W sobotę w Grande-Synthe Kamil Szeremeta po raz drugi bronić będzie pasa mistrza Europy w wadze średniej. Polak skrzyżuje rękawice z Andrew Francillettem, ale to nasz reprezentant będzie faworytem tej batalii. Transmisja 9 marca od 21:20 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej TVP Sport.
RAFAŁ MANDES, TVPSPORT.PL: – Jak zaczęła się twoja przygoda z boksem?
KAMIL SZEREMETA: – Mój tata chciał boksować, pochodził z wioski i zawsze uchodził za bandziorka, który na ulicy bronił swoich młodszych braci. Chciał być pięściarzem, ale nie mógł, bo zachorował na Heinego-Medina, wykręciło mu nogę i marzenia o karierze musiały zejść na drugi plan. Ojciec zmarł w moje 18. urodziny, dostał wylewu, ale wierzę, że tam na górze jest mu lepiej.
– Myślisz, że jest z ciebie dumny?
– Zdecydowanie, choć zdaję sobie sprawę, że stać mnie na jeszcze więcej. Jestem wysoko w rankingach, mam swoje pięć minut i muszę je wykorzystać jak najlepiej.
– Przed boksem była jednak piłka nożna...
– Tak. Grywałem na każdej pozycji, od bramkarza do napastnika, ale najlepiej czułem się między słupkami. Jednak po 3-4 latach grania doszedłem do wniosku, że z piłki najbardziej interesują mnie sparingi w szatni po meczach. Za małolata często tłukliśmy się z rywalem i ostatecznie postawiłem na boks. Już na pierwszych zajęciach Hetmana Białystok trener Mikołaj Nos powiedział mi "Kamil, zobaczysz, że będziesz mistrzem Polski". I tak się stało – pojechałem na mistrzostwa Polski i wywalczyłem złoty medal.
– A mama ogląda twoje walki?
– Raz, może dwa razy była przy ringu, ale stwierdziła, że to nie dla niej. Powtarzam jej, że przecież to ja ciągle wygrywam i to ja biję innych, ale to jej nie przekonuje. W sumie się jej nie dziwię. Chciałbym mieć syna i być jego trenerem, ale też pewnie bym się mocno denerwował, gdyby wychodził na ring. Boks to ciężki kawałek chleba i nawet jak zwyciężasz, to kilka ciosów i tak przyjmiesz.
– Syna jeszcze się nie doczekałeś, ale twoje serce skradła córka.
– 3 maja skończy dwa lata. Strasznie mnie rozkochała w sobie, nie zdawałem sobie sprawy, że można kogoś tak mocno kochać. Moje życie to teraz boks, córka i żona. Cały tydzień spędzam w Warszawie, trenuję i na weekend wracam do siebie, ale w sobotę też jest sporo obowiązków i tak naprawdę to tylko niedziele mogę w pełni poświęcać rodzinie. To jest święty czas, najlepszy z najlepszych.
– Wróćmy do boksu. Trener Fiodor Łapin to najlepszy szkoleniowiec, z którym dotychczas współpracowałeś?
– Bez dwóch zdań, w boksie zawodowym lepszego w Polsce nie ma. Ma 52 lata, a zawstydziłby swoją kondycją niejednego 20-latka. Chciałbym w jego wieku być chociaż w połowie tak sprawny fizycznie i wydolnościowo jak trener. Tylko pod jego wodzą mogę dostać walkę o mistrzostwo świata i co najważniejsze – ją wygrać.
– W rankingach kilku federacji wyprzedzają cię tylko najlepsi z najlepszych. To nakręca do jeszcze cięższej pracy?
– Jest Canelo Alvarez, jest Giennadij Gołowkin i jest Polak, Kamil Szeremeta. Cieszy mnie to, że promotor działa, bym jak najszybciej dostał walkę o mistrzostwo świata. Kiedy jak nie teraz? Mam swoje pięć minut, 29 lat na karku, więc teraz jest ten najlepszy czas. Wielu nie docenia tytułu mistrza Europy, a właśnie dzięki niemu otworzyły się dla mnie drzwi bardzo szeroko do naprawdę wielkich pojedynków.
– Masz jakiegoś idola, z którym chciałbyś sobie zrobić zdjęcie i wziąć autograf?
– Idoli nie brakuje, ale ja nie jestem fanem brania autografów. Tak naprawdę autograf to chciałbym wziąć tylko od Boga...
Następne