| Piłka nożna

Najstarszy trener świata. Lwowski batiar, kombatant i wychowawca

Miał jedenaście lat, kiedy wybuchła wojna. Czternaście, kiedy wstąpił do Armii Krajowej. Siedemnaście, kiedy wtrącili go do trzech więzień i łagru. Teraz ma 91 i trenuje bramkarzy Parasola Wrocław. Jednego reprezentanta Polski już wychował.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Ja teraz prowadzę samochód, ale wolno jedzie w korkach, dlatego rozmawiam – w słuchawce telefonu odzywa się leciwy głos.
Chciałbym z panem porozmawiać...
– A o czym ja mam mówić?!
– O pana życiu.
– Mam trening we wtorek o wpół do szóstej. Przyjadę o czwartej. Mogę się trochę spóźnić, bo ja ciągle pracuję
– uprzedza pan Jan.

Stawia się jak na zawołanie we wtorki i czwartki, by szkolić bramkarzy. Boisko przy ulicy Lotniczej, oaza spokoju obok pędzącej Legnickiej. Na parking wolno wjeżdża bordowy ford fiesta. Ten sam co dekadę i dwie temu. Za kierownicą staruszek w czarnej sportowej kurtce z herbem Parasola Wrocław oraz inicjałami JS. – Powiedziałem panu, że będę o czwartej i jestem – wita się. Na zegarku 15:55.

Pogoń Lwów przez dziurę w ogrodzeniu

Wiatr wygania do kantorka. Zajmuje go aktualnie jeden z trenerów, ale serdecznie zaprasza. "Jeśli pan Jan pyta...". Po drodze 91-latka zatrzymuje kilku zawodników. Dociekają, jak zdrowie, czy wszystko w najlepszym porządku. Mówi, że to norma. Kiedy przychodzi, to na kogoś się natknie. Serwus, serwus – pozdrawia. Imion napotkanych chłopaków może nie pamiętać, ale ich pozycję na boisku – zawsze.

Ja się nazywam Jan Marian Słaby, urodzony 26 stycznia 1928 roku – zaczyna podróż po życiu. Po lwowskich uliczkach, które biegły pod sam Teatr Wielki, Starostwie Powiatowym w niemieckim władaniu, rosyjskim posterunku, gdzie wypytywali o pseudonim, hartujących więzieniach, powojennym Wrocławiu i jego boiskach. Po niemalże 92 latach.

Mecz Pogoni Lwów  (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Mecz Pogoni Lwów (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Wojna wybuchła, kiedy miał jedenaście lat i ukończoną piątą klasę szkoły powszechnej. Godzinę bombardowania Wielunia i ataku na Westerplatte pamięta co do minuty. – Nie wyrzucam tych wrażeń z pamięci. Myśmy mieszkali w tym czasie we Lwowie. To było wtedy trzecie miasto w Polsce pod względem zaludnienia. Mój ojciec pracował w monopolu tytoniowym, niedaleko, w Winnikach. Mama była gospodynią domową, brat cztery lata starszy chodził już do gimnazjum – przedstawia rodzinę.

Lwowską Pogoń oglądał przez dziury w ogrodzeniu albo z trybuny Zielonej. Krzesełek nie było, kto się wdrapał, siadał na jednej z gałęzi kasztanowców. Więcej frajdy przysparzały mu dwa ognie.
Chodziłem, oglądałem Pogoń. Ale wolałem grać jako matka w dwa ognie. Nie wiem, czy ty znasz takie coś – dopytuje.
Oczywiście, że znam – odpowiadam bez zająknięcia.
Trzeba było dużo łapać. Ich raz skuli, a ja mogłem trzy razy chwytać – zatapia się we wspomnieniach młodzieńczych dni.

Uczęszczał do powszechnej szkoły im. Adama Mickiewicza przy ulicy Rutowskiego. W samym centrum, przy dzisiejszej Teatralnej – bo od rzymskokatolickiej katedry zmierza pod teatralne afisze. Nazwiska szkolnych kompanów utrwalił sobie na całe życie.

Roman Dorota, ładnie się nazywa, prawda? – pyta, nie szukając odpowiedzi. – Po czterdziestu latach dzwoni telefon, "czy panu mówi coś nazwisko Dorota?" Ja na to: Romku! Ale umarł w poprzednim roku, wielką mieliśmy przyjaźń. To było na tyle – urywa.

Przyszli Rosjanie, zaordynowali, że znów siądzie w szkolnej ławce z piątoklasistami. I tak doszły mu trzy przedmioty. Rosyjski, ukraiński, którego uczył się wcześniej jako rosyjskiego, i niemiecki. "Naturalnie nie było już religii". Zmienił się plan lekcji. Szczęśliwie, nie zmieniła liczba domowników. Brali tych z zasobniejszym portfelem. – Kto bardziej bogaty, kapitaliści, burżuje, ich wywożono na Sybir. Tata dalej pracował w monopolu tytoniowym, mama dalej była w domu – potwierdza.

Kawa i kawałek chleba dla ministranta

Szóstą klasę ledwie rozpoczął, a znów lwowską ziemię spowiły chmury działań wojennych.

Niemcy wtargnęli do Lwowa. Wyrzucili Moskali szybką wojną, blitzkriegiem. Ciężko z żywnością było. Chleb jeden, taki niepełny kilogramowy na cały tydzień na osobę. Trzeba było stać w kolejkach. Mama mówiła mi, że daję sobie radę. Służyłem do mszy, byłem ministrantem, po mszy zawsze dostałem kawę i kawałek chleba – ilustruje słowami.

W wieku czternastu lat wstąpił do Armii Krajowej. Z zaprzysiężenia zapamiętał pseudonim generała "Adam" i że mieszkał przy małej uliczce Heninga. Wojna życia nie zatrzymała. Nie zaniechał nauki, postarał się o pracę. Zaczynał w HKP, Wojskowych Zakładach Samochodowych. Heeres Kraft-Park w okupowanym Lwowie. "Ciężka praca, szczególnie pod wozem. Brudno". Poszedł za gońca.

Miałem już szesnaście lat, służbowy rower, przepustkę, że mogę jeździć, bo nie wszystkim było wolno. Dostałem tę pracę dzięki późniejszemu kardynałowi Jaworskiemu, który mieszkał na sąsiedniej ulicy. Dwa lata starszy ode mnie, też robił za gońca. Było mi tam dobrze, miałem obiad. Tanio, dwa złote kosztował. Kolegom, przyjaciołom wydawałem zezwolenie na prawo jazdy na rower – wspomina.

Lwów w czasie II Wojny Światowej (fot Narodowe archiwum Cyfrowe)
Lwów w czasie II Wojny Światowej (fot Narodowe archiwum Cyfrowe)

Życie, szkoła, praca. Nastał 1944 rok.

W pierwszy dzień Wielkanocy Moskale zrzucili bomby na Lwów. Jedna z nich trafiła Starostwo Powiatowe. Należało zrobić porządki. Naboi dużo było do tetetek, to je zakamuflowałem. I kenkarty ukraińskie i polskie. Ukraińcy mieli niebieskie, Polacy popielate. Zachachmęciłem je, znaczy zagarnąłem. Tak skrycie i nie wszystkie, a kto się doliczy, ile tego było po bombardowaniu?
– Gdzie się podziały?
– W 42 roku byłem już zaprzysiężony. I scedowałem wszystkie naboje i kenkarty. Jak Moskale weszli w sierpniu 44 roku, Niemcy robią rejestrację mężczyzn w wieku 16 do 35 lat. Ja mam już 16 lat, idę do rejestracji z dokumentami, że jestem pracownikiem Starostwa Powiatowego. To mnie nic nie pomogło. Rejestrują mnie i wrzucają do OT. Organizacja wojskowa Todta, który wytwarzał pomoce dla wojska. Ja wpadłem na tartak, wywieziono mnie do Jarosławia z mężczyznami po 35 lat. Drewniaki, mundury czarne i do tartaku.
– Pan i dwukrotnie starsi nieznajomi.
– Tata mój miał tam siostrę, moją ciotkę. Podał mi adres, od czasu do czasu po pracy szedłem. Zawsze jakieś pierogi zrobiła. A ja przynosiłem jej wodę, bo była tylko w studniach na ulicy. Brało się koromesu, to taka galicyjska nazwa. Poprzeczki, dwa wiaderka i się niosło. Tak jakoś pchałem ten mój żywot
– wzdycha, poprawiając się na krześle.
Jak ojca potraktował los i okupant?
– Ojca Moskale wywieźli do Rosji, brat został wzięty do wojska. Rocznik 24, 20-latek. Miał szczęście, że go nie aresztowali, tylko wcielili do wojska
– przyznaje.

Został jeden nabój. Na Pater noster

Wojenny nurt skierował się na zachód. Armia Czerwona wyzwalała ziemie, wojska hitlerowskie były w odwrocie. Armia Krajowa podjęła Akcję "Burza".

Rozkaz głosił: "Wobec wkraczającej na ziemie nasze regularnej armii rosyjskiej wystąpić w roli gospodarza. Należy dążyć do tego, aby naprzeciw wkraczającym oddziałom sowieckim wyszedł polski dowódca mający za sobą bój z Niemcami i wskutek tego najlepsze prawo gospodarza. Miejscowy dowódca polski winien się zgłosić wraz z mającym się ujawnić przedstawicielem cywilnej władzy administracyjnej u dowódcy oddziałów sowieckich i stosować się do jego życzeń".

Pan Jan do rozkazu AK się zastosował.
Przyjeżdżam do Lwowa, od razu dostaję wiadomość o AK-owskiej akcji "Burza". Czekamy na Asnyka 1/4. Idę, idę... na górę. Kupa ludzi, siedzimy, gdzie się da. Kilkukrotnie miałem już różne rodzaje broni w ręku. I tetetkę, i Visa, Smith & Wessona, to taki bębenkowy. Ale stena nie miałem w ręku. Automat zrzutowy, powtarzalny. Wziąłem do ręki, miał magazynki z boku. Wyciągnąłem i zacząłem poprawiać zamek. Tak, tak i pociągnąłem palcem za obrzeże. Zamek zaskoczył i wrócił, a tam został jeszcze jeden nabój. Wyciągnąłem magazynek, ale naboju nie wyciągnąłem. I odpalił. Dostałem takie Pater noster... Już miałem nauczkę. Mnie się zawsze w rękach paliło. Ale to nieważne... – urywa.

Bieg wojennej opowieści na chwilę zatrzymują teraz młodzi piłkarze, naciskając na klamkę jednej z szatni.

Jan Słaby podczas treningu (fot. A Cichy)
Jan Słaby podczas treningu (fot. A Cichy)

Zajęte – ostudza ich zapały pan Jan. – Weź, przekręć klucz. Nic złego nie czynimy – prosi.

Z bronią miał pan jeszcze do czynienia? – wznawiam rozmowę.
Ustępują, a ja od razu wiedziałem, gdzie mogę ją dostać. W sądzie przy Batorego. Tam były magazyny, które Niemcy zostawili. Multum broni. Biorę trzy. Samozariadka, czyli samopowtarzalny 10-strzałowy, Mausera i jeszcze jakiś sztucer. Cudowny, piękny, ale nieprzydatny, bo lufy nie miał obłożonej drewnem. Mauser niezawodny, a do rosyjskich miałem tylko jeden magazynek. Później się ich pozbawiłem, bo jeszcze Moskale pomyślą, skąd ja mam ten karabin, że jakiegoś Moskala zabiłem.
– I co pan począł?
– Zameldowałem się w komendzie głównej i miałem służbę albo w dzień, albo w nocy. Po paru dniach, akurat spałem w domu, mówią mi: nie idź tam. Zwinęli dowództwo. Major mnie łapie: "broń zdać". Pytam, gdzie. On mówi: na Akademickiej. Poszedłem, tam był komisariat. Zdałem, a oni: "Gawari kłyczko". Mów pseudonim. "A jaki?" Udaję, że nie wiem. Miałem pseudonim Anglik.
– Anglik, dlaczego?
– Ksiądz uczył mnie odrębnie angielskiego.
– A brat jaki miał pseudonim?
– Lotnik.
– Anglik zrozumiałe, a Lotnik skąd?
– A ja wiem! No, ale wracając, na posterunku masują mnie. Mówię: przecież broń zdałem. 20 lutego 1945 roku zwinęli mnie z domu. Wiedzieli, że zdałem broń. Przez trzy więzienia mnie przerzucają. Wpierw "Brygidki", Jachowicza, później Łąckiego, słynne więzienie we Lwowie. W końcu łagier "pieriesylny", punkt przesyłkowy przy Pełtewnej
– objaśnia.

Brygidki. Tak ochrzcili XVII-wieczny renesansowy gmach. Przez sto pięćdziesiąt lat sale wypełniały modlitwy żeńskiego zakonu św. Brygidy. Nastała wojna, zapełnili je więźniowie polityczni. W tym pan Jan. Przejściowo, na trasie do Pełtewnej.

Więzienie Brygidki (fot. Wikipedia)
Więzienie Brygidki (fot. Wikipedia)

"Za trzy dni zobaczyłem ją na wozie. Nagą. Zabitą"

Skąd Pełtewna? – dopytuję kombatanta.
Pod miastem płynęła rzeczka Pełtew. Górą była kryta, tylko z boku większe ulice miały pokrycia metalowe, żeby w zimie zsypywać do niej śnieg. To będzie potem bardzo ważne.
– Więzienne ściany zdobił pan wyliczeniami, ile już dni upłynęło?
– Ja tam cały czas usiłuję pracować. Ślusarnie, poprawiamy metalowe łóżka, do browaru. Tam się lepiej jadło, obiad dawali. Stale jestem na chodzie, nie siedziałem w celi. A obok przechodził nasyp kolejowy, strzeka go nazywaliśmy po galicyjsku, po lwowsku. Moskale mieli tam wartownię. Zawsze ktoś przyszedł, ojciec albo ciotka. Pokazywali mi się. W 45 roku, ojciec już był w domu, brat już w wojsku. Wojna się skończyła, a ja dalej siedzę. Przychodził prokurator i mówił, patrząc na moje drugiego imię, "Marian odda dwa pistolety i pójdzie do domu". Myślę sobie, "mam cię w dupie". Jak wyciągnę karabin, który zostawiłem na strychu, to kapota!


Pan Jan przeżył. Ale nie każdy uszedł z życiem.
Utrwalił pan obrazy, których wolałby się pozbyć?
– Widziałem taką rasową Niemkę. Fajna baba. Za trzy dni zobaczyłem ją na wozie. Nagą. Zabitą. Wywozili zabite Niemki. Na osobnym wozie kobiety, na osobnym mężczyźni.
– To najgorsze dni życia?
– A gdzie może być gorzej niż w więzieniu? Ale nie dawałem się. Bo trzeba chodzić, pracować. Z policjantem siedziałem polskim, zwierzył mi się. Naprawialiśmy razem łóżka. Takie było życie. Raz w tygodniu była możliwość przekazania jedzenia. Peredacze, przesyłka. Mama zawsze coś ładowała. Ale jak dostałem pierwszą przesyłkę... Zawsze najpierw strażnicy oglądali, a potem starszy celi. Co jemu smakowało, to zabierał, to ja do mamy: tylko czarny chleb, trochę smalcu i to wszystko. On ma żreć? To ja potrzebuję. Trójeczka nas była, dzieliliśmy się. Czekoladę prześle? Chleba czarnego trzeba.
– Jak przetrwać więzienie?
– Nie dawałem się, trzeba coś robić, chodzić, pracować. Jak siedzisz, to żadna przyjemność. A w pracy to rozmowa, ludzie. Raz zostałem wyczytany na apel do wysyłki do Rosji. Jestem na podwórzu i mój dowódca też jest. Króciutko: nie znamy się. Już wiem, boi się prowokacji. I odszedłem.
– Miał powody?
– Jesienią, piękna niedziela, nie znam daty, szesnastu AK-owców ucieka przez kanał obok właściwej Pełtwi, o którym mówiłem.
– Tej krytej z metalowymi pokryciami na śnieg.
– Brali beczkę 150-200 litrów wody, idą, jeden wchodzi i czyści. Oni poszerzali ten kanał, który wiódł do Pełtwi, żeby móc się tam wcisnąć. I szesnastu AK-owców uciekło. Między innymi mój dowódca. To była makabra. Długie trzymanie, wyliczanie, nie ma, wsiąkli.
– Przetrwaliście. Kiedy pan wyszedł?

– Zwolnili mnie w okolicy Bożego Narodzenia w 45 roku. Koniec listopada, po tygodniu albo dwóch przychodzi narzeczona mojego dowódcy. Mówi do mnie: Stefan prosi, czy pan nie mógłby ułatwić mu wyjazdu do Polski. Mówię: dobrze. Ubieram się tak, jak wyszedłem z obozu. Buty niemieckie z zoneglami, niemiecki płaszcz, czapka z nausznikami i idę do rejestracji. Na lewe nazwisko dostałem papiery. Najważniejsze było, gdzie się urodził. Podałem Dębica, bo to było za Sanem. Wychodzę, oddaję jej – zamyka temat.

Nazwiska generała pan Jan nie zdradzi. Zapisał się w jego pamięci, tyle że źle. Etos nie pozwala oczernić kompana po broni.

Cios w głowę. Hokejowym krążkiem i wybijakiem do ubikacji

Ojciec obawiał się o przyszłość Lwowa i rodziny. Wsiedli więc do pociągu pędzącego na zachód. Szukali osiedli lwowskich. Rozstrzygali między Bytomiem, Gliwicami i Wrocławiem. Padło na Wrocław. Wysiedli z pociągu i musieli się gdzieś podziać. Tu ciotka, tam wujek. Ich losy splątały się w kilku pokojach mieszkania na Kozanowie.

Mama miała trzy siostry, Katarzynę, Julię i Anastazję. Jedna z Francji, dwie ze Lwowa, mama czwarta. Z jedną siostrą wyjeżdżamy, jedna już tu jest, a jedna z Francji przyjechała. Dała nam namiary. Jedną ciotkę zatrzymali, wujek miał niezałatwione sprawy z wojskiem.
– Jak trafiła do Francji siostra mamy?
– Wyjechała do Ameryki, ale to była taka Ameryka, że w Marsylii wylądowała.
– I połączyliście się w Polsce?
– We Lwowie dwa czy trzy razy widziałem moją rodzinę z Francji. Wskakujemy do wrocławskiego tramwaju, a ja widzę chłopaka z gazetami. Mówię: ja gdzieś tego Szwaba widział! Pytam go po niemiecku, "czy ty żeś się we Lwowie urodził?" "Nie rozumiem, nie rozumiem!" "Pierre, to ty?!" To był mój kuzyn, on nie umiał po polsku dobrze.
– Całkowity przypadek?
– Tak! Mówię mu: prowadź. Jedziemy tramwajem. Wysiedliśmy na Legnickiej, przez park, oni już osiedlili się na Kozanowie. Jeden szwagier, drugi szwagier, ciotka jeszcze przyjedzie. A my mansardy opanowaliśmy. Jeden pokoik zajęliśmy, mama, tata i ja.
– Zadomowiliście się?
– Tata mówi: "Mańku, tej skrzyni nie rozbieramy, bo to tymczasem tylko". Każdy myślał, że będzie wracał. Oni wszyscy poumierali, a ja żyję.


Prace podejmował różne. Między innymi jako referent ewidencji ludności i sekwestator, czyli komornik. Uniknął wojska, wybrał studia na AWF-ie, wówczas Studium Wychowania Fizycznego przy Akademii Medycznej. Dały mu warsztat instruktora piłki nożnej.

Jan Słaby podczas treningu (fot. A Cichy)
Jan Słaby podczas treningu (fot. A Cichy)

W Pilmecie pracował w laboratorium metalograficznym, w szkole uczył WF-u, a na Stabłowicach prowadził piłkarskie treningi. Nie tylko piłkę miał w zakresie obowiązków.
A jak byłem w gazie, to i hokejem się zajmowałem. Rano, o siódmej WF, potem zakład pracy, po pracy piłka nożna. I w nocy o jedenastej w Opolu miałem lód, trzy razy w tygodniu. Drugi trener w drugim tygodniu, ja wtedy nocą odpoczywałem.
– W hokeja też pan grał.
– Na bramie!
– Czasy, kiedy twarzy maska nie ochraniała...
– I mam podstawę nosa złamaną. O tu...
– bierze do góry palec i wskazuje na czoło. – Tu dostałem w łagrze wybijakiem do ubikacji. Pokłóciłem się z Ukraińcem, czekał na mnie w ubikacji i przysunął mi w głowę.

"Miasto tworzą ludzie"

Do Lwowa wracał parokrotnie. Pierwszy raz po 42 latach. Ostatnio pojechał tam trzy, może cztery lata temu. Nie jest pewny.
Odnalazł pan dom?
– Pewnie! Chałupy, kamienice normalnie stoją. Samo centrum. Tylko do domu nie szedłem, komisariat milicji tam był. Mówię "Ja tu żył, ja tu mieszkał".
– Dokładnie tam?
– Tak! Pytają mnie "gdzie lepiej?" Byłem u emerytowanego profesora. Zarabiał 120 rubli, a ja wyliczyłem, że mam 300 rubli.


Kiedyś telewizja pokazywała program o Lwowie. Miejsca, które znał, po których chodził, nawet pracował.
Wróciłby pan? – pytała dziennikarka.
Proszę pani, miasto tworzą ludzie. Ja bym tam pojechał? Na co mnie to? – odpowiedział.

Po latach Ukraińcy wynagrodzili mu krzywdy wyrządzone przez "Moskali". Częściowo. Miesięcy i obrazów z więziennej celi nie wymażą.

Czekałem 50 lat na otrzymanie kombatanctwa. Po 89 roku miałem dwóch AK-owców, ale nie z mego oddziału. Dwóch z wojska, znali mnie, ale z wojska nie, bo chodzili na bandy UPA. I dwóch notarialnych, też nie. Dopiero jak mój przyjaciel powiedział, do której Ukrainki napisać. "Ona prowadzi poszuk, ona ci załatwi".
– I napisał pan?
– Na maszynie, po polsku. Po dziewięciu miesiącach dostałem dokumenty. Zaświadczenie o rehabilitacji. 54 i 57 paragraf, to te polityczne. Wydał mi to ukraiński sąd. Przetłumaczyłem i natychmiast dostałem dokumenty kombatanckie. W 2000 roku je otrzymałem. Więcej jak pięćdziesiąt lat czekałem
– przez rozgoryczenie przebija się duma.

Z czarnej, zgrabnej torebki wydobywa legitymację AK-owską.

Jan Słaby z legitymacją kombatancką (fot. A Cichy)
Jan Słaby z legitymacją kombatancką (fot. A Cichy)

Mam też starą. Tam pisze, że więzień ZSRR. Przedłożyłem legitymację AK-owską i natychmiast dostałem patent weterana o wolność i niepodległość. Jeszcze premier ją podpisał – podkreśla.

437 złotych piechotą nie chodzi

Piłka zaplanowała mu część życia. Wiele dni organizowała od rana do wieczora. Siedemdziesiąt lat niedługo minie, od kiedy trudni się trenerką. Jeszcze trzy dekady temu istniała Wyższa Szkoła Wojsk Radiotechnicznych, a tam Polonia Jelenia Góra. Trzecia liga.

Przyjeżdżałem, żeby przed spadkiem ich bronić. Dziewięć godzin trwał trening. Tu mnie zwalniał przełożony o w pół do drugiej, o w pół do trzeciej miałem pociąg. Albo taksówkę brałem do Jeleniej Góry. Tam o w pół do piątej już czekali. Albo motorem, albo autem na trening. W pół do ósmej z powrotem do Wrocławia. Utrzymałem ich! – wspomina z radością.

Do Parasola zaprosił go założyciel i prezes Michał Popek. Klub w zeszłym sezonie awansował do okręgówki. Trenują we wtorki, czwartki i piątki. Pan Jan przyjeżdża we wtorki i czwartki. I w sobotę na mecze.

Jestem trenerem pierwszej klasy. Zrobiłem mistrzostwo Dolnego Śląska juniorów ze Ślęzą. Tych z trzeciej ligi uratowałem. A teraz jestem kierownikiem drużyny.
– Dla zarobku pan tego nie robi?
– To są grosze, kolego.
– 337 złotych?
– Teraz mam stówę więcej. Ale piechotą nie chodzi.
– Udziela się pan jako kierownik?
– Zrobili też kobietę kierownikiem. Sędzię, nie w sądzie, sędziuje piłkę nożną. Wtedy ja muszę znowu przejąć obowiązki. Ale ja nie bluzgam, chociaż jestem batiar!

Jan Słaby podczas treningu (fot. A Cichy)
Jan Słaby podczas treningu (fot. A Cichy)

Batiar, człowiek lwowskiej ulicy. Zahartowany, mocny egzemplarz. Taki, który nawet zimą wyjdzie trenować bramkarzy, byle śnieg nie zalegał za bardzo, a sztucznej trawy nie przykrył lód. "Jak nie ma sali, to gdzie mam z nimi trenować zimą?"

Wychodzi jeden z zawodników. Wymsknęło mu się o jedno słowo za dużo. Nie do zacytowania.

Te, lolo! Na ulicy nie jesteś! – nie ma przebacz, pan Jan karci za przekleństwa.
Przepraszam – kaja się winowajca.
No, żeby to było przedostatni raz!

Bramkarza też karci. Bo podczas treningu zamiast odrzucić złapaną piłkę podchodzi i podaje do ręki.
Nie podawaj mnie, rzucaj, ja jeszcze złapię – strofuje go 91-letni trener.

Epilog. Chórzyści pana Jana

Czasami się nie chciało. Jesiennymi wieczorami, zimą, kiedy latarnie oświetlały dróżkę między blokami już po 16 z minutami, a zadanie domowe czekało nieodrobione na biurku. Młodszych na trening przywozili rodzice, starsi wsiadali w jeden z autobusów. Samochodu nikt nie miał. Przyjeżdżał tylko ford fiesta. Stary, bordowy. Ten sam co dekadę później. Kiedy zbliżała się pora treningu, w kantorku ani żywej duszy, na parkingu zostawało wolne miejsce, trzeba było wyjść zobaczyć, czy na pewno nie ma jeszcze pana Jana. W ostateczności wybrać jego numer telefonu.

Treningi zaczynały się od rozgrzewki i fikołków. Przewroty, rozciąganie, potem dwa ognie. Pan Jan, trener starej daty, szanował technikę. Bramkarz ma rzucić się tak, by skrócić kąt. I wałkował ćwiczenia. Chwyt, rzut, nie ma zmiłuj się. Kto się ociągał, słyszał "Lolo!" Przychodził na te treningi też Kuba. Dziś Jakub Wrąbel, 23-letni mężczyzna. Pan Jan wychował go na bramkarza młodzieżowej reprezentacji Polski i Śląska Wrocław. Z boiska Parasola i ze szkoły nr 33 na stadion Śląska było wtedy daleko. Teraz grają kilka minut od Parasola, na Pilczycach. Tam, na nowym stadionie, Wrąbel zadebiutował z Borussią Dortmund Juergena Kloppa.

Christophe Barratier podarował kiedyś kinematografii piękną historię zatytułowaną „Pan od muzyki”. Po francusku, w oryginale, Barratier wybrał proste "Les choristes". Chórzyści. Pan Jan też wychował kilku. Jeden reprezentował Polskę w mistrzostwach świata U21. Drugi został wicemistrzem świata w grze Magic: the Gathering. Trzeci gra w futbol amerykański w Panthers Wrocław. Czwarty z wdzięczności wysłuchał i opisał jego historię. A inni chcą po prostu wiedzieć, czy pan Jan na pewno ma się dobrze.

Tylko stu lat nie wypada już życzyć…

Zobacz też
Były kapitan reprezentacji Brazylii w szpitalu. Został ranny w pożarze
Lucio (drugi od lewej) trafił do szpitala (fot. Getty)

Były kapitan reprezentacji Brazylii w szpitalu. Został ranny w pożarze

| Piłka nożna 
Wielki finał Euro U17 kobiet! Oglądaj Holandia – Norwegia w TVP
Holandia – Norwegia [NA ŻYWO]. Transmisja online finału Euro U17 kobiet na żywo w TVP Sport (17.05.2025)
transmisja

Wielki finał Euro U17 kobiet! Oglądaj Holandia – Norwegia w TVP

| Piłka nożna 
Polski bramkarz coraz bliżej portugalskiej ekstraklasy!
Kacper Bieszczad w barwach Zagłębia Lubin (fot. Getty Images)

Polski bramkarz coraz bliżej portugalskiej ekstraklasy!

| Piłka nożna 
Nie żyje legendarny piłkarz. Rozegrał ponad 120 meczów w reprezentacji
Gary Lineker i Emmanuel Kunde (fot. Getty Images)

Nie żyje legendarny piłkarz. Rozegrał ponad 120 meczów w reprezentacji

| Piłka nożna 
Afera w Brazylii! Sąd odwołał szefa piłkarskiej federacji
Ednaldo Rodrigues (fot. Getty Images)

Afera w Brazylii! Sąd odwołał szefa piłkarskiej federacji

| Piłka nożna 
Dobra, ale spóźniona reakcja PZPN na poziom sędziowania
Szymon Marciniak i Tomasz Marciniak. Młodszy brat często pomagał starszemu pracując w roli sędziego techniczego. Teraz sam będzie sędzią głównym Ekstraklasy. (400mm.pl, fot. Piotr Kucza)
polecamy

Dobra, ale spóźniona reakcja PZPN na poziom sędziowania

| Piłka nożna 
Tragedia na Pomorzu. Nie żyje trener Latarnika Choczewo
Nie żyje Andrzej Smolarek (fot. Latarnik Choczewo)

Tragedia na Pomorzu. Nie żyje trener Latarnika Choczewo

| Piłka nożna 
Urodziny legendy! Kompilacja tekstów Szpakowskiego [WIDEO]
(fot. TVP)

Urodziny legendy! Kompilacja tekstów Szpakowskiego [WIDEO]

| Piłka nożna 
Kolejny reprezentant z pucharem!
Galatasaray zwyciężyło w Pucharze Turcji (fot. Getty)

Kolejny reprezentant z pucharem!

| Piłka nożna 
Poznaliśmy drugiego finalistę ME!
Włochy–Norwegia U17 (fot. Getty Images)

Poznaliśmy drugiego finalistę ME!

| Piłka nożna 
Najnowsze
Liverpool znalazł następcę dla gwiazdy. Padło "here we go"!
Liverpool znalazł następcę dla gwiazdy. Padło "here we go"!
| Piłka nożna / Anglia 
Piłkarze Liverpoolu (fot. Getty Images)
Fogo Futsal Ekstraklasa, 1/2 finału: Piast – Rekord [SKRÓT]
fot. TVP
nowe
Fogo Futsal Ekstraklasa, 1/2 finału: Piast – Rekord [SKRÓT]
| Piłka nożna / Futsal 
Piast Gliwice – Rekord Bielsko-Biała. Fogo Futsal Ekstraklasa, półfinał (#2) [MECZ]
Fogo Futsal Ekstraklasa, mecz 1/2 finału (#2). Transmisja online na żywo w TVP Sport (17.05.2025)
Piast Gliwice – Rekord Bielsko-Biała. Fogo Futsal Ekstraklasa, półfinał (#2) [MECZ]
| Piłka nożna / Futsal 
Zrobili to! Borussia rzutem na taśmę awansowała do Ligi Mistrzów [WIDEO]
Borussia Dortmund zagra w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów (fot. PAP/EPA)
Zrobili to! Borussia rzutem na taśmę awansowała do Ligi Mistrzów [WIDEO]
FOTO
Wojciech Papuga
Pięć setów w polskim boju! Niebywały show w walce o finał LM
Kadr z półfinału Jastrzębski Węgiel – Aluron CMC Warta Zawiercie (fot. PAP)
Pięć setów w polskim boju! Niebywały show w walce o finał LM
| Siatkówka 
Kotwica Kołobrzeg – Pogoń Siedlce. Betclic 1 Liga [SKRÓT]
Kotwica Kołobrzeg – Pogoń Siedlce. Betclic 1 Liga, 33. kolejka (fot. TVP SPORT)
Kotwica Kołobrzeg – Pogoń Siedlce. Betclic 1 Liga [SKRÓT]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Czarni Antrans Sosnowiec – Pogoń Szczecin: oglądaj finał PP kobiet
KKS Czarni Antrans Sosnowiec – Pogoń Szczecin. Puchar Polski kobiet – finał. Transmisja online na żywo w TVP Sport (17.05.2025)
trwa
Czarni Antrans Sosnowiec – Pogoń Szczecin: oglądaj finał PP kobiet
| Piłka nożna 
Do góry