Przejdź do pełnej wersji artykułu

Mundial 2018. Festiwal karnych w Rosji. Najlepszy turniej od lat

Leo Messi i Cristiano Ronaldo (fot. PAP/EPA) Leo Messi i Cristiano Ronaldo (fot. PAP/EPA)

Widzowie śledzący zmagania na rosyjskich boiskach nie mogą narzekać na brak emocji. Trwające mistrzostwa świata w piłce nożnej już przeszły do historii. Wszystko za sprawą rzutów karnych.

Kłopoty Francji. Karne, VAR i waleczna Australia

W ciągu pierwszych trzech dni turnieju rozegrano osiem spotkań. Sędziowie aż sześciokrotnie podyktowali w nich "jedenastki". Gdyby nie kontrowersyjna decyzja Szymona Marciniaka, którą podjął w meczu między Argentyną i Islandią, mielibyśmy o jedną więcej. Swoje próby wykorzystało czterech z sześciu zawodników, co jest rekordem mundialu w XXI wieku.

We wcześniejszych turniejach statystyka ta wyglądała nieco gorzej. Po ośmiu meczach w Brazylii mieliśmy o jednego gola z rzutu karnego mniej niż w Rosji. Na mistrzostwach w RPA po strzale z 11 metrów padła jedna bramka, w 2002 roku dwie, a podczas turnieju w Niemczech żadna.



Trzeba również zauważyć, że trzeci dzień na mundialu w Rosji był jednym z najbardziej obfitych w rzuty karne w historii. Sędziowie w czterech meczach podyktowali aż pięć "jedenastek". Podobna sytuacja miała miejsce 20 lat temu we Francji. Wówczas 24 czerwca zawodnicy pięciokrotnie pokonali bramkarzy po uderzeniu z 11. metra.

Mundialowej soboty z pewnością miło nie będą wspominali Christian Cueva i Leo Messi. Pierwszy z nich mógł strzelić historycznego gola dla Peru po 36 latach nieobecności na turnieju. Z kolei Argentyńczyk nie zdołał zapewnić swojej reprezentacji trzech punktów w starciu przeciwko Islandczykom.

Martwiące dla Messiego mogą być statystyki. Na dziesięć ostatnich wykonywanych rzutów karnych tylko pięć udało mu się zamienić w gola. Większą skutecznością pod tym względem mogą pochwalić się zarówno Neymar, jak i Ronaldo. Brazylijczyk i Portugalczyk, który jedną z bramek w piątkowym meczu przeciwko Hiszpanom zdobył właśnie z karnego, w ostatnich dziesięciu próbach pomylili się tylko raz.

Co ciekawe, rzut karny dający dwubramkowe prowadzenie Chorwatom w meczu przeciwko Nigeryjczykom, był... pierwszym uderzeniem zawodników Zlatko Dalicia w bramkę. Historia zna przypadki, kiedy drużyny wygrywały mimo, że nie oddały ani jednego celnego strzału. Przykładem jest listopadowy mecz Ligi Europy między Lazio a Niceą. Rzymianie wygrali 1:0 dzięki samobójczej bramce Maxime Le Marchanda zdobytej w doliczonym czasie gry.

Źródło: SPORT.TVP.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także