Robert Kubica 3045 dni po ostatnim starcie w wyścigu Formuły 1 ponownie stanie w niedzielę na polu startowym. W Grand Prix Australii wystąpił dotychczas czterokrotnie i ma z Melbourne szeroką gamę wspomnień – od rozczarowania po tym, jak w jego bolid wjechał Kazuki Nakajima, przez zderzenie z Sebastianem Vettelem na jednym z ostatnich okrążeń, po niespodziewane podium w ostatnim występie.
2007 – wadliwa skrzynia biegów
Wyścigiem w Australii w 2007 roku Kubica rozpoczął pierwszy pełny sezon w Formule 1, w której zadebiutował w GP Węgier 2006. Od początku chciał pokazać pełnię potencjału. W kwalifikacjach zajął bardzo dobre, piąte miejsce. Wyprzedzili go tylko Kimi Raikkonen, Fernando Alonso, kolega z BMW Sauber Nick Heidfeld i debiutujący w F1 Lewis Hamilton. – Mam powody do optymizmu – mówił Polak.
Humoru nie stracił po starcie, po którym utrzymał pozycję. Na 13. okrążeniu "wykręcił" swój najlepszy czas. Z czasem, po pit stopie, przesunął się na czwarte miejsce. Feralne okazało się 37. "kółko". Musiał zakończyć wyścig ze względu na awarię skrzyni biegów.
2008 – pierwsza linia i japońska katastrofa
Sezon 2008 okazał się najlepszym w karierze Kubicy, ale początki nie były łatwe. I to pomimo kapitalnego występu w kwalifikacjach na Albert Park. Przez chwilę, po swoim przejeździe w Q3, prowadził z czasem 1:26.869. Pole position wyrwał mu jednak Hamilton, który okazał się szybszy o 0,155 sekundy. Kierowca BMW Sauber i tak osiągnął życiowy rezultat – po raz pierwszy ustawił się do wyścigu w pierwszej linii.
Wszystko, co dobre dla krakowianina, zakończyło się jednak w sobotę. Niedzielny wyścig obfitował w niefortunne zdarzenia. Po starcie utrzymał drugą pozycję i przez kilkanaście okrążeń "trzymał" rytm lidera. Po pierwszym pit stopie utknął za Rubensem Barichello. Zespół postanowił zmienić strategię. Po drugiej wizycie w boksie wyjechał na miękkich oponach i z prawie pełnym bakiem. W wywiadzie po wyścigu skrytykował tę decyzję. – Nie wróżyło to dobrze – powiedział. Do tego doszły kłopoty z silnikiem – brakowało mu mocy.
Po zjeździe samochodu bezpieczeństwa w jego bolid wjechał Kazuki Nakajima z Williamsa. – Niestety chyba trochę przysnął. Przez dłuższy czas jechaliśmy bardzo wolno. Za późno przyhamował i wjechał mi w tył – opisał sytuację Polak. Nie szczędził także uszczypliwości wobec zespołu. – Po kolizji wymienili mi przednie skrzydło, a przecież dostałem uderzenie w tył. To już chyba taka nasza reguła – powiedział.
2009 – walka "na śmierć i życie" z Vettelem
Udane kwalifikacje w Melbourne stały się normą. Zajął w nich czwarte miejsce. Pomógł mu fakt, że miał najmniej paliwa w stawce. Dużo gorzej spisał się jego kolega z BMW Sauber. Nick Heidfeld nie wszedł do ostatniej części kwalifikacji i musiał zadowolić się 11. lokatą. Rewelacyjnie spisały się bolidy debiutującego teamu Brawn GP – pole position wywalczył późniejszy mistrz świata Jenson Button, a drugi dojechał Rubens Barrichello.
W wyścigu Kubica jechał solidnie. W awansie na trzecie miejsce pomogła dobra strategia zjazdów na pit stop. Na trzy okrążenia przed końcem nadarzyła się szansa, by wyprzedzić drugiego Sebastiana Vettela z Red Bulla. Doszło jednak do zderzenia, w wyniku którego oba bolidy zostały poważnie uszkodzone. Zarówno Polak, jak i Niemiec próbowali jechać dalej, ale zakończyli rywalizację, rozbijając się o bandy. W wyniku tego wyścig zakończył się za samochodem bezpieczeństwa – dopiero po raz drugi w historii.
– Miałem szansę wygrać ten wyścig – stwierdził Kubica.– Myślę, że Vettel popełnił błąd, podszedł zbyt optymistycznie do wydarzeń na torze. Sebastian nie miał możliwości utrzymać drugiej pozycji, ponieważ osiągałem o wiele lepsze czasy od niego – dodał.
Świadomość swojego błędu miał późniejszy czterokrotny mistrz świata. – Próbowałem się bronić i udawało się to do jakiegoś czasu. Potem straciłem przyczepność i nie mogłem uniknąć kolizji. Przepraszam mój zespół, a także Roberta – posypał głowę popiołem Niemiec. W kolejnym wyścigu został ukarany przesunięciem na starcie o 10 miejsc do tyłu.
Sunday's #AusGP will finally see Robert Kubica's racing return ��
— Formula 1 (@F1) 12 marca 2019
But things haven't always gone his way in Melbourne ����#F1 pic.twitter.com/arquMiElzZ
2010 – niespodziewane podium
W 2010 roku sezon zaczynał się nie w Australii, a w Bahrajnie. W debiucie w Renault Kubica punktów nie zdobył – zajął na torze Sakhir 11. miejsce, spadając o dwie pozycje względem kwalifikacji. W Melbourne ponownie zapewnił sobie dziewiąte pole startowe. Paradoksalnie najgorszy wynik w sobotę na Albert Park przyniósł najlepsze miejsce na mecie.
Los w końcu oddał Polakowi to, co zabierał podczas poprzednich wizyt na antypodach. Już na pierwszym okrążeniu awansował na czwarte miejsce, wykorzystując kolizje rywali. Wyścig szybko zakończył się dla Nico Huelkenberga, Sebastiana Buemiego i Kamui Kobayashiego.
Po neutralizacji Kubica naciskał na Marka Webbera, ale nie udało się wyprzedzić zawodnika gospodarzy. Na pit stopie Kubica zyskał pozycję względem Felipe Massy, jednak stracił na rzecz Jensona Buttona. Po późnym zjeździe Webbera awansował na trzecią lokatę. Wkrótce awaria hamulców wykluczyła z wyścigu lidera – Sebastiana Vettela. Kubica zmagał się ze zużytymi oponami i musiał odpierać ataki Lewisa Hamiltona, a potem Felipe Massy. Ostatecznie przejechał linię mety za Buttonem, co przyjął jako niespodziankę.
– Miałem nadzieję na dobry wynik, ale nie była jakaś wielka. Chociaż muszę powiedzieć, że czułem się dobrze. Napisałem nawet do kolegi, że jeżeli chce coś obstawić, niech przeznaczy pieniądze na moje podium w Australii – żartował Kubica. – To był szalony wyścig, ale przede wszystkim świetna zabawa. Dzisiaj Australia oddała mi to, co zabrała wcześniej – skwitował.