Zakochany w pieniądzach. Odrzucony w Krasnodarze. Noszony na rękach w Bolesławi. Porównywany do Chevroleta Camaro. Ale przede wszystkim strzelający na potęgę. Taki właśnie jest Nikołaj Komliczenko. – W lidze czeskiej rozpędzał się pomału, ale gdy już nabrał szybkości, to zdominował rozgrywki. Wystarczy spojrzeć na jego dorobek z zeszłego i obecnego sezonu – mówi dziennikarz Karol Bochenek. 29 bramek w 33 meczach.
Śladem Arszawina
Rosyjscy piłkarze stosunkowo rzadko opuszczają ojczyznę. Fala transferów miała miejsce po EURO 2008. Tam Sborna zaprezentowała się z bardzo dobrej strony. Pokonała Holendrów i doszła do półfinału. Najlepsi z kadry Guusa Hiddinka: Andriej Arszawin, Jurij Żyrkow i Pawieł Pogrebniak wyjechali podbijać Europę. Czy im się udało, to już kwestia dyskusyjna. Faktem jest, że wszyscy zakotwiczyli w mocnych klubach. Arsenalu, Chelsea i Tottenhamie.
Dziś myśląc o przedstawicielu rosyjskiego futbolu w Europie ma się przed oczami bohaterów z austriacko-szwajcarskiego czempionatu. A także cztery bramki Arszawina z Liverpoolem. Rosjanie w Europie są nadal. Nie ma ich za wielu, ale są. Od kilku lat na ławce trenerskiej przyzwoicie radzi sobie Leonid Słucki. Najpierw prowadził Hull City FC, a dziś broni mającego podobne barwy Vitesse Arnhem.
Iwan Złobin, nazywany następcą Akinfiejewa, broni w rezerwach Benifiki. 19-letni Iwan Tarasow postanowił ogrywać się w fińskim HJK Helsinki. Razem z nim występuje Maksym Rudakow. Timur Żamaletdinow raczej nie będzie najlepiej wspominał wypożyczenia do Lecha Poznań. – To nasz młody Messi. Rośnie razem z nami – tak w 2014 roku Leonid Fundes powiedział o Denisie Dawidowie. Niestety, napastnik zamiast iść do La Masii wylądował w CSKA. CSKA Sofia.
Tak naprawdę jedyni dwaj z "dużymi" nazwiskami, którzy występują poza Rosją, to Aleksandr Gołowin z AS Monako i Denis Czeryszew z Valencii. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Bo choć dziś obaj biją popularnością Nikołaja Komliczenkę, to wszystko może się szybko zmienić. Napastnik czeskiej Mlady Bolesław prześciga kolegów pod względem liczby strzelonych goli. A w kolejce po niego ustawiają się dziesiątki klubów.
Między Rostowem a Krasnodarem
Pochodzi z ciekawego regionu Rosji, jakim jest Kraj Krasnodarski. Setki lat temu te tereny należały do starożytnych Greków, którzy zostawili po sobie ruiny trzech miast: Gorgippii, Hermonassy i Fanagorii. Ta ostatnia była nawet stolicą… Wielkiej Bułgarii. Młody piłkarz wychowywał się daleko od podwalin tamtejszej cywilizacji.
Babilon leżał nad brzegami dwóch rzek – Tygrysu i Eufratu. Tak samo jak rodzinna wioska Komliczenki, Plastunkowskaja, rozpościera się pomiędzy Koczetą i Stawokiem. To byłoby tyle z kulturowych nawiązań, bo główną atrakcją miasteczka jest droga łącząca Krasnodar z Rostowem.
Nic więc dziwnego, że młody Kolja trafił do akademii FK Krasnodar. Nim trafił do zespołu Byków uczył się i trenował w Szkole Sportowej Kraju Krasnodarskiego. Znajdująca się na tyłach Kubańskiego (bez związku z Fidelem Castro; Kubań to kraina historyczno-geograficzna obejmująca min. Kraj Krasnodarski!) Instytutu Medycyny i Zarządzania. Ta placówka od czerwca 1978 kształtuje młodych piłkarzy. Dziś szkoła chwali się aż 44 profesjonalistami. Pierwszym abiturientem, który na zamienił SSZK (rosyjski skrót jest jeszcze piękniejszy: SDYUSSHOR-5) na profesjonalny klub był Władimir Szumski. Trafił, a jakże, do Kubania Krasnodar.
Szkoła chwali się wychowankami. Z rocznika Komliczenki jest tylko on. To o tyle ciekawe, że o rok młodsi koledzy z rocznika 1996 i ci rok starsi z 1994 do wielkiej piłki wkraczali trójkami. Przykładowo Ilja Żiguliow miał pięć występów w Uralu Jekaternburg. Ale nawet jeśli weźmiemy całą szóstkę pod uwagę, to razem wzięci nie mają tylu meczów seniorskich, co jeden Komliczenko.
Gdy mowa o młodych piłkarzach pojawia się często temat imprez i alkoholu. – Nie mam takiego charakteru. Jestem spokojnym, rodzinnym mężczyzną. Nawet w Akademii Krasnodarskiej nie zachłysnąłem się młodością. Wolałem zostać w domu niż wyjść na zewnątrz, żeby spędzać wolny czas – mówił w rozmowie z Artiomem Melnikowem.
Szachista z Krasnodaru
Pierwszym trenerem Komliczenki - co dumnie podkreśla Akademia SDYUSSHOR-5 - był Nikołaj Worosziłow. Pieczę nad rozwojem młodego, oprócz trenerów, sprawował też… Nikołaj Komliczenko. Właściwie Nikołaj Antolewicz Komliczenko, ojciec napastnika Mlady Bolesław.
Senior był szanowaną postacią w Kraju Krasnodarskim. Reprezentował Kubań. Później grał w Bałtice Kaliningrad. Miał też krótki epizod w Kazachstanie. Nigdy nie zagrał w reprezentacji Rosji, ale nad Morzem Czarnym ma dobrą markę, dzięki solidnym występom w Nivie Sławianosk. W 1998 ten klub został przemianowany na Kubań Krasnodar.
– Bardzo miło było dostać SMS-y od rodziców – mówił Komliczenko junior zaraz po powołaniu do reprezentacji. – Zawsze towarzyszą mi w drodze przez życie. Doradzają mi co robić. Ojciec powiedział, że jest ze mnie bardzo dumny. Nigdy się zbytnio nie martwił, czy trafię do reprezentacji, czy nie. Ale kiedy to się stało był szczęśliwy. To ja się martwiłem, jak przebiegnie proces adaptacji. Jak będę wyglądał na tle kolegów z reprezentacji.
Z ulicy Grażdańskiej, gdzie znajduje się Akademia Sportowa Kraju Krasnodarskiego, jest równie blisko na stadion Kubania i FK. Dlaczego więc Komliczenko trafił do tego drugiego? Historię trzeba zacząć od roku 1995. FK Krasnodar jeszcze nie istniał, a mistrzem Rosji właśnie została Ałania Władykaukaz. To szalenie istotne, ponieważ wtedy pierwszy raz klub spoza Moskwy wygrał ligę. Wstrząsnął układami. Wcześniej wygrywały stołeczne kluby wspierane przez wojsko (CSKA), milicję (Dynamo) lub koleje (Lokomotiw). 22 lutego 2008 został założony FK Krasnodar. – My nie chcemy się bratać z moskiewskimi klubami. My chcemy je zdetronizować – mówił właściciel Siergiej Galicki.
Niemal równo z powstaniem klubu otwarto akademię. Akademię z prawdziwego zdarzenia. Boiska, internaty, siłownie i… sale do gry w szachy. Podobno Galicki był utalentowanym szachistą. Pierwszym rocznikiem, który rozpoczął edukację w krasnodarskiej akademii był 1996. Rok starszy Komliczenko trafił pod skrzydła Galickiego w 2010.
Z "Jędzą" w debiucie
Komli był już znany w sportowym światku Krasnodaru. Strzelał wiele goli. Wyróżniał się zarówno w szkole sportowej jaki i akademii Byków. Nic więcej dziwnego, że trzy lata po przyjściu do młodzieżowej drużyny FK Krasnodar zadebiutował w pierwszym zespole.
Grał akurat z Tomem Tomsk. Tylko 17 minut, ale było to kluczowe minuty tego spotkania. Podał do Wandersona, a Brazylijczyk zdobył bramkę, które dała Bykom punkty w Zachodniej Syberii. Obok niego grali tacy piłkarze jak okryty złą sławą po pobiciu polityka Pawieł Mamejew, reprezentant Szwecji Andreas Granqvist i... aktualny piłkarz Legii Warszawa – Artur Jędrzejczyk
Potem, 23 marca, Krasnodar ogrywał 3:0 FK Tosno w Pucharze Rosji. Trener Oleg Kononow ściągnął ulubieńca trybun, Brazylijczyka Ariego, i w jego miejsce wpuścił 18-letniego Komliczenkę. Młokos dostał na boisku 23 minuty, ale musiał zaprezentować się co najmniej przyzwoicie, bo chwilę potem trener zabrał go na prestiżowy mecz z CSKA Moskwa. Tam jednak siedział na ławce.
Bombardier z miłością do pieniędzy
Po pierwszym, wydawałoby się, całkiem dobrym sezonie, Komliczenko przepadł. Władze klubu stwierdziły, że kolejnym krokiem w karierze napastnika powinno być wypożyczenie. Trafił do Czarnomorca Noworosyjsk. W strefie południowej Drugiej Dywizji kompletnie sobie nie poradził. Zdobył zaledwie dwie bramki.
Wrócił do Krasnodaru. W drugiej drużynie strzelał aż miło. Wyśrubował niesamowity rekord 24 gole w 24 meczach i zdobył tytuł króla strzelców ligi, która jeszcze tak niedawno go przerastała. Na ile była to własna praca, a na ile wsparcie kolegów o lepszych umiejętnościach? Nieważne, bo został doceniony przez selekcjonerów młodzieżowych reprezentacji Rosji. W 2014 dwukrotnie pokonywał bramkarzy w kadrze U-19. Później regularnie grał w zespole U-21.
Mimo sukcesów Oleg Kononow nie widział dla niego miejsca w pierwszej drużynie. Dostał tylko dłuższe chwile w pucharze kraju, w spotkaniu z Sokołem Saratów. Nie pomagała pewnie roszczeniowa postawa napastnika. – Komliczenko kocha pieniądze – mówi Karol Bochenek, dziennikarz 2x45.info – Wiarygodności tej tezie dodają okoliczności, w jakich rozstał się z Krasnodarem, którego jest wychowankiem. Napastnik domagał się uposażenia zdaniem klubu niewspółmiernego do tego, na co zasłużył. Takie postępowanie było sprzeczne z filozofią, którą wyznają w Krasnodarze, dlatego do Mlady oddano go w zasadzie lekką ręką.
Nim jednak trafił do Mlady Bolesław zapoznał się z czeskim futbolem w Slovanie Liberec. – Komliczenkę w skrócie można określić jako typową "dziewiątkę" z instynktem do strzelania goli. O talencie głośno mówiono od dawna, ale w Rosji – z różnych powodów – nigdy nie dostał szansy. Z kolei w lidze czeskiej rozpędzał się pomału, ale gdy już nabrał szybkości, to strzelecko zdominował rozgrywki. Wystarczy spojrzeć na jego dorobek z zeszłego i obecnego sezonu – dodaje Bochenek
Zły i poirytowany
Okres w Slovanie był całkiem przyzwoity. W 21 meczach zdobył 7 bramek, a trzeba podkreślić, że to była pierwsza poważna próba na szczeblu centralnym. I to od razu za granicą. Władze klubu spod polskiej granicy chętnie widziałyby Rosjanina w zespole w kolejnym sezonie. On sam chętnie by został.
– Do dziś nie rozumiem. Byłeś obrażony na to, że Krasnodar nie dał ci szansy powrotu od Slovana?
- Byłem bardzo zły i poirytowany sytuacją. To obelga. Ale już mi przeszło. Czas zaleczył rany.
– Musajew (trener FK Krasnodar - przyp. KJ) powiedział, że Krasnodar znalazł ci agenta?
- Nie do końca. Klub zasugerował, żebym podpisał umowę z rosyjskim specjalistą. Ten miał mi pomóc w znalezieniu klubu w Rosji. Jednak wcześniej przyszedł do mnie menedżer z Czech i zasugerował inne rozwiązanie. Polubiłem go.
Fragment wywiadu Artioma Melnikowa: sportbox.ru
Komliczenko związał się z agencją Sport Invest Group, która reprezentowała takich zawodników jak Petr Cech i Tomas Rosicky. Dziś klientami agencji są czołowi piłkarze z Moraw: Ladislav Krejci, Pavel Kaderabek oraz Jiri Pavlenka.
Rosyjski napastnik wrócił do Czech, ale już nie do Liberca, a do Bolesławia. Wracał na raty. Po dobrym sezonie w Slovanie, Krasnodar ściągnął go z powrotem. Tam szybko trafił do drugiej drużyny. Dzięki współpracy z nowym menedżerem został wypożyczony do Mlady Bolesław. Ale wychowanek Byków odchodził z klubu w atmosferze nie tyle skandalu, co wrogości do trenera Igora Szalimowa.
Przez konflikt ze szkoleniowcem Komliczenko popadł w depresję. – Nie mogłem jeść. Dwa miesiące temu grałem w Lidze Europy przeciwko Fiorentinie. Wydawało mi się, że jestem częścią zespołu rosyjskiej Premjer Ligi, ale w każdy czwartek i piątek wysyłali mnie do Krasnodaru II. Tylko czasami wchodziłem do pierwszego zespołu. To był dekadencki czas. Marnowałem życie. Z każdym tygodniem Szalimow rozmawiał ze mną coraz mniej. Zgadzam się, że w ataku grali dobrzy piłkarze – Wanderson i Smołow, ale nawet gdy obaj byli kontuzjowani to nie dostałem szansy. To był punkt krytyczny.
– Zostałem psychicznie zraniony. Chodziłem zdenerwowany. Uświadomiłem sobie, że w Krasnodarze nie będę grać, ale to już minęło. To przeszłość, która była konieczna, żeby iść dalej do przodu – wspomina.
"To tylko piłka nożna”"
24 lipca 2017 roku wrócił do Czech. Dołączył do zespołu dumnie noszącego przydomek "Bolka". Jednak początek miesiąca spędził w Rosji. W rezerwach Krasnodaru. Do Bolesławi przyjechał 23 lipca, choć już wtedy chciały go ściągnąć inne kluby. – Przylecieli wysłannicy pewnego tureckiego klubu. Mówię im: "wybaczcie, ale żona nie pozwoli mi odejść". Rozmawiałem z nią długo. Nie chcieliśmy jechać do Turcji.
– A jeśli pojawiłaby się oferta z rosyjskich klubów? Na przykład Oleg Kononow, u którego debiutowałeś, pracuje teraz w Spartaku – pyta Artiom Melnikow.
– Trener jest bardzo ważnym elementem. Może nawet najważniejszym – ucina zawodnik.
Powrót do Czech był nieudany. W trzeciej rundzie kwalifikacji do LE Mlada pokonała albańskie KF Skënderbeu, niestety w rewanżu odpadła po karnych. O ile w pierwszym meczu Komliczenko przebywał na boisku zaledwie trzy minuty, to w drugim grał już przez godzinę.
Później było tylko gorzej Mlada nie wygrała pięciu spotkań z rzędu. Rosjanin w ośmiu kolejnych meczach zdobył tylko jedną bramkę. Kulminacją słabej serii był mecz z Viktorią Pilzno. Komliczenko z impetem wpadł w Davida Limbersky’ego łamiąc mu kość jarzmową. Za to zagranie nie zobaczył nawet żółtej kartki. Dopiero po meczu sprawą zajęła się Komisja Ligi, która skazała napastnika Mlady na 8 meczów zawieszania. Był odsunięty aż przez 41 dni. To druga najdłuższa kara w historii czeskiej ligi.
Co ciekawe poszkodowany nie miał pretensji do Komliczenki. Przyjął przeprosiny, a w mediach społecznościowych wrzucił zdjęcie z podpisem "To tylko piłka nożna".
Zajcew z Bolesławi
– Komliczence groziło nawet 10 meczów zawieszenia i 100 000 koron czeskich kary – tłumaczy Michal Kvasnica, dziennikarz "Denika Sport". – Komisja Dyscyplinarna postanowiła ukarać piłkarza w taki sposób, ponieważ interwencja miała poważny wpływ na zdrowie rywala. Nawet jeśli była niezamierzona – dodaje przewodniczący Komisji Richard Baček. – Sama decyzja jest o tyle kontrowersyjna, gdyż Rosjanin po zderzeniu z Limberskym zagrał jeszcze z Jabloncem. Dopiero po tym spotkaniu został ukarany. Zawieszenie jeszcze bardziej pogorszyło moją sytuację – wspomina Rosjanin. – Trener był bardzo zawiedziony.
– Na obozie zimowym pokazałem się z dobrej strony. Szkoleniowiec dostrzegł moje umiejętności, a ja w pełni zrozumiałem, czego ode mnie wymaga. Uwierzył we mnie i powiedział: "Kolja, musisz zapomnieć o wszystkim co było. Teraz jest nowa runda. Zaczynamy od zera". Komliczenko z wypiekami na twarzy szykował się do nadchodzących spotkań, ale los mu nie sprzyjał. Poważnie zachorował i musiał opuścić dwa mecze. Jak podkreśla czuł wsparcie trenera. Po powrocie odwdzięczył się mu kilkoma trafieniami.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że sezon 2017/18, a więc pierwszy w barwach Mlady Bolesław nie był wybitnym. Zdobył zaledwie cztery bramki w dwudziestu jeden meczach. Mimo to Jozef Weber widział w nim ogromne możliwości i nalegał na transfer.
Przedostatniego dnia stycznia 2018 roku Mlada przelała 400 tysięcy euro na konto Krasnodaru. Nikołaj Komliczenko ponownie został piłkarzem klubu z miasta Skody. Teraz wszyscy zobaczyli to, co wcześniej dostrzegał tylko Jozef Weber.
Strzelał jak Wasilij Zajcew w kultowym filmie "Wróg u bram". Bilans? 33 mecze, 29 goli. Coś nieprawdopodobnego. W historii czeskiej ekstraklasy nikt nie trafiał tak często. Horst Siegl, który zdobył koronę króla strzelców w sezonie 1993/94 zdobył tylko 13 bramek. Michal Kremencik, który rok przed Komliczenką miał ten tytuł mógł pochwalić się zaledwie 16 trafieniami.
- Komliczneko zawsze wybiera na boisku właściwe rozwiązanie, zawsze robi to, co trzeba. Nie spotkałem wielu piłkarzy na tym poziomie. Zawsze pracuje dla zespołu i tworzy przestrzeń dla partnerów - tak charakteryzował piłkarza trener Mlady.
Rosjanin został trzecim obcokrajowcem w historii ligi, który po zakończeniu sezonu przewodził w klasyfikacji najlepszych strzelców. Wcześniej tego samego dokonali Słowak Milan Ivana oraz Chorwat Andrej Kerić.
Druga opcja: Jarosław Niezgoda
– Moim skromnym zdaniem, patrząc na to jak umiejętnie potrafi wypracować sobie sytuację do strzału na bramkę, powinien już tej zimy zmienić otoczenie. Lis pola karnego – mówi Karol Żuradzki sympatyk czeskiego futbolu, dziennikarz "Piłkarskiego Świata". – Dziwi mnie, że Slavia nie sięgnęła po Komliczenkę. Zamiast wydać te 65 mln koron czeskich (2,5 mln euro) na dziewiątkę z prawdziwego zdarzenia, kupili za 4 miliony Stanciu, od którego oczekiwano dużo więcej. Powiedzmy sobie szczerze, że Rosjanin grając nadal w Mladzie Bolesław nie ma szans na częste telefony Czerczesowa z powołaniem do reprezentacji. Gdybym był prezesem klubu i stać by mnie było na takiego napastnika co Nikołaj, wykładam od razu pieniądze na stół.
– Swego rodzaju zagadką pozostaje, dlaczego - mimo świetnej gry w poprzednim sezonie – wciąż gra w Mladzie Bolesław. Dużo mówi się, że wynika to z... miłości do pieniędzy. Latem napastnikiem interesowały się czołowe kluby Premjer Ligi (Dynamo, Lokomotiw, CSKA), ale do transferu nie doszło. Ponoć między innymi ze względu na wygórowane oczekiwania finansowe zawodnika – wtóruje Żuradzkiemu Karol Bochenek
Wybitne osiągnięcia strzeleckie Komliczenki odbiły się szerokim echem w Europie. Z Rosjaninem było łączonych wiele klubów. Przez całą czołówkę ligi rosyjskiej aż po szkockiego potentata – Glasgow Rangers. To od razu przykuło uwagę… Celtiku Glasgow. Kolja zdążył już odmówić Galatasaray Stambuł. Był też chętny Feyenoord Rotterdam.
– Dlaczego pytasz o Komliczenkę? – dziwi się Michal Kvasnica. – Czyżby jakiś polski klub chciałby go ściągnąć? – Absolutnie. Chyba tylko Legia Warszawa mogłaby go skusić, ale i to jest bardzo wątpliwe. Jego ewentualny przyjazd do Polski trzeba by traktować jako sensację – odpowiadam. – Słyszałem, że jest numerem jeden na liście transferowej CSKA Moskwa. Numer dwa był Jarosław Niezgoda, ale przechodzi testy medyczne w USA.
- To mamy podobne informacje - uśmiecha się dziennikarz "Denika Sport".
Bumblebee
Wyczyny strzeleckie Komliczenki nie uszły również uwadze Stanisława Czerczesowa. Selekcjoner reprezentacji Rosji powołał napastnika z Czech na mecze ze Szkocją, Belgią i San Marino. W debiucie gracz zmieniał Artioma Dziubę. – Powiedziałem do niego: "świetny mecz, maszyno" i wbiegłem na boisko. To były zaledwie cztery minuty, ale jestem niesamowicie szczęśliwy.
Samo powołanie Komliczenki było zaskoczeniem. – Zadzwonił do mnie dziennikarz i zapytał co czuję w związku z powołaniem. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo nie wiedziałem nic o powołaniu. Byłem zaskoczony, ale patrząc po liczbie nowych piłkarzy widać, że trener chciał przyjrzeć się innym. Cieszę się, że trafiło i na mnie.
Były kolega klubowy Komliego, Fedor Smołow, śmiał się z dawnej fryzury. – Kompletnie nic się nie zmienił. Tylko jego fryzura jest jakaś taka normalna, - mówił. - Miałam pofarbowane włosy, gdy byliśmy na zgrupowaniu w Dubaju – śmieje się.
Z Belgią Rosjanie dostali baty. 1:4. Szczęście w nieszczęściu, bo kolejnym rywalem było San Marino. Na Stadio Olimico w Serravalle pojawiło się około 1600 kibiców. W tym gronie była spora grupa ultrasów Spartaka Moskwa, która cały czas wyzywała – piłkarza Zenita Sankt Petersburg - Artioma Dziubę. Po meczu mówiono tylko o tym incydencie. A to właśnie na Monte Titano pierwszą bramkę dla Sbornej zdobył Komliczenko. W 78. minucie ustalił wynik spotkania pokonując Aldo Simonciniego.
***
– Czy w Rosji śmiałbyś się ze swojej Skody?