Po emocjonującym 2018 roku w świecie boksu apetyty kibiców zostały rozbudzone. Najbliższe dwanaście miesięcy może być szczególnie interesujące między linami ringów, jeśli zostaną spełnione odpowiednie warunki. Po raz pierwszy od dwudziestu lat możemy poznać absolutnego mistrza świata wagi ciężkiej, a królewska kategoria wagowa może również rozbłysnąć w naszym kraju.
Joshua vs Wilder: wyłonienie arcymistrza wagi ciężkiej
Pojedynek Brytyjczyka z Amerykaninem z miejsca stałby się jednym z największych wydarzeń ostatnich dekad w zawodowym boksie. Obaj są u szczytu formy, obaj piekielnie mocno biją, więc ring zamieniłby się w żywe pole minowe. W dodatku anturaż takiego wydarzenia byłby wspaniały. Spekuluje się bowiem, że do starcia potężnych gladiatorów mogłoby dojść na stadionie Wembley. Specjalnie przygotowany obiekt pomieściłby ponad 100 tysięcy widzów. Ostatnie cztery potyczki "AJ'a" na żywo śledziło blisko 300 tysięcy kibiców (na Wembley i stadionie Principality w Cardiff).
Niepokonani królowie mają na razie jednak inne plany. Joshua powróci między liny 13 kwietnia, a jego rywalem będzie prawdopodobnie Dillian Whyte. To wyrównanie porachunków za 2015 rok – górą był mistrz olimpijski z Londynu, ale po drodze przeżywał tarapaty, ocierając się o sensacyjną porażkę. Była zła krew, awantura w ringu i kapitalny nokaut.
Wilder z kolei powinien udowodnić, że faktycznie zasługuje na skalp World Boxing Council. W grudniu zremisował z powracającym na wielką scenę Tysonem Furym, choć zdaniem większości obserwatorów powinien był przegrać (114–112 zwyciężył Fury wg mojej punktacji). "Bronze Bomber" dwukrotnie posłał kolosa na deski, a szczególnie głośno padł w ostatniej rundzie. Wydawało się, że po takim grzmotnięciu "Olbrzym z Wilmslow" nie ma prawa wstać, ten jednak w sobie znany sposób przeżył ringową rezurekcję.
Trzecia odsłona kosmicznego meczu
Rok 2017 i 2018 był naznaczony znakomitymi pojedynkami na samym szczycie kategorii średniej, jednej z najmocniej obsadzonych w profesjonalnym boksie. Giennadij Gołowkin i Saul Alvarez przewalczyli ze sobą 24 rundy i spór wciąż nie jest rozstrzygnięty. Za pierwszym razem był remis, a drugi pojedynek wygrał "Canelo", choć dyskusji wokół rozstrzygnięć wciąż jest wiele.
Druga odsłona była widowiskiem z najwyższej półki. To była najlepsza walka 2018 roku według "Biblii Boksu", czyli magazynu Ring. Okazała się także wielkim sukcesem marketingowym. Ze sprzedaży ponad 16 tysięcy biletów do hali T-Mobile Arena w Las Vegas organizatorzy zainkasowali blisko 24 miliony dolarów. W USA starcie było pokazywane w płatnym systemie Pay-Per-View, który wykupiło ponad milion abonentów (zysk ok. 94 mln dolarów).
Główni bohaterowie również zostali docenieni. Kazach według nieoficjalnych informacji mógł zarobić 30 mln "zielonych", a Meksykanin nawet o 10 mln więcej. Te dane pokazują, że dopełnienie trylogii również opłacałoby się wszystkim. Choć drogi dwóch bokserskich znakomitości nieco się rozeszły, to obficie zastawiony stół negocjacyjny może ich ponownie złączyć. Niewykluczone, że za trzecim razem tak wyczekiwane rozstrzygnięcie, czyli nokaut.
Szczera niechęć, zła krew i dwa różne pokolenia – to składowe walki Artura Szpilki z "Diablo" Włodarczykiem. Tę walkę na polskim ringu obejrzałbym najchętniej.
Polskie plusy
Trudno jednoznacznie ocenić ubiegły rok w wykonaniu polskich pięściarzy. Docenić należy Kamila Szeremetę, który w Rzymie znokautował błyskawicznie Alessandro Goddiego i zdobył pas mistrza Europy w wadze średniej. We wrześniu skutecznie obronił ten tytuł, nokautując w 10. rundzie obowiązkowego pretendenta z Hiszpanii, Rubena Diaza. Podopieczny Fiodora Łapina nigdy wcześniej nie wygrał dwóch walk z rzędu przez KO, a jego progres jest coraz bardziej zauważalny. W marcu prawdopodobnie wybierze się do Francji, by skrzyżować rękawice z Andrew Francillette i jest wielce prawdopodobne, że z kolejnego wyjazdu wróci z pasem.
Świetne dwanaście miesięcy ma za sobą również Adam Kownacki. Po niespodziewanym znokautowaniu Artura Szpilki jego akcje poszły mocno w górę i wciąż się pną. Zwycięstwo przed czasem nad Iago Kiładze, a przede wszystkim wypunktowanie po świetnym boju byłego mistrza świata Charlesa Martina nakazują uplasować "Baby Face'a" w czołowej dziesiątce królewskiej dywizji. Trzymamy kciuki, by już 26 stycznia uporał się z pretendentem do tytułu, Geraldem Washingtonem. Wizja wielkiej walki dla niepokonanego zawodnika mieszkającego w USA staje się coraz bardziej realna (i słusznie!).
Największym wygranym jest jednak Krzysztof Głowacki, który przeszedł drogę z piekła do nieba. W lutym 2018 roku po bardzo słabym pojedynku wypunktował Siergieja Radczenkę, po drodze lądując na deskach. Wielu postawiło wtedy krzyżyk na "Główce", wieszcząc koniec poważnej kariery. Formalnością było rozprawienie się z Santanderem Silgado, ale do ćwierćfinałowego starcia w turnieju World Boxing Super Series nie przystępował z pozycji faworyta. Szybko okazało się, że jest zwyczajnie za silny dla Maksima Własowa i w końcu odzyskał dawny wigor. Pewnie pokonał Rosjanina po dwunastu rundach w Chicago i stał się pierwszym Polakiem, który zwyciężył w turnieju WBSS (po niepowodzeniach Krzysztofa Włodarczyka i Mateusza Masternaka). Sam był wobec siebie krytyczny.
– Momentami walczyłem jak pod dyskoteką w Wałczu. Za dużo przyjmowałem – mówił w magazynie Ring.
Zdobył pas tymczasowego mistrza świata WBO, a w tym roku stanie oko w oko z Łotyszem Mairisem Briedisem i wiele wskazuje na to, że na szali znajdą się aż dwa pełnoprawne tytuły. I to właśnie na ten akcent czekam szczególnie, bowiem sensacyjny pogromca Marco Hucka z 2015 roku ma w zanadrzu wszystkie atuty, by zbić policjanta z Rygi i stać się zunifikowanym czempionem.
Przejście Usyka do wagi ciężkiej może być jednym z najciekawszych wydarzeń tego roku. Z miejsca znalazłby się w najlepszej piątce tej kategorii.
Kot wagi ciężkiej
Jednym z najciekawszych wydarzeń tego roku może być przejście do kategorii ciężkiej wspaniałego Ołeksandra Usyka. Ukrainiec po bezdyskusyjnym zwycięstwie w pierwszym sezonie turnieju World Boxing Super Series znokautował na deser Tony'ego Bellew i potwierdził absolutną dominację w dywizji junior ciężkiej. Powtórzył tym samym sukces Evandera Holyfielda z 1988 roku.
Ten facet nie boi się nikogo – wygrywał wyjazdowe walki w Niemczech, w Polsce (z Krzysztofem Głowackim – przyp. red.), w Stanach Zjednoczonych, na Łotwie, w Rosji i ostatnio w Wielkiej Brytanii. Drugiego takiego pięściarza nie było w historii. Nic więc dziwnego, że wygrał właściwie wszystkie liczące się plebiscyty na najlepszego boksera ubiegłych dwunastu miesięcy.
Teraz czas na walki z najcięższymi gladiatorami. Usyk kocha wyzwania i pozostaje skromnym chłopakiem z Krymu. – Talent? Jaki talent? 99 procent mojego sukcesu to pracowitość – opowiada. I na samą myśl o ewentualnej potyczce z Anthonym Joshuą zapala mu się iskra w oku. Koledzy nazywają go kotem, gdyż potrafi przyśpieszyć w najmniej spodziewanym momencie, a szybkością zawstydza zawodników lżejszych o kilkadziesiąt kilogramów. Naturalnie waży blisko 100 kg, nie będzie więc wcale mikrusem wśród największych gladiatorów.
Usyk z miejsca znalazłby się w najlepszej piątce wagi ciężkiej. Z wielką ochotą obejrzałbym jego potyczkę z Aleksandrem Powietkinem, czyli starcie dwóch mistrzów olimpijskich. Równie interesująca byłaby potyczka z Josephem Parkerem, byłym posiadaczem trofeum WBO. Jedno jest pewne, Ukraińca nie można skreślać nawet z najlepszymi.
Polskie igrzyska
Promotor grupy Knockout Promotions Andrzej Wasilewski w magazynie Ring opowiadał o tym, że raz w roku w Polsce powinniśmy emocjonować się walką ze szczytów rodzimego boksu zawodowego. W ubiegłym roku takim starciem była potyczka Artura Szpilki z Mariuszem Wachem. W 2019 roku najchętniej obejrzałbym "Szpilę" w konfrontacji z Krzysztofem Włodarczykiem. Oczywiście rewanż z Wachem również byłby interesujący, ale szczególna temperatura byłaby w pojedynku z "Diablo".
Szczera niechęć, zła krew i dwa różne pokolenia – to otrzymalibyśmy w tej potyczce. Włodarczyk był dwukrotnym mistrzem świata wagi junior ciężkiej, ale nigdy nie startował w najcięższej dywizji. Jak sam zapewnia, nie stanowiłoby to dla niego wielkiego problemu i kiedy nadejdzie odpowiedni czas, spróbuje utrzeć nosa mańkutowi z Wieliczki. Miejmy nadzieję, że najbliższe dwanaście miesięcy to będzie ten właśnie czas.
Czas na boks olimpijski
W 2019 roku czekają nas również emocje w pięściarstwie olimpijskim. W Mińsku odbędą się mistrzostwa Europy i mam nadzieję, że podopieczni Iwana Juszczenki zaistnieją w końcu na mapie Starego Kontynentu. Z ostatniego czempionatu Starego Kontynentu przywieźliśmy jeden medal. Zdobywcą brązowego krążka był Mateusz Polski, który pozostaje liderem biało–czerwonej drużyny. W Charkowie pokonał sensacyjnie wicemistrza olimpijskiego Lorenzo Sotomayora, a w półfinale przegrał z Ormianinem Hovhannesem Bachkovem. Stać go na powtórkę z pięknej rozrywki, choć są znaki zapytania, bowiem zmagał się ostatnio z kontuzją.
Niestety w tej chwili trudno znaleźć kolejne medalowe nadzieje, choć nieśmiało próbują przebić się nowi zawodnicy. Wśród nich jest m.in. mieszkający w Anglii "średni" Ryszard Lewicki, który potrafił wygrywać walki w Wielkiej Brytanii. Mocną pięść ma również "ciężki" Michał Soczyński, który musiałby jednak przełamać impas zagranicznych bojów.
Ćwierćfinał mistrzostw Europy gwarantuje awans do mistrzostw świata, a te czekają nas we wrześniu w Soczi. Wschód przejmuje organizację i zapewne przejmie również miejsca na podium. Do elity powinni wrócić bowiem Rosjanie po słabszych sezonach, a mające wspaniałe tradycje Ukraińcy mają w kadrze kolejne brylanty. Usyk, Wasyl Łomaczenko i Ołeskandr Gwozdyk są na szczycie zawodowstwa. Ich miejsce może zająć m.in. silny "średni" Ołeskandr Chyżniak – aktualny czempion Europy i świata. Wciąż wielcy są oczywiście Kubańczycy, a sporo do udowodnienia będą mieli również Anglicy.