Mistrzostwa świata w Lahti już za nami, ale ciągle jest co wspominać. Nie tylko sukces naszych skoczków, bo przecież tych emocjonujących i wzruszających momentów było znacznie więcej. Oto przegląd tego, czym żyli wszyscy kibice narciarstwa klasycznego w ostatnich dniach.
Bjoergen najlepsza w historii
To był pokaz siły norweskiej "Królowej Nart". Bjoergen wróciła w wielkim stylu, co w jej ojczyźnie było tym ważniejsze, że przecież za doping wykluczona została Therese Johaug. Marit zdobyła aż cztery złote medale i powiększyła swój dorobek w imprezach tej rangi do 18.
"Biorąc pod uwagę, że ma jeszcze w domu pięć srebrnych i trzy brązowe oraz dziesięć medali olimpijskich, w tym sześć złotych, to chyba nigdy w przyszłości już nie pojawi się zawodniczka tej klasy w tej dyscyplinie" – skomentował dziennik "Verdens Gang". Zadziwiające jest także to, że Bjoergen zdominowała mistrzostwa mimo 37 lat na karku, długiej walki z kontuzją biodra oraz zaledwie czternaście miesięcy po urodzeniu dziecka.
Klęska Norwegów na królewskim dystansie
Na przeciwległym biegunie znaleźli się norwescy biegacze. Wprawdzie sztafeta 4x10 km przyniosła złoto tamtejszej reprezentacji, ale mistrzostwa zakończyły się dla nich wielkim rozczarowaniem. Na podium biegu na 50 km zabrakło ich przedstawiciela, a medale wywalczyli kolejno: Kanadyjczyk Alex Harvey, Rosjanin Siergiej Ustiugow i Fin Matti Heikkinen.
Blisko szczęścia był Martin Johnsrud Sundby. Prowadził na dwa km przed metą, jednak tuż przed wjazdem na stadion potknął się i zgubił rytm. W efekcie wyprzedziła go wyżej wymieniona trójka, a przed samym finiszem dopadł go jeszcze Brytyjczyk Andrew Musgrave. Choć w najlepszej dziesiątce znalazło się jeszcze trzech innych Norwegów, to jednak żaden nie miał powodów do radości.
Złamany kijek Sundby'ego
Lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata można uznać za jednego z największych pechowców tych mistrzostw. Na dystansie 30 km długo utrzymywał się w ścisłej czołówce. W końcówce dystansu zdecydował się na atak na jednym z ostatnich podbiegów. Wydawało się, że za chwilę minie Ustiugowa i samodzielnie pomknie do mety.
Jednak w momencie, gdy zrównał się z Rosjaninem... pękł mu kijek. To oczywiście uniemożliwiło mu skuteczną walkę, co natychmiast wykorzystał jego rywal, odjeżdżając na kilkadziesiąt metrów. Po wymianie sprzętu Sundby nie był już w stanie odrobić tej straty. Skończyło się na srebrnym medalu.
Emocje w sprincie drużynowym
Zacięta walka Norwegów z Finami przyniosła upadek Emila Iversena i Iivo Niskanena. Gdy do mety zostało kilkaset metrów, doszło do najbardziej emocjonującego momentu biegu. Niskanen przymierzał się do wyprzedzenia Iversena, wtedy Norweg niespodziewanie się odwrócił, co skończyło się upadkiem obu biegaczy.
Losy złota rozstrzygnął sprinterski pojedynek, ale między Rosjaninem i Włochem. Ostatecznie Siergiej Ustiugow wyprzedził Federico Pellegrino. Z kolei Fin dotarł do mety na trzeciej pozycji, a po chwili ruszył do Norwega nie kryjąc pretensji. Piątą pozycję zajęli Amerykanie, a szóstą Kanadyjczycy.
Pożegnanie Kowalczyk z MŚ
Najlepsza polska biegaczka od wielu miesięcy podkreślała, że bieg na 10 kilometrów w Lahti będzie jej głównym celem w tym sezonie. By dobrze się do niego przygotować, rezygnowała ze startów stylem dowolnym w Pucharze Świata na rzecz rozgrywanych stylem klasycznym zawodów niższej rangi.
Niestety, z Lahti wróciła bez medalu. Na swoim koronnym dystansie już od pierwszego pomiaru czasu – 1,5 kilometra po starcie – traciła dystans do najlepszych. Na kolejnych tylko się powiększała i w połowie biegu było już niemal jasne, że nie ma szans na podium. Ósme miejsce na pewno nie jest klęską, jednak będziemy je wspominać głównie dlatego, że był prawdopodobnie ostatni indywidualny start Kowalczyk w mistrzostwach świata.
Egzotyczny bohater
I jeszcze jedno wydarzenie z tras biegowych, które być może najbardziej zapadnie w pamięci wielu kibiców. Adrian Solano znalazł się na ustach wszystkich obserwatorów, po tym jak w trakcie rywalizacji wielokrotnie upadał, przejawiając również ogromne braki w technice i doświadczeniu. Choć początkowo jego postawa wywoływała głównie śmiech, to jednak z czasem zyskał sympatię, a nawet podziw fanów z całego świata.
Okazało się, że... po raz pierwszy w ogóle startował na śniegu. Co prawda, podjął próby treningu w Szwecji, ale... nie został wpuszczony do kraju. Na granicy uznano go za nielegalnego imigranta, który uciekł z ojczyzny ze względu na trudną sytuację polityczną. Solano nie poddał się i ostatecznie spełnił swoje marzenia.
Niemiecka dominacja w kombinacji
Ta konkurencja toczyła się wyłącznie pod dyktando jednej nacji. Niemcy zdobyli złote medale we wszystkich czterech konkurencjach, a w rywalizacji metodą Gundersena (skocznia HS 100 i bieg na 10 km) zajęli wszystkie miejsca na podium. Najbardziej utytułowanym dwuboistą w historii został Johannes Rydzek.
Dotychczas dzielił pierwsze miejsce w klasyfikacji wszech czasów z Norwegiem Bjarte Engenem Vikiem i Francuzem Jasonem Lamym Chappuisem. W dorobku ma też cztery srebrne i brązowy krążek. Nikt nigdy nie wywalczył też czterech tytułów mistrzowskich w tej dyscyplinie podczas jednej imprezy.
Kraft jak Małysz
Konkurs na dużej skoczni zapamiętamy głównie dzięki Piotrowi Żyle, który osiągnął największy sukces w karierze – zdobył brązowy medal. Jednak patrząc z perspektywy całych skoków narciarskich to niekwestionowanym bohaterem był Stefan Kraft. Austriak dwukrotnie okazał się najlepszy w konkursach indywidualnych.
To piąty taki przypadek w historii. Wcześniej udało się to Bjoernowi Wirkoli (1966), Garijemu Napałkowowi (1970), Hansowi-Georgowi Aschenbachowi (1974) i Adamowi Małyszowi (2003). Dwie konkurencje indywidualne rozgrywane są w czempionacie globu od 1962 roku. Kraft do swojego dorobku dołożył jeszcze srebro w rywalizacji mieszanej oraz brąz w drużynowej.
Złoci biało-czerwoni
Na koniec to, co dla nas najważniejsze, czyli złoty medal polskich skoczków w rywalizacji drużynowej. Nie ma co ukrywać, że po zmaganiach indywidualnych czuliśmy pewien niedosyt. Brąz Żyły był niezwykle miłym akcentem, ale już brak medalu Kamila Stocha przyjęliśmy z dużym rozczarowaniem.
Drużynowe złoto wynagrodziło nam jednak cały niedosyt. Tym bardziej, że biało-czerwoni wywalczyli je z dużą przewagą nad drugimi Norwegami i trzecimi na podium Austriakami. To sukces, o jakim za czasów panowania Adama Małysza mogliśmy jedynie pomarzyć.
ankieta