Przejdź do pełnej wersji artykułu

Karate, Hoeness, upadek ze schodów. Jesień w Bundeslidze

/
Robert Lewandowski (fot. Getty Images)
Robert Lewandowski (fot. Getty Images)

Na taką rundę kibice Bundesligi czekali z utęsknieniem. Wyrównaną, nieprzewidywalną, pełną indywidualnych popisów i dającą wszelkie podstawy, by stwierdzić że wiosną o mistrzostwo powalczy kilka zespołów i wcale nie jest powiedziane, że z tej rywalizacji zwycięsko wyjdzie monachijski hegemon. Z czego zapamiętamy jesień na niemieckich boiskach?

Złoty But: Lewandowski może nie skończyć roku jako lider

DOGONIĆ MUELLERA

Klasa Roberta Lewandowskiego od lat nie podlega wątpliwości, ale tak fenomenalnych miesięcy Polak jeszcze nie przeżył. Na półmetku sezonu 31-latek ma już 19 strzelonych goli, a by uzmysłowić sobie jak rewelacyjny to wynik, wystarczy przytoczyć statystyki z poprzednich lat. Od momentu, gdy przeniósł się z Zagłębia Ruhry na Bawarię, w nowy rok wchodził kolejno z 7, 15, 12, 15 oraz 11 trafieniami. To oznacza, że miniona runda jesienna była najlepszą w jego zawodowej karierze – zwłaszcza że udało mu się też zapisać kilkukrotnie w annałach. Przede wszystkim został trzecim najlepszym strzelcem w historii rozgrywek wyprzedzając w końcu Juppa Heynckesa. Atak na pozycję wicelidera jest w przypadku Polaka możliwy, ale raczej już w kolejnym sezonie. Drugie miejsce zajmuje bowiem Klaus Fischer, do którego RL9 traci 47 trafień.

Poza zasięgiem jest niestety pierwszy w klasyfikacji Gerd Mueller (365 goli), co nie oznacza jednak, że osiągnięć legendarnego napastnika nie da się na jakiejś płaszczyźnie wyrównać. "Lewy" ma bowiem apetyt, by sezon zakończyć z co najmniej 40 bramkami, co oznaczałoby wyrównanie rekordu Muellera, który w sezonie 1971/72 właśnie tyle razy pokonywał bramkarzy. Na półmetku tamtych rozgrywek snajper miał w dorobku 17 goli, czyli o dwa mniej od Lewandowskiego.

Kosmiczna dyspozycja byłego zawodnika poznańskiego Lecha przykryła nieco popisy jego młodszego kolegi, Timo Wernera. Wydawałoby się, że pokonujący bramkarzy z taką łatwością i regularnością Lewandowski powinien już szykować się powoli do odebrania statuetki dla króla strzelców. Tymczasem grający w RB Lipsk Niemiec zdobył tylko bramkę mniej, a gdyby chcieć rozliczać obu zawodników nie tylko z goli, ale również z asyst – lepszy jest właśnie 23-latek. "Lewy" dwa razy dogrywał kolegom, Werner zaś sześć razy. Polak ma zatem 21 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, zaś jego rywal 24.

"JA JESTEM KING BRUCE LEE, KARATE MISTRZ..."

Słowa legendarnego utworu Franka Kimono najwyraźniej wziął sobie do serca kapitan Schalke, Alexander Nuebel. 23-latek to jeden z najzdolniejszych bramkarzy młodego pokolenia, o czym świadczy choćby fakt, że – jak poinformował w niedzielę "Bild" – latem przeniesie się do Bayernu Monachium, który skorzysta z wygasającej umowy zawodnika i pozyska go w ramach wolnego transferu. Przy tym wszystkim Nuebel wsławił się jednak najbardziej brutalną akcją tej rundy, co poskutkowało wynoszącą 12 tysięcy euro grzywną i zawieszeniem na cztery mecze.

Przed tygodniem Die Koenigsblauen mierzyli się przed własną publicznością z Eintrachtem Frankfurt i gdy wydawało się, że sytuację meczową mają pod kontrolą, sprawy w swoje ręce, a właściwie nogi, wziął młody bramkarz. Najwyraźniej zainspirowany przyszłym kolegą klubowym, Manuelem Neuerem, wystrzelił z pola karnego w stronę długiego zagrania jednego z rywali i może chciał je przeciąć gdzieś na 30. metrze, ale zamiast w piłkę, z pełnym impetem trafił w rywala. Wyskok, wyprostowana noga, nokaut. Takich rzeczy raczej nie uczą na boiskach piłkarskich – prędzej w halach przygotowujących przyszłych karateków. Internet zareagował błyskawicznie.

TYLKO DWÓCH GORSZYCH OD KOWNACKIEGO

Ustaliliśmy już, że Lewandowski zjadł tę rundę na śniadanie. A jak poradzili sobie pozostali Polacy? Świetne miesiące ma za sobą Rafał Gikiewicz, którego Union Berlin spisał się nadspodziewanie dobrze. Stołeczni po raz pierwszy w historii klubu zagrali w Bundeslidze i chociaż skazywani byli na pożarcie, zimę spędzą na wysokim jedenastym miejscu z aż pięcioma punktami przewagi nad strefą spadkową. 32-letni bramkarz ma powody do zadowolenia również pod kątem indywidualnym. Przed sezonem mówił w rozmowie z "Bildem", że marzy o zachowaniu ośmiu czystych kont, co wydawało się wówczas abstrakcją. Teraz jednak taki scenariusz trudno wykluczyć, skoro "Giki" wykonał jesienią połowę planu czterokrotnie schodząc z boiska bez straconego gola.

O jego wysokiej formie świadczy nie tylko lawina pochwał ze strony kibiców i mediów, ale też statystyki. Oceniający po każdej kolejce zawodników "Kicker" prowadzi ranking zawodników właśnie pod kątem średniej otrzymywanych not. W tej klasyfikacji liderem jest oczywiście Lewandowski (2,41, przy czym piłkarze oceniani są w skali od 6 do 1, a 1 to klasa światowa), zaś na 12. lokacie, bez podziału na pozycje, jest właśnie Gikiewicz (2,84). Co ciekawe – ex-aequo z Manuelem Neuerem z Bayernu Monachium.

Pozostałych rodaków na próżno szukać w czołówce. Łukasz Piszczek rundę rozpoczynał w wyjściowej jedenastce Borussii Dortmund, ale w trakcie rozgrywek Lucien Favre zmienił ustawienie zespołu z czterech na trzech obrońców z tyłu. Wobec tego miejsce na prawym wahadle zajął rewelacyjny Achraf Hakimi, a Polak pełni rolę dżokera. Z tej roli 34-latek wywiązuje się jednak przyzwoicie – zagrał łącznie w 13 spotkaniach, może pochwalić się trzema asystami. Wg "Kickera" jest 165. piłkarzem rozgrywek. Najgorzej z tego towarzystwa radził sobie za to Dawid Kownacki. Latem Fortuna Duesseldorf pobiła rekord klubowy wykupując go z Sampdorii za 7,5 miliona euro. 15 meczów, 0 goli, 0 asyst. 221. miejsce w rankingu "Kickera" – gorsi w lidze są tylko Danny Latza oraz Anthony Modeste...

EMERYTURA LEGENDY

To była historyczna jesień dla Bayernu Monachium i nie tylko dlatego, że kosmiczną dyspozycję osiągnął Robert Lewandowski, a Bayern Monachium długo błąkał się poza podium i ostatecznie skończył ze stratą aż czterech punktów do lidera. W listopadzie, po 40 latach pracy w roli prezydenta klubu (z krótką przerwą na odsiadkę w więzieniu), ręcznik rzucił Uli Hoeness. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że 67-latek odpowiedzialny jest za budowę zespołu, który stał się najmocniejszym w Niemczech i jednym z najlepszych na Starym Kontynencie. Łącznie, jako piłkarz i działacz, spędził w stolicy Bawarii 49 lat i zdobył aż 64 trofea.

Gdy jako 27-latek zaczynał pracować w roli menedżera (lipiec 1979 roku), obrót klubu wynosił wówczas 12 milionów marek, a zadłużenie – 8 milionów marek. Raport finansowy za sezon 2018/19 mów z kolei o obrocie w wysokości 750 milionów euro (skok na przestrzeni roku z 654 milionów), kapitale własnym spółki w wysokości 497 milionów i zysku 52 milionów. W ostatniej dekadzie z kolei obrót Bayernu wzrósł o 400 milionów.

Nie tylko jednak zazieleniły się słupki w Excelu, ale przede wszystkim zapełniła się gablota trofeów. W czasach panowania Hoenessa Bawarczycy sięgnęli po 23 mistrzostwa Niemiec, dwa puchary Ligi Mistrzów, jeden Puchar UEFA, 13 Pucharów Niemiec, sześć Pucharów Ligi, sześć Superpucharów Niemiec, jeden Superpuchar Europy, dwa Puchary Interkontynentalne.

RUNDA JAK UPADEK ZE SCHODÓW

Borussia Dortmund zrobiła latem wszystko, by zdetronizować Bayern Monachium. Sprawnie uporała się z transferami, wzmocniła zespół, wyciągnęła z Bawarii Matsa Hummelsa i zapowiedziała, że oczekuje zakończyć ten sezon na pierwszym miejscu. Mimo niezłego początku, piłkarze Luciena Favre'a mocno się jednak już w październiku pogubili. Zaczęli przegrywać lub remisować w spotkaniach, w których mieli wyraźną przewagę. Nie potrafili pokonać Unionu Berlin, Eintrachtu Frankfurt, Werderu Brema, Freiburga, Schalke 04, Bayernu Monachium, SC Paderborn, RB Lipsk i TSG Hoffenheim.

Nic zatem dziwnego, że prasa mocno krytykowała szkoleniowca, któremu od lat zarzuca się braki w... sferze mentalnej. Dieter Hoeness, przed laty jego przełożony w Hercie BSC, powiedział kiedyś, że Favre wysłany na zakupy umarłby w markecie z głodu, bo nie wiedziałby, który ser wybrać. To oczywiście hiperbola, ale generalnie nie jest tajemnicą, że Szwajcar nie jest typem, który w momencie kryzysu potrafi się pozbierać i tchnąć w drużynę nowego ducha. Zazwyczaj jako kapitan pierwszy próbował uciekać ze statku i tego obawiano się w Dortmundzie. Jeszcze 135 minut przed końcem rundy wydawało się jednak, że szkoleniowiec przeszedł wspaniałą przemianę i uciszy krytyków. Borussia w pięknym stylu prowadziła 2:0 z Lipskiem, miała dużą szansę na czwarte zwycięstwo z rzędu i zbliżenie się do lidera.

Po zmianie stron dortmundczycy kompletnie się posypali, szybko stracili dwie bramki, ostatecznie zremisowali 3:3. W ostatniej kolejce z kolei wygrywali 1:0 z Hoffenheim, marnowali kolejne sytuacje, a w końcówce znów dali się dwa razy pokonać przegrywając 1:2. Jesienną postawę BVB najlepiej obrazuje... kontuzja Axela Witsela. Tak jak Borussia przez swoją głupotę robiła sobie krzywdę, tak zrobił ją też Belg. Pomocnik przebywał w domu, chciał oprzeć się o drzwiczki prowadzące z pokoju dziecięcego na schody. Drzwiczki były jednak otwarte, 30-latek spadł z dużej wysokości, rozbił nos, usta, pościerał się i wypadł na kilka tygodni...

Źródło: tvpsport.pl
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także