{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Idą zmiany w Bundeslidze. Niemcy powalczą z Anglikami?

Władze Bundesligi dojrzewają do istotnych decyzji. Niemiecka ekstraklasa w najbliższych latach może przejść kilka znaczących zmian. Pierwsze efekty widoczne będą już podczas nowego sezonu.
Bayern szuka następcy Alonso. Chce piłkarza PSG
DFL poinformowało, że od kolejnej edycji rozgrywek w kalendarzu pojawią się mecze poniedziałkowe. Na razie będzie to tylko pięć spotkań rozpoczynających się o 20:30. Być może zwyczaj ten zakorzeni się na stałe.
Niemcy chcą być bardziej elastyczni, by sprostać wymaganiom telewizji. Dlatego też zrobiono kolejny wyjątek: pięć spotkań w sezonie zostanie rozegranych w niedzielę o 13:30. Tego dnia planowano zazwyczaj dwa mecze, pierwszy o 15:30 i drugi o 17:30 (ta pora została przesunięta o pół godziny). Wyjątki robiono jedynie wtedy, gdy kilka zespołów występowało w Lidze Europejskiej.
Klubom Bundesligi zależy jednak na tym, by nie rezygnować całkowicie z dotychczasowych rozwiązań. Kolejka będzie nadal zaczynać się w piątek o 20:30, a sobotnie mecze odbywać się będą o 15:30 i 18:30. Tradycja oraz przyzwyczajenia wciąż mają tam spore znaczenie. Nie wiadomo jednak, jak długo...
Walka z Anglikami
Po zachodniej stronie Odry są wyraźnie zaniepokojeni nową umową Premier League. Anglicy za prawa telewizyjne w latach 2016-2019 zagwarantowali sobie przeszło pięć miliardów funtów. Niemcy, delikatnie mówiąc, są daleko za wyspiarzami.
Cztery sezony Bundesligi warte będą 4,64 miliarda euro. Różnica jest ogromna. Dotychczas w zaledwie rok kluby występujące w Premier League otrzymały od telewizji niewiele mniej niż niemieckie drużyny przez pięć lat.
DFL ma plan, jak choć trochę to zniwelować. Częścią tej strategii są nowe godziny rozgrywania spotkań. Niewykluczone, że z czasem Bundesliga będzie możliwa do obejrzenia także w święta Bożego Narodzenia, a pory meczów staną się jeszcze bardziej zróżnicowane. Wszystko po to, by stacje telewizyjne mogły transmitować jeszcze więcej wydarzeń, a co za tym idzie – zapłacić jeszcze więcej pieniędzy.
Pomoc z Azji?
Niemcy od dawna zdają sobie sprawę, że maksymalizowanie wpływów z tytułu kontraktów telewizyjnych to konieczność. Prezydent Bayernu Monachium, Uli Hoeness przyznał, że niewykluczone jest ściągnięcie do klubu Chińczyka.
– Mój pomysł wygląda tak: kiedyś zawodnik z tego kraju trafi do Bayernu. Wówczas nakręci to olbrzymi popyt na FCB w Azji. Być może zaczniemy mecz o 14:00 naszego czasu, gdy w Szanghaju i Pekinie będzie tzw. "prime time". 300 milionów Chińczyków kliknie na swoje iphone'y i zapłaci jeden euro za obejrzenie spotkania. Możecie sobie wyobrazić, gdzie trafią te pieniądze – powiedział Hoeness, cytowany przez szwajcarski tabloid "Blick".
Żewłakow: zastępcą Lewandowskiego powinien być Dolberg
Podobny ruch ma na koncie VfL Wolfsburg. Zimą 2015 Wilki zapłaciły półtora miliona euro za transfer Xizhe Zhanga, skrzydłowego reprezentacji Chin. Zawodnik okazał się zbyt słaby, by móc zagrać choćby minutę, lecz transfer i tak wzbudził spore zainteresowanie. Za zakupem stał naturalnie względy marketingowe. Wspierający klub z Wolfsburga Volkswagen próbował w ten sposób wpłynąć na promowanie swoich samochodów w Państwie Środka.
Słowa szefa bawarskiego giganta nie mogą więc dziwić. Zwłaszcza, że Niemcy od dawna organizują większość obozów przygotowawczych w krajach azjatyckich, afrykańskich czy Stanach Zjednoczonych. Jeżdżą tam, by wzbudzić większe zainteresowanie.
Bayern ma tak napięty grafik, że do tej pory nie zrealizował obietnicy danej Robertowi Lewandowskiemu. Szefowie lidera Bundesligi zobowiązali się rozegrać mecz pokazowy także w Polsce, był to element umowy między napastnikiem a klubem, gdy ten zamieniał Borussię Dortmund na Bayern. Dogodnego terminu jednak brak...