| Lekkoatletyka

Justyna Korytkowska pokonała raka i marzy o igrzyskach olimpijskich Tokio 2021

Justyna Korytkowska pokonała raka i marzy o igrzyskach olimpijskich Tokio 2021 (fot. PAP/archiwum prywatne)
Justyna Korytkowska pokonała raka i marzy o igrzyskach olimpijskich Tokio 2021 (fot. PAP/archiwum prywatne)

Justyna Korytkowska przez ostatni rok walczyła z nietypowym rodzajem nowotworu, śluzakiem otrzewnej. Choć choroba dała jej "w kość" nie poddaje się w realizacji marzenia, jakim jest występ w igrzyskach Tokio. Dwie poprzednie olimpijskie szanse w pechowych okolicznościach utopiła... w rowie z wodą.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
"Pokonałam nowotwór, nie mogę bać się rywalek"

Czytaj też

Szpadzistka Magdalena Piekarska w ostatnich miesiącach walczyła z poważną chorobą (fot. PAP/Instagram)

"Pokonałam nowotwór, nie mogę bać się rywalek"

***

Justyna Korytkowska: (ur. 1986 r) polska lekkoatletka, specjalizująca się w rywalizacji na długich dystansach. Wielokrotna medalistka mistrzostw Polski na na 3000 metrów z przeszkodami, 50000 i 10000 metrów oraz w biegach ulicznych na 5 i 10 km.

***

"Pokonałam nowotwór, nie mogę bać się rywalek"

Czytaj też

Szpadzistka Magdalena Piekarska w ostatnich miesiącach walczyła z poważną chorobą (fot. PAP/Instagram)

"Pokonałam nowotwór, nie mogę bać się rywalek"

Mateusz Górecki, TVPSPORT.PL: – Kiedy pojawiła się myśl, że może być pani poważnie chora?
Justyna Korytkowska: – Objawów było wiele, ale tłumaczyłam je sobie ciążą. Myślałam, że chodzi tu o pewne tematy tabu, związane z urodzeniem dziecka, o których kobiety raczej nie mówią. Bardzo często dopadały mnie zatrucia pokarmowe i bóle żołądka, lecz tak jak każdy przechodziłam nad tym do porządku dziennego. Stwierdzałam, że po prostu coś mi zaszkodziło, brałam leki, piłam ziółka, żeby złagodzić złe samopoczucie. Dopiero po usłyszeniu diagnozy i pierwszej operacji, kiedy większość objawów ustąpiła, wszystkie puzzle ułożyły się w całość. Pewne sprawy zbagatelizowałam. My sportowcy jesteśmy wyczuleni na ból i kiedy coś nam dokucza wiemy, że trzeba reagować. Ale to dotyczy tylko kontuzji. Gdy boli głowa lub brzuch, machamy ręką. Po co iść do lekarza z taką pierdołą? Przecież nie ma na to czasu.

– W końcu trzeba było ten czas znaleźć.
– Dopiero na obozie w Sankt Moritz mnie "przycisnęło". Obudziłam się i intuicja podpowiadała, że coś jest nie tak. Powiedziałam mężowi, że chyba trzeba będzie jechać do szpitala, bo ból nie ustępował. Wiedziałam, że nie chodzi o jakąś zwykłą dolegliwość. Czułam to zbyt mocno.

– Pamięta pani moment, w którym usłyszała diagnozę?
– Lekarze usiedli ze mną przy stole i przekazali bardzo trudne wieści. Zdaję sobie sprawę, że dla nich to też nie było łatwe. Mamy w Szwajcarii koleżankę, którą poznaliśmy w 2011 roku. Była jako tłumacz, bo tam mówi się głównie po niemiecku. To ona poinformowała mnie, że mam raka, śluzaka otrzewnej. Później jeden z doktorów odwiedził ją w sklepie, w którym pracuje i przyznał, że po raz pierwszy w swojej karierze widział osobę, która tak dobrze zniosła wiadomość o chorobie. To był dla niego szok. Myślę sobie, że usłyszałam diagnozę, ale początkowo nie do końca byłam jej świadoma. Opuściliśmy szpital, wsiedliśmy w busa i ruszyliśmy w podróż do Polski. Z każdym kilometrem, kiedy zbliżaliśmy się do domu, zaczęło do mnie docierać, z czym przyjdzie mi się mierzyć.

– Chyba w żaden sposób nie da się na to przygotować.
– Zawsze byłam bardzo mocno wierząca, wychowałam się w duchu oazowym. Nigdy też tego nie ukrywałam. Muszę jednak powiedzieć, że po tym, co się stało, mocno kłóciłam się z Bogiem. Wiem, że zadawanie sobie pytań "dlaczego ja?" jest bez sensu, ale trudno się powstrzymać, bo taka jest natura człowieka. Nie miałam żalu ani pretensji do Boga, ale w momentach kryzysu zastanawiałam się: "kur.., czemu padło na mnie?". Byłam przecież w świetnej formie, czułam ogromną radość z biegania. Pojechałam w dużej mierze za własne pieniądze w wysokie góry, żeby przygotować się do sezonu i wreszcie wejść na pełne obroty. Jeszcze 28 kwietnia wystartowałam w mistrzostwach Polski na 10 kilometrów i pobiłam rekord życiowy, a kilkanaście dni później usłyszałam, że mam raka. Dla mnie był to cios, coś jak zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę lub Nagasaki.

– Pogodziliście się?
– Jestem typową "babą", więc zawsze muszę swoje powiedzieć (śmiech). Mimo wszystko dzięki wierze nie załamałam się. My sportowcy powinniśmy być wspierani przez psychologów. Ja wtedy go nie miałam, choć nawet nie próbowałam szukać. To mąż pełnił funkcje terapeuty, taty, trenera. Uniósł ogromny ciężar i do dzisiaj zachodzę w głowę, jak sobie z tym wszystkim poradził. Często zawracał mnie z niewłaściwej ścieżki myślenia i kierował ku Bogu. Mówił, żebym przestała widzieć los w czarnych barwach. Powtarzał: "skup się na tym, że żyjesz. Idziesz do przodu i widać postępy".

– Śluzak otrzewnej to nie jest zbyt popularna choroba. Szukała pani o niej informacji lub osób, które się z nią zmagały?
– Zupełnie odcięłam się od internetu i przez miesiąc nie miałam z nikim kontaktu. Moje problemy zachowaliśmy z mężem dla siebie, bo chcieliśmy uporać się z nimi sami. Poza nami wiedziały jeszcze tylko osoby, które też były na obozie w Sankt Moritz, ale obiecały, że nic nie powiedzą. Dopiero po jakimś czasie zdecydowałam się to wyjawić. Kiedy zamieściłam post z wiadomością o chorobie, kamień spadł mi z serca. Do tej pory nie zaglądam jednak do sieci i nie szukam o tym rodzaju nowotworu informacji. Dostałam ogromną dawkę wiedzy od lekarzy oraz pełną dokumentację medyczną. Byłam świadoma, że zachorowałam na rzadki nowotwór.

Po drugiej operacji znalazłam grupę na Facebooku, która liczyła wtedy piętnaście osób. Na tamtą chwilę byli to wszyscy z Polski, którzy chorowali na to, co ja. Administratorzy odzywali się do mnie, chcieli żebym opowiedziała coś o sobie i podzieliła się swoją historią. Wtedy nie byłam jeszcze na to gotowa. Chętnie czytałam jednak wpisy innych osób, które cieszyły się z udanej operacji i przeglądałam różne medyczne publikacje, bo takowe się tam pojawiały. Trzy lata temu na śluzaka otrzewnej zmarł wokalista Krzysztof Rutkowski, który jest pewnie bardziej znany jako Tarzan Boy. Dla niego było za późno i skończyło się tragicznie, ale wiem, że różnego rodzaju nowotwory mają nawet 90-procentową wyleczalność. Ten mój także.

– To szczęście czy pech, że problemy ze zdrowiem ujawniły się z dala od domu?
– Mój lekarz rodzinny powiedział, że w Polsce nie miałabym żadnych szans na prawidłową diagnozę w tak krótkim czasie i – prawdopodobnie – na przeżycie. Nie byłoby dociekania, co dokładnie mi jest, bo po lekach przeciwbólowych czułam się dobrze. Pewnie na własne żądanie wypisałabym się ze szpitala i nie wiem, jaki byłby finał tej historii. Opieka i w Polsce i w Szwajcarii była na podobnym poziomie, lekarze wykazali się pełnym profesjonalizmem, zadbali o mnie. Gdybym od razu trafiła do specjalistycznego ośrodka w Lublinie, przeszłabym tylko jedną operację, bo za pierwszym razem usunęliby wszystkie zmiany. Z drugiej strony nie miałam pojęcia, że takie miejsce w ogóle istnieje, bo dopiero po otrzymaniu diagnozy zaczęłam się tym interesować. W Szwajcarii lekarze uratowali mi życie i zrobili tylko to, co mogli, gdyż nie posiadali odpowiedniego sprzętu.

– Jak wygląda walka ze śluzakiem otrzewnej?
– Leczenie polega na tym, że w pierwszej kolejności wycina się zmiany nowotworowe. U kobiet pojawiają się one zazwyczaj na jajnikach, ale u mnie był on w wyrostku robaczkowym, który dodatkowo pękł i stąd wziął się ogromny ból. Bezpośrednio po usunięciu guza, jeśli szpital ma taką możliwość, podaje się chemioterapię dootrzewnową. Później nie stosuje się leków ani chemioterapii, bo ta podawana dożylnie nie przyniosłaby oczekiwanego efektu. Jej stężenie byłoby zbyt małe, dlatego wlewa się ją bezpośrednio do brzucha. Później przez pierwszy rok co trzy miesiące trzeba chodzić na kontrole, następnie raz na pół roku, raz na rok.

– Teraz przygotowania idą wreszcie pełną parą, bo jest pani na obozie.
– W moim przypadku to bardzo wygodna opcja. Mam podane pod nos jedzenie, niczym nie muszę się martwić. Jest też przy mnie wspaniała niania, która zajmie się córką. Pozostaje tylko trenować, na co czekałam z utęsknieniem. Nareszcie będę mogła w spokoju skupić się na sporcie. W domu zawsze są jakieś obowiązki, trzeba dopilnować różnych spraw.

– To oznacza, że nie ma obaw o zdrowie?
– W ostatnim miesiącu nie mogłam całkowicie się zrelaksować, bo zaniepokoili mnie lekarze i wyniki USG. Na szczęście tomografia komputerowa nie wykazała niczego, o co powinnam się martwić. Jeszcze tego oficjalnie nie ogłosiłam, ale jeśli chodzi o sprawy nowotworowe, to wszystko jest w porządku. Dlatego też podjęłam ryzyko, by pojechać na obóz i rozpocząć przygotowania do sezonu.

Ze zdrowiem jest tak, że stale coś mi dokucza. Justyna Kowalczyk wielokrotnie mówiła, że jej praca nie polega na leżeniu na kanapie, więc nie dziwi się, że ciągle odczuwa jakieś bóle. Mogę się tylko pod tym podpisać. Gdybym się wylegiwała, pewnie zawsze byłabym w pełni sił. Zimą nabawiłam się kontuzji, tzw. kolana biegacza, przez którą nie mogłam wystartować w sezonie halowym. Zdaję sobie sprawę, że w wyniku chemioterapii tkanki miękkie mocno dostały "w kość". Jestem dociekliwa, więc szukam naturalnych sposobów wspomagania moich stawów i organizmu. Jeśli się sprawdzą, będę mówić o nich głośno. Przychodzą dni kryzysu, kiedy nie mam już siły walczyć z kolejnymi dolegliwościami. A później wychodzę na trening i okazuje się, że wszystko jest dobrze, kolano nagle boli mniej i nie muszę przerywać treningu. Sam fakt dobrze wykonanej pracy daje mi "kopa" i motywacja momentalnie ulega zmianie. Znów się nakręcam i mam chęć walczyć mimo przeciwności. Inspiracją i siłą do działania jest dla mnie również życie i walka Gabriele Grunewald (#bravelikegabe). To amerykańska biegaczka, która zmarła na rzadki rodzaj raka rok temu w czerwcu.

– Igrzyska w Tokio. To cel, który wciąż trzyma panią przy bieganiu?
– W zasadzie nie wiadomo, jak będzie z tymi igrzyskami. Z tego co słyszałam burmistrz Tokio chce, żeby zawody się odbyły, ale 75 procent ludności nie wyobraża sobie ich organizacji. Istnieją obawy, że dojdzie do nawrotu koronawirusa i nastąpi wzrost zakażeń. Igrzyska stoją pod znakiem zapytania, ale samo przełożenie ich na przyszły rok to dla mnie znakomita informacja. Jeśli dojdą do skutku, będę miała całą zimę na przygotowania i ciężką pracę, by zawalczyć o start.

– Jeśli się nie odbędą, to kolejne już w 2024 roku…
– Mąż namawia mnie na maraton... Nie wiem, czy moja konstrukcja to wytrzyma (śmiech). Czasu do Paryża jest jeszcze dużo. Na początku zarzekałam się, że nie chcę aż tak długo biegać, ale teraz nie mówię nie. Będę mieć wtedy 38 lat, a to nie jest wiek, w którym trzeba kończyć karierę. Zwłaszcza w biegach długodystansowych, wytrzymałościowych wiek często jest atutem. Joe Pavey jako czterdziestolatka i po dwóch ciążach wygrała mistrzostwa Europy na 10000 metrów. Wciąż jest zresztą aktywna. Jeśli podejmę decyzję o starcie w 2024 roku, to na pewno zrobię sobie dziewięciomiesięczną przerwę, by mieć czas na powrót i przepracowanie trzech sezonów w normalnym rytmie.

Justyna Korytkowska w 2014 roku została mistrzynią Polski na 5000 metrów (fot. PAP)
Justyna Korytkowska w 2014 roku została mistrzynią Polski na 5000 metrów (fot. PAP)

– Był jednak moment, w którym zrezygnowała pani z przygotowań do Tokio.
– W mojej rodzimej Łomży bardzo się pozmieniało i sytuacja lekkoatletów jest trudna. Pieniądze idą głównie na piłkę nożną, choć nasza drużyna występuje tylko w lidze wojewódzkiej, czyli na piątym poziomie rozgrywkowym. Obecnie nie odbywają się żadne ligowe spotkania ale nam nie wolno wejść na stadion lub murawę. Mój trener starał się ostatnio zorganizować zawody, gdyż nie mamy okazji do startów i każdy sprawdzian jest cenny. Nie udało się tego zrobić, bo obawiano się, że zawodnicy zniszczą... murawę. Prezydent wsparł naszych 23 seniorów sumą 25 tysięcy, co na rok przygotowań dla jednej osoby daje "zawrotną" kwotę 1 087 złotych... Z takim finansowaniem, obciętym o kilkadziesiąt procent, ciężko jest mówić o profesjonalnym treningu. Klub bazuje głównie na pieniądzach od sponsorów i dlatego nie mogę powiedzieć, że największe kwoty należą się mi, bo przecież przygotowuję się do igrzysk. Jest też młodzież, która ma swoje plany startowe i musi mieć możliwość wyjazdu na zgrupowania. Ta sytuacja mocno mnie zniechęciła i w lokalnych mediach ogłosiłam, że rezygnuję z przygotowań do igrzysk. Niedługo później zgłosił się sponsor, który zdecydował się mi pomóc.

– Po przeżyciach z ostatniego roku jest pani nową Justyną Korytkowską?
– Choroba mocno mnie odmieniła. Jedną z ważniejszych decyzji była rezygnacja z pracy. Na razie nie planuję powrotu. Chcę wyczynowo uprawiać sport, a tego nie da się połączyć z etatami i codziennymi obowiązkami w domu. Wcześniej, kiedy po urodzeniu dziecka wróciłam do trenowania, podjęłam pracę w szkole na pełen etat oraz na pół w siłowni. Do tego dochodziły obowiązki domowe, wychowywanie dziecka i oczywiście sport. Czasami wychodziłam z mieszkania o siódmej, a wracałam około 22. Po pracy byłam potwornie zmęczona, a musiałam jeszcze wykonać swój trening i później w jakiś sposób funkcjonować do końca dnia. Choroba sprawiła, że na nowo zdefiniowałam to, co w życiu istotne. Postanowiłam, że nic nie może być ważniejsze od dbania o swoje zdrowie i moją rodzinę.

– Czego pani życzyć? Zdrowia i igrzysk?
– W pierwszej kolejności zdrowia i spokoju. Chciałabym bez przeszkód i na luzie potrenować przez najbliższe dwa miesiące i przygotować się do mistrzostw Polski we wrześniu. Start na 10 000 metrów to mój cel. Mam nadzieję, że z kolanem będzie lepiej i wytrzyma do tego czasu. Później na pewno się nim zajmę, nawet jeśli będzie potrzebna krótka przerwa. Co do igrzysk... Bóg może wszystko i oby zdziałał kolejny cud. Już kilku doświadczyłam w moim życiu i może następny też stanie się faktem?

Justyna Korytkowska ma w dorobku wiele medali mistrzostw Polski (fot. Instagram)
Justyna Korytkowska ma w dorobku wiele medali mistrzostw Polski (fot. Instagram)
Zobacz też
Lavillenie atakował rekord świata. Wietrzne show tyczkarzy u "Liska w domu"
Piotr Lisek (fot. Getty)

Lavillenie atakował rekord świata. Wietrzne show tyczkarzy u "Liska w domu"

| Lekkoatletyka 
Prestiżowy mityng z udziałem naszych reprezentantek
Maria Andrejczyk i Pia Skrzyszowska (fot. PAP)

Prestiżowy mityng z udziałem naszych reprezentantek

| Lekkoatletyka 
Niezadowolenie mistrzyni. Walczyła z rywalkami i... pogodą
Anita W

Niezadowolenie mistrzyni. Walczyła z rywalkami i... pogodą

| Lekkoatletyka 
Pia znów wygrywa! Najlepszy wynik w sezonie [WIDEO]
Pia Skrzyszowska (fot. Getty Images)

Pia znów wygrywa! Najlepszy wynik w sezonie [WIDEO]

| Lekkoatletyka 
Zwycięstwo faworytki w Memoriale Kusocińskiego!
Maria Andrejczyk (fot. PAP)

Zwycięstwo faworytki w Memoriale Kusocińskiego!

| Lekkoatletyka 
Przyjechali na przegląd wojsk, a tu? Przedwiośnie. Co zrobi kadra podrażniona
Halowa rekordzistka Polski Pia Skrzyszowska będzie jedną z gwiazd Memoriału Kusocińskiego (fot. PAP)
polecamy

Przyjechali na przegląd wojsk, a tu? Przedwiośnie. Co zrobi kadra podrażniona

| Lekkoatletyka 
Trener kadry zapowiada rekord Polski. "To konieczność, nie możliwość"
Dominik Kopeć to lider polskiej kadry sprinterów (fot. PAP)
tylko u nas

Trener kadry zapowiada rekord Polski. "To konieczność, nie możliwość"

| Lekkoatletyka 
Czterokrotny mistrz Polski zdyskwalifikowany na dwa lata!
Norbert Kobielski (fot. PAP)

Czterokrotny mistrz Polski zdyskwalifikowany na dwa lata!

| Lekkoatletyka 
Powiedziała to na głos. I dobrze. "Dwa lata bez okresu"
Anna Matuszewicz aspiruje do światowej czołówki skoku w dal (fot. PAP, Getty)
tylko u nas

Powiedziała to na głos. I dobrze. "Dwa lata bez okresu"

| Lekkoatletyka 
Ukrainka mistrzynią w chodzie
Katarzyna Zdziebło (fot. PAP)

Ukrainka mistrzynią w chodzie

| Lekkoatletyka 
Polecane
Najnowsze
Włodarczyk – Balski! Walka o mistrzostwo świata! Oglądaj!
trwa
Włodarczyk – Balski! Walka o mistrzostwo świata! Oglądaj!
| Boks 
Gala KnockOut Boxing Night #39: transmisja na żywo w tv i online (25.05.2025)
Polak dogonił Rodado. Zobacz klasyfikację strzelców Betclic 1 Ligi
Klasyfikacja strzelców Betclic 1 Ligi 2024/25. Kto zostanie królem strzelców I ligi? [AKTUALIZACJA]
nowe
Polak dogonił Rodado. Zobacz klasyfikację strzelców Betclic 1 Ligi
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Betclic 1 Liga. 34. kolejka: multi1liga [ZAPIS]
Betclic 1 Liga. 34. kolejka: Multi1liga
Betclic 1 Liga. 34. kolejka: multi1liga [ZAPIS]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Chińska dominacja! MŚ należały do nich
Sun Yingsha (fot. Getty Images)
nowe
Chińska dominacja! MŚ należały do nich
| Inne 
GKS Tychy – Górnik Łęczna. Betclic 1 Liga [SKRÓT]
(fot. TVP SPORT)
GKS Tychy – Górnik Łęczna. Betclic 1 Liga [SKRÓT]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Szwecja z medalem mistrzostw świata!
Szwecja zdobyła brązowy medal (fot. Getty Images)
Szwecja z medalem mistrzostw świata!
| Hokej 
Stal Stalowa Wola – Arka Gdynia. Betclic 1 Liga [MECZ]
Stal Stalowa Wola – Arka Gdynia. Betclic 1 Liga, 34. kolejka.
Stal Stalowa Wola – Arka Gdynia. Betclic 1 Liga [MECZ]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Do góry