Liverpool ma bielutki uśmiech Juergena Kloppa, okrągłe oprawki na jego nosie, rozwichrzoną fryzurę, wściekły zgryz i kompulsywnie fruwającą na tle trybuny pięść. Ma też ciemne loczki Mohameda Salaha, sprawność Sadio Mane, enigmatyczną brodę Alissona oraz skromny kucyk Virgila van Dijka. Nie wszyscy jednak wiedzą, że twarz The Reds to również analityczne oblicze, nażelowany irokez, marynarka i pajęczyna matematycznych połączeń, cyferek i zawiłych algorytmów, które grają w głowie cichego bohatera klubu, Michaela Edwardsa.
CZŁOWIEK-WIDMO
Unika dziennikarzy, fotoreporterów, chowa się w cieniu, jak gdyby w zakresie jego obowiązków była gra w chowanego. Gdy Liverpool wygrywał Ligę Mistrzów, gdy wyrabiał 25-punktową przewagę w lidze nad Manchesterem City, grę The Reds rozkładali na czynniki pierwsze wszyscy. Analizowali taktyczne wizje Kloppa, charakter Jordana Hendersona, inteligencję Roberto Firmino czy talent Trenta Alexandra-Arnolda. O Edwardsie mówiło się jednak bardzo rzadko. Gdy jego nazwisko wrzucimy w Google, wyszukiwarka przede wszystkim zasugeruje zdjęcia niespełnionej gwiazdy skoków narciarskich, Eddiego Edwardsa, który zasłynął z tego, że moment wybicia z progu i sam lot zajmowały mu mniej więcej tyle samo czasu.
Amerykańska agencja zdjęć Getty Images ma z kolei w bazie ponad 80 milionów zdjęć, zarówno tych aktualnych, jak i sprzed 10, 20 oraz 50 lat. Są Cristiano Ronaldo, Grażvydas Mikulenas czy Jan Furtok. Owszem, Edwards też jest. Jeden z głównych architektów sukcesów Liverpoolu załapał się jednak tylko na 10 fotografii, z czego na ledwie dwóch stoi twarzą do obiektywu. Nie ma w tym przypadku, bo pstryknięcie zdjęcia 39-latkowi to zadanie z kategorii tych o najwyższym poziomie trudności. Co więcej – o tym gościu nie znajdziecie również osobnej wzmianki w Wikipedii.
Dlaczego tak bardzo ukrywa się przed światem? Po pierwsze nie potrzebuje poklasku, a po drugie – szkoda mu czasu. Wychodzi z założenia, że spotykać się z dziennikarzami mogą piłkarze albo trenerzy, a on wolałby przeznaczyć te godziny na przeskanowanie kilku kolejnych sylwetek. Zresztą, nawet gdyby zgodził się z kimś porozmawiać, pewnie i tak dyskusja znacznie by się przedłużyła, bo Edwards uzależniony jest od grzebania w laptopie i między odpowiedziami musiałby wysłać kilkadziesiąt maili. Jego bliscy żartują, że więcej czasu spędza z komputerem w dłoni niż u boku żony, a on się specjalnie tymi teoriami nie przejmuje, bo w końcu sporo w nich prawdy. Kim jest zatem facet, który na Anfield jest najbliższym współpracownikiem Kloppa? Który pracuje w gabinecie umieszczonym vis-a-vis gabinetu Niemca, choć w praktyce obaj często przesiadują na tej samej kanapie i żywo dyskutują?
TELEFON Z PORTSMOUTH
To oczywiście znaczne spłycenie sprawy, ale kto wie, gdzie dziś byłby Liverpool, gdyby nie wysłana w 2011 roku wiadomość do firmy Prozone. Zajmująca się analizą piłki i ujmowaniem meczów w statystyki firma, od lat skupia w swoich szeregach wielu fachowców w temacie, a ówczesny dyrektor sportowy LFC, Damien Comolli, uznał że czas podnieść poziom tego działu na Anfield. Francuz stwierdził, że The Reds są na tej płaszczyźnie zaniedbani i rozsądnie byłoby zainstalować specjalistę, który od podstaw stworzy sensowny sztab i da pierwszemu trenerowi wsparcie merytoryczne. I tym sposobem skontaktowano się z Edwardsem, który jednak doświadczenie w Premier League już miał.
– Był niezłym piłkarzem, grał jako prawy obrońca, czasem w środku bloku defensywnego. Nie był może świetnym technikiem, ale zawsze zwracał uwagę na taktykę, analizował wydarzenia boiskowe. Imponował też wytrzymałością, mógł biegać i biegać. I przede wszystkim dbał o atmosferę, świetne odnajdował się w klimacie szatni – wspominał po latach jego kolega z Peterborough, gdzie Edwards kariery nie zrobił. Dość szybko zrozumiał, że trzeci poziom rozgrywkowy to prawdopodobnie jego piłkarskie Himalaje i musiałby stać się cud, by osiągnął coś więcej. Na siłę nie trzymał się więc krótkich spodenek i murawy, więc już jako zawodnik zaczął pracę nad poduszką powietrzną, która pomogłaby mu relatywnie bezboleśnie rozstać się z czynnym sportem.
Koniec przygody z piłką oznaczał zerwanie związków ze sportem, ale nie na długo. Edwards co prawda trafił do lokalnej szkoły, gdzie wcielił się w rolę nauczyciela informatyki, ale cały czas ciągnęło go w stronę boiska. Pod koniec poprzedniego stulecia dołączył do ekipy Prozone, gdzie odnalazł się ze swoim zacięciem matematycznym znakomicie. To była rewolucja na światowym rynku, wcześniej mało komu przychodziło do głowy analizować mecze i występy piłkarzy pod kątem statystycznym. Liczba goli, liczba asyst – zazwyczaj tyle wystarczyło, by podsumować formę piłkarzy. Dopiero stopniowe rozwijanie świadomości wśród prezesów, zawodników i menedżerów wzniosło futbol na inny poziom. Pod koniec stulecia Prozone było w powijakach, firma ulokowana w obskurnym magazynie w Leeds stawiała dopiero pierwsze kroki. Rządzący wówczas skromnym sztabem ludzi Barry McNeill chciał jednak, by jego ludzie zostali rozlokowani w całej Anglii i na żywym organizmie sprawdzali skuteczność pomysłów. Jeden trafił do Southampton, a aktualny dyrektor Liverpoolu w 2003 roku odebrał telefon z Portsmouth. Absolwent Uniwersytetu w Sheffield nie zastanawiał się w długo – wsiadł w pociąg i wrócił w na południe, w rodzinne strony.
KŁOPOTYLIWY CD-ROM
Dziś nawet kibice mają pod ręką narzędzia do analizy. Mogą ściągnąć odpowiednie aplikacje na telefon, wykupić dostęp do zaawansowanych programów, nawet najzwyklejsze statystyki meczowe są coraz bardziej szczegółowe i rozbudowane. Jeszcze 15 lat temu nie było to jednak tak oczywiste, a by uzmysłowić sobie skalę zmian, jakie zaszły w piłce, wystarczy przywołać historię z Portsmouth. – Harry Redknapp początkowo miał problem ze zrozumieniem działań Edwardsa. Pewnego dnia zadzwonił zszokowany, gdy otrzymaną od niego płytę CD włożył do radia w samochodzie, ale nie zdołał nic odtworzyć. Dopiero potem zrozumiał, że zgrany na nośnik materiał to kompilacje wideo i zestawienia liczbowe, które trzeba wnikliwie przeanalizować przed monitorem – wspominał po latach jeden z członków sztabu szkoleniowego Pompey.
W klubie szybko jednak zauważyli, że wesoły chuderlak z laptopem pod pachą i okularami na nosie, potrafi formułować bardzo interesujące wnioski. Z czasem Edwards dorobił się osobnego gabinetu, do którego ustawiały się kolejki chętnych. David James, Peter Crouch, Sean Davis, Richard Hughes – każdy z nich w poniedziałek rano meldował się u Anglika, by zapoznać się z dokładną analizą swojego występu. Zacienione strefy boiska, rozłożone na czynniki pierwsze statystyki, strzałki, trójkąty, gwiazdki symbolizujące różne działania boiskowe i informacyjna piguła w jednym. – Niełatwo jest wpasować się do klubu, będąc kimś anonimowym. Michael był jednak inny, bardzo szybko znalazł z nami wspólny język, okazał się wyluzowanym facetem. Nie bał się nas krytykować, zdarzało mu się mówić, że mamy za sobą "śmieciowy występ". Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak profesjonalnym analitykiem w tej branży – mówił w rozmowie z "Bleacher Report" Hughes.
Czas płynął, a znaczenie Edwardsa w klubie rosło. Redknapp zaczął słuchać go coraz uważniej i coraz częściej brać sobie do serca uwagi. Współpraca kwitła, świadomość zawodników rosła, a klub znalazł się na fali wznoszącej. Pod koniec poprzedniej dekady Portsmouth trafiło do pierwszej dziesiątki Premier League, a w 2008 roku sięgnęło po Puchar Anglii. O siedzącym z nosem w laptopie informatyku zaczęło być coraz głośniej. – Prawdopodobnie mógłbym losować nazwisko piłkarza z Premier League i go o niego pytać, a Edwards w minutę przedstawiałby mi szczegółowy raport na temat mocnych i słabych stron tego zawodnika – opowiadał wspomniany Hughes i nikogo zatem nie zdziwiło, że Redknapp zabrał swojego pracownika do Tottenhamu.
ZIMNA WOJNA Z RODGERSEM
– Uderzające jest to, jak inteligentny to chłopak – powiedział o nim w rozmowie z "The Independent" Comolli, który właśnie londyński kierunkowy wybrał, gdy chciał zbudować dział analizy w Liverpoolu. Francuz dobrze wiedział, kogo chce ściągnąć, bo wcześniej dokonał wnikliwego wywiadu środowiskowego. Wydzwaniając kolejnych pracowników Spurs, dowiedział się że Edwards ma obsesję na punkcie futbolu, słynie z mocnych opinii i nie ugina się pod autorytetem trenera, by je wyrażać. Już wtedy fascynował się też wszystkim, co związane było z Moneyball. – Ma analityczny umysł, wybija argumenty z ręki niekonwencjonalnymi opiniami. Wszystko potrafi podeprzeć liczbami, każdy wniosek umie zamknąć w statystykach – tłumaczył swój pomysł Comolli.
Na Anfield Edwards miał mieć dość szerokie kompetencje, ale szybko zderzył się w autokratyzmem Brendana Rodgers. Irlandczyk był zdania, że The Reds powinni ściągąć piłkarzy w kwiecie wieku, którzy są ograni na boiskach Premer League. Anglik z kolei uważał, że LFC powróci do czołówki, gdy postawi na tańszych i młodszych, nieznanych szerzej zawodników, którzy jednak dopiero wdrapią się na szczyt swoich możliwości. Stąd polityka transferowa klubu była burzliwa, a kolejne ruchy – chaotyczne i nieuporządkowane. Rodgers postawił na swoim i ściągnął Adama Lallanę oraz Rickyego Lamberta, Edwards odpowiedział Lazarem Markoviciem. Analityk przestrzelił w tym przypadku spektakularnie – był przekonany, że Serb zawojuje Premier League, a tymczasem do dziś otwiera listy największych pomyłek transferowych w Anglii. Gromy spadały też na jego głowę, gdy nie udało się podpisać Dele Allego. Grający wówczas w MK Dons pomocnik deklarował się jako fan The Reds, ale w wyniku tarć w obrębie komitetu transferowego, kontrakt podpisał z Tottenhamem.
Edwards rozpychał się jak mógł łokciami, walczył o swoje zdanie, ale dopiero zwolnienie Rodgersa pozwoliło rozwinąć mu skrzydła. Wcześniej z klubem pożegnał się Comolli, więc Anglika awansowano na stanowisko dyrektorskie i wkrótce zapoznano z Kloppem. Model niemiecki oparty jest na bliskiej współpracy trenera z menedżerem, więc dla Juergena podział obowiązków wydawał się oczywisty – on trenuje piłkarzy i mówi, jakich zawodników chce, a dyrektor przekopuje rynek, prowadzi negocjacje i wzmacnia zespół. Panowie złapali wspólny język błyskawicznie, a Liverpool zaczął zbierać owoce ich współpracy.
KREOWANIE GWIAZD
– Edwards jest niezwykle kompetentny. Ma wielką wiedzę, osobowość, świetnie się rozumiemy i chociaż nie zawsze mamy identyczne zdanie w danej kwestii, nasze długie dyskusje owocują bardzo ciekawymi wnioskami – zachwalał w rozmowie z "The Guardian" Klopp. Jednym z pierwszych zadań Niemca na Anfield była odbudowa Roberto Firmino, a co za tym idzie – prestiżu Edwardsa. Ten dopiero co zdecydował się zapłacić za Brazylijczyka ponad 40 milionów euro i z wysokości trybun obserwował, jak napastnik nie potrafił zdobyć bramki w żadnym z pierwszych sześciu meczów ligowych. Już sam transfer wywołał zaskoczenie, bo choć piłkarz bezsprzecznie talent miał, to jednak przychodził za ogromne pieniądze z ósmej drużyny Bundesligi i to po sezonie, w którym trafił zaledwie siedem razy. Analizy byłego pracownika Prozone wykazywały jednak, że Firmino powinien na Wyspach odnaleźć się idealnie, a odpowiednio wykorzystany miał być mózgiem formacji ofensywnej zespołu.
Klopp wyrzeźbił z Latynosa jedną z najinteligentniej grających dziewiątek na świecie, a przy tym zawodnika dającego liczby. Edwards w kolejnych latach notorycznie dostarczał mu materiału, a Niemiec umiejętnie z tego korzystał. Można było się z Liverpoolu naigrywać, że jeśli dalej będzie kupował piłkarzy z Southampton, to zacznie jak Southampton grać. Tymczasem Sadio Mane to dziś czołowy skrzydłowy na świecie, a Virgil van Dijk ma niewielu równych sobie na pozycji stopera i właściwie nie byłoby czymś absurdalnym stwierdzenie, że obaj są w swoich formacjach najmocniejsi. A to przecież nie wszystkie transfery, do których przekonał zarząd Edwards. To on uznał, że spadający z Hull z ligi Andy Robertson przyda się The Reds, to on ujrzał potencjał na gwiazdę w Mohamedzie Salahu, to on zdecydował się zainwestować w Alexa Oxlade-Chamberlaina, Fabinho oraz Alissona. Przestrzelił co prawda z Nabym Keitą, choć w adaptacji Gwinejczyka na pewno nie pomogły przewlekłe kontuzje.
O dyrektorze sportowym Liverpoolu, który pracuje w cieniu gwiazd oraz Kloppa, mówi się że do każdego posunięcia na rynku podchodzi piekielnie dokładnie. Najpierw bierze na tapet obserwację meczową, potem uważnie przegląda statystyki, a na końcu rusza z wywiadem środowiskowym. Dzwoni do kolegów z zespołu, trenerów, przyjaciół. Bada charakter, profesjonalizm, poziom zaangażowania. Prześwietla poziom inteligencji i status związku. Gdy trzeba, angażuje piłkarzy Liverpoolu w sprawy transferowe. Jak na przykład wtedy, gdy poprosił Firmino o pomoc w ściągnięciu Fabinho. Kolega z kadry nie szczędził lukru w rozmowach o Liverpoolu i był to jeden z czynników, dla których defensywny pomocnik zdecydował się na przeprowadzkę z Monaco na Wyspy.
ZAPCHANE SKRZYNKI MAILOWE
Edwards działa szybko, wyprzedza ruchy innych. Być może dlatego tak dobrze działa mu się w cieniu, bo nie musi tracić czasu na nic innego. Nie udziela wywiadów, nie krąży między redakcjami. Skupia się na pracy i dzięki temu, gdy kluby wysyłały skautów na mecze Salzburga, by ci przyglądali się z bliska Takumi Minamino, dyrektor LFC był już na finiszu rozmów z Japończykiem i zlecał przelew na 8,5 miliona euro. Mówi się, że gdy on wiedział o klauzuli w umowie pomocnika i przekazał informację do klubowej księgowości, w innych zespołach dopiero dowiadywali się o istnieniu takiego zawodnika.
Piłkarzy wpasowuje do zespołu sportowo i charakterologicznie. Już w trakcie rozmów przedstawia im dokładny plan na kolejny sezon, jest zdolny oszacować liczbę minut, które spędzą na boisku. Jest o krok przed wszystkimi, a dzięki obsesji doskonałości potrafi zaprezentować tak szczegółową prezentację, że wszystkim opadają szczęki. Dziennie wysyła multum maili, zapycha między innymi skrzynkę Mike'a Gordona, jednego z głównych inwestorów klubu. Gordon trzyma też pieczę nad baseballowym klubem Boston Red Sox korzystającego z uroku matematyki w sporcie. Panowie często są zatem na łączach, a analizy Edwardsa uchodzą za jedną z ulubionych lektur inwestora. – Michael nie chodzi na skróty, prześwietla zawodników pod każdym kątem i upewnia się, że poradzą sobie w nowym klubie. Minimalizuje ryzyko pomyłki i zawsze chce mieć pewność, że skuteczność jego działań będzie jak najwyższa – mówił o nim już wcześniej Joe Jordan, współpracownik z Tottenhamu.
BEZBŁĘDNY TANDEM
Niekonwencjonalny umysł dyrektora i setki połączeń w jego głowie sprawiają, że wpada na nieszablonowe pomysły. Piłkarzom wpisuje do kontraktów uwagi zakazujące odejść do ligowego rywala albo zapiski o tym, że inny klub będzie musiał dopłacić dodatkowe 100 milionów, próbując wyciągnąć kolejnego piłkarza LFC (jak było w przypadku transferu Coutinho do Barcelony). Firmino ma "klauzulę antyarsenalową", wspomniany Keita został przez niego z kolei "zaklepany" już rok wcześniej.
Gabinety Edwardsa i Kloppa znajdują się naprzeciwko siebie, ale prawie zawsze jeden z nich jest pusty. Panowie spędzają ze sobą większość czasu, wertują listy z nazwiskami i oceniają przydatność piłkarzy The Reds. Widok Niemca przysypiającego ze zmęczenia na sofie u współpracownika nie jest ponoć niczym niecodziennym, podobnie jak przesiadujący do późnych godzin nocnych dyrektor. Sił na przekopywanie arkuszy z danymi ma niezmiernie dużo pewnie dlatego najlepsza obecnie drużyna Europy tak dobrze radzi sobie na rynku. Mocną stroną Anglika jest bowiem nie tylko trafianie z transferami, ale i umiejętne spieniężanie tych, którzy są nieprzydatni. W pojedynkę czyścił zespół po Rodgersie i tym sposobem w ostatnich latach zarobił ponad 150 milionów euro na zawodnikach kompletnie nieprzydatnych. Christian Benteke, Mamadou Sakho, Danny Ings, Jordan Ibe, Dominic Solanke, Danny Ward, Kevin Stewart i Brad Smith – za kasę zarobioną z tych piłkarzy, The Reds kupili Alissona, Fabinho i Salaha. Całkiem nieźle jak na kogoś, kto walczył z Rodgersem o to, by nie inwestować w Ryana Bertranda, Wilfrieda Bony'ego oraz Ashleya Williamsa.
Edwards pracuje w cieniu, nie skupia na sobie świateł reflektorów, pozostaje nieuchwytny dla dziennikarzy. W sieci znajdziemy na jego temat zaskakująco niewiele wzmianek, włącznie z oficjalną stroną Liverpoolu. Bez wątpienia jednak angielsko-niemiecki tandem funkcjonuje dzięki temu znakomicie – jeden wyszukuje potencjalne gwiazdy i ściąga je do klubu, a drugi czyni z nich piłkarzy światowego formatu.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1019 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.