| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Od kilku sezonów zdecydowanie rośnie liczba zagranicznych piłkarzy w PKO Ekstraklasie. W tym roku obcokrajowców i Polaków jest niemal po równo. Czy w przyszłym sezonie pęknie ta granica?
Trend wzrostowy jest niepokojący. Jeszcze w sezonie 2009/10 obcokrajowcy stanowili mniej niż jedną czwartą piłkarzy biegających po boiskach Ekstraklasy. W Piaście Gliwice był wtedy tylko jeden zagraniczny piłkarz. Tym wyjątkiem był czeski obrońca Lumir Sedlacek, który wcześniej z powodzeniem grał w Wiśle Płock.
Globalnie jednak Polacy są w mocnym odwrocie. Jeśli trend zostanie utrzymany, w przyszłym sezonie obcokrajowcy po raz pierwszy będą górą. Można się zastanawiać, czy nie zdarzyłoby się to już teraz, gdyby nie przepis o młodzieżowcu.
Obcokrajowcy rosną w siłę nie tylko ze względu na liczbę rozegranych minut, ale też po prostu na ich liczebność w kadrach zespołów. W tym roku na boiska wyszło 214 obcokrajowców, rok wcześniej było ich 198. Dwa lata wcześniej – 208, ale w sezonie 2016/17 tylko 169.
Statystyki lubią generalizować, a szczegóły przepadają w gąszczu liczb, a to przecież w nich tkwi diabeł. Obcokrajowiec obcokrajowcowi nierówny. Optymalny plan na obcokrajowca? Ściągamy młodego piłkarza, ten robi szybki postęp, pomaga zespołowi, a historia kończy się lukratywnym transferem zagranicę. Modelowym przykładem był Ondrej Duda, którego Legia wyciągnęła z Koszyc, a po dwóch latach sprzedała za 4,2 mln euro do Herthy Berlin. Podobnie było w przypadku Lecha Poznan i Artjomsa Rudnevsa. Ale to są wyjątki. Wśród 25 najdrożej sprzedanych piłkarzy z Ekstraklasy jest tylko czterech obcokrajowców. Reszta to Polacy. Gdyby iść tym kluczem, obcokrajowcy powinni stanowić raptem kilkanaście procent ogółu.