36 lat minęło jak sen. Był lipiec 1983. Lechia miała zmierzyć się z Juventusem z pięcioma mistrzami świata w składzie. Z Bońkiem i Platinim. Z Juventusem, z którym Widzew toczył zacięte boje w Pucharze Europy. Świat znów miał się dowiedzieć o Gdańsku.
Lechia sięgnęła po raz pierwszy po krajowy puchar. W przeciwieństwie do tego sezonu, tamten triumf w 1983 roku był sensacją. Puchar Polski wywalczył trzecioligowiec, a nie jeden z kandydatów do tytułu mistrza kraju. Biało-zieloni pokonali Piasta Gliwice i awansowali do Pucharu Zdobywców Pucharów.
Włoski sen
Na początku lipca 1983 roku, zaledwie dwa tygodnie po zwycięstwie w Pucharze Polski, drugoligowa już wówczas drużyna oczekiwała na pierwszego i być może jedynego rywala. Nikt nie dawał jej szans. Ewenementem był przecież już sam awans drużyny z niższego szczebla rozgrywek. Działaczom zależało na wylosowaniu atrakcyjnego rywala. Choć marzenia się ziściły, to pierwsze reakcje po ogłoszeniu przeciwnika były szokiem. Dopiero kolejne euforią. Lechia miała zmierzyć się z Juventusem z pięcioma mistrzami świata w składzie. Z Bońkiem i Platinim. Z Juventusem, z którym Widzew toczył zacięte boje w Pucharze Europy. Świat znów miał się dowiedzieć o Gdańsku.
Ucieszyli się nie tylko pracownicy klubu, ale również piłkarze. Pomimo ogromnej różnicy w umiejętnościach dostrzegali szansę pokazania się na tle włoskich mistrzów. – Zdecydowanie, każdy z tych chłopaków chciał się pokazać. Nie oszukujmy się – w Lechii była bieda, było ciężko i każdy chciał się wybić, bo może ktoś ich kupi i – faktycznie – awansowaliśmy do pierwszej ligi, a oni porobili kariery. Podchodzili do tego komercyjnie, byłoby dziś niesprawiedliwością mówić inaczej. Graliśmy dla kibiców – tak, dla miasta – tak, dla klubu – tak, ale każdy z nich grał także dla siebie, żeby się pokazać i zabłysnąć
w tej piłce – wspominał po latach w wywiadzie z Pawłem Paczulem z weszlo.com trener ówczesnej Lechii, Jerzy Jastrzębowski.
Gdy w Polsce cichły echa zniesionego dopiero co stanu wojennego, zawodnicy już szykowali się do wyjazdu na Półwysep Apeniński. Pomysłodawcą i organizatorem tournée po Italii był lokalny menedżer polskiego pochodzenia, Johnny River. Gdańszczanie rozegrali kilka spotkań kontrolnych z zespołami z niższych lig, by zaprezentować się włoskiej widowni. Punktem kulminacyjnym wyjazdu nie było jednak wydarzenie sportowe. Po raz kolejny dzięki Riverowi, zawodnicy uczestniczyli w mszy celebrowanej przez Jana Pawła II, a później dostąpili zaszczytu prywatnej audiencji u papieża. – Z perspektywy lat ja będę powtarzał, że nagrodą za to wszystko była możliwość gry z Juventusem, a przez to mogliśmy spotkać się z Janem Pawłem II.
To było wyróżnienie, a nie żadne inne sprawy finansowe – podkreślał wagę wizyty Jastrzębowski.
Przed pierwszym meczem z Juventusem włoska prasa nie przykładała zbyt wielkiej wagi do nadchodzącego starcia z Lechią. Bardziej skupiała się na triumfie 7:0 nad Ascoli w pierwszej kolejce ligi. Przewidywała podobny scenariusz w europejskich pucharach. I niewiele się pomyliła. Pomimo początkowej przewagi Lechii, ba, nawet stworzeniu sytuacji bramkowej przez Macieja Kamińskiego, pierwszą bramkę zdobyli gospodarze. – Przez 20 minut oni byli zaskoczeni, że nie mieli żadnej sytuacji – Gentile grał z lewej strony i co chwile podbiegał do Trapattoniego, żeby porozmawiać. Staraliśmy się podjąć walkę, ale pierwszą bramkę straciliśmy po zderzeniu Tadzia Fajfera i Andrzeja Salacha, wtedy się posypało – opisał początek trener Lechii. Zgodnie z zapowiedziami mediów zawodnicy Giovanniego Trapattoniego schodzili ze Stadio Comunale z takim samym rezultatem, jak w pierwszym meczu ligowym. Cztery trafienia miał rezerwowy zazwyczaj Penzo, dwukrotnie trafił Platini, a zakończył Paolo Rossi. Król strzelców poprzedniego mundialu mógł jeszcze podwyższyć rezultat z rzutu karnego, ale Tadeusz Fajfer świetnie spisał się w bramce i obronił jedenastkę.
Po meczu polska prasa usprawiedliwiała gdańszczan, a nawet chwaliła ich za dzielną postawę. Zbigniew Boniek, który mył się i przebierał w szatni przyjezdnych, ocenił, że nie było winy Lechii. Dino Zoff współczuł Fajfrowi błędu, po którym Juventus zmienił wynik, a Dariusz Szpakowski, który komentował mecz w Turynie, stwierdził nawet, że nikt nie powinien mieć pretensji do biało-zielonych, a więcej trzeba wymagać od pierwszoligowców, którzy tejże Lechii dali się pokonać w Pucharze Polski.
Pomimo zakończenia stanu wojennego, o sytuacji w ówczesnej Polsce mógł świadczyć fakt, że z blisko 90. osobowej wycieczki przybyłej do Turynu, na powrót zdecydowały się zaledwie 42. osoby. "Przegląd Sportowy" podał wówczas, że do kraju wrócili wszyscy delegaci, zaś inne źródła wyraźnie temu przeczyły. Ponad 30 osób miało ubiegać się o azyl we Włoszech.
Różnice – nie tylko te gospodarcze, ale również sportowe – widoczne były gołym okiem. Nie świadczył o nich nawet wynik pierwszego meczu. Tuż przed spotkaniem rewanżowym w Gdańsku gracze Trapattoniego okazali się lepsi od Napoli, zaś Lechia przegrała w rozgrywkach II ligi z... Celulozą Kostrzyn. Pomimo tego, to właśnie mecz Lechii z Juventusem miał być jedynym pokazywanym w naszej telewizji meczem polskiej drużyny w europejskich pucharach.
Zanim do tego doszło, obiekt przy ul. Traugutta musiał zostać zmodernizowany. Delegat UEFA dopatrzył się bowiem nieregulaminowej, osiemdziesięciocentymetrowej przerwy pomiędzy barierkami a trybunami, która umożliwiała kibicom wbiegnięcie na boisko. Po raz kolejny sprawy w swoje ręce wziął obrotny Johnny River, który – wbrew ówczesnym przepisom – zaproponował rozwieszenie w tym miejscu reklamy papierosów marki Marlboro. Był to jedyny sposób na uratowanie widowiska, więc działacze Lechii przystali na tę propozycję. Władze państwowe ukarały ich później naganą.
Solidarność, Solidarność
Baner nie był jednak największym problemem Komitetu Centralnego. Środowiska związane z Lechią Gdańsk kojarzone były od dawna jednoznacznie z "Solidarnością". To właśnie przy ul. Traugutta zbierały się grupy, które otwarcie manifestowały poparcie dla NSZZ i Lecha Wałęsy. Stadion Lechii był trzecim najważniejszym miejscem w Gdańsku, po Stoczni i Bazylice Świętej Brygidy. To na nim miał pojawić się Lech Wałęsa. Idea zaproszenia go na to spotkanie zakiełkowała w głowach Andrzeja Kowalczysa i Sławomira Rybickiego.
Do ostatniej chwili nie było jednak wiadomo, czy lider "Solidarności" zasiądzie na trybunach. Dotarł na Traugutta ze wspomnianym Rybickim. Obaj byli śledzeni przez służby, ale udało im się wejść na stadion. Kibice zasiadający z Wałęsą na jednej trybunie starali się zwrócić uwagę na przewodniczącego NSZZ. Jednak dopiero w przerwie meczu Piotr Adamowicz przyprowadził pod nią zachodnich dziennikarzy, którzy zaczęli interesować się wydarzeniami na widowni, nie mniej niż samym spotkaniem. Stadion rozrywany był okrzykami "Solidarność, Solidarność!" oraz "Lech Wałęsa!". Telewizyjna transmisja była co chwilę przerywana i opóźniana (nawet o 6 minut), aby wycinać "zły" przekaz. Mecz pokazywany był w drugiej połowie bez dźwięku ze stadionu. Była więc podobna sytuacja do tej z meczu Polska – ZSRR na mistrzostwach świata w Hiszpanii. Trener Lechii Gdańsk, Jerzy Jastrzębowski, wspominał po latach, że w szatni – podczas przerwy – słyszeli gromkie okrzyki "Solidarność!" z 30 tysięcy gardeł.
Lechiści zafundowali widzom nie lada widowisko. W 64. minucie, po golu Kruszczyńskiego z rzutu karnego objęli prowadzenie 2:1. Wtedy Giovanni Trapattoni podjął kluczową decyzję dla losów meczu. W 68. minucie na placu gry pojawił się Platini, który zmienił obraz spotkania. Po 10. minutach Juventus wyrównał po bramce Roberto Tavoli, a na 7 minut przed końcem, golem na 3:2, marzenia o zwycięstwie miejscowych przekreślił Zbigniew Boniek.
Hygge czy jakoś to będzie
Duńska filozofia szczęścia – jak Danske Dynamite z 1992 roku –podbija od kilku lat Europę. Spokój, wewnętrzna równowaga i harmonia to wartości, do których dąży europejskie społeczeństwo. Zwolennicy hygge poszukują błogostanu w najdrobniejszych elementach życia codziennego. Poczucie bezpieczeństwa ma dla nich ogromne znaczenie.
Najbliższy rywal Lechii, Broendby Kopenhaga, zgodnie z tą teorią zadomowił się i urządził w europejskich rozgrywkach. Dziesięciokrotny mistrz Danii docierał już do ćwierćfinału dawnego Pucharu Europy i półfinału Pucharu UEFA. W XXI wieku Broendby brało udział w kwalifikacjach do rozgrywek na Starym Kontynencie aż 16 razy na 19 możliwych prób. Dobrą wiadomością dla gdańszczan jest tylko fakt, że w tym stuleciu awansowali do fazy grupowej tylko raz. Mimo wszystko historyczne dokonania klubów to przepaść.
Broendby nie jest już jednak pierwszą siłą duńskiego futbolu, jak miało to miejsce jeszcze podczas pamiętnych starć z Widzewem Łódź. Rywal Lechii zajął 4. miejsce w kraju i do Ligi Europy awansował dopiero po play-offach. W pierwszej fazie eliminacji na ich drodze stanął fiński Inter Turku. Gracze Nielsa Frederiksena – po dwóch golach Kamila Wilczka – gładko uporali się z rywalem 4-1 w pierwszym meczu, a na wyjeździe – grając w zmienionym składzie – przegrali 0:2. Dodatkowo w I kolejce ligi duńskiej wywalczyli trzy punkty po wysokim zwycięstwie nad Silkeborgiem. W tym czasie Lechia Gdańsk sięgnęła po drugi w swojej historii Superpuchar.
Gdańszczanom przychodzi więc po raz kolejny stanąć w szranki z zespołem o większym doświadczeniu na europejskich boiskach. Nie jest to Juventus z mistrzami świata w składzie, ale także drużyna o ugruntowanej pozycji na Starym Kontynencie.
Sztab szkoleniowy Lechii podchodzi do spotkania ze spokojem. Analiza przeciwnika jest dogłębna, a zespół ma być przygotowany do nadchodzącego meczu w stu procentach. – Gdzie nas los zabierze... Madryt, może Barcelona, kto wie... W Gdańsku też jest przecież pięknie – nawiązywał do miejsca rozgrywania finału Ligi Europy Piotr Stokowiec. Nastroje w zespole są optymistyczne, a gdańszczanie nie czują respektu przed Broendby. Lechia sięgnęła już po pierwsze w tym sezonie trofeum i z niecierpliwością oczekuje meczu na europejskiej arenie.
Duńczycy też podejdą do meczu w Gdańsku z charakterystycznym dla hygge spokojem. Kwalifikacje w Europie to dla nich chleb powszedni. Są doświadczeni i czują się komfortowo. Lechia zapomniała już, jak smakują pucharowe boje. Dodatkowo, biorąc pod uwagę wyniki naszych drużyn w I rundzie eliminacji, lechiści w meczu z Broendby będą musieli zastanowić się nad polską interpretacją duńskiego hygge – jakoś to będzie.
18:00
Athletic Bilbao/Manchester United
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (971 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.