W piątek na Khalifa International Stadium po raz pierwszy można było poczuć się jak na dużej lekkoatletycznej imprezie. Trybuny wypełniały się już na dwie godziny przed zawodami. Wszystko za sprawą Mutaza Essy Barshima, który wywalczył złoty medal w skoku wzwyż. Wcześniej zgotował publiczności prawdziwy thriller.
Pierwszy medal dla Katarczyków na mistrzostwach świata zdobył płotkarz Abdulrahman Samba. Pozostali reprezentanci gospodarzy nie mogą jednak równać się popularnością z Barshimem, który ściągnął na trybuny tłumy. Stadion żył już kilkanaście minut przed zawodami.
Doping pomógł, bo zwycięstwo lokalnego bohatera nie było pewne. Broniący tytułu mistrzowskiego zawodnik miał problemy ze ścięgnem Achillesa. Długo nie skakał, leczył się u słynnego lekarza Bayernu Monachium Hansa-Wilhelma Muellera-Wohlfahrta. W pierwszym mityngu wziął udział dopiero pod koniec czerwca podczas Memoriału im. Janusza Sidły w Sopocie. Polska jest zresztą ważnym miejsce w życiorysie Katarczyka, którego trenerem jest Stanisław Szczyrba.
– Ten uraz mógł zakończyć moją karierę. W takich sytuacjach zaczynają pojawiać się różne pytania. Nie wiedziałem czy nadal będę w stanie skakać na najwyższym poziomie. – mówił.
Do mistrzostw świata Katarczyk przystępował z przeciętnym wynikiem – 2,27 m. W eliminacjach poprawił się o dwa centymetry. W finale skakał z dużą lekkością, ale niespodziewane problemy pojawiły się przy wysokości 2,33 m. Barshim bronił się przed odpadnięciem z konkursu.
Przed trzecią próbą trybuny zamarły. Piętnaście sekund później już wiwatowały, bo 28-latek w stresowym momencie nie zawiódł, a później zaliczał jeszcze 2,35 m i 2,37 m. Dla rywali – Michaiła Akimienki i Ilji Iwaniuka – to już było za dużo.
Barshim świętował wywalczenie tytułu w nietypowym otoczeniu. Z trybun momentalnie zszedł do niego obecny na zawodach prezydent Katarskiego Komitetu Olimpijskiego, gratulował mu też emir Tamim bin Hamad Al-Thani. Były zdjęcia, a nawet runda honorowa. Lokalne media wykazały też ponadprzeciętne zainteresowanie konkursem. Wcześniej próżno było szukać katarskiej telewizji, która nie wykupiła praw do zawodów. W piątek miała pierwszeństwo rozmowy ze zwycięzcą.
– Czułem wsparcie od kibiców, emira i wszystkich, którzy przyszli na stadion – rozpoczął. – Emir był bardzo szczęśliwy i podekscytowany. Powiedział, że wykonałem świetną robotę i spełniłem pokładane nadzieje. Spędziłem z nim kilka minut, ale nie mogę mówić o szczegółach. To ściśle tajne – dodał.
Barshim miał odebrać medal już w piątek, ale... większość widzów opuściła stadion kilka minut po jego ostatnim skoku. O 22:30 czasu miejscowego na podium pojawiła się najlepsze trójka. Do dekoracji jednak nie doszło. Oficjalnie ze względu na awarię nagłośnienia.
– Zawsze świetnie jest stać na podium takiej imprezy. Ale zdecydowanie lepiej zrobić to, kiedy będą kibice – tłumaczył zawodnik.
Trudno spodziewać się, żeby Katarczycy po sukcesie rodaka nagle pokochali lekkoatletykę, ale ten sport może przedrzeć się do świadomości miejscowych. – Widziałem w oczach kibiców entuzjazm. Dostałem od nich dużo wsparcia, a ja odwdzięczyłem się, dając im radość. Teraz celem jest Tokio, ale najpierw muszę przytyć i mieć wakacje – zakończył.