Estończyk Gerd Kanter (68,82). I tak już zostało. Polak wygrał srebro o 3 cm z Litwinem Virgilijusem Alekną.
Do Londynu jechał z naderwanym bicepsem, wobec czego o powtórce sprzed czterech lat nie mogło być mowy. Walczył do końca, ale z każdy rzut wiązał się z ogromnym bólem. Jeśli do Rio pojedzie bez problemów zdrowotnych, będzie zdecydowanym faworytem. I będzie miał wszystko, by spełnić swoje największe marzenie.
Szymon Kołecki
Podnoszenie ciężarów, 94 kg
Srebrny medal w Sydney przyjął jako porażkę. Poczuł ból w lewej nodze, spalił podejście i wściekły zszedł do szatni. Płakał, bo nie mógł pogodzić się z tym, że jako wielki faworyt nie spełnił oczekiwań swoich oraz rodaków. Osiem lat później znów stanął na drugim stopniu podium, ale tym razem był to jego ogromny sukces.
Kołecki trzy lata przed Pekinem przeszedł operację kręgosłupa, po której miał już nie wrócić do sportu. Mimo to nie poddał się i dzięki wrodzonej determinacji pojechał do chińskiej stolicy. Tym bardziej, że dwaj rywale – Kazach Ilja Ilin i Azer Nizami Paszajew – wydawali się poza zasięgiem, a w kolejce stało wielu "młodych wilków".
– Trenowałem tylko pięć tygodni. Sześć tygodni temu byłem zerem. Nie ćwiczyłem, zastanawiałem się, czy w ogóle tutaj przyjadę. Nie blefowałem z kontuzją – wspominał. Było warto.
Łukasz Pawłowski, Bartłomiej Pawelczak, Miłosz Bernatajtys, Paweł Rańda
Wioślarstwo, czwórka bez sternika wagi lekkier
Ich srebrne medale były największą polską niespodzianką igrzysk w Pekinie. Do finału awansowali w wielkim stylu. By tak się stało musieli zająć jedno z trzech pierwszych miejsc. Wygrali bardzo pewnie, choć do połowy 2-kilometrowego wyścigu na torze Shunyi płynęli na końcu stawki, ale tracili zaledwie sekundę do trzeciej lokaty. Wtedy szlakowy Paweł Rańda podkręcił tempo wiosłowania.
W finale ustąpili tylko Duńczykom (Eskild Ebbesen, Mads Andersen, Morten Joergensen, Thomas Ebert), którzy zwyciężyli z czasem 5.47,76. Polacy finiszowali w czasie 5.49,39. Za naszą osadą, z czasem 5.50,09, linię mety przekroczyli Kanadyjczycy (Liam Parsons, Mike Lewis, Jon Beare, Iain Brambell).
Tomasz Motyka, Adam Wiercioch, Radosław Zawrotniak, Robert Andrzejuk
Szermierka, szpada drużynowo
W finale turnieju drużynowego przegrali z Francją 29:45. Francuzi wyraźnie przeważali. Wygrali sześć pierwszych pojedynków i prowadzili już 30:14. Najpierw Jerome Jeannet pokonał Motykę. Dopiero siódmą walkę Andrzejuk wygrał 6:5, ale przewaga Francuzów była już zbyt duża, by liczyć na końcowe zwycięstwo.
W kolejnym pojedynku Jeannet doznał kontuzji dłoni i Zawrotniak, nie chcąc wykorzystać tej niespodziewanej przewagi, tylko markował walkę. Sędzia przerwał pojedynek i obydwu szermierzy ukarał żółtymi kartkami (Zawrotniak wygrał 5:3). Przed ostatnim starciem Francuzi prowadzili 38:25, a zwycięstwo na wagę złotego medalu odniósł Fabrice Jeannet, który pokonał Motykę 7:4.
Polakom nie udał się zatem rewanż za finał olimpijski w Moskwie (1980), gdzie także przegrali z Francuzami. Z Pekinu wracali jednak szczęśliwi, bo zdobyli trzeci medal drużynowy w szpadzie. Wcześniej nasi reprezentanci sięgnęli po srebro w Moskwie (1980) i brąz w Meksyku (1968).
Leszek Blanik
Gimnastyka, skok
W Sydney w skoku przegrał tylko z Hiszpanem Gervasio Deferrem i Rosjaninem Aleksiejem Bondarenką, zaś start w Atenach uniemożliwił mu kontrowersyjny system kwalifikacji, premiujący drużyny, a nie zawodników specjalizujących się w poszczególnych konkurencjach.
W finale nie ustrzegł się błędów, ale większe popełniali rywale. Polak prowadził po pierwszej serii, ale chwilę później perfekcyjny skok wykonał Marian Dragulescu. Otrzymał za niego najwyższą ocenę w historii tej konkurencji. Wydawało się, że losy złotego medalu są rozstrzygnięte. Tymczasem w drugiej próbie Rumun upadł przy lądowaniu, co kosztowało go tytuł. Ten przypadł ostatecznie naszemu zawodnikowi.
Przed każdą próbą Blanik smaruje stół miodem, co zmniejsza ryzyko pośliźnięcia rąk przy trudniejszych skokach. Kieruje się w życiu przede wszystkim dwoma dewizami: jedną, która znajduje się w herbie gdańska pod lwami, "nec temere nec timide", czyli "nic bezmyślnie, nic tchórzliwie", a druga brzmi "bez strachu, ale z rozwagą".
Konrad Wasielewski, Marek Kolbowicz, Michał Jeliński, Adam Korol
Wioślarstwo, czwórka podwójna
Cztery lata wcześniej w Atenach polska osada czwórki podwójnej przegrała o 0,07 s brązowy medal. Po nieudanych igrzyskach nastąpiły korekty w składzie – Adama Bronikowskiego i Sławomira Kruszkowskiego zastąpili Wasielewski i Jeliński.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Przez kolejne trzy lata osada nie miała sobie równych na torach regatowych zdobywając trzy złote medale mistrzostw świata. To wtedy Dariusz Szpakowski zaczął mówić o nich "dominatorzy – terminatorzy".
W Pekinie pokazali wielką klasę. Wyścig eliminacyjny i półfinał potraktowali jako przetarcie przed finałem. W walce o medale ich wcześniejsi pogromcy – Amerykanie w ogóle się nie liczyli, a Włosi przegrali o długość łódki. Był to trzeci złoty medal w historii polskiego wioślarstwa na igrzyskach olimpijskich. Wcześniej tylko Tomasz Kucharski i Robert Sycz dwukrotnie stanęli na najwyższym stopniu podium.
Tomasz Majewski
Lekkoatletyka, pchnięcie kulą
Na igrzyska przyjechał z dziesiątym wynikiem w sezonie. Zadziwiał regularnością, rzucając w każdych zawodach ponad 20 m. Gdy 25 lipca podczas mityngu w Londynie uzyskał 20,97, jego szkoleniowiec – Henryk Olszewski – nie żałował, że nie przekroczył granicy 21 metrów. – Na to przyjdzie czas w Pekinie – podkreślał.
W olimpijskiej rywalizacji polski olbrzym postraszył rywali już w kwalifikacjach - w pierwszej próbie uzyskał 21,04. Nie tylko przekroczył kolejną granicę w swej karierze, nie tylko zapewnił sobie miejsce w finale, ale i uzyskał najlepszy rezultat tej części zawodów. Finał rozpoczął od 20,80, co także dało mu prowadzenie po pierwszej kolejce.
Później dał się wyprzedzić trzem rywalom, ale decydujący cios zadał w czwartej serii – 21,51. Tak daleko w Pekinie nie rzucił już nikt. Majewski został drugim Polakiem, który zdobył złoty medal olimpijski w pchnięciu kulą. W 1972 roku w Monachium triumfował Władysław Komar. Nie tylko sukcesy przyniosły mu wyjątkową popularność. Już zaraz po zawodach dał się poznać jako niezwykle barwna, inteligentna i zabawna postać.