Choć wciąż są tacy, którzy na zawiłość wszelkich schematów reagują słynnym "piłka jest okrągła, a bramki są dwie", futbol na przestrzeni lat zmienił się nie do poznania. Zmieniać chce się też reprezentacja Polski, która ma testować grę w ustawieniu "3-5-2". Ale czy warto?
Gdzieś pod koniec lat siedemdziesiątych, tuż po niezbyt udanych dla nas mistrzostwach świata w Argentynie, taktyczne listy przebojów podbijał utwór "4-4-2". Stało się tak m.in. w związku z objawieniem talentów Michela Platiniego czy Diego Maradony, którym gra w formacji "4-3-3" skrzydła może nie tyle podcinała, co na pewno nie pozwalała ich do końca rozwinąć. W nowym – wówczas – ustawieniu, jednostki wybitne nie zawracały sobie głowy obroną, bo całą "czarną robotę" wykonywali defensywni pomocnicy.
Brazylijczycy awansowali tak do finału mistrzostw świata w 1982 roku, a dwa lata później Francuzi zdobyli mistrzostwo Europy. Wielkie taktyczne umysły spakowały więc plecaki i udały się na poszukiwanie kryptonitu. Coś trzeba było przecież z niebezpiecznym fenomenem zrobić.
W głośnikach szalało Lady Pank, przy "futbolu totalnym" i "catenaccio" nóżką tupali już tylko starsi słuchacze.
Wzór z Argentyny
Tuż po wygranych przez Włochów mistrzostwach świata w Hiszpanii (1982), FIFA – próbując zrozumieć, dokąd zmierza futbol – zleciła serię skomplikowanych badań i analiz. Wynikło z nich, dość jednoznacznie zresztą, że finezję i polot trzeba powoli odkładać do lamusa, a co bardziej postępowi szkoleniowcy od dwóch udanych dryblingów wolą dwa sprinty i agresywne odbiory.
Carlos Salvador Bilardo czytał i słuchał uważnie. Gdy mianowano go selekcjonerem reprezentacji Argentyny, zapragnął w możliwie najbardziej efektywny sposób wykorzystać geniusz Maradony. Próbował różnych rozwiązań, szukał, starał się, ale gdy z piętnastu pierwszych meczów w nowej roli wygrał zaledwie trzy, wydawało się, że jego dni są policzone.
W 1984 roku Argentyńczycy na kilka tygodni wybrali się do Europy, gdzie zaplanowano serię meczów towarzyskich. Tuż przed pierwszym starciem – ze Szwajcarią – Bilardo ogłosił, że jego zespół zagra trójką obrońców, piątką pomocników i dwójką napastników. Dziennikarze pukali się w czoło, kibice wyzywali go od najgorszych, a sam szkoleniowiec bronił się, że trenował ten wariant od dwóch lat i wreszcie jest gotowy, by zaprezentować go światu.
Zaprezentował. 2:0 ze Szwajcarią, 2:0 z Belgią, 3:1 z Republiką Federalną Niemiec i... przerwa. "3-5-2" powróciło dopiero w ćwierćfinale mundialu w Meksyku, dopasowane do wymagań rywala – Anglików. – Nie można wystawiać przeciwko nim klasycznego napastnika, bo go "zjedzą" – tłumaczył Bilardo. Zrezygnował więc z usług Pedro Pasculliego, zastępując go nominalnym pomocnikiem – Hectorem Enrique. To dało większą swobodę Maradonie, który wreszcie mógł operować jako klasyczny rozgrywający. Zadziałało. Zadziałało na tyle, że Argentyńczycy pokonali jeszcze Belgów (2:0) i RFN (3:2), sięgając ostatecznie po Puchar Świata.
"3-5-2" nucili wszyscy. Wariacje ustawienia wygrały mundial w 1990 (RFN) i mistrzostwa Europy w 1996 roku (Niemcy), "przemycili" je do siebie również m.in. bardzo konserwatywni Anglicy.
Wzlot i upadek
Sposób myślenia Bilardo był prosty: skoro większość atakuje dwójką napastników, to gdy przeciwstawimy im trzech obrońców, jeden z nich może zająć się asekuracją i – w razie konieczności – podwojeniem. "Po co aż czterech?!" – pytał, za cel stawiając sobie zdominowanie środka pola.
A skrzydłowi? Wówczas i tak byli w odwrocie, większość piłkarzy w rubryce "rola na boisku" wpisywała sobie "pomocnika", więc nie było potrzeby, żeby za wszelką cenę wciskać ich do składu. "Wystarczy, że po obu stronach będzie ktoś jednocześnie bardzo szybki i bardzo wytrzymały". Tak narodzili się "wahadłowi".
Wraz z biegiem lat, wymagania dotyczące szalejących na bokach zawodników rosły. Na przestrzeni wieków tempo gry stało się już na tyle wysokie, że niewielu było piłkarzy mogących mu sprostać. Brazylijczycy mieli aż dwóch: Cafu i Roberto Carlosa, ale to wyjątki potwierdzające regułę. Poza tym: o ile przeciwko "4-4-2" wszystko działało świetnie, o tyle już coraz modniejsze "4-1-2-3" czy "4-2-3-1" zdawało się sprawiać "3-5-2" za dużo problemów. – W obu tych systemach przeciwnicy grali jednym napastnikiem. Jaki jest sens bronienia jednego napastnika przez aż trzech obrońców? – pytał retorycznie Miroslav Djukic, cytowany przez Jonathana Wilsona z "Guardiana". "3-5-2" umierało powoli, aż pod koniec pierwszej dekady XXI wieku z podobnego ustawienia nie korzystał właściwie nikt. "Wad tego systemu jest po prostu za dużo".
Antonio Conte tymczasem, dziękując władzom Juventusu za zaufanie, marzył po cichu, że kiedyś uda mu się zdobyć platynową płytę...
Najważniejsza obrona
– W ustawieniu "3-5-2" najważniejsze są dwie "szóstki", czyli defensywni pomocnicy, których zadaniem jest wygranie rywalizacji w środku i stworzenie komfortu trzem ofensywnym graczom – charakteryzuje system jeden z jego najwierniejszych "wyznawców", Robert Podoliński. – Juventus miał Vidala i Pogbę, mistrzowskie Chelsea miało Maticia i Kante. To od ich poziomu w największym stopniu zależy, czy pomysł z takim ustawieniem wypali.
W systemie "3-5-2", jak sama nazwa wskazuje, w defensywie ustawionych jest trzech zawodników. Dwójka "wahadłowych" może być równie dobrze zaliczana do pomocy, jak i do obrony, dlatego – w zależności od usposobienia danego zespołu – formacja płynnie przechodzi z "3-5-2" do "5-3-2". Dwie "szóstki" zabezpieczają środek pola, dzięki czemu nieco więcej swobody ma ustawiony wyżej rozgrywający. Spośród dwóch napastników, jeden powinien być wracającym po piłkę "pracusiem", a drugi typem egzekutora. Całość, w zależności od potrzeb, można oczywiście modyfikować. Formacja sama w sobie wygląda mniej więcej tak:
Skutecznie, ale... brzydko
Kluczem we współczesnej piłce nożnej jest "elastyczność". Jeszcze za czasów pracy w Barcelonie, Pep Guardiola zwykł korzystać z formacji "3-5-2" przy formowaniu ataków, by – gdy piłkę miał przeciwnik – grać z tyłu czwórką. W ofensywie z linii obrony "odłączali się" więc Dani Alves i Eric Abidal, a trzyosobowy blok formowali Gerard Pique, Carles Puyol i wracający po piłkę Sergio Busquets, który stawał się też pierwszym rozgrywającym. O efektach pracy Hiszpana pisać nie trzeba.
"3-5-2" właśnie na elastyczności bazuje. Środkowi obrońcy muszą grać nie tylko jako środkowi, ale też jako boczni obrońcy czy – czasem – jako defensywni pomocnicy. "Wahadłowi" potrzebują zarówno dobrego dośrodkowania, jak i udanego wślizgu. Z środka pola czasem trzeba cofać się aż we własne pole karne, by zabrać piłkę i wyprowadzić atak, a czasem trzeba pomóc napastnikom pod bramką rywala. Wszystko wymaga oczywiście zgrania, dopracowania i miesięcy treningów.
Wady? Jeśli rywale grają w systemie "4-4-2" i dysponują na bokach czwórką świetnych zawodników, "wahadłowi" – nawet odpowiednio asekurowani – najpewniej nie będą w stanie poradzić sobie z siłą rażenia. Bilardo bazował w dużej mierze na "wyłączaniu" jednego z boków i przykładaniu do niego mniejszej wagi – ot, któryś z bocznych obrońców grał tylko z tyłu i nie stanowił zagrożenia w grze ofensywnej. Jeśli jednak u rywala słabości w tym elemencie brakowało – pojawiał się problem, szczególnie podczas kontrataktów. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której "wahadłowy" zapędził się pod pole karne rywala, zostawiając swoją stronę zupełnie odsłoniętą. Nawet jeśli defensywny pomocnik i boczny środkowy obrońca zbiegali do krycia, to w środku pojawiała się spora dziura.
Najważniejsze – co podkreślają wszyscy taktyczni eksperci – jest jednak dopracowanie ustawienia "3-5-2" do perfekcji. To trudne, wymaga czasu, cierpliwości, często wiąże się też z miesiącami słabszej gry. To dlatego większość trenerów nie podejmuje się tego wyzwania, stawiając na opcje znacznie bardziej bezpieczne. Poza tym, zespoły ustawiane w ten sposób grają najczęściej... brzydko. Już za Bilardo Argentyńczycy robili po prostu tyle, ile musieli, by wygrywać kolejne spotkania. Juventus i Chelsea Conte, Chilijczycy Jorge Sampaoliego czy Torino Ventury imponowali wybieganiem, zadziornością i dyscypliną, ale czy można powiedzieć, że grali pięknie? Cóż – coś za coś.
A Polska? Wariantów osobowych gry "trójką" jest co najmniej kilka...