| Lekkoatletyka

Paweł Wojciechowski: pojadę do Kataru po złoty medal

Paweł Wojciechowski (fot. PAP)
Paweł Wojciechowski (fot. PAP)

Zapowiada się, że w Katarze będzie jeszcze lepiej niż w 2018 roku w Berlinie. Zawodników skaczących sześć metrów jest w tym roku trzech. Z wysokością 5,87 m jestem szósty na świecie. Nie pokazałem jeszcze tego, co potrafię. W tym sezonie nie wyszedłem jeszcze zadowolony z zawodów. No, może poza zmaganiami w Glasgow – stwierdził Paweł Wojciechowski, mistrz świata w skoku o tyczce z 2011 roku.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Filip Kołodziejski (tvpsport.pl): – Któraś z tyczek pękła w 2019 roku?
Paweł Wojciechowski (mistrz świata w skoku o tyczce z 2011 roku): – Chyba nie.

– Jeśli się tak jednak dzieje pozostaje trauma?
– Raczej tak. Potem zostaje kwestia przełamania się przy następnym skoku. Zazwyczaj po takiej sytuacji, bierzemy twardszą tyczkę i oddajemy próbę. Najważniejszy jest pierwszy skok.

– Piotr Lisek mówił, że to ryzyko zawodowe. Trochę sport ekstremalny. Pełna zgoda?
– Dokładnie. Upadki. Nietrafienie do dołka. Nietrafienie na materac. Wyślizgiwanie się tyczki z ręki albo pęknięcie. Wszystko jest wliczone w ten zawód. Nie czekamy na to, ale w głowie jest opcja, że zawsze może się wydarzyć.

– Co uszczęśliwi byłego mistrza świata w tym roku?
– Dwa złote medale – mistrzostwa Polski w Radomiu i mistrzostwa świata w Dausze. Jestem ambitny. Zawsze jadę po zwycięstwa. Gdybym miał startować z przeświadczeniem, że zajmę drugie-trzecie miejsce, nie chciałoby mi się nawet wstać z łóżka. Dam z siebie wszystko. Z takim nastawieniem wyruszamy na zawody.

– Faworytów do medali międzynarodowych imprez można wymieniać i wymieniać.
– To sportowcy, którzy są do pokonania. Niejednokrotnie wygrywałem z każdym z nich. Jest biała kartka. Każde kolejne zawody to czysta strona, którą trzeba wypełnić. Nikt nie może tego wyreżyserować.

– Dużo nieprzewidzianych historii wydarzyło się w tym roku?
– To zupełnie inna robota niż w poprzednich latach. Był czas na to, by potrenować. Zawodami w Szczecinie zaczęliśmy drugą część sezonu, która potrwa aż do mistrzostw świata. Na tym trzeba się skupić. To cel numer jeden. Błysku formy u mnie jeszcze nie było. Dopiero przyjdzie. Oby wszystko było na swoim miejscu. Piotrek w tym roku zaskoczył sześcioma metrami. To tylko motywuje, by skakać wyżej.

– "Lisek chytrusek zgarnia wszystko dla siebie" – cytat z Instagrama.
– Troszkę mu zazdroszczę. Mimo to, dzięki jego osiągnięciom chce mi się bardziej pracować. Wiem, że to możliwe. Jeśli Piotrek robi coś takiego, to kurczę, dlaczego nie ja? W przeszłości, gdy skakałem 5,80 m, on osiągał pięć metrów. Dogonił mnie. Nawet przegonił. Przyjdzie czas i na mnie.

– Na początku kariery był pan osamotniony na "polskiej scenie" tyczkarzy.
– Wtedy była tendencja zniżkowa. Przestałem się zbliżać do granicy 5,90 m. Odmieniło się to, gdy pojawił się Lisek. Pokazał, że można skakać nawet wyżej. Ponownie zacząłem osiągać dobre wysokości. Dobrze to zadziałało nie tylko dla mnie, ale i dla całego polskiego sportu. Taka rywalizacja nas nakręca. Przykładem jest nie tylko skok o tyczce. Można wymienić rzut młotem czy pchnięcie kulą. Zawodnicy sami tego nie robią. Gonią się. To działa.

"Zostań żołnierzem RP", tak jak... Święty-Ersetic i Wojciechowski
fot. TVP
"Zostań żołnierzem RP", tak jak... Święty-Ersetic i Wojciechowski

– W waszej konkurencji próżno szukać objawień w Polsce. Od lat te same nazwiska: Wojciechowski, Lisek, Sobera. To powód do obaw?
– Tak. To trudny temat. Sport niejednokrotnie pokazywał, że nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś odpali. Niekiedy wydaje się, że ktoś nie jest rozwojowym zawodnikiem, ale za chwile dochodzi do dużej zmiany. Tym bardziej, że mówimy o młodych ludziach. Kariera stoi otworem. Mamy mnóstwo trenerów. Wyszło od nich sporo dobrych zawodników. Może niektórym młodym potrzeba odblokowania. Wierzę, że będzie dobrze, choć przez najbliższe dziesięć lat nie zamierzam zejść ze sceny.

– Pierwsze treningi były już w 1998 roku. Da się odczuć trudy przygotowań?
– Nie jestem zmęczony. Ciągle chcę to robić. Podoba mi się skok o tyczce. Kręci mnie sport. Ciężej się trenuje. Trzeba się przyłożyć. Dać z siebie wszystko. Wiadomo, żeby skakać wyżej, trzeba robić coraz to nowsze rzeczy. Właśnie to w sporcie jest piękne. Ciągle się rozwijam.

– Regeneracja organizmu po ćwiczeniach trwa dłużej niż cały trening?
– Niekoniecznie. Miewałem gorsze momenty. Było to spowodowane błędami. Złym treningiem, odżywianiem, złą suplementacją. Na tę chwilę staram się wszystko dopinać na ostatni guzik. Myślę tu o odnowie biologicznej i żywieniu. Kiedyś jako młodziak machałem na to ręką. Mówiłem: "Kurczę, wszystko będzie dobrze. Odpocznę i będzie git". Widzę, że tak to nie działało. Kwestie poboczne przy treningu są bardzo ważne, by móc ćwiczyć spokojnie i w pełni możliwości. Czuję się jakbym miał 22 lata, nie 30.

– Dobra wróżba. 22 lata "stuknęły" w 2011 roku. Skończyło się złotym medalem w Daegu.
– Dlatego do tego wracam.

– Było wtedy zaskoczeniu po odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego?
– Trochę tak. W tamtym roku pobiłem rekord Polski. Czułem, że byłem w szczycie formy. Sezon letni był bardzo burzliwy. Zacząłem go z nastawieniem, że będzie lepszy od halowego. Zamiast zrobić dwa kroki w przód, zrobiłem dwa w tył. Forma zaczęła spadać, spadać, spadać. Podczas zawodów w mistrzostwach świata wszystko ułożyło się jednak po mojej myśli. Zostałem mistrzem. Nikt mnie na to nie przygotował. Miłe zaskoczenie, ale trudno było przetrwać ten okres młodemu chłopakowi.

– Złoto dużo "kosztowało"? Promowanie lekkoatletyki ponad siły?
– W sumie robię to do teraz. Cieszę się, że moja osoba pomaga w promowaniu. Dużo się jednak zmieniło. W 2011 roku jako jedyny Polak zostałem mistrzem. Uwaga skupiła się tylko na mnie. Duży ciężar spadł na młode barki. W tym momencie jest dużo łatwiej. Obowiązki są podzielone na kilkunastu sportowców.

– Wtedy były błędy młodości?
– Można to tak nazwać. Znowu chciałbym zdobyć złoto, ale z "obecną głową".

– Po powrocie z Korei potrzebne były wizyty u psychologa?
– Myśleliśmy, że jeśli jest dobrze i dołożymy cięższą pracę będzie jeszcze lepiej. To się kończyło różnymi drobnymi urazami. Teraz sobie z tym radzę. Znalazłem osoby, które mi pomagają. W 2011 roku były to kwestie, z którymi nie dawałem rady. Brakowało mi asertywności. Jeździłem po szkołach dzień w dzień. Zgadzałem się na wszystko. Wybiło mnie to z rytmu. Stąd gorszy wynik w 2012 roku. Pojawił się szereg kontuzji.

Wojciechowski: nie lubię horrorów. Szczególnie tych, w których biorę udział
fot. PAP
Wojciechowski: nie lubię horrorów. Szczególnie tych, w których biorę udział

– Kolejne miesiące nie były lepsze.
– W 2013 roku w ogóle nie startowałem. Odmiana nastąpiła w 2014 – zostałem mistrzem Europy. To też mogło świadczyć, że tyczka dobrze mi w dłoniach leży. Po przerwie udało się dobrze wrócić. Nadszedł czas, gdy zacząłem mądrzeć i szukać sztabu ludzi, który działa wokół mnie. Do dziś z nimi współpracuję. Dobrze się to układa.

– Lubi pan azjatyckie klimaty?
– Tak. Tego się trzymajmy. W tej części świata starty dobrze mi wychodzą. Szczególnie, jeśli chodzi o mistrzostwa świata. Pojadę z takim nastawieniem, że to moje miejsce. A igrzyska za rok to życiowa szansa na życiowy sukces.

– Idealne spięcie kariery klamrą?
– Oby.

– Kawałek historii udało się już zapisać w kajecie.
– Mam nadzieję. Historię trzeba jednak domknąć i dobrze zakończyć. Jeszcze się pisze.

– Nadal bez spełnienia zawodowego?
– Dokładnie. Często o tym myślę. Jeśli zostanę w Tokio mistrzem olimpijskim, będę spełniony. Ludzie często mówią o mnie "mistrz świata". Nie czuję się nim od jakiegoś czasu. Może powiem tak: mistrzem czułem się przez pół roku. My sportowcy nastawiamy się na to, by po mistrzostwie świata wywalczyć mistrzostwo Europy. Żyjemy na bieżąco. Ciągle jest walka. Próba osiągnięcia czegoś więcej. Świat wraca do rzeczywistości.

– Tyczkarze coraz częściej przekraczają magiczną barierę.
– Zapowiada się, że w Katarze będzie jeszcze lepiej niż w 2018 roku w Berlinie. Zawodników skaczących sześć metrów jest w tym roku trzech. Z wysokością 5,87 m jestem szósty na świecie. Nie pokazałem jeszcze tego, co potrafię. W tym roku nie wyszedłem jeszcze zadowolony z zawodów. No, może poza zmaganiami w Glasgow (złoty medal halowych mistrzostw Europy).

– Zaletą Wojciechowskiego jest siła psychiczna?
– Staram się. Nawiązuje pan do trzecich prób?

– Dokładnie.
– Wolałbym pokonywać wszystko za pierwszym razem. Nie zmienia to jednak faktu, że trzecie próby w ostatnim czasie to moja domena. Nie jestem z tego dumny. Dopóki daje to zwycięstwa nie będę narzekał. Lubię się męczyć, ale wolałbym rozwiązywać wszystko szybciej i walczyć o jak najwyższe wysokości.

– Dużo się zmieniło na przestrzeni ostatnich lat? Władysław Kozakiewicz mówi, że tyczkarze to teraz grupa dżentelmenów.
– Kiedyś tak nie było. Pamiętam, że nawet na początku mojej kariery zawodnicy zachowywali się inaczej. Teraz jesteśmy grupą. Utrzymujemy kontakt, nawet poza zawodami. Piszemy ze sobą. To piękne. Możemy jechać na konkursy i wiemy, że spotkamy się nie tylko z największymi rywalami, ale też osobami, z którymi postaramy się skoczyć jak najwyżej. Każdy cieszy się z sukcesu innych. Gorycz porażki jest, ale osłodzona zwycięstwem kolegi.

Wojciechowski: nie wiem czy kiedykolwiek miałem takie zawody
Paweł Wojciechowski (Fot. PAP)
Wojciechowski: nie wiem czy kiedykolwiek miałem takie zawody

– Pojawia się jeszcze zwątpienie przed skokiem?
– Zdarza się. Skok o tyczce jest dość specyficzny. Za dużo już wiem, żeby się nie bać. W takich momentach przydaje się praca z psychologiem. Jak to pan doktor tłumaczy: "Jak uciekam przed psem na pewno biję rekord życiowy". Niech strach przed tyczką będzie tym groźnym psem.

– A jak ze zdrowiem?
– Kłopoty się skończyły, kiedy znalazłem w Poznaniu odpowiednich osteopatów i fizjoterapeutów. Utrzymują mnie przy zdrowiu. Wyciągają z bóli potreningowych. Nie pozwalają, żebym zrobił sobie krzywdę.

– Niektórzy kibice zapewne nie wiedzą, że walczy pan z nieuleczalną chorobą Scheuermanna.*
– Z perspektywy czasu, gdy straszono mnie jazdą na wózku inwalidzkim i zakończeniem kariery, okazało się, że to były wyolbrzymianie. Wiadomo, że kosztuje mnie to dużo ciężkiej pracy. Muszę dbać o plecy, ale na tę chwilę nie ma skutków ubocznych. Po prostu żona krzyczy, że się garbię. Szybko odpowiadam: "Sorry, nie możesz krzyczeć. Jestem chory". Dzięki ciężkiej pracy można żyć w zdrowiu. Nie wiem, jakie skutki będzie miało uprawianie sportu w przyszłości, ale słyszałem, że jak raz staje się sportowcem, zostaje się nim do końca życia.

– Żona strofuje w trudnych momentach?
– Oczywiście. To nieopisane wsparcie. Każdy sportowiec potrzebuje takiej pomocy, choć nie podzielę się żoną! Żeby nie było niedomówień. Gdyby nie ona, mógłbym przestać. Nie byłoby tych sukcesów.

– Czytałem, że nie należy pan do miłośników zwiedzania miejsc, w których przeprowadzane są zawody.
– Gdybym miał zwiedzać świat wolałbym to robić z żoną. Na konkursy czekam grzecznie w pokoju. Nie szlajam się. Nie jest to moja domena.

– A w tym wszystkim jest jeszcze czas na wojsko?
– Oczywiście. Jesteśmy żołnierzami. Nie tylko z orzełkiem na piersi. Możemy dawać przykład innym. Reprezentujemy nasz kraj godnie. Startujemy na wojskowych zawodach. Musimy pokazywać, że żołnierz jest dobrym sportowcem.

– To trochę odskocznia od rywalizacji?
– Wojsko to zapewnienie przyszłości. Sport w naszym kraju mimo wszystko nie jest aż tak opłacany. Na pewno nie indywidualny. Nie zarabiamy kroci. Służba daje komfort psychiczny w przygotowaniach. Wiem, że jeśli spotka mnie kontuzja, która potrwa trzy miesiące, będę miał za co utrzymać rodzinę.

* – Młodzieńcza kifoza nazywana inaczej chorobą Scheuermanna to trwałe zniekształcenie kręgosłupa w odcinku piersiowym. Charakteryzuje się obumieraniem tkanki chrzęstnej i kostnej na etapie młodzieńczym. Dolegliwość rozwija się zwykle pomiędzy 12-16 rokiem życia, czyli etapie największych zaburzeń we wzroście trzonów kręgowych, co w konsekwencji powoduje ich klinowacenie. Młodzieńcza kifoza bardzo często przebiega nie dając żadnych objawów. Pierwsze symptomy rozpoznawane są zwykle w momencie, gdy doszło już do trwałych zmian w budowie kręgosłupa (źródło: medonet.pl).

Zobacz też
Gdzie są nasze skoki i rzuty? Sprawdziliśmy moc Polaków
Polska sztafeta mikst 4x400 metrów ma najlepszy w tej chwili czas na świecie (fot. Getty)
polecamy

Gdzie są nasze skoki i rzuty? Sprawdziliśmy moc Polaków

| Lekkoatletyka 
Kandydatka do złota MŚ nabrała wszystkich. Nikt nie sprawdził
Emersiana Stanley Naman nie nawiązała do życiówki, jaką się chwaliła przed Uniwersjadą (fot. FISU, Instagram)

Kandydatka do złota MŚ nabrała wszystkich. Nikt nie sprawdził

| Lekkoatletyka 
Polski olimpijczyk otarł się o śmierć. Przekazał informacje ze szpitala
Marcin Chabowski (fot. PAP)

Polski olimpijczyk otarł się o śmierć. Przekazał informacje ze szpitala

| Lekkoatletyka 
Złe wieści dla Bukowieckiej. Wielka rywalka rzuci wyzwanie na MŚ
Natalia Bukowiecki (fot. Getty Images)

Złe wieści dla Bukowieckiej. Wielka rywalka rzuci wyzwanie na MŚ

| Lekkoatletyka 
Trudne zadanie Polaków. "Nasi biegają świetnie, świat – galaktycznie"
Filip Ostrowski i Maciej Wyderka (fot. PAP)
polecamy

Trudne zadanie Polaków. "Nasi biegają świetnie, świat – galaktycznie"

| Lekkoatletyka 
Polski talent ze złotym medalem na 100 m!
Nikodem Dymiński (fot. X_Igrzyska2024)

Polski talent ze złotym medalem na 100 m!

| Lekkoatletyka 
Wrócili z niebytu, do ideału daleko. Liczby mówią o Polakach wszystko
Alicja Sielska wygrała rywalizację na 100 metrów przez płotki w Bergen (fot. Getty)
polecamy

Wrócili z niebytu, do ideału daleko. Liczby mówią o Polakach wszystko

| Lekkoatletyka 
Skoczył rekord. I drugi. Sensacyjny sukces Polaka w ME!
Mikołaj Szczęsny medalistą ME U23 w Bergen! (fot. TVP)

Skoczył rekord. I drugi. Sensacyjny sukces Polaka w ME!

| Lekkoatletyka 
Dramat Polek na ME! Był rekord i medal, jest dyskwalifikacja!
Dramat polskiej sztafety 4x100 m w Bergen. Przekroczyły strefę zmian! (fot. TVP)

Dramat Polek na ME! Był rekord i medal, jest dyskwalifikacja!

| Lekkoatletyka 
Co za bieg Polaka! Jest złoty medal i rekord mistrzostw
Maciej Megier (fot. PAP/Łukasz Szeląg)

Co za bieg Polaka! Jest złoty medal i rekord mistrzostw

| Lekkoatletyka 
Polecane
Najnowsze
Hit transferowy w Ekstraklasie. Wygadał się... kolega z reprezentacji
polecamy
Hit transferowy w Ekstraklasie. Wygadał się... kolega z reprezentacji
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Tomasz Pieńko ma zasilić Raków Częstochowa (fot. Getty Images)
Uniwersjada, lekkoatletyka: dzień 4 [ZAPIS]
Uniwersjada. Lekkoatletyka: dzień 4. Transmisja online na żywo w TVP Sport (24.07.2025)
Uniwersjada, lekkoatletyka: dzień 4 [ZAPIS]
| Inne / Sport akademicki 
Uniwersjada. Siatkówka, finał: Polska – Brazylia [MECZ]
Polska – Brazylia. Uniwersjada. Siatkówka mężczyzn, finał. Transmisja online na żywo w TVP Sport (24.07.2025)
Uniwersjada. Siatkówka, finał: Polska – Brazylia [MECZ]
| Inne / Sport akademicki 
El. LK: Raków Częstochowa – MSK Żilina [MECZ]
Raków Częstochowa – MSK Żilina. Liga Konferencji – 2. runda eliminacji. Transmisja online na żywo w TVP Sport (24.07.2025)
El. LK: Raków Częstochowa – MSK Żilina [MECZ]
| Piłka nożna / Liga Konferencji 
Sportowy wieczór (24.07.2025)
Sportowy wieczór (24.07.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (24.07.2025)
| Sportowy wieczór 
Papszun: celem jest awans do fazy ligowej Ligi Konferencji
Marek Papszun (fot. Getty Images)
tylko u nas
Papszun: celem jest awans do fazy ligowej Ligi Konferencji
| Piłka nożna / Liga Konferencji 
Raków wybudził się z drzemki. Druga połowa, jak ze snu [KOMENTARZ]
Piłkarze Rakowa (fot. Getty Images)
Raków wybudził się z drzemki. Druga połowa, jak ze snu [KOMENTARZ]
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
Do góry