| Lekkoatletyka

"Szybki" czy "Brudny" Hary? Sprinter świętuje 60-lecie rekordu świata

Armin Hary (fot. Getty Images)
Armin Hary (fot. Getty Images)
Grzegorz Racinowski

Gdy był czynnym zawodnikiem nazywano go "talentem stulecia". Po latach zaczęto zastanawiać się natomiast, jaki czas osiągnąłby, biegając na tartanie. Do jakiego poziomu wyśrubowałby wówczas rekord na dystansie 100 metrów? Do 9,9 sekund, a może 9,8? Niewykluczone, że dokonałby tego nawet na żużlowej bieżni, gdyby nie zbyt szybkie zakończenie kariery. Armin Hary był porównywany do Muhammada Alego, bo tak jak amerykański bokser nie bał się głośno wyrażać poglądów. Dziś mija dokładnie sześćdziesiąt lat odkąd jako pierwszy człowiek przebiegł dystans 100 metrów w 10,0 sek.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Zmarł Svein Arne Hansen. Kierował europejską lekkoatletyką

Czytaj też

Svein Arne Hansen (fot. Getty)

Zmarł Svein Arne Hansen. Kierował europejską lekkoatletyką

Dwudziestego pierwszego czerwca 1960 roku był zapewne najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. A przynajmniej najszczęśliwszym wśród najszybszych. Chociaż nie zdradzał tego szeroki uśmiech, którym obdarowywał obecnych, miał świadomość, że sukces jest ulotny a jego osiągnięcie zostanie kiedyś poprawione. I to prędzej niż później. Nie wierzył, że jest jedynym, którego stać na pokonanie 100 metrów w 10 sekund. Przeczuwał, że wkrótce znajdzie następców, a kiedy to nastąpi, on popadnie w zapomnienie. Z rekordzisty świata stanie się wyłącznie ciekawostką, zakurzonym symbolem, do której czasami nawiążą dziennikarze lub historycy.

Dzisiaj jego 10 sekund nie robi najmniejszego wrażenia, lecz sześć dekad temu był to wyczyn porównywalny z występami Usaina Bolta. Tak jak Jamajczyk przesunął granicę ludzkich możliwości, Armin Hary, zachodnioniemiecki 23-latek z blond czupryną, osiągnął coś niewyobrażalnego dla żyjących.

Rekord cieszy, ale to sprawa ulotna. Liczą się medale a na razie nie mam w kolekcji tego najcenniejszego, wywalczonego podczas igrzysk olimpijskich. To te zawody czynią nieśmiertelnym – stwierdził w jednym z wywiadów.

Na szczęście dla niego, walka o nieśmiertelność nie była odległą perspektywą. Najwybitniejsi sportowcy mieli spotkać się na igrzyskach olimpijskich za niespełna trzy miesiące. 21 czerwca 1960 roku Armin Hary świętował w Zurychu, ale myślami był daleko poza bieżnią tamtejszego stadionu. Chociaż od Rzymu, gdzie zamierzał walczyć o złoto dzieliło go blisko 900 kilometrów, bardzo dokładnie widział szczyt, na który chciał się wspiąć.

Wytykany palcami


"Kto nie ma celu, ten go nie osiągnie". Pozornie trywialne zdanie stało się jego życiową dewizą. Łatwo jednak mówić o ambicjach, mając wygodne i dostatnie życie. Hary urodził się 22 marca 1937 roku w Quierschied niedaleko Saarbruecken. Pochodził z górniczej rodziny, która po II wojnie światowej ledwo wiązała koniec z końcem. Razem z bliskimi mieszkał w piwnicy, a niewielka pensja ojca, który wkrótce opuścił żonę i dzieci, nie wystarczała nawet na podstawowe produkty. Młody Armin bardzo szybko zrozumiał uwarunkowania. Marzył o ubraniu nienoszącym śladów zużycia, ciepłych i regularnych posiłkach oraz solidnych butach, które nie rozleciałyby się po kopnięciu kamienia.

Tak jak większość młodych Niemców uprawiał piłkę nożną, licząc, że ta pozwoli mu wyrwać się z brunatno-czarnej okolicy. Od rówieśników z małej miejscowości w Zagłębiu Saary odróżniała go jednak determinacja. Oni marzyli, on przekuwał słowa w czyny. Gdy mając 16 lat związał się z lekkoatletyką, oddał się jej bez reszty. W wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" opowiadał o reakcjach sąsiadów, którzy widząc jak biega po okolicznych lasach, bądź uprawia gimnastykę pukali się w czoło. Wytykano go palcami, dziwiąc się tej pasji. Nie tracił jednak zapału. Wchodząc w dorosłość wstydził się swej biedy, starając się ukryć brak pieniędzy i górnicze pochodzenie. Motywowało go to nie tylko do sportu, ale i do przykładniejszej nauki.

Nie miałem młodości. Poświęciłem ją, tak jak całe dzieciństwo sportowi. Jeśli chcesz osiągnąć sukces, musisz iść własną drogą, wyciągając przy tym lekcje z doświadczeń innych – akcentował wielokrotnie, wiedząc, że jedyną alternatywą jest dla niego praca w kopalni, a przy nieco lepszych okolicznościach w charakterze mechanika, bądź ślusarza. W taki sposób zarabiał zresztą zanim stał się znanym sportowcem. Marząc o lepszym życiu nie zniechęcał się, gdy natrafił na niepowodzenia.

Zmarł Svein Arne Hansen. Kierował europejską lekkoatletyką

Czytaj też

Svein Arne Hansen (fot. Getty)

Zmarł Svein Arne Hansen. Kierował europejską lekkoatletyką

Odmrożenie "królowej sportu". Lekkoatletyka wróciła na Stadion Śląski
Stadion Śląski - lekkoatletyka (fot. TVP)
Odmrożenie "królowej sportu". Lekkoatletyka wróciła na Stadion Śląski

Każdy kto mnie znał, wiedział, że jestem bardzo pewny siebie i ciągle chcę wygrywać. Zawsze robiłem wszystko, co mogłem, by osiągnąć sukces i nigdy nie wątpiłem w swoje możliwości. Jeśli tak nie robisz, nigdy nie osiągniesz doskonałej wydolności i przegrasz – mówił już jako mistrz olimpijski.

Niechciany Mistrz Europy


Treningi rozpoczął w 1953 roku od dziesięcioboju. Na sprinty przestawił się w kolejnym sezonie, a już trzy lata później cieszył się z pierwszego sukcesu. W 1957 r. został wicemistrzem RFN z niezłym, jak na swój wiek wynikiem. 10,5 sek. nie dawało mu jednak nadziei na międzynarodowe sukcesy. Znalazło to potwierdzenie w lipcu tego samego roku, gdy w Stuttgarcie reprezentacja zachodnich Niemiec doznała porażki w meczu z Polakami 117:103. 20-latek przegrał nie tylko z Manfredem Germarem, który był numerem 1 niemieckich sprintów, ale również z mało znanym Januszem Jarzębowskim.

Mimo to działacze Niemieckiego Związku Lekkoatletycznego dostrzegli talent w młodym biegaczu. Uwagę zwracała nie tylko determinacja Armina, ale również warunki fizyczne. Mierzył 182 centymetry, przy wadze 72 kilogramów. Atletyczna budowa, w połączeniu z ciężką pracą szybko przyniosła efekty. Już rok później Hary został dwukrotnym mistrzem Europy: na 100 m i w sztafecie 4x100 m. Indywidualny sukces przyjęto jako jedną z największych sensacji sztokholmskich mistrzostw. Poddano go nawet w wątpliwość.

Na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego stulecia wyniki mierzono za pomocą stoperów ręcznych. Czasy "łapało" pięciu arbitrów, po czym odrzucano dwa skrajne, wyciągając średnią. Często problematyczne było też wychwytywanie falstartów. Podczas ME w Sztokholmie Haremu zarzucono właśnie to, że wybiegł z bloków startowych szybciej, niż sędziowie dali przyzwolenie. Archaiczny sposób pomiaru dawał pole do manipulacji wynikami, a także podważania rekordów. Armin Hary przekonywał się o tym wielokrotnie.

W sierpniu 1958 roku zdobył wprawdzie złoty medal, zyskując miano najszybszego Europejczyka, lecz ze względu na okoliczności sukces miał gorzki smak. Był podważany nawet przez działaczy niemieckiego związku, którzy faworyzowali Germara. Niejako na "pocieszenie" sprinterzy z NRF wygrali również sztafetę. Manfred miał więc swoje złoto, a nawet dwa, bo zwyciężył również na 200 metrów. Niesmak jednak pozostał a kontrowersje po finale "setki" miały dalsze konsekwencje. Relacje Harego z działaczami już nigdy nie uległy poprawie.

Hary kontra zegary


Kilka dni po powrocie ze Sztokholmu 21-latek po raz pierwszy przebiegł 100 metrów w 10 sekund.

"Nikt nie widział w tym chłopaku kandydata na rekordzistę świata" – pisał "Przegląd Sportowy", przedstawiając drogę jaką przeszedł od lipca 1957 i porażki z Jarzębowskim do września 1958 roku. "W ostatnią sobotę wreszcie przyszła wiadomość podana prze agencje całego świata: "W Friedrichshafen Hary ustanowił rekord świata wynikiem 10 sekund". Wieść o tym zelektryzowała miłośników lekkoatletyki. Jeden ze stoperów pokazał nawet 9,9, a więc czas wręcz niewiarygodny. Dwa pozostałe – 10.0. Ten wynik będzie prawdopodobnie w tabelach rekordów świata" – pisała najstarsza gazeta sportowa na pierwszej stronie.

Haratyk i Bukowiecki znów pchają: takiego otwarcia sezonu dawno nie miałem
(fot. TVP)
Haratyk i Bukowiecki znów pchają: takiego otwarcia sezonu dawno nie miałem

Lekkoatletyka wróciła na Śląski. Świetny wynik Nowickiego

Czytaj też

Wojciech Nowicki (fot. Getty Images)

Lekkoatletyka wróciła na Śląski. Świetny wynik Nowickiego

Równowaga w naturze musi być jednak zachowana. Nawet jeśli starter finału mistrzostw Europy przymknął oko na błąd Harego, to bilans zysków i strat wkrótce został wyrównany. Dziennikarz "Przeglądu Sportowego" pisząc relację nie wiedział, że rekord świata nie został uznany. Pomiar bieżni, który miał usankcjonować historyczne 10.0 na 100 metrów wykazał bowiem, że różnica wysokości między linią startu a metą była o… centymetr za duża.

W opinii Armina nie było mowy o przypadku. Zaistniałą sytuację uznał za spisek. Doskonale wiedział jakie emocje wywołuje swoim zachowaniem i krytycznymi wypowiedziami. Napisać, że nie był lubiany, to za mało. Środowisko nie akceptowało jego podejścia i braku dbałości o podstawowe zasady przyzwoitego zachowania. Przypięto mu łatkę spryciarza, który jak nikt inny na świecie potrafi "wpaść" w strzał startera. Błyskawiczne wyjście z bloków, które było największym atutem Niemca, zawsze znajdowało się na granicy falstartu. Ruch, który wykonywał z bloków był jednak niezauważalny gołym okiem, więc sędziowie, powtarzając start, często kierowali się instynktem. Irytowało to biegacza, zwłaszcza, że arbitrzy zawodów nie zgadzali się z nim w innej zasadniczej kwestii: nie wierzyli, że 21-latek może biegać aż tak szybko. W opisywanym sezonie legitymował się co prawda rezultatem 10,2 sek., co oznaczało wyrównany rekord Europy, lecz 10,0 to zupełnie inna bajka! Niemiec – wprost przeciwnie – wierzył w siebie bezgranicznie i to właśnie stało się zarzewiem głośnego przed laty konfliktu.

Hary był indywidualistą i weredykiem. Dlatego nie bał się powtarzać, że działacze i sędziowie stale szukają pretekstów, nie chcąc uznać jego rekordów świata. Zdarzenie z 6 września 1958 roku nie było bowiem jedynym. Po raz kolejny rewelacyjny wynik Niemca podważono… 21 czerwca 1960 roku. W Zurychu, w odróżnieniu od Friedrichshafen, Hary, powołując się na regulamin, dostał jednak jeszcze jedną szansę. Namówił do ponownego startu dwóch innych zawodników, po czym nie pozostawił obecnym żadnych wątpliwości, ponownie osiągając magiczne, jak na tamte czasy 10,0 sek.

100 metrów do historii


60 lat temu udowodnił antagonistom, że mylili się w jego ocenie. Nadal był jednak niepocieszony. Uważał, że sędziowie mieli za duży wpływ na końcowe rozstrzygnięcia. W jego opinii wystarczała ich przychylność wobec innego lekkoatlety, by jego nazwisko zniknęło z tabeli rekordów świata. Dlatego tak dużą wagę przywiązywał do imprez rangi mistrzowskiej, gdzie wszystko było bardziej przejrzyste. Wystarczy, że jako pierwszy przekroczy linię mety, a na stałe zapisze się w historii. Dlatego z takim zniecierpliwieniem czekał na rzymskie igrzyska.

Do stolicy Włoch, zamiast w dresach, jak na porządnego, niemieckiego olimpijczyka przystało, przyjechał w dżinsach i kraciastej koszuli oraz w słomkowym kapeluszu na głowie. Igrzyska potraktował jak największą scenę świata. Czując, że większość spojrzeń jest skierowanych w jego stronę, wystawiał własną sztukę. Grał w niej zresztą pierwszoplanową rolę. Biła od niego pewność siebie. Nie przypominał już chłopca, który w trudnych latach 50. marzył o schludnym ubraniu. Kilka dni później wygrał olimpijską rywalizację na 100 metrów i razem z Muhammadem Alim (wtedy jeszcze Cassiusem Clay'em) znalazł się w gronie największych postaci rzymskiej imprezy. Wspomnienie w tym miejscu wybitnego amerykańskiego boksera nie jest przypadkowe. Starszy o pięć lat Hary, ze względu na trudny charakter, był często porównywany do późniejszego zawodowego mistrza świata.

Lekkoatletyka wróciła na Śląski. Świetny wynik Nowickiego

Czytaj też

Wojciech Nowicki (fot. Getty Images)

Lekkoatletyka wróciła na Śląski. Świetny wynik Nowickiego

Tak pcha Solecki. Dziennikarz-kulomiot najlepszy wśród gwiazd
(fot. TVP)
Tak pcha Solecki. Dziennikarz-kulomiot najlepszy wśród gwiazd

W Rzymie miał prawo celebrować swój sukces. Po raz kolejny przekonał się jednak jak cienka granica jest między szczytem, a piekielnymi czeluściami. Finał "setki" rozpoczął się od falstartu. Po chwili sędziowie znów przerwali bieg, za co obwiniono już bezpośrednio Harego. Bojąc się dyskwalifikacji za drugi błąd, Niemiec celowo pozostał w blokach, po czym rozpoczął pościg, jak błyskawica wyprzedzając reprezentantów USA: Nortona i Budda, Kanadyjczyka Figuerole, Brytyjczyka Radforda, a na końcu innego Amerykanina: Sime.

Pomiar elektroniczny, stosowany wreszcie na igrzyskach pokazał odpowiednio 10,32 i 10,35 sek. Niewielka różnica nie zmieniała faktu, że Hary przeszedł do historii, nie tylko jako ten, który przełamał hegemonię Amerykanów, ale przede wszystkim jako najszybszy biały człowiek świata.

Jako dyshonor potraktował fakt, że złoty medal podczas dekoracji dawał mu Karl Ritter von Halt, członek MKOl., a przed laty nazistowski urzędnik, zajmujący się w III Rzeszy sportem. Podobnie jak podczas ME w Sztokholmie, także w Rzymie zgarnął dublet. Tydzień później wygrał z kolegami rywalizację sztafet.

Między braćmi Dassler


Haremu zależało nie tylko na zapisaniu się w annałach. Jako chłopak z biednej dzielnicy traktował sport instrumentalnie. Akceptacja elit i zmiana statusu społecznego stanowiły dla niego tylko jeden z odcieni sukcesu. Równie mocno, jeśli nawet nie bardziej, marzył o pieniądzach. Chociaż startował w czasach, gdy sport nie był dodatkowo gratyfikowany, on myślał dzisiejszymi kategoriami. Wychodził z założenia, że sukcesy i rekordy świata powinny być nagradzane nie tylko medalami i brawami kibiców. Nie wystarczały mu zdjęcia w gazetach, ani uściski rąk dygnitarzy. Liczył na walizki pieniędzy, najlepiej wypełnione dolarami. A chętnych do ich wypłacania, co było zaskoczeniem, nie brakowało.

Gdy Armin stał się największą postacią zachodnioniemieckiego sportu, bój o jego przychylność stoczyli Dasslerowie. Rudolf i Adolf byli braćmi, którzy podzielili między sobą rynek obuwia sportowego. Młodszy Adi był założycielem firmy Adidas, podczas gdy Rudolf, po rozłamie w rodzinie, powołał do życia konkurencyjną Pumę. Antagonizmy braci były powszechnie znane.

Dasslerowie rywalizowali na każdej płaszczyźnie. W 1960 roku nie zmarnowali więc okazji, by stoczyć prywatną bitwę o nowego rekordzistę świata, a dokładniej o jego… stopy. 23-latek, który miał świadomość jak cennym jest "towarem", zręcznie lawirował między Dasslerami. Plotka głosi, że podczas rzymskich igrzysk wystąpił… w butach zarówno Adidasa, jak i Pumy, zmieniając je między startami. Nie wiadomo, ile w tym prawdy. Potwierdzone zostało jedynie, że po olimpijskie zwycięstwa pobiegł w butach Pumy, lecz na ceremonię wręczenia nagród udał się już w adidasach, w których bił też rekord świata.

Z "czystym sumieniem" przyjął więc premię od każdego z braci, jawnie łamiąc zasady, na jakich opierał się ówczesny sport. Wiele mówi to o moralności mistrza, ale też o trudnych – dla sportowców – czasach, w których przyszło mu żyć. MKOl., a za nim krajowe związki karały zawodników za odstępstwa od statusu amatorskiego, co niemiecki mistrz olimpijski w sprincie uważał za hipokryzję. Gardził działaczami, którzy jego zdaniem starali się zawłaszczyć sport, czując się ważniejszymi od samych sportowców.

Pchnięcie kulą na parkingu... TVP. Zobacz kulisy przygotowań
(fot. TVP)
Pchnięcie kulą na parkingu... TVP. Zobacz kulisy przygotowań

"Przesunięcie igrzysk mi pomogło". Srebro też zadowoli

Czytaj też

Piotr Małachowski z polską flagą (fot. Getty Images)

"Przesunięcie igrzysk mi pomogło". Srebro też zadowoli

Hary miał zdolność antycypacji. Wiedział, że światowy sport, a z nim olimpizm wkraczają w nową erę, w której amatorstwo zacznie zanikać. Jego przewidywania okazały się trafne. Rzymskie zawody uważane są dzisiaj za jedne z ostatnich, romantycznych igrzysk. W latach 60. XX wieku wkroczyła do sportu nowoczesność, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wraz z telewizją pojawiły się pieniądze. Rywalizacja na bieżniach, boiskach i w wodzie nie ograniczała się już do coubertinowskich idei, a na olimpijskich arenach pojawił się również doping. Hasło "Szybciej, wyżej, mocniej" nabrało nowego znaczenia, a amatorstwo stało się jedynie miazmatem przeszłości.

Profesjonalista wśród amatorów


W 1960 roku przez sport nie przepływały jeszcze jednak ogromne pieniądze. Armin Hary pragnął natomiast zmonetyzować swój talent, nie godząc się na archaiczne idee francuskiego barona w XIX wieku. Jego podejście nie przypadło do gustu wielu osobom. W obronie wybitnego sprintera nie stanęli nawet działacze rodzimego związku, którzy mieli mu za złe permanentną krytykę, kierowaną w ich stronę. Wykorzystując zamieszanie wokół 23-latka i jego "finansową przyjaźń" m.in. z Dasslerami, podjęli decyzję o zawieszeniu rekordzisty. Pretekstem było przyjęcie przez mistrza olimpijskiego… 70 marek. Był to zwrot kosztów podróży, jaki otrzymał od organizatorów jednego z mityngów. Władze niemieckiego związku wykorzystały ten fakt do odegrania się na niesfornym sprinterze. Uznając lekkoatletę winnym fałszerstw, zawieszono go na kilka miesięcy. W tym czasie pech nie opuszczał Armina. Po igrzyskach olimpijskich miał wypadek samochodowy, doznał kontuzji kolana.

Koincydencja tych wszystkich zdarzeń skłoniła go do porzucenia sportu. Jeśli podjął taką decyzję już w momencie zawieszenia, to bardzo dobrze ukrył swoje plany. Chciał odejść na własnych warunkach. Odczekał do końca dyskwalifikacji, by w dniu, gdy ponownie mógł stanąć na bieżni, obwieścił światu, że na zawsze odkłada lekkoatletyczne kolce. Mógł pozwolić sobie na to posunięcie. Osiągnął wszystko: został mistrzem kraju oraz kontynentu. Stanął też na najwyższym stopniu olimpijskiego podium. Odchodził jako aktualny rekordzista świata, niepokonany przez nikogo. Ilu może pochwalić się takim zejściem ze sceny?

"Brudny Hary"?


Uznał, że nadszedł właściwy czas, by zacząć zarabiać poważne pieniądze. Po wypadku uzyskał od firmy ubezpieczeniowej 200 tysięcy marek. Został przedsiębiorcą, zajmował się handlem nieruchomościami. Po latach jego nazwisko pojawiło się w tym kontekście w mediach, ale znów w niezbyt pozytywnych okolicznościach. W 1980 roku, za zdefraudowanie 3,2 miliona marek organizacji katolickiej, skazano go na 18 miesięcy więzienia. Ostatecznie Sąd Najwyższy złagodził karę a emerytowany sprinter, po opuszczeniu celi, dał poznać się jako działacz społeczny, organizujący akcje wsparcia utalentowanej młodzieży z biednych rodzin.

W marcu obchodził 83. urodziny, o czym poinformowały łaskawie media. Zdaje się, że z upływem lat zyskał uznanie, o które jako dwudziestokilkulatek walczył na europejskich bieżniach. Nieprzypadkowo jego biografia nosi tytuł "Biegacz stulecia". Bez względu na wszystko, Niemcy kochają swojego Harego. Zarówno "szybkiego", jak i "brudnego".

"Przesunięcie igrzysk mi pomogło". Srebro też zadowoli

Czytaj też

Piotr Małachowski z polską flagą (fot. Getty Images)

"Przesunięcie igrzysk mi pomogło". Srebro też zadowoli

Dyrektor TVP Sport: królowa sportu wymaga królewskiego traktowania
(fot. TVP)
Dyrektor TVP Sport: królowa sportu wymaga królewskiego traktowania

Zobacz też
Wielka gwiazda wystąpi w Polsce. Mistrz olimpijski przyjedzie do Chorzowa
Neeraj Chopra (fot. Getty)

Wielka gwiazda wystąpi w Polsce. Mistrz olimpijski przyjedzie do Chorzowa

| Lekkoatletyka 
Polak znów przerzuca stadion! A na horyzoncie koszmar z 2021
Marcin Krukowski (fot. Getty)
tylko u nas

Polak znów przerzuca stadion! A na horyzoncie koszmar z 2021

| Lekkoatletyka 
Rekordzistka świata rywalką Pii?! Nagłe ogłoszenie
Sydney McLaughlin-Levrone (fot. Getty)

Rekordzistka świata rywalką Pii?! Nagłe ogłoszenie

| Lekkoatletyka 
Gorzkie słowa polskiego mistrza IO. Federacja wyciąga rękę
Dawid Tomala jest ostatnim mistrzem olimpijskim w chodzie na 50 km (fot. Getty)

Gorzkie słowa polskiego mistrza IO. Federacja wyciąga rękę

| Lekkoatletyka 
Co dalej ze sztafetą 4x400? Jedyni bez biletu na MŚ
Maksymilian Szwed (fot. Getty)

Co dalej ze sztafetą 4x400? Jedyni bez biletu na MŚ

| Lekkoatletyka 
Szczęście Polek, rozpacz Polaków. Jedyni bez biletu na MŚ
Justyna Święty-Ersetic i Natalia Bukowiecka (fot. Getty)

Szczęście Polek, rozpacz Polaków. Jedyni bez biletu na MŚ

| Lekkoatletyka 
Tego skandalu nikt nie chciał ujawnić. Oszustwo opowiadane w kuluarach
Japońska sztafeta 4x100 m z Jokohamy stała się hitem Internetu. Co wolno, a czego nie przy podaniu pałeczki? (fot. PAP)

Tego skandalu nikt nie chciał ujawnić. Oszustwo opowiadane w kuluarach

| Lekkoatletyka 
Kapitalny bieg Polaków! Piąty wynik w dziejach! [WIDEO]
Dominik Kopeć wprowadził Polaków na MŚ do Tokio (fot. PAP)

Kapitalny bieg Polaków! Piąty wynik w dziejach! [WIDEO]

| Lekkoatletyka 
Lekkoatleci zaczynają sezon. "Może paść rekord świata"
Natalia Kaczmarek to jedyna polska medalistka olimpijska w lekkoatletyce z Paryża (fot. Getty)
polecamy

Lekkoatleci zaczynają sezon. "Może paść rekord świata"

| Lekkoatletyka 
Co to był za rzut! Pierwszy rekord świata dla Polski
Halina Konopacka (fot. PAP)

Co to był za rzut! Pierwszy rekord świata dla Polski

| Lekkoatletyka 
Najnowsze
Historyczny wyczyn Mbappe. Pobił 71-letni rekord
Historyczny wyczyn Mbappe. Pobił 71-letni rekord
| Piłka nożna / Hiszpania 
Kylian Mbappe (fot. Getty Images)
Ancelotti opuszcza Real i rozpoczyna selekcjonerską karierę w Brazylii [WIDEO]
fot. Getty
Ancelotti opuszcza Real i rozpoczyna selekcjonerską karierę w Brazylii [WIDEO]
| Piłka nożna / Hiszpania 
Kontrakt do końca kariery! Mistrz świata podjął decyzję
Mads Pedersen (fot. Getty Images)
Kontrakt do końca kariery! Mistrz świata podjął decyzję
| Kolarstwo / Kolarstwo szosowe 
Trener Jagi zdecydowanie: spadek Śląska nam nie ułatwi zadania
Trener Jagiellonii Adrian Siemieniec (Fot. Getty Images)
Trener Jagi zdecydowanie: spadek Śląska nam nie ułatwi zadania
Robert Bońkowski
Robert Bońkowski
Wreszcie! Debiutancki gol Polaka po prawie dwóch latach
Maik Nawrocki (fot. Getty)
Wreszcie! Debiutancki gol Polaka po prawie dwóch latach
| Piłka nożna / Inne ligi 
Dobre wieści ws. powrotu do zdrowia polskiej medalistki IO
Daria Pikulik (fot. Getty Images)
Dobre wieści ws. powrotu do zdrowia polskiej medalistki IO
| Kolarstwo / Kolarstwo szosowe 
Czekał na to 421 meczów. Skorupski wreszcie to zrobił!
Łukasz Skorupski (fot. Getty Images)
Czekał na to 421 meczów. Skorupski wreszcie to zrobił!
FOTO
Wojciech Papuga
Do góry