| Koszykówka / NBA

"Król James" jest tylko jeden. Dlaczego LeBron jest lepszy od Michaela Jordana...

LeBron James i Michael Jordan (fot. Getty Images)
LeBron James i Michael Jordan – który z nich jest najlepszym koszykarzem w historii NBA? (fot. Getty Images)

Historia NBA nie zna lepszego od Michaela Jordana – LeBron James chce przełamać tę tezę powtarzaną jak mantrę przez większość kibiców od 20 lat. Każdego roku dokłada nowych argumentów, jest ich coraz więcej, już bardzo dużo, może być jeszcze więcej... Sprawdźmy, co przemawia za gwiazdą Los Angeles Lakers. W niedzielę zapraszamy na program "Ring z dystansem", którego tematem będzie spór, kto jest lepszy – "Król James" czy "Jego Powietrzność", początek o 15:15 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

James wchodził do NBA jako następca Jordana, największy talent od czasów Shaquille'a O'Neala i koszykarski geniusz. Cel był jasny – z czasem zrzucić idola z piedestału, zostać numerem jeden w historii. W USA takiego zawodnika nazywają GOAT (w dosłownym znaczeniu KOZA), to znaczy "Greatest of All Time". Gwiazda Lakers zbliża się ku końcowi kariery. W debacie nadal przeważają zwolennicy wielkiego Byka, ale o LeBronie mówi się coraz więcej i będzie mówić jeszcze więcej...

Zwolennicy Jamesa nie są pozbawieni argumentów. Oczywiście sympatycy Jordana także... ale osąd często zaślepia nostalgia. "Jego Powietrzności" przypisuje się cechy, których nie posiadał, a u LeBrona wyolbrzymia wady istniejące u rywala, zatem do rzeczy.

Żałoba w NBA. Zmarł legendarny trener

Czytaj też

Jerry Sloan zmarł 22 maja 2020 roku w 78 lat (fot. Getty Images)

Żałoba w NBA. Zmarł legendarny trener

James jest lepszym podającym niż Jordan

Nikt nie chce powiedzieć, że Jordan nie wiedział co to gra zespołowa, nie potrafił podawać i był samolubnym strzelcem – nic z tych rzeczy. "MJ" świetnie uzupełniał się z resztą Byków, w innym wypadku nie mogłoby być mowy o zdobyciu sześciu mistrzostw NBA, ale nigdy nie zbliżył się do poziomu rozegrania Jamesa.

LeBron to nie tylko lepszy podający od Jordana, to jeden z najlepszych podających w historii NBA, wśród koszykarzy ponad dwumetrowych numer dwa za Magikiem Johnsonem. W tym sezonie James jest najlepszy w lidze, jako jedyny notuje średnio ponad dziesięć asyst na mecz. Pod tym względem jest kimś więcej niż legenda Bulls, jest lepszy niż on i Scottie Pippen razem wzięci.

Ta umiejętność wpływała zresztą na możliwości adaptacyjne Jamesa. Wprawdzie nie uniknął krytyki – od zawsze zarzucano mu, że musi otaczać się dobrymi strzelcami, aby być efektownym, ale... Cóż, Jordana też trzeba było należycie obudować i właśnie to, że grał z tak pasującymi do niego zawodnikami jak Pippen, Horace Grant, Dennis Rodman czy Toni Kukoc sprawiało, że walka o mistrzostwo była możliwa. Na tym polega ta zabawa, kiedy masz gwiazdę, robisz wszystko, żeby grała jak najefektywniej, przy okazji podnosząc wartość innych zawodników. Jeśli LeBron był w stanie znakomicie odgrywać na obwód, tylko głupiec by z tego nie skorzystał.


Między innymi z tego powodu Jordan nie miał w zespole gwiazdy, która byłaby w ofensywie podobnym zagrożeniem co on, a James radzi sobie z takimi zawodnikami dobrze. W przeszłości świetnie uzupełniał się z Dwyanem Wade'em, Chrisem Boshem, Kyriem Irvingiem i Kevinem Love'em, a obecnie z Anthonym Davisem. Oczywiście Pippen nadal był kapitalnym ofensywnie zawodnikiem, ale miał w sobie więcej z LeBrona niż Jordana, także świetnie podawał, w swoim wypadku nieznacznie odpuszczając na liczbie zdobywanych punktów. Z punktu widzenia kariery kręcił się koło 20 "oczek" na mecz, koledzy Jamesa często zdobywali kilka oczek więcej... kosztem punktów samego "króla".
Statystyka asyst: James (9298), Jordan (5633)

Żałoba w NBA. Zmarł legendarny trener

Czytaj też

Jerry Sloan zmarł 22 maja 2020 roku w 78 lat (fot. Getty Images)

Żałoba w NBA. Zmarł legendarny trener

Wiemy, gdzie ma zostać dokończony sezon NBA

Czytaj też

LeBron James (P) w meczu z Orlando Magic (fot. Getty)

Wiemy, gdzie ma zostać dokończony sezon NBA

James sprawdził się w wielu zespołach, Jordan tylko w jednym

Argument dwojakiej natury, tak naprawdę nie wyjaśnia tutaj przewagi Jordana, ale warto zwrócić uwagę na ten aspekt, także z powodu deprecjonowania postaci Jamesa przez pryzmat "transferów ułatwiających sukces". Życie nie jest takie proste, z kanapy łatwo oceniać wybory koszykarskich gwiazd, ale sprowadzanie sprawy do pójścia na skróty to krok za daleko. Do skali trudności zresztą jeszcze wrócimy...


Tak, James zmieniał kluby, odszedł z Cleveland Cavaliers do Miami Heat, gdzie zapewniono mu lepsze warunki do walki o mistrzostwo. Słowo-klucz, widzowie "Last Dance" mogą odnieść mylne wrażenie co do Jerry'ego Krause, ale prawda jest taka, że w trzy sezony w Chicago zbudowano zespół, który mógł walczyć o grę w finałach NBA i stale go ulepszano. Tak, że stał się bezsprzecznie najlepszym w lidze, oczywiście również z powodu jego największej gwiazdy.

Nie zmienia to faktu, że James nie miał tyle szczęścia. Nazywając rzeczy po imieniu, pracował z patałachami. Na jego plecach Cavaliers awansowali do finału NBA w 2007 roku, gdzie zostali zgnieceni przez San Antonio Spurs. Wreszcie LeBron powiedział pas i odszedł, a Kawalerzyści zaczęli szorować po ligowym dnie. Potem gdy do klubu wrócił, znowu zrobiło się lepiej, ale kiedy ponownie odszedł, Cleveland wróciło na dno tabeli. To nie były przypadki.

Karierę Jamesa lepiej niż "transfer dla sukcesu" opisuje to, co faktycznie działo się tam, gdzie trafiał, a działo się zawsze to samo – finały NBA. Jak dotąd nie doprowadził do walki o tytuł tylko Los Angeles Lakers, ale jest na dobrej drodze, żeby także w Kalifornii odznaczyć ptaszek z rubryki wygrana w Konferencji Zachodniej.

Każdy z menedżerów generalnych zrobił wiele, aby LeBronowi grało się komfortowo, ale hej – chcesz namówić gwiazdę do gry w twoim zespole, więc musisz ją do tego przekonać. Mimo to możliwości adaptacyjne Jamesa są znakomite. Jordan nigdy nie sprawdził się w takim stopniu w innej drużynie. Grał przez dwa sezony w Washington Wizards, jednak nie był to zespół walczący o cokolwiek. Z kolei przez całą karierę w Bulls niemal wszystko w Chicago było ułożone tak jak chciał i nieważne jak długo żalił się na Krause'a w "Last Dance" – ten facet był świetnym fachowcem, który bardziej mu pomógł niż zaszkodził.

Wiemy, gdzie ma zostać dokończony sezon NBA

Czytaj też

LeBron James (P) w meczu z Orlando Magic (fot. Getty)

Wiemy, gdzie ma zostać dokończony sezon NBA

Tańczący z Bykami. Z nimi Jordan sięgnął po tytuł

Czytaj też

Skład mistrzowskich Chicago Bulls 1997/98

Tańczący z Bykami. Z nimi Jordan sięgnął po tytuł

Jordan był na parkiecie długowieczny, James jest niemal nieśmiertelny

Zwolennicy Jordana powiedzą, że przecież grał w Wizards, kiedy miał 40 lat. Grał, ale nadal nie jest tak długowiecznym koszykarzem jak James. "MJ" miał krótszą karierę, którą dwa razy przerwał – najpierw na dwa, potem na trzy lata. Wreszcie wchodził do ligi jako 22-latek, który na spokojnie ogrywał się w NCAA.

James wszedł do ligi cztery lata wcześniej, nie przerywał kariery i nigdy nie zszedł z bardzo wysokiego poziomu. Właściwie tylko poza kilkoma pierwszymi latami w NBA nie był uznawany za najlepszego koszykarza w rozgrywkach. Nie zatrzymuje się nawet teraz – ludzie czasem zapominają, że ma na koncie już 35 lat, mimo to jest drugi w wyścigu po MVP sezonu za Giannisem Antetokounmpo. Wprawdzie "MJ" w podobnym wieku zdobywał jeszcze mistrzostwa w Bulls i grał na tym samym poziomie, ale tutaj punkt dla LeBrona – kilka lat na parkietach to nie przelewki, tym bardziej że zawsze spędzał na nim bardzo wiele czasu i aż do Lakers praktycznie nie miał kłopotów z kontuzjami.

Długowieczność może wreszcie zaprowadzić Jamesa na bezsprzeczne pierwsze miejsce w rankingu, ale punktowym. Jeśli będzie utrzymywać skuteczność i zdobywał ponad dwadzieścia oczek na mecz, powinien przeskoczyć Kareema Abdula-Jabbara. Jordan jest dopiero piąty, właśnie przez krótszą i przerywaną karierę.

Jordan i James – wybujałe ego

To zabawne, jak zmiany społeczne potrafią wpłynąć na odbiór sportowców. Dokument o Jordanie dla wielu kibiców odkrył tę brzydszą, ostrzejszą część jego charakteru, ale obraz przedstawiany przez lata nadal każe myśleć o nim jako o bohaterze. Ludzie utożsamiali się z "Jego Powietrznością", nigdy nie był czarnym charakterem. W przypadku Jamesa odwrotnie. Coś, co w polityce nazywa się elektoratem negatywnym, nie śpi i ciągle o sobie przypomina, oczywiście nie bez powodów...

Najważniejszym z nich duża pewność siebie Jamesa. Skrzydłowy uważa sam siebie za najlepszego w historii, myśli o sobie jako o światowym numerze jeden, a przez to robi się zły, niedobry, nieskromny, to odbiera mu też na historycznej ocenie. Żyje w dobie mediów społecznościowych, kiedy każdy jego krok zostaje zauważony i błyskawicznie rozdmuchany. Niestety, w ten sposób LeBron zostaje przedstawiony w krzywym zwierciadle.

I odwrotnie, Jordan nie musiał borykać się z podobnymi problemami, więc wiele rzeczy uchodziło mu na sucho. Kibice nie dowiadywali się na bieżąco o jego nałogach, problemach, ostrym charakterze, uderzaniu kolegów, to pozostawało w cieniu, liczyła się przede wszystkim gra. Michael pozostał więc sympatyczny.

Słynął z etyki pracy, ale prawda jest taka, że James to koszykarz jeszcze bardziej profesjonalny, w trakcie sezonu nikt nie namierzyłby go raczej w kasynie z wielkim cygarem w ustach. Jordan wreszcie nie był też skromny, uważał się za najlepszego na świecie. I dobrze, bo nie ma w tym nic złego. Zawodnicy tej klasy muszą być przekonani o swojej wartości.

Tańczący z Bykami. Z nimi Jordan sięgnął po tytuł

Czytaj też

Skład mistrzowskich Chicago Bulls 1997/98

Tańczący z Bykami. Z nimi Jordan sięgnął po tytuł

NBA. Dres Jamesa droższy niż pierścień Bryanta

Czytaj też

Dres Le Brona Jamesa osiągnął pierwszego dnia wyższą cenę niż pamiątka po zmarłym Kobe Bryancie (Fot. Getty)

NBA. Dres Jamesa droższy niż pierścień Bryanta

James miał lepszych rywali w finałach

Zazwyczaj w dyskusjach o Jordanie i Jamesie mówi się tylko o tym, że gwiazda Byków nigdy nie przegrała w finale. Tak, tego nie da mu się odebrać, to wspaniały wyczyn, ale nadal LeBron grał w nich częściej i... miał trudniejsze zadanie.

Za drugi najlepszy zespół lat dziewięćdziesiątych uchodzą Houston Rockets z Hakeemem Olajuwonem na czele. Zrządzenie losu sprawiło, że Teksańczycy nigdy nie spotkali się w finale z Jordanem i zdecydowanie najlepszym zespołem tamtego okresu. Słowo-klucz – najlepszym. "MJ" mierzył się ze świetnymi rywalami, ale nie trafił do tak trudnej pod tym kątem ery jak James.

Największą skazą LeBrona pozostają przegrane finały NBA w 2011 roku z Dallas Mavericks, Przyjrzyjmy się jednak reszcie wypadków... Najpierw poległ ze Spurs, innym historycznym zespołem i absolutnym ewenementem (Jordan nigdy nie musiał się mierzyć z taką dysproporcją sił w bezpośredniej walce o mistrzostwo). Potem znów trafił na nich w Heat, raz przegrał, raz wygrał – i trudno tutaj dorabiać filozofię, w 2014 roku po prostu zaliczył porażkę.

Najważniejsze stało się potem – Golden State Warriors. Można naginać rzeczywistość w jakikolwiek sposób, ale takiego rywala Jordan w finale nie miał nigdy. W Oakland zbudowano zespół historyczny, który nie miał prawa przegrać z Cleveland, a mimo to James ich pokonał w 2016 roku i trzy razy przegrał. Czy zawalił? Nie, robił wszystko, co mógł, a w 2015 roku nie brakowało głosów, że to on powinien był zostać nagrodzony nagrodą MVP finałów (bez tytułu udało się to tylko Jerry'emu Westowi w 1969 roku).


Przegrane z Warriors w kartotece szkodzą Jamesowi. Nie pomaga nawet to, że kiedy byli lepsi od Bulls Jordana i wygrali 73 spotkania w sezonie zasadniczym, ostatecznie polegli z Cleveland. Cóż, nie liczy się nawet to, że Wojownicy nie powinni mieć problemu z żadnym z rywali "Jego Powietrzności" (oczywiście on sam i jego Byki to już zupełnie inna historia).

NBA. Dres Jamesa droższy niż pierścień Bryanta

Czytaj też

Dres Le Brona Jamesa osiągnął pierwszego dnia wyższą cenę niż pamiątka po zmarłym Kobe Bryancie (Fot. Getty)

NBA. Dres Jamesa droższy niż pierścień Bryanta

NBA "wraca do korzeni". Rewolucja po 38 latach

Czytaj też

LeBron James (z piłką) w nowym sezonie NBA będzie grał już piłką firmy Wilson (fot. Getty)

NBA "wraca do korzeni". Rewolucja po 38 latach

"Bo Jordan był na parkiecie zabójcą i zdobywał więcej punktów"

Jeden z najczęściej powtarzanych argumentów na rzecz Jordana to ten, który odwołuje się do liczby zdobywanych punktów przez niego w końcówkach, do przejmowania spotkań, do brania spraw w swoje ręce... Chwała mu za to, był w tym wspaniały, najlepszy w historii i na pewno to argument na rzecz jego wielkości, ale dlaczego miałby coś ujmować LeBronowi?

Wspominaliśmy o innej charakterystyce obu. James nie był punktowym killerem, bo nie nastawiał się przede wszystkim na bycie strzelcem, Jordan odwrotnie. Oczywiście to nie znaczy, że LeBron nie był w stanie zdobywać punktów taśmowo w najważniejszych spotkaniach i w pojedynkę utrzymywać swój zespół w rywalizacji. Dlaczego w takich dyskusjach nie proszono wcześniej Abdul-Jabbara o większą liczbę asyst i tak dalej?

To, czy James jest lepszy od Jordana, to osobna kwestia, ale bycie innym typem koszykarza nie jest argumentem. Od lat pięknie spotkania w końcówce przejmuje na przykład Damian Lillard i jedyne co z tego ma to gra w play-offach co roku, a także wysoki kontrakt. Inną sprawa, że i LeBron, i "MJ" łączyli w sobie cechy swoich koszykarskich typów, w dużej mierze dzięki temu mogli ostatecznie triumfować.

James gra w lepszej erze

Mit urósł nie tyle wokół samego Jordana, co ery, w której grał. Lata dziewięćdziesiąte przywołuje się często jako najlepszy okres w historii ligi, ale wiele wskazuje, że ten trwa właśnie teraz. W NBA pojawiło się wiele świetnych zespołów, gwiazd jest więcej niż kiedykolwiek, a ofensywa nigdy nie była tak dobra jak teraz.

Czasem mówi się, że ta era jest miękka, że obecne gwiazdy nie poradziłyby sobie w przeszłości, że zostałyby zaszczute przez parkietowych pitbuli XX wieku. I tak się mówi i mówi i wcale nie nabiera to większego sensu. NBA się zmieniła, ale sport zawsze idzie naprzód. Koszykówka nie jest jakimś parszywym wyjątkiem, w którym ewolucja postanowiła iść na opak. Większa liczba rzutów za trzy punkty wynika z dużo wyższego poziomu wyszkolenia technicznego.

Osobną kwestią pozostają zmiany w przepisach i wycofanie handcheckingu, to znaczy bronienia rywala z ręka na jego ciele, co zatruwało życie mniejszym koszykarzom w latach dziewięćdziesiątych i pozwalało na bardzo ostrą defensywę. Zmiany wzmocniło przywrócenie obrony strefowej (na co wpływ miał między innymi O'Neal), z którą nie musiał z kolei zmagać się Jordan – w jego czasie popularną taktyką było wyciąganie najlepszego obrońcy rywali na drugą stronę parkietu, aby ułatwić zadanie strzelcowi.

Założenie, że obecne gwiazdy miałyby problemy z ostrzejszą obroną nie jest głupie, ale założenie, że sprawiłoby to, że staną się przeciętne... jest. Najwyrazistszym przykładem jest Stephen Curry – są ludzie, którzy naprawdę wierzą, że gość potrafiący "odpalić" trójkę w ułamku sekundy, niesamowicie ruchliwy na parkiecie, nie potrzebujący dryblować, ale potrafiący robić to kapitalnie, miałby problemy w czasach, kiedy obrońcom często nie chciało się biegać do łuku. Bez kontuzji byłby gwiazdą, a Jordan miałby z nim ogromne problemy w defensywie, ale to nie wpisuje się w nutę "kiedyś to było, kiedyś była NBA, teraz jej nie ma".

Wróćmy do samego LeBrona, który w latach dziewięćdziesiątych też najpewniej radziłby sobie świetnie. Jordan to wspaniały atleta, ale James jest pod tym kątem jeszcze lepszy, głównie z powodu tego, że jest jeszcze większy i silniejszy. W przypadku takich zawodników mówienie o tym, że "nie poradziliby sobie w którejś erze", to nic innego jak brak szacunku, daliby radę zawsze.

NBA "wraca do korzeni". Rewolucja po 38 latach

Czytaj też

LeBron James (z piłką) w nowym sezonie NBA będzie grał już piłką firmy Wilson (fot. Getty)

NBA "wraca do korzeni". Rewolucja po 38 latach

Zobacz też
Koszulka Jordana sprzedana na aukcji. Wysoka kwota
Michael Jordan (fot. Getty Images)

Koszulka Jordana sprzedana na aukcji. Wysoka kwota

| Koszykówka / NBA 
Znamy skład finału Konferencji Zachodniej
Oklahoma City Thunder zagrają w finale

Znamy skład finału Konferencji Zachodniej

| Koszykówka / NBA 
Sensacja! Mistrz z poprzedniego sezonu wyeliminowany
Koszykarze New York Knicks wyeliminowali mistrza z poprzedniego sezonu (fot. Getty).

Sensacja! Mistrz z poprzedniego sezonu wyeliminowany

| Koszykówka / NBA 
Duże emocje w walce o finał. Konieczny siódmy mecz
W rywalizacji

Duże emocje w walce o finał. Konieczny siódmy mecz

| Koszykówka / NBA 
Legenda NBA z kolejnym wyróżnieniem w karierze
Kevin Durant (fot. Getty Images)

Legenda NBA z kolejnym wyróżnieniem w karierze

| Koszykówka / NBA 
Polecane
Najnowsze
Siatkarki i siatkarze wyróżnieni. Rozdano nagrody sezonu... i 25-lecia
Siatkarki i siatkarze wyróżnieni. Rozdano nagrody sezonu... i 25-lecia
| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Wilfredo Leon (fot. PAP)
Manchester pożegnał De Bruyne! Ostatni mecz na stadionie City [WIDEO]
Kevin De Bruyne (fot. Getty Images)
Manchester pożegnał De Bruyne! Ostatni mecz na stadionie City [WIDEO]
FOTO
Wojciech Papuga
Beniaminek Ekstraklasy straci trenera? Wiceprezes przekazał szczegóły
Marcin Brosz (fot. Getty)
tylko u nas
Beniaminek Ekstraklasy straci trenera? Wiceprezes przekazał szczegóły
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
LM znów bez United? To może być pierwszy przypadek od 30 lat!
Piłkarze Manchesteru United (fot. Getty Images)
LM znów bez United? To może być pierwszy przypadek od 30 lat!
FOTO
Wojciech Papuga
Kamil Stoch o końcu kariery: nie sądzę, że przeciągam czas [WYWIAD]
Kamil Stoch (fot. TVP)
tylko u nas
Kamil Stoch o końcu kariery: nie sądzę, że przeciągam czas [WYWIAD]
| Skoki 
Włosi bardzo dobrze rozpoczęli Euro!
Włochy – Czechy (fot. Getty Images)
Włosi bardzo dobrze rozpoczęli Euro!
| Piłka nożna 
Kamil Stoch o końcu kariery: nie sądzę, że przeciągam czas [WIDEO]
Kamil Stoch (fot. TVP)
Kamil Stoch o końcu kariery: nie sądzę, że przeciągam czas [WIDEO]
| Skoki 
Do góry