| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
– Wolałem grać w Legii niż pójść do wojska – przyznał Jarosław Araszkiewicz, który w 1985 roku przeszedł z Lecha do stołecznego klubu. Kiedyś piłkarzy odstraszała służba, dziś kuszą warunki finansowe i rozwój sportowy. Jedno się nie zmieniło. Transfery na linii Poznań – Warszawa ciągle budzą ogromne emocje. Przed niedzielnym hitem przypominamy kilka z nich.
Mirosław Okoński: był pierwszym zawodnikiem, którego przenosiny wywołały tak wielkie poruszenie. W latach 1977-80 rozegrał w barwach Kolejorza 68 meczów i strzelił 16 goli. Swoją lewą nogą mógł wiązać krawaty. Dobra gra sprawiła, że zadebiutował nawet w reprezentacji. Właśnie wtedy upomniała się o niego armia.
Przy Łazienkowskiej spędził dwa lata, w trakcie których pomógł drużynie zdobyć dwa Puchary Polski. Od początku było jednak wiadomo, że sercem bliżej mu do stolicy Wielkopolski. Wrócił najszybciej jak się dało – grupa biznesmenów pokryła wszelkie koszty i Okoński znów zagrał w barwach Lecha. Zdobył z nim dwa mistrzostwa oraz dwa krajowe puchary. Pobytu w Legii nie żałował, ale gdyby nie ówczesna sytuacja polityczna, zapewne nigdy nie zagrałby w jej barwach.
Jarosław Araszkiewicz: bardzo podobna historia do tej Okońskiego. Legionistą także był tylko przez przymusowe dwa lata, ale w przeciwieństwie do poprzednika nie zdobył żadnego trofeum, bo karty na naszych boiskach rozdawały wówczas drużyny Górnika Zabrze i Widzewa Łódź. Warszawskim kibicom zapadł w pamięci głównie jego wspaniały występ przeciwko Interowi Mediolan w Pucharze UEFA, gdy Legia była blisko wyeliminowania włoskiego zespołu.
Później wrócił na Bułgarską, gdzie rozpoczęły się złote lata jego kariery. Aż pięć razy został mistrzem Polski, co zapewniło mu stałe miejsce w gronie najwybitniejszych zawodników Lecha. Po zakończeniu kariery trenował m.in. poznańską Wartę. W listopadzie ubiegłego roku został skautem Kolejorza.
Jerzy Podbrożny: o przenosinach "Gumisia" krążą legendy. Jedna z nich głosi, że ówcześni działacze poznańskiego klubu nie chcieli przedłużyć z nim kontraktu, bo w wieku 28 lat był już dla nich... za stary. A przecież to głównie dzięki jego bramkom Lech dwukrotnie świętował mistrzostwo. Podbrożny nie rozpaczał i jedną nogą był już w niemieckim Duisburgu. Transfer jednak nie wypalił. W tym momencie zgłosiła się Legia.
Janusz Romanowski, właściciel warszawian, budował wówczas drużynę, mającą z powodzeniem walczyć o Ligę Mistrzów. Tak też się stało, a Podbrożny był jednym z liderów tamtej ekipy. Tylko na polskich boiskach strzelił 45 goli, będąc do dziś jednym z czołowych strzelców w nowożytnej historii klubu. Do Lecha już nie wrócił.
Maciej Murawski: o jego transferze zadecydowały względy finansowe. Lech miał wówczas duże problemy, przez kilka miesięcy zalegał z wypłatami. Jednym z zawodników, którego można było sprzedać z zyskiem, był właśnie Murawski. Podobno do przenosin namówili go... koledzy z klubu, na czele z Piotrem Reissem.
Pomocnik w sezonie 2001/02 wywalczył z Legią mistrzostwo kraju, co zaowocowało również powołaniem do reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w Korei i Japonii. Co ciekawe, kibice Lecha nigdy nie mieli za złe Murawskiemu, że ten odszedł do największego rywala. Już podczas pierwszej konfrontacji powitali go brawami, co zaskoczyło nawet samego piłkarza.
Paweł Kaczorowski: jego potraktowano zupełnie inaczej. Kibice Legii nigdy nie mogli mu wybaczyć, że w latach gry dla Lecha zdarzyło mu się śpiewać piosenki obrażające stołeczny klub. Kiedyś zorganizowano nawet spotkanie, mające na celu oczyszczenie atmosfery. Fani Legii przybyli na nie tłumnie, po czym gdy tylko Kaczorowski wszedł do sali, ostentacyjnie ją opuścili.
Równie źle było podczas samych spotkań. Piłkarz wielokrotnie był wygwizdywany, rzucano w niego gumowymi kaczuszkami. Kiedy wreszcie strzelił gola dla warszawskiego klubu, kibice zaśpiewali gromkie "nic się nie stało". W tych warunkach nie było możliwe, by jego kariera przy Łazienkowskiej nabrała rozpędu.
Bartosz Bereszyński: syn Przemysława, trzykrotnego mistrza Polski i wychowanka Lecha. Bartek w Poznaniu dorastał, podobnie jak ojciec pierwsze kroki stawiał w wielkopolskich zespołach. W Ekstraklasie zadebiutował w barwach Kolejorza, jeszcze na pozycji napastnika. Zimą 2013 roku zgłosiła się po niego Legia. Wielkie perspektywy nakreślił przed młodym zawodnikiem trener Jan Urban, czym skusił go do transferu.
Przenosiny Bereszyńskiego przypadły na okres największej rywalizacji obu klubów, gdy zaczęła ona przybierać nawet metkę derbów Polski. To dlatego spotkał się z falą niezadowolenia. Pierwotnie sam wspominał, że z tego powodu w Poznaniu spotkało go wiele nieprzyjemności. Ostatecznie zaaklimatyzował się w Warszawie, stał się czołowym prawym obrońcą ligi i zapracował na transfer do Sampdorii Genua.
Kasper Hamalainen: najświeższa historia poznańsko-warszawskiej rywalizacji i jednocześnie jedna z najbardziej kontrowersyjnych. W Lechu doczekał się statusu gwiazdy. Był jego najlepszym zawodnikiem. W trudnych czasach, gdy napastnicy nie imponowali skutecznością, zastępował ich na pozycji najbardziej wysuniętego gracza, zdobywając ważne bramki. Nie zdecydował się jednak przedłużyć umowy. Pożegnał się z Lechem twierdząc, że wyjeżdża za granicę.
Najbardziej atrakcyjna oferta przyszła jednak z Łazienkowskiej. Fin, podobnie jak Bereszyński, zdecydował się na sportowy krok do przodu, jakim w tym momencie wydawał mu się transfer do Legii. W Poznaniu zawrzało. Hamalainen jest tam oczywiście traktowany jako persona non grata. Kolejny cios zadał swoim byłym fanom w rundzie jesiennej tego sezonu, strzelając zwycięskiego gola ze spalonego w bezpośredniej konfrontacji. Tym bardziej ciekawe, jak na jego przyjazd zareagują w niedzielę przy Bułgarskiej.