{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Idealny asystent pierwszego trenera. "Ambicje schowane w szafie"

Najczęściej w cieniu, krok lub dwa za pierwszym szkoleniowcem. Powinien być jednak świetnie przygotowany merytorycznie, a ambicje schować do szafy. Kto? Asystent trenera. – Bardzo trudno znaleźć taką osobę. Nie byłem jeszcze w klubie, w którym można by mówić o fachowości całego sztabu. Na przeszkodzie stawały finanse – tłumaczy Leszek Ojrzyński.
Ci drudzy – najlepsi asystenci: Mike Phelan (Manchester United)
Trenerzy, byli piłkarze i obecni zawodnicy – kogo nie zapytać, to wszyscy zgadzają się, iż asystenci odgrywają dużo ważniejszą rolę, niż kibicom mogłoby się wydawać. – To jest niezwykle istotna postać. Być może najważniejsza w trenerskiej układance. Trzeba zauważyć, że każdy dobry trener ma świetnego asystenta – uważa Sebastian Mila.
Wielu kojarzy asystentów jako tych, którzy podczas rozgrzewki rozstawiają pachołki, a w trakcie meczu reagują na komendy "zapisz to!". Ich rola, często niedostrzegalna gołym okiem, jest jednak dużo ważniejsza. – W futbolu mamy coraz większą specjalizację, dlatego warto mieć asystenta, który jest ekspertem w jednej dziedzinie. Dzięki temu możemy być spokojni np. o analizę rywala – zauważa Robert Podoliński.
Również Ojrzyński jako najważniejszą cechę idealnego asystenta wymienia przygotowanie merytoryczne. – Pierwszy trener ma mnóstwo rzeczy na głowie. Sam nie jest w stanie dopilnować wszystkiego, musi delegować zadania. Im ktoś jest mądrzejszy, tym bardziej można mu zaufać. A zaufanie to coś, bez czego nie ma dobrego sztabu – zastrzega Ojrzyński.
Zaufanie to jednak nie tylko pewność co do wiedzy współpracowników, ale również, a może przede wszystkim, wiara w to, że wszyscy ciągną wózek w jedną stronę. – Uczciwy i lojalny – opisuje wymarzonego asystenta Ojrzyński.
Zwraca również uwagę, iż nie można się bać wziąć do sztabu mądrzejszych od siebie. – Chciałbym mieć takich jak najwięcej. Niestety realia są brutalne. Nie byłem jeszcze w takim klubie, w którym można by mówić o fachowości całego sztabu. Na przeszkodzie stawały kwestie finansowe. Najczęściej kończyło się na tych narzucanych przez klub – tłumaczy.

Ci drudzy – najlepsi asystenci: Zeljko Buvac (ex-Liverpool)
Zdaniem Podolińskiego to bardzo niebezpieczne. – Sytuacja, gdy klub zatrudnia na stałe jednego asystenta jest bardzo zła. Staje się on przyjacielem piłkarzy. Jeżeli klub oczekuje, że trener weźmie pełną odpowiedzialność, to powinien mieć możliwość pracy z wybranymi przez siebie – uważa.
– Z trenerem i asystentem jest jak z małżeństwem – często przeciwności się przyciągają. Jeżeli byliby identyczni, to nie trafią do wszystkich. Jedni potrzebują mocnej ręki, a inni pogłaskania – uważa Ojrzyński.
A na co pierwsi trenerzy i asystenci powinni uważać? – Najgorszą cechą, jaką może mieć asystent, to uległość. Zdarzało się w mojej karierze, że pierwsi trenerzy dominowali. Natomiast później nie widzieli swoich błędów, nie miał im kto ich pokazać – twierdzi Mila.
Zdaniem byłego reprezentanta Polski, asystent nie może być lekceważony. Każdy prezes, który odmawia pierwszemu trenerowi zatrudnienia kogoś wartościowego, ponosi współodpowiedzialność za ewentualne niepowodzenie. Nieprzypadkowo zdecydowana większość najbardziej uznanych trenerów ma świetnych asystentów.
– Z perspektywy piłkarza asystent musi tworzyć alternatywę. Jeżeli pierwszy trener jest spokojny, to drugi musi mieć większy temperament, muszą się uzupełniać. Bardzo przydatne jest też inne spojrzenie na piłkarzy, na sposób prowadzenia treningów. Nie może tylko przytakiwać – przestrzega Mila.
– Ogromną rolę za selekcjonera Pawła Janasa odgrywał w kadrze Maciej Skorża. Był młody, ale świetnie przygotowany merytorycznie. Bardzo często zwracał nam uwagę na ciekawe rzeczy. Wiedział, jak nas zdenerwować, a dzięki temu zmobilizować. Rzucał uwagami, które nam się nie podobały, ale wyzwalały w nas większą agresję i chęć udowodnienia, iż się myli – opowiada Tomasz Kłos.
W Polsce rzadko ma miejsce sytuacja, by pierwszy szkoleniowiec oddawał przygotowanie drużyny asystentowi. Piłkarze Ekstraklasy pytani o taki przypadek, odpowiadają, że raczej się z czymś takim nie spotkali. Co innego na Zachodzie.
– Zdarzało się, że zespół czuł, iż to asystent ma większy wpływ na wyniki drużyny. Tak było np. w Austrii Wiedeń. Pamiętam, że pierwszy szkoleniowiec zjawiał się na treningu dwa razy w tygodniu. Wszystkie pozostałe prowadził asystent – opowiada Mila. Podobnie pobyt w Kaiserslautern wspomina Kłos.
– Największą różnicą między pierwszym trenerem a asystentem jest charakter. To na głównym szkoleniowcu spoczywa odpowiedzialność za wynik, musi umieć zarządzać. Ambicje asystenta muszą być schowane głęboko w szafie – kończy Podoliński.