{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Prekwalifikacje, czyli eliminacje eliminacji. O co grają Polacy?

W piątek polscy szczypiorniści rozpoczną grę o awans na mistrzostw świata 2019. Rozpoczną ją w prekwalifikacjach, potocznie nazywanych eliminacjami eliminacji. Na tym etapie znaleźli się po raz pierwszy od 2005 roku. O co tak naprawdę toczy się gra? I dlaczego turniej w Portugalii jest tak ważny w kontekście igrzysk w Tokio? Mecze z Kosowem, Cyprem i Portugalią w TVP Sport, na SPORT.TVP.PL i w aplikacji mobilnej.
DYLEMATY PRZYBECKIEGO. TYPUJEMY SIÓDEMKĘ NA EL.
MŚ 2019
Prekwalifikacje to pierwszy etap na drodze do mistrzostw. Grają w nich zespoły, które nie wywalczyły awansu na Euro 2018. Zasady są proste − z każdej z sześciu grup eliminacyjnych do fazy play-off awansuje po jednym zespole. Rozgrywki toczą się w zwykłym systemie grupowym (mecz i rewanż) lub tak jak w przypadku Polaków − turniejowym (po jednym meczu z każdym rywalem). By awansować dalej, Polacy muszą więc wygrać rywalizację w Portugalii.
Tam, oprócz spotkania z gospodarzami, biało-czerwoni zagrają też z Kosowem i Cyprem. Dwie ostatnie drużyny, to zespoły półamatorskie i trudno wyobrazić sobie, by Polacy mogli zaliczyć z nimi potknięcia. W takiej sytuacji, kwestia awansu rozstrzygnie się w meczu z Portugalczykami.
Powrót do przeszłości
Rozpoczęcie gry o awans na mistrzostwa już w prekwalifikacjach, to powrót do 2005 roku, kiedy kadra po raz ostatni zagrała na tym etapie. Wtedy biało-czerwoni rywalizowali o bilety na mistrzostwa Europy 2006 w Szwajcarii. W turnieju eliminacyjnym w Radomiu zmierzyli się z Holandią, Azerbejdżanem i Słowacją. Zadania trudnego nie mieli, bo do dalszej fazy przechodziły dwie drużyny. W związku z tym wystarczyło pokonać zdecydowanie odstających umiejętnościami Holendrów i Azerów.

Z tym nie było problemów − "Oranje" ulegli Polakom 25:32, a Azerowie zostali rozbici 13:43. O zwycięstwie w turnieju decydował mecz ze Słowakami, z którymi biało-czerwoni niespodziewanie przegrali 28:31. Awans został jednak wywalczony.
Tamte mecze były narodzinami kadry Bogdana Wenty. Wszystko to działo się w czasach, gdy reprezentacji brakowało niemal wszystkiego − od opieki medycznej, przez stroje treningowe, aż po ubezpieczenia. Związek i jego prezes Marek Budziak tylko pozorowali działania, a zawodnicy głośno mówili o problemach. Podczas turnieju w Radomiu narzekali choćby na wyżywienie. − Chyba pomylono nas z innymi gośćmi. Jedzenie jest dobre, ale jest go po prostu mało − mówili.
Problemy z realizacją transmisji z turnieju miała też telewizja. W hali panował półmrok, więc konieczne było sprowadzenie dodatkowego oświetlenia. W trakcie spotkań z zasłon okiennych regularnie leciał kurz. Na domiar złego miejsca za liniami bocznymi było tyle, że jeden z operatorów stał z kamerą już w obrębie boiska. W kuluarach krążyła zresztą historia, że gdy Holendrzy zobaczyli obiekt, zapytali gdzie będą grać, bo myśleli, że przyprowadzono ich na halę treningową.
Va banque Wenty
Na problemy kadra napotkała też po turnieju, gdy doszło do rozmów w sprawie premii za awans na mistrzostwa. Związek oferował zawodnikom 50 tys. złotych za turniej prekwalifikacyjny, a kwestii pieniędzy za wygranie play-offów w ogóle nie poruszał. Z prostego powodu − Polacy trafili w nich na będącą wtedy potęgą (choć nieco w odwrocie) Szwecję i nikt z działaczy nie dawał im szans na awans.
Rozmowy stanęły w martwym punkcie, bo zawodnicy nie chcieli przyjąć propozycji Związku. Sprawę w swoje ręce w końcu wziął Wenta − zapowiedział, że kadra rezygnuje z wynagrodzenia za turniej w Radomiu, ale za wyeliminowanie Szwedów chce 150 tys. złotych, czyli trzy razy więcej niż wcześniej jej oferowano. Działacze przystali na to. I musieli płacić, bo Polacy w dwumeczu pokonali Szwedów jedną bramką. Kilka miesięcy później na Euro cudów nie zdziałali, ale już z kolejnej imprezy − mistrzostw świata w Niemczech − wrócili ze srebrnymi medalami.
Gra o Tokio
13 lat od tamtych wydarzeń polscy szczypiorniści znów przystępują do walki w prekwalifikacjach, ale już w zupełnie innej rzeczywistości. Zawodnicy i sztab mają zapewnione wszystko, czego potrzebują. Pozostaje im więc skupić się na grze.
Stawka, o którą będą rywalizować w Portugalii jest duża, bo tyczy się nie tylko przyszłorocznych mistrzostw w Niemczech i Danii, ale i igrzysk w Tokio. To właśnie poprzez mundial 2019 wywalczyć można pierwsze bilety na igrzyska lub też miejsce w turnieju kwalifikacyjnym. Drugą szansą będzie Euro 2020, które rozegrane zostanie już w nowym formacie, z udziałem 24, a nie 16 zespołów.
Co po Portugalii?
Wygranie turnieju w Povoa de Varzim da z kolei przepustkę do czerwonych play-offów. W nich zagra 18 zespołów − sześć z prekwalifikacji oraz 12 z 16 drużyn, które od piątku rywalizować będą w Chorwacji o mistrzostwo Europy. Cztery pozostałe reprezentacje z Euro − Niemcy, Dania, Francja oraz przyszły mistrz Europy (lub półfinalista jeśli na podium stanie ta trójka) − są już pewne udziału w mistrzostwach świata.
W fazie play-off zespoły zostaną podzielone na dwa koszyki. Do pierwszego trafi dziewięć najlepszych drużyn Euro (wyłączając Niemców, Danię, Francję i czwarty zespół), a do drugiego pozostałe trzy reprezentacje oraz sześć, które przedarły się przez prekwalifikacje. Jeśli Polacy wygrają więc w Portugalii, w play-offach trafią na kogoś z grona: Austria, Białoruś, Chorwacja, Czarnogóra, Czechy, Hiszpania, Islandia, Macedonia, Norwegia, Słowenia, Serbia, Szwecja i Węgry.
Dalszy los Polaków zależy więc poniekąd od wyników Euro i szczęścia w losowaniu. By jednak dojść do rozważań na temat kolejnego rywala, kadra musi wcześniej wygrać w Portugalii. Rywalizację zacznie w piątek od meczu z Kosowem.
PLAN TRANSMISJI: