Maradona, Messi, Pogba. Ich przykłady wsadzają wyobraźnię na karuzelę. Błyszczeli w mistrzostwach świata U-20, a potem porobili piękne kariery w dorosłym futbolu. Ale nie wszystkim się udało.
Kto dziś kojarzy na przykład Peixe? Chłopak czarował w drużynie, gdzie za giermków robili mu Figo, Rui Costa i Joao Pinto. Razem zdobywali tytuł w 1989 roku. Tamci poszli dalej, a o Peixe słuch zaginął.
Mamy i my swoje smutne przykłady młodych bohaterów zaginionych w akcji. W 1983 r. ekipa Mieczysława Broniszewskiego zajęła w młodzieżowym mundialu świetne trzecie miejsce. Brylował Joachim Klemenz, który z pięcioma golami został wicekrólem strzelców. Po powrocie pokopał trochę w lidze, po czym spakował się i czmychnął do Niemiec. Koszulki dorosłej kadry nigdy na grzbiet nie wysunął.
Sebastian Mila podczas ceremonii losowania grup MŚ U-20 w Gdyni wspominał swój turniej z 1999 r. Drużyna siedemnastolatków Michała Globisza w Europie czuła się mocna. Ale na mundialu zawiodła, nie wychodząc nawet z grupy. Miała jednak w składzie kilku obiecujących nastolatków. Tym naj, naj był Rafał Grzelak. Lewą nogą wiązał krawaty i zapinał paski. Menadżerowie różnej maści czyhali na niego jak paparazzi na Michaela Jacksona. Słowem – talent na miarę Realu i Barcelony. A skończyło się na Duisburgu, Boaviście i Skodzie Xanti.
Historii Dawida Janczyka nie przypominam celowo, bo a nuż przeczyta to ktoś młody, komu podczas lektury moralny kręgosłup skrzywi się nieodwracalnie? Lepiej nie ryzykować, choć ta opowieść wpisywałaby się w schemat doskonale.
Czy dziś grożą nam równie spektakularne klapy? Już za chwilę zaczniemy chuchać i dmuchać na wybrańców Jacka Magiery. Na przełomie maja i czerwca będą wizytówką polskiego futbolu. Spróbują pomścić reprezentację Adama Nawałki i ograć dwudziestolatków z Kolumbii i Senegalu. Na własnym terenie mają na to większe szanse niż w Rosji, ale prognozowania wyników w tej kategorii wiekowej podjąć może się tylko szaman. Tu buzują hormony, tu częściej niż głową gra się sercem, tu wyśmiane przez dziewczynę zdjęcie na Facebooku może zrujnować życie i formę. I bądź tu selekcjonerze mądry!
No właśnie – Jacek Magiera. Jak to dobrze, że to właśnie on prowadzi to śledztwo, jakby to zgrabnie ujął filmowy Kramer z Vabanku. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. On daje nam przewagę, jakiej inne drużyny mieć nie będą. Nie tylko potrafi pracować z młodymi ludźmi, ale sam grał w takim turnieju, zna jego specyfikę i sposób pracy młodych umysłów podejmujących działania pod presją. Poza tym sprawdził się w Lidze Mistrzów, co automatycznie daje mu w szatni autorytet.
Turniej się jeszcze nie zaczął, a on już podejmuje dobre decyzje. Dobre dla polskiej piłki, niekoniecznie dla swojej kadry. Odpuścił Sebastiana Szymańskiego i Kamila Grabarę uznając, że dla własnej korzyści powinni grać w starszych rocznikach. Nie walczy z kolegami - opiekunami innych drużyn narodowych. Widzi wspólny interes w prowadzeniu talentów ścieżką wijącą się w kierunku pierwszej reprezentacji. I nawet jeśli z jego zespołu wyjdzie jakiś Klemenz, Grzelak czy Janczyk, to można być pewnym, że opiekę miał najlepszą z możliwych. Jeśli nie zrobił kariery to wyłącznie jego wina.
I tylko taką gwarancję trener Magiera może wystawić. Bo na wynik w tym wieku wpływ ma zbyt wiele czynników. Włącznie z nieszczęsną dziewczyną z Facebooka...
Następne