| Inne

Ateny 2004. Słodko-gorzkie igrzyska dla Polaków

Otylia Jędrzejczak, Robert Korzeniowski i Robert Krawczyk podczas IO Ateny 2004 (fot. Getty)
Otylia Jędrzejczak, Robert Korzeniowski i Robert Krawczyk podczas IO Ateny 2004 (fot. Getty)

Trzy złote, dwa srebrne i pięć brązowych medali. Igrzyska olimpijskie 2004 w Atenach kojarzą się z jednej strony z wielkimi triumfami polskich gwiazd, ale też ze spektakularnymi porażkami. Te wydarzenia przypomnimy w sobotę i niedzielę w cyklu "Igrzyska na bis". Transmisje od 9:30 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Zdobyła pierwsze złoto IO. W ojczyźnie chcieli ją zabić

Czytaj też

Hassiba Boulmerka w flagą Algierii (fot. Getty)

Zdobyła pierwsze złoto IO. W ojczyźnie chcieli ją zabić

Do Aten polska kadra jechała z dużymi nadziejami na medale, a celem miał być powrót do kraju z co najmniej piętnastoma krążkami. Ostatecznie skończyło się na jedynie dziesięciu miejscach na podium, co w kraju przyjęto jako porażkę. Blisko 1/3 dorobku była zasługą Otylii Jędrzejczak, a po złoto sięgnęli również inni polscy faworyci. Były to też igrzyska kuriozalnych wpadek. Wśród biało-czerwonych dominowały łzy – jedni świętowali sukces, inni opłakiwali rozwiane w absurdalny sposób medalowe nadzieje...

Zdobyła pierwsze złoto IO. W ojczyźnie chcieli ją zabić

Czytaj też

Hassiba Boulmerka w flagą Algierii (fot. Getty)

Zdobyła pierwsze złoto IO. W ojczyźnie chcieli ją zabić

Otylia Jędrzejczak ze złotem IO w Atenach (Fot. Getty)
Otylia Jędrzejczak ze złotem IO w Atenach (Fot. Getty)

Otylia Jędrzejczak na igrzyskach w Atenach. Popis "Motylii"


20-letnia zawodniczka na swoje drugie igrzyska jechała jako jedna z kandydatek do medali. Miała bowiem na koncie spore sukcesy – już jako szesnastolatka została mistrzynią Europy na 200 metrów stylem motylkowym i coraz śmielej radziła sobie na światowych pływalniach. W 2001 roku w japońskiej Fukuoce wywalczyła srebro na "setkę" delfinem, a dwa lata później z Barcelony wracała już z dwoma medalami – złotym na 200 i srebrnym na 100 metrów stylem motylkowym. O medale w Atenach Otylia Jędrzejczak miała walczyć przede wszystkim z Australijką Petrią Thomas.

Obie w Grecji pojawiły się będąc na zupełnie innych etapach karier. "Motylia", jak nazywano specjalizującą się w stylu motylkowym Polkę, dopiero wkraczała na pływackie salony. Thomas miała natomiast 29 lat, trzy tytuły mistrzyni świata na koncie i cztery medale olimpijskie. – Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem jedną z faworytek na 200 metrów motylkiem. Pół roku przed igrzyskami, płynąc na zawodach przedolimpijskich, powiedziałam sobie, że jeżeli zdobędę złoty medal, to zlicytuję go na dzieci chore na białaczkę. Nie patrzyłam na te igrzyska pod tym kątem, że wszyscy liczą na medal i że powinnam go zdobyć, tylko pod kątem tego, że mam swoją motywację – mówiła, wspominając emocje przed olimpijskim startem.

Już drugiego dnia igrzysk, 15 sierpnia 2004 roku, Jędrzejczak dokonała czegoś niewiarygodnego. Najpierw sięgnęła po srebro na 100 metrów stylem motylkowym, dopływając jedynie za plecami Thomas. Niespełna godzinę później ponownie pojawiła się na słupku startowym, by przystąpić do rywalizacji na 400 metrów kraulem. W tej konkurencji nie miała wcześniej sukcesów, ale w Atenach popłynęła kapitalnie, bijąc rekord kraju i przegrywając tylko z Francuzką Laure Manaudou. – Po tym wyścigu byłam zła. Miałam świadomość, że zabrakło mi może z pięciu metrów i mogłam ten wyścig wygrać. Może za późno zabrałam się za to, żeby odrabiać starty. Przecież z Laure Manaudou płynęłyśmy cały czas równo, kontrolowałyśmy się wzajemnie – przypomina.

Wszyscy wiedzieli, że to co najlepsze, Jędrzejczak pokaże 18 sierpnia. To właśnie w swojej koronnej konkurencji na rok przed igrzyskami została mistrzynią świata, a podczas mistrzostw Europy 2002 w Berlinie przepłynęła 200 metrów stylem motylkowym najszybciej w historii. Do finału weszła z trzecim rezultatem, ale od początku walki o medale płynęła na równi z Thomas, choć Australijka w pewnym momencie miała już pół długości ciała przewagi. Jędrzejczak taktycznie rozłożyła siły i na trzeciej "50" dogoniła rywalkę. Ostatecznie jako pierwsza dotknęła ściany. – Próbowałam śpiewać hymn na podium, ale z tyłu na trybunach było dwóch kibiców. Szli zupełnie innym rytmem niż ja i miałam kupę śmiechu. Chyba było to widać podczas dekoracji. Jeszcze wcześniej śpiewali mi polski hip hop. Było zabawnie – żartowała w rozmowie z Piotrem Sobczyńskim w studio olimpijskim TVP.

Andrzej Rżany, Ateny 2004
Andrzej Rżany (po lewo) w kuriozalny sposób przegrał medal w Atenach (Fot. PAP)

Andrzej Rżany na igrzyskach w Atenach. Myślał, że prowadzi...


Z wykształcenia mechanik samochodowy, ale miłość do boksu miał we krwi. Wszak jego ojciec, Józef, zdobywał medale mistrzostw Polski, a później podjął się pracy trenerskiej. To właśnie on zaszczepił w Andrzeju Rżanym pasję do sportów walki. Niewysoki (163 centymetry wzrostu) i szczupły zawodnik (48 kilogramów) przez większą część kariery walczył w wadze muszej. Właśnie w niej miał sięgnąć po olimpijski medal. Historia mogłaby się potoczyć inaczej, gdyby... w narożniku zawodnika nie byli ci, którzy w teorii mieli mu pomagać.

Po kolei. Rżany olimpijski debiut zanotował w 1992 roku w Barcelonie. Był wtedy młodym, dziewiętnastoletnim chłopakiem, który dwa lata wcześniej zdobył brąz juniorskich mistrzostw Europy. Odpadł szybko, już w pierwszej rundzie przegrywając z zawodnikiem z Indii. Cztery lata później nie udało mu się wywalczyć awansu i na kolejną szansę musiał czekać aż do Sydney. Tam jechał już jako kandydat do medalu, bo dwanaście miesięcy wcześniej stanął na najniższym stopniu podium w mistrzostwach świata. Kto wie, czy nie byłby wyżej, gdyby nie pech. Ze względu na złamanie kciuka nie mógł stanąć do walki półfinałowej z Bułatem Dżumadiłowem, który wygrał później cały turniej.

W Sydney olimpijska przygoda Rżanego skończyła się na wyraźnie przegranym ćwierćfinale. W Atenach miał po raz ostatni wystartować w igrzyskach, bo ze względu na obowiązujące limity wiekowe prawdopodobnie nie mógłby pojechać do Pekinu. Brązowy medalista mistrzostw Europy z 2004 roku miał zatem ogromną motywację, by wreszcie spełnić olimpijskie marzenie i stanąć na podium. Wszystko szło zgodnie z planem aż do feralnego ćwierćfinału. Przed ostatnią rundą prowadził u sędziów jednym punktem. Na dwie minuty do końca walki sytuacja się zmieniła i to Azer Fuad Aslanov był nieznacznie z przodu. – Z przebiegu walki byłem pewien, że wygrywam. Po trzeciej rundzie pytam w narożniku o wynik. Słyszę – wygrywasz. Pytam, iloma punktami. Słyszę – około sześcioma. A nie było wtedy opcji, by przy moim stylu boksowania ktokolwiek mógł taką stratę odrobić – wspomina w rozmowie z Wojciechem Koerberem dla "Gazety Wrocławskiej".

Pewny prowadzenia unikał walki, wchodził w klincz, nie podejmował ryzyka. Czuł już awans do półfinału i pewny olimpijski medal. Koniec starcia i... szok. Triumf przeciwnika. – Żal to mogę mieć do siebie, bo trzeba było nikogo nie słuchać i boksować. Po wejściu do ringu zawodnik jest sam, a jedyne, na czym może polegać to narożnik. Wyglądało to jednak tak, że wszyscy wiedzieli jaka jest punktacja, tylko my nie – dodaje.

Historia wielkiego zamieszania. Pierwsze igrzyska miały być w Londynie

Robert Korzeniowski na podium (fot. Getty)
Robert Korzeniowski na podium (fot. Getty)

Robert Korzeniowski na igrzyskach w Atenach. "Chodziarz schodziarz"


To dzięki niemu wielu Polaków dowiedziało się, że za chodzenie też rozdają olimpijskie medale. To oczywiście spore uproszczenie, ale przed sukcesami Roberta Korzeniowskiego przeciętny "Kowalski" zapewne nie miał pojęcia o takiej konkurencji, jak chód sportowy. Pod względem tytułów mistrza olimpijskiego żaden z polskich sportowców nie może się z nim porównywać. W dorobku ma cztery złota IO, trzy tytuły mistrza świata i dwukrotne mistrzostwo Europy. Swego czasu był nawet rekordzistą globu. Przyzwyczaił kibiców, że praktycznie z każdych zawodów wraca z medalem i to często z tym z najcenniejszego kruszcu. W Atenach nie było inaczej...

Trzeba jednak podkreślić, że dorobek najwybitniejszego polskiego olimpijczyka mógł być jeszcze bardziej okazały. W 1992 roku w Barcelonie szedł po medal, ale na 500 metrów przed metą sędziowie zdjęli go z trasy sugerując nieprawidłowy krok. Był już w bramie olimpijskiego stadionu, gdy dowiedział się, że nie zostanie sklasyfikowany. Dyskwalifikacji, zwłaszcza we wczesnych latach kariery, zaliczył jeszcze sporo i jak przyznawał, przylgnęło do niego przezwisko "chodziarz schodziarz". W Atenach wszystko musiało już (nomen omen) pójść po myśli mistrza, który na zakończenie kariery chciał przywieźć kolejne złoto. Udało się, ale jego finisz na stadionie z biało-czerwoną flagą w zębach oglądała tylko garstka kibiców. Byli jednak ci najważniejsi, pierwsza dama polskiego sportu, Irena Szewińska oraz ówczesny prezydent RP, Aleksander Kwaśniewski.

– Nie miałem na trasie żadnego kryzysu albo teraz o nim nie pamiętam. Bo tak to w sporcie jest, że jak się wygrywa, to się zapomina o wszystkich słabościach. Moja świadomość jest tak bardzo nastawiona na kontynuowanie walki, że nawet jeśli pojawiają się chwile słabości, to szybko je przezwyciężam. Nie miałem chwili zwątpienia nawet wtedy gdy dostałem ostrzeżenie. Był to przypadek losowy, bo na trasie znalazł się jakiś kamyk, przez który na chwilę straciłem równowagę – mówił po zakończeniu zmagań.

Na mecie Korzeniowski nie ukrywał wzruszenia. Wiedział, że to już koniec jego sportowej przygody. – Czuję wielkie spełnienie czegoś, o czym marzyłem, co miałem w planie. Jak wchodziłem na bieżnię stadionu, to się popłakałem. Miałem świadomość, że wszystko co się dziś dzieje, dzieje się po raz ostatni. Miałem syndrom czegoś ostatniego – podkreślał, w rozmowach z dziennikarzami, którzy otoczyli chodziarza.

Robert Krawczyk, Ateny 2004 (fot. PAP)
Pięć sekund dzieliło Roberta Krawczyka od olimpijskiego finału (fot. PAP)

Robert Krawczyk na igrzyskach w Atenach. Depresja zamiast medalu


W 1996 roku Paweł Nastula jako ostatni Polak sięgnął po olimpijski medal w judo. Kilku śmiałków z orzełkiem na piersi było od tamtej pory blisko stanięcia na podium, ale za każdym razem w decydujących momentach przychodziły porażki. Można mówić o swoistym fatum, bo sukcesu w najważniejszej imprezie czterolecia nie udało się odnieść nawet Robertowi Krawczykowi, który przecież na pięć sekund przed końcem półfinału prowadził...

Gdyby nie ciągnące się za nim kontuzje być może byłby jednym z najlepszych judoków świata. Mimo problemów zdrowotnych udało mu się wywalczyć dwa brązowe medale mistrzostw Europy (1996, 2000) i krążek tego samego koloru podczas mistrzostw świata w 2003 roku. Na kilka miesięcy przed igrzyskami odniósł duży sukces, który ustawił go w pierwszym rzędzie polskich kandydatów do medalu w Atenach. Pierwszych trzech rywali odesłał z kwitkiem, rzucając ich na plecy. Imponujący styl zwycięstw sprawił, że wielu widziało już Krawczyka z medalem na szyi. Musiał jednak przejść jeszcze jedną przeszkodę w postaci Ukraińca Romana Gontiuka. Wygrana oznaczała finał i starcie o złoto z faworytem greckich kibiców, Iliasem Iliadisem.

26-latek z Radzionkowa od pierwszych sekund kontrolował przebieg walki. Zbierał punkty za własne akcje oraz za kary dla rywala, który nie miał chyba pomysłu na Polaka i walczył pasywnie. W połowie trwającego pięć minut starcia Gontiuk po akcji na yuko objął prowadzenie, lecz tylko na chwilę. Do końca pozostało pięć sekund, a Krawczyk zmierzał po finał. Trudno powiedzieć, co stało się później. Moment dekoncentracji? Nieprzygotowanie na atak? Przedwczesna radość? Polak wylądował na łopatkach i to Ukrainiec mógł świętować medal. – Nigdy nie pogodzę się z ateńskim niepowodzeniem, choć zdaję sobie sprawę, że taki jest sport. Byli i będą więksi przegrani ode mnie. Przed igrzyskami nawet bym się nie zastanawiał i w ciemno wziął piąte miejsce. Ale kiedy już je miałem, zrozumiałem, jak blisko był medal – wspomina.

W repasażach przegrał z Brazylijczykiem Flavio Canto i zakończył zmagania poza podium. Długo nie mógł pogodzić się z porażką i przez kilka miesięcy nie stawił się na treningach. Pojawiły się nawet doniesienia, że zmagał się z depresją i myślał o zakończeniu kariery. Nie zrobił tego i w 2007 roku odniósł życiowy sukces, zdobywając mistrzostwo świata. W 2008 roku w Pekinie znów walczył o medal, ale ostatecznie zajął siódme miejsce. Gontiuk był trzeci.

Pierwsi Polacy na igrzyskach. Gdy Polski nie było na mapach...

Robert Sycz i Tomasz Kucharski podczas IO w Atenach (fot. Getty)
Robert Sycz i Tomasz Kucharski podczas IO w Atenach (fot. Getty)

Robert Sycz i Tomasz Kucharski na igrzyskach w Atenach. "Mięśnie odpadały od kości"


Z Aten Polacy wrócili z trzema złotymi medalami. Wszystkie zostały zdobyte przez faworytów. Do takich zaliczali się też Robert Sycz i Tomasz Kucharski. Cztery lata wcześniej w Sydney po raz pierwszy stanęli na najwyższym stopniu olimpijskiego podium. Wioślarska dwójka podwójna wagi lekkiej z Grecji znów miała ogrzać się w blasku złota, choć przed igrzyskami trzykrotnie wrócili z mistrzostw świata jako srebrni medaliści. W pierwszym biegu w Atenach też nie pokazali pełnej mocy i w przedbiegu przegrali z osadą z Danii. Później było już tylko lepiej. Pewnie wygrany repasaż i półfinał zapewniły im miejsce w finale.

Biało-czerwoni od początku narzucili piekielnie mocne tempo, chcąc błyskawicznie rozwiać marzenia rywali o złocie. Po pierwszej części dystansu mieli już przewagę półtorej łodzi nad resztą stawki. – Po 1500 metrach myślałem, że będzie to najłatwiej wywalczony tytuł w karierze. Nie przeczuwałem, jak bardzo się wtedy pomylę. Gdy zostało jeszcze dwieście metrów, poczułem jednak, że mięśnie odpadają mi od kości. Zaczęła się walka z własnym organizmem, pojawił się straszliwy ból. To był cud, że nie zemdlałem, nie wysiadłem, nie odmówiłem wiosłowania – wspomina Kucharski dla "Przeglądu Sportowego".

Na finiszu w niesamowitą pogoń ruszyli Francuzi. Wspięli się na wyżyny swoich możliwości i zaczęli systematycznie zmniejszać przewagę polskiej dwójki. Kibice przed telewizorami z utęsknieniem wyglądali bojek, oznaczających linię mety. – Nasi nieco osłabli, pół długości łodzi, ale nasza osada to wytrzyma. Wytrzyma! Jest! Złoty medal olimpijski! – krzyczał do mikrofonu brązowy medalista IO w Barcelonie, Kajetan Broniewski, który komentował te zawody dla Telewizji Polskiej.

Ostatecznie na mecie Sycz i Kucharski zameldowali się pół sekundy przed rywalami, choć jeszcze po 1500 metrów mieli aż cztery sekundy zapasu. – Dopłynąłem resztką świadomości, straciłem koordynację, moje ciało po prostu się zbuntowało. Przez dziesięć minut po wszystkim nieprzytomny leżałem na pomoście. Miałem na sobie worek lodu. Dopiero potem przyszła lekka ulga. 22 sierpnia 2004 roku zostanie w naszej pamięci na zawsze – podkreśla Kucharski. Po Atenach drogi złotej dwójki się rozeszły. Sycz zdobył jeszcze medal MŚ z Pawłem Rańdą i karierę zakończył w 2012 roku. Kucharski zrobił to wcześniej, po tym, jak nie udało mu się wywalczyć kwalifikacji na igrzyska w Pekinie.

Aneta Pastuszka, Ateny 2004 (fot. PAP)
Aneta Pastuszka zdobyła w Atenach medal, ale nie mogła mówić o pełni szczęścia (Fot. PAP)

Aneta Konieczna na igrzyskach w Atenach. Zabrakło 15 gram


Aneta Konieczna, znana też pod panieńskim nazwiskiem Pastuszka, to prawdziwa legenda polskiego kajakarstwa. Startowała na igrzyskach w Atlancie, Sydney, Atenach, Pekinie i Londynie. W dorobku ma trzy olimpijskie krążki, siedemnaście medali mistrzostw świata i piętnaście mistrzostw Europy. Solidny worek medali, w którym było miejsce na jeszcze jeden. Marzenia o indywidualnym podium olimpijskim zniszczyło nieszczęsne piętnaście gram.

Konieczną większość kibiców sportów wodnych kojarzy z pewnością z wyścigów w dwójkach, bo to właśnie w tej konkurencji sięgnęła po brązy w 2000 i 2004 roku oraz srebro w 2008 roku. Świetnie pływała ponadto w czwórce, a niewielu wie, że osiągała też sukcesy "solo". W 2003 roku była trzecia podczas mistrzostw świata w konkurencji K-1 500. Właśnie w tej specjalności miała bić się o medal w Atenach. Zaczęło się pechowo, bo przed rozpoczęciem biegu eliminacyjnego silny podmuch wiatru sprawił, że zawodniczka wylądowała w wodzie. Udało jej się jednak zająć drugie miejsce i przejść do półfinału. Tam popłynęła bardzo spokojnie i także finiszowała druga, wchodząc do finału. Kibice już zacierali sobie ręce, po Polka ewidentnie była w medalowej dyspozycji. Później zaczął się jednak dramat.

Po biegu kajak zawodniczki został poddany rutynowemu ważeniu. Pomiar wykazał, że nie mieści się on w dopuszczalnych normach i jest zbyt lekki. Do limitu zabrakło zaledwie 15 gram, choć sędziowie pozwolili Koniecznej wrzucić do środka ręcznik i zegarek, które miała ze sobą na starcie. Nie pomógł także protest, który został od odrzucony. Tamte wydarzenia w porażający sposób "na gorąco" opisywał ówczesny prezes Polskiego Związku Kajakowego, Tadeusz Wróblewski. – Nie przychodzi mi do głowy inne słowo niż dramat. Aneta wpadła w depresję, ogarnął ją spazmatyczny, nie do pohamowania płacz. Nie pozostało nam nic innego, jak oddać ją pod opiekę lekarzy – relacjonował dla lokalnego portalu naszemiasto.pl.

Niefortunny kajak wywołał spore zamieszanie w polskiej kadrze, ale wzburzoną atmosferę i zdołowaną zawodniczkę udało się w porę ukoić. Kilka dni później z Beatą Sokołowską-Kuleszą wywalczyła brąz w dwójce ratując w ten sposób honor polskich kajaków w Atenach.

Dziwne i zapomniane. Za te konkurencje kiedyś przyznawano medale olimpijskie

Następne

f
01:39:41

Igrzyska na bis: Sydney 2000 - część 1

Sydney 2000
02:09:26

Igrzyska na bis. Oglądaj polskie sukcesy w Sydney

gre
01:45:11

Igrzyska na bis: Atlanta 1996 - część 1

ger
02:09:18

Zobacz wielkie polskie chwile na IO w Atlancie

Igrzyska na bis: Sydney 2000 - część 1
f
Igrzyska na bis: Sydney 2000 - część 1

Sydney 2000
Igrzyska na bis. Oglądaj polskie sukcesy w Sydney

gre
Igrzyska na bis: Atlanta 1996 - część 1

ger
Zobacz wielkie polskie chwile na IO w Atlancie

Zobacz też
Mistrzostwa Polski w szachach. Obrońca tytułu zaczął od wygranej
Radosław Wojtaszek (z lewej) (fot. Getty Images)

Mistrzostwa Polski w szachach. Obrońca tytułu zaczął od wygranej

| Inne 
Polska chce igrzysk. Mają być jak... Euro 2012
Panorama Warszawy (fot. PAP)

Polska chce igrzysk. Mają być jak... Euro 2012

| Inne 
Marek Rudziński wraca do Telewizji Polskiej!
Marek Rudziński (fot. 400mm)

Marek Rudziński wraca do Telewizji Polskiej!

| Inne 
Smutne proroctwo arcymistrza. "Lepsze czasy nie nadejdą"
Garri Kasparow był ambasadorem turnieju Superbet Rapid & Blitz 2025 (fot. materiały prasowe organizatora)

Smutne proroctwo arcymistrza. "Lepsze czasy nie nadejdą"

| Inne 
Maj w TVP Sport: sprawdź, co pokażemy!
Maj w TVP Sport: sprawdź, co pokażemy! (fot. Getty)

Maj w TVP Sport: sprawdź, co pokażemy!

| Inne 
Najnowsze
Świątek poznała rywalkę. Jeszcze ze sobą nie grały
Świątek poznała rywalkę. Jeszcze ze sobą nie grały
| Tenis / WTA (kobiety) 
Iga Świątek (fot. Getty)
Są sensacyjnie o krok od złota ligi. Mogą zrewolucjonizować kadrę
Wilfredo Leon i Kewin Sasak (fot. PAP)
Są sensacyjnie o krok od złota ligi. Mogą zrewolucjonizować kadrę
fot. Facebook
Sara Kalisz
ME U17 kobiet: oglądaj mecz Wyspy Owcze – Austria
Wyspy Owcze – Austria. Mistrzostwa Europy do lat 17 kobiet, Wyspy Owcze. Transmisja online na żywo w TVP Sport (07.05.2025)
trwa
ME U17 kobiet: oglądaj mecz Wyspy Owcze – Austria
| Piłka nożna 
Ponad 3000 tysiące kilometrów na mecz piłkarskiej Ligi Mistrzów!
Khvicha Kvaratskhelia ma naprawdę oddanych fanów. Temo i jego przyjaciele jeżdżą po całym świecie, by podziwiać grę Gruzina (fot. Getty)
Ponad 3000 tysiące kilometrów na mecz piłkarskiej Ligi Mistrzów!
Frank Dzieniecki
Frank Dzieniecki
Euro U21 z Polakami w TVP! Sprawdź terminarz i inne szczegóły
Euro 2025. Kiedy i gdzie mistrzostwa Europy U21? Transmisje meczów Polaków w TVP [TERMINARZ]
Euro U21 z Polakami w TVP! Sprawdź terminarz i inne szczegóły
| Piłka nożna / Reprezentacja U21 
Powracający tenisista przyznał się do problemów psychicznych
Emil Ruusuvuori (fot. Getty)
Powracający tenisista przyznał się do problemów psychicznych
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
Polscy piłkarze ręczni kontynuują walkę o ME
Polscy piłkarze ręczni kontynuują walkę o awans na ME (fot. Getty Images)
Polscy piłkarze ręczni kontynuują walkę o ME
| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Do góry