{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Olivier Marteel, sędzia snookera, który bada zakażonych koronawirusem
Mateusz Górecki /
Do tej pory do pracy zakładał elegancki garnitur i muszkę. Ostatnio jego strojem roboczym jest ochronny kombinezon, rękawiczki i maseczka. Sędzia Olivier Marteel miał nadzorować mecze mistrzostw świata w snookerze, zamiast tego walczy z pandemią koronawirusa.
Robert Kraft – jedyny człowiek, który ma prawo biegać po plaży w Miami
Czytaj też:

Nie szata zdobi człowieka. Sekrety snookerowych dżentelmentów: alkohol, korupcja, narkotyki i kradzież zwłok
50-latek jest jednym z najbardziej doświadczonych sędziów snookerowych na świecie. Pierwsze oficjalne spotkanie poprowadził w 2006 roku, podczas kwalifikacji do prestiżowego turnieju Masters. Od tego czasu miał już okazje nadzorować najważniejsze spotkania. Jest też jedynym Belgiem w gronie zawodowych arbitrów. Gdyby życie toczyło się normalnym rytmem, Marteel w tej chwili przebywałby w Crucible Theatre w Sheffield, sędziując spotkania mistrzostw świata.
W pierwszej linii frontu
Przełożenie czempionatu na inny termin sprawiło, że Belg mógł w pełni poświęcić się drugiej pracy. Poza sportem jest pielęgniarzem w miejscowości Veurne. Normalnie można spotkać go na oddziale radiologii, ale po wybuchu pandemii został poproszony o dołączenie do zespołu, zajmującego się pacjentami chorymi na koronawirusa.
– Kiedy pojawiły się pierwsze przypadki nasz szpital został podzielony na dwa bloki. Jeden jest przeznaczony dla osób z COVID-19, drugi dla pozostałych. Moja przełożona zapytała, czy mógłbym podjąć się pracy przy pacjentach zakażonych. Z uwagi na odwołanie mistrzostw świata nie miałem żadnych planów, więc bez wahania przyjąłem tę propozycję – mówi Marteel w rozmowie z World Snooker.
Na czym polegają jego zadania? – Zajmuję się oceną zdrowia, więc jestem pierwszą osobą do której kierują się pacjenci. Muszę ich przebadać, obserwować pod kątem objawów i przeprowadzić wywiad, pytając o to, czy inni członkowie rodziny lub znajomi byli zakażeni. Wtedy decyduję, czy powinno przeprowadzić się im test na koronawirusa, czy powinni zostać odesłani do innego oddziału – tłumaczy.

Sędzia przyznał, że jego obecna praca nie różni się aż tak mocno od tego, co robił wcześniej. – Do pewnego stopnia jest to podobne, bo tak jak wcześniej monitoruję objawy. Jestem przyzwyczajony do tego, że znajduję się w pierwszej linii frontu. W radiologii wykonuję prześwietlenia i tomografię komputerową. Często oceniam rozwój nowotworu. Analizuję informacje i dopiero wtedy przekazuję je onkologowi. Pierwszy raz jestem jednak w sytuacji takiej, jak obecna – przyznał.
Walka z maską do nurkowania
Marteel ma ogromne doświadczenie w sędziowaniu zawodów najwyższej rangi. W 2015 roku był arbitrem finałowego starcia mistrzostw świata. Wierzy, że kiedy ponownie pojawi się przy stole, będzie jeszcze lepszy. – Sędziowanie to bułka z masłem w porównaniu do tego, co dzieje się w szpitalu. Snookera traktuję oczywiście jak pracę, ale to tak naprawdę są dla mnie wakacje. Myślę, że kiedy wrócę do stołu będę czuł to nawet mocniej – podkreślił.
W Belgii potwierdzono do tej pory blisko 40 tysięcy zachorowań na koronawirusa. W szpitalach brakuje już sprzętu potrzebnego do leczenia chorych. – Jest ciężko. W tym tygodniu zaczęliśmy używać masek do nurkowania, które kupiliśmy w sklepie sportowym. Nie mamy wystarczającej liczby tych profesjonalnych, medycznych maseczek. Najgorsze jest jednak ciepło. Ciało produkuje go bardzo dużo, a temperatura nie wydostaje się z kombinezonu, który nie przepuszcza powietrza. Do tego dochodzą dwie pary rękawiczek. Po całym dniu moje dłonie są jak guma... – przyznał.
Marteel w rozmowie zdradził, że od dziecka marzył o pracy w służbie zdrowia. Jego cele udało się zrealizować i pielęgniarzem jest już od 28 lat. W czasie pandemii spotyka się w różnymi reakcjami wobec jego działań. – Większość ludzi bardzo nas wspiera. Codziennie wieczorem klaszczą, albo puszczają nam muzykę. To pomaga rozładować napięcie, uspokoić umysł. Są jednak też inni. Jeden mężczyzna nakrzyczał na mnie przez telefon, bo jego żona leżała na oddziale, ale wynik jej testu jeszcze nie przyszedł. Nie było zbyt miło... – wyznał.