Dokładnie sześćdziesiąt lat temu, 6 września 1960 roku, Józef Szmidt został mistrzem olimpijskim. Nie był to jego pierwszy, ani ostatni wielki triumf. Sześć dekad temu, trójskoczek z Michałkowic na Śląsku zdobył wszystko, co w sporcie możliwe. Był mistrzem Polski, złotym medalistą mistrzostw Europy oraz zwycięzcą olimpijskiej rywalizacji, a do tego rekordzistą globu, pierwszym człowiekiem, który przekroczył barierę siedemnastu metrów w trójskoku. A wszystko to w wieku zaledwie 25 lat.
W drugiej połowie lat 50. XX wieku rywalizacja w trójskoku stał się wewnętrzną rozgrywką radzieckich lekkoatletów. Wprawdzie Igrzyska Olimpijskie w 1952 i w 1956 oku zwyciężał Adhemar Ferreira da Silva, lecz Rosjanie dominowali na innych płaszczyznach. To ich łupem padły złote medale Mistrzostw Europy w Brukseli (1950) i Bernie (1954). Ponadto, we wspomnianej drugiej połowie dekady odebrali brazylijskiemu mistrzowi rekord świata. W lipcu 1958 roku dokonał tego Oleg Riachowski (16,59 m.), którego rezultat dziesięć miesięcy później poprawił Oleg Fiedosiejew (16,70 m.). Tym samym obaj Rosjanie dołączyli do legendarnego kolegi, Leonida Szczerbakowa, dwukrotnego Mistrza Europy, którego nazwisko, swego czasu, również widniało w gronie rekordzistów globu (w lipcu 1953 r. skoczył 16,23 m.).
Świat, całkiem słusznie zaczął mówić o radzieckiej szkole trójskoku. Zawodnicy z ZSRR stawiali na siłę i mocne odbicie od podłoża. Zupełnie inny styl prezentował 23-letni zawodnik z Polski, który w sierpniu 1958 roku objawił się europejskiej widowni. Józef Szmidt skakał płasko i szybko, inaczej niż najlepsi na świecie. Jego dynamiczny start i prędkość, jaką osiągał na pierwszych metrach niejednokrotnie wprawiała w kompleksy kolegów-sprinterów z Wunderteamu.
Magazyn "Sportowiec" uwiecznił na swoich łamach zdarzenie, które miało miejsce w 1964 roku podczas obozu w Spale. Lekkoatleci czynili przygotowania do Igrzysk Olimpijskich w Tokio, a Józef Szmidt założył się z Wiesławem Maniakiem o to, który z nich więcej razy wygra bezpośredni pojedynek na dystansie 30 metrów.
Trójskoczek wykorzystał umiejętność szybkiego wyjścia z bloków. Wygrał pierwsze starcie, potem drugie, a następnie trzecie i czwarte. Jego łupem padły również biegi numer pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć i, niczym wisienka na torcie, wyścig numer dziesięć. Po każdym z nich Maniak, który kilka miesięcy później wywalczył czwarte miejsce w olimpijskim finale na dystansie 100 metrów, padał na kolana, waląc bez opamiętania pięścią w żużlową bieżnię. Jeśli podobnie, po przegranych zawodach czynili radzieccy sportowcy, nie pokazały tego kroniki filmowe. Śladu takich sytuacji nie znajdziemy również w prasie. Od 1958 roku zwycięstwa zawodnika ze Śląska stały się jednak regułą.
Nie inaczej miało być na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie.
Zaczął jako 20-latek
Wspomniany Wiesław Maniak, w sierpniu 1963 roku wrócił do kraju po sześcioletnim pobycie na Wyspach Brytyjskich. W momencie, gdy Szmidt ogrywał go w bezlitosny sposób, miał prawo nie wiedzieć, że jego kolega, wówczas dwukrotny mistrz Europy i złoty medalista olimpijski w trójskoku, pierwsze kroki w lekkoatletyce stawiał właśnie jako sprinter. Wystąpił nawet w olimpijskiej sztafecie podczas wspomnianych igrzysk 1960 roku.
– Stało się to dzięki mojemu starszemu bratu. Edward był sprinterem (olimpijczykiem, uczestnikiem Mistrzostw Europy – przyp. GR), wyjeżdżał często na rozmaite obozy, a ponieważ mieszkaliśmy pod lasem w Rokitnicy, trenował właśnie tam. Mnie to w ogóle nie interesowało. Pracowałem w warsztatach samochodowych, wstawałem o piątej rano, żeby dojechać tramwajem do pracy, i wcale nie narzekałem. Ale bratu nie chciało się ćwiczyć samemu, ciągle mi mówił: ty, taki chłop, mógłbyś spróbować. Kiedy już spróbowałem, okazało się, że dorównuję mu w biegach i jestem lepszy w skokach. To, co ty masz w nogach, to jest niemożliwe – mówił brat, ale mnie to nie przekonywało. Ty rób swoje, a ja swoje. Tak sobie myślałem, ale brat zapisał mnie do sekcji lekkoatletycznej Górnika Zabrze, bo chciał mieć towarzysza podróży na treningi. Wstawałem o piątej rano, potem praca, uciążliwe podróże przez Śląsk i powrót do domu około 23 – opowiadał Szmidt w rozmowie ze Stefanem Szczepłkiem i Mirosławem Żukowskim.
Warto umiejscowić powyższe słowa w czasie. Szmidt uległ namowom starszego brata dopiero jako dorosły człowiek. Pierwsze treningi pod okiem specjalisty rozpoczął w wieku 20 lat! Wkrótce po tym przyszła pierwsza próba. Józef został powołany do odbycia służby wojskowej, a osiągane wówczas przez niego wyniki nie pozwalały na lżejsze potraktowanie.
Sprawy w swoje ręce ponownie wziął Edward Szmidt. Jako czołowy polski lekkoatleta wykorzystał znajomości załatwiając bratu przeniesienie do Wrocławia i przyjęcie w poczet członków WKS Śląsk. Tym samym, najprawdopodobniej ocalił jeden z największych polskich, sportowych talentów. Zwłaszcza, że już w 1956 roku Józef osiągnął wynik powyżej 15 metrów, co poskutkowało powołaniem na zgrupowanie reprezentacji w Spale.
Rok później, po raz pierwszy, został natomiast mistrzem kraju w trójskoku, a dwa lata później mógł pochwalić się mianem najlepszego zawodnika Europy.
W pięć lat do rekordu świata
Imponujące, ale wbrew pozorom, droga sportowa… nie była wyjątkowa. W opisywanym okresie wielu wybitnych sportowców zaczynało kariery równie późno. Wystarczy wspomnieć niezapomnianego Zdzisława Krzyszkowiaka, dwukrotnego mistrza Europy z 1958 roku. Rekordzista świata na 3000 metrów z przeszkodami, jako osiemnastolatek wymykał się z domu, by w tajemnicy przed rodzicami jeździć do Olsztyna na zawody biegowe.
"Krzyś" i Szmidt rywalizowali o uwielbienie kibiców. Wprawdzie w 1958 roku tytuł "Sportowca Roku" w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" przyznano Krzyszkowiakowi, lecz dwa lata później, po Rzymie, pierwsze miejsce przypadło Szmidtowi. Co symptomatyczne, kilka miesięcy wcześniej obaj sięgnęli po olimpijskie złoto.
Na korzyść trójskoczka, w oczach czytelników "PS" zadziałało zapewne jeszcze jedno wydarzenie, którego bohaterem był ówczesny 25-latek. Piątego sierpnia 1960 roku, na stadionie Leśnym w Olsztynie, Szmidt jako pierwszy człowiek w historii przekroczył granicę 17 metrów. Trójskoczek z Polski poprawił rekord świata Olega Fiedosejewa aż o 33 centymetry.
Szukając różnic między fantastyczną dwójką z Wunderteamu: trójskoczkowi znacznie szybciej udało się wejść na szczyt, niż starszemu o sześć lat specjaliście od biegów z przeszkodami. Zawodnik ze Śląska rozpoczął treningi w 1955 roku, by już trzy lata później stanąć w Sztokholmie na najwyższym stopniu podium. Zawdzięczał to nie tylko ogromnemu talentowi, ale też opiece właściwego szkoleniowca. Tak, jak Krzyszkowiak trafił do Mulaka ("Dla nas był niczym Bóg", mawiał po latach o ukochanym trenerze), Szmidt zaufał Tadeuszowi Starzyńskiemu.
– Był to bardzo mądry trener, który nie kazał skakać Szmidtowi tak, jak robili zawodnicy z ZSRR, lecz wykorzystywał jego wrodzone predyspozycje szybkościowe. Tym sposobem stworzyli "styl biegowy", zwany później również "stylem polskim". Dzięki skuteczności stał się popularny i powszechnie stosowany a Szmidta zaczęto nazywać "polskim kangurem"– tłumaczy historyk lekkiej atletyki, Andrzej Lasocki.
W latach 70. Szmidt i Starzyński pokłócili się, o czym miał zadecydować brak wsparcia ze strony trenera, gdy trójskoczek zaczął być atakowany przez przedstawicieli władzy. Miało to miejsce po wywiadzie, w którym Szmidt krytycznie wypowiedział się na temat partii i kwestii zbliżających się wyborów do Sejmu. Gdy z tego powodu zaczęły spotykać go nieprzyjemności, to zauważył, że nastawienie trenera jest inne, niż w czasie, gdy osiągał największe sukcesy.
– Później przypisał sobie mój trening, jako swój autorski – tłumaczył Szmidt.
Z perspektywy czasu należy jednak oddać zasługi Starzyńskiego. Potwierdza je sezon 1959. Szmidt odsunął się wówczas od reprezentacji, manifestując, że sam jest sobie trenerem i nie potrzebuje żadnej pomocy. Po rozstaniu ze Starzyńskim aktualny mistrz Europy zakończył rok z przeciętnym wynikiem 16,26 m. Stracił również tytuł mistrza kraju, przegrywając złoto z Ryszardem Malcherczykiem z warszawskiej Legii.
Do współpracy ze Starzyńskim wrócił przed sezonem 1960. Kilka miesięcy później pobił rekord świata oraz został mistrzem olimpijskim.
Nie znał języka polskiego
Mówiąc o Szmicie, jako o "polskim kangurze", szczególnie akcentowano pierwszą część pseudonimu. Józef przyszedł bowiem na świat 28 marca 1935 roku w niemieckiej rodzinie, jako Josef Schmidt.
– Moja rodzina mieszkała w Miechowicach. Mówiliśmy wyłącznie po niemiecku. Polskiego nauczyłem się dopiero po 1945 roku, gdy nasza miejscowość znalazła się w polskich granicach. Wtedy zmieniono nasze imiona i nazwisko na Szmidt. Ja stałem się Józefem, brat Eberhardt – Edwardem, a siostra Ingeborg – Ireną – opowiadał w każdym z czterech wywiadów, których udzielił po trzydziestu latach milczenia.
Jak dodawał, rodzina nie zdecydowała się na wysiedlenie do Niemiec ze względu na życiowy dorobek. Mama nie chciała opuszczać rodzinnego domu, zwłaszcza, że mąż, a ojciec Józefa, zginął podczas wojny w Norwegii, gdzie walczył jako żołnierz Wehrmachtu. Wszystko to sprawiło, że syn nie miał łatwego dzieciństwa.
Jakże inaczej prezentowała się jego sytuacja w 1960 roku, gdy jako rekordzista świata wchodził na Stadio Olimpico w Rzymie. Do złota wystarczył mu wynik 16,81 m. Drugiego w klasyfikacji, Władimira Gorajewa z ZSRR, wyprzedził o 18 cm, bijąc przy okazji rekord igrzysk.
– Szmidt nie zawiódł pokładanych w nim nadziei i w przeciwieństwie do wielu sław, które przegrały na rzymskim placu boju, potrafił w decydującym momencie skoncentrować wysiłek i wolę, by osiągnąć rezultat zapewniający mu pierwsze miejsce w swej specjalności – napisał katowicki "Sport".
Kibice nie wiedzieli, że zwycięstwo Szmidta wcale nie było pewne. Między pobiciem rekordu świata a wyjazdem do stolicy Włoch, 25-latek doznał zapalenia korzonków nerwowych. Jako terapię obrał… kąpiele słoneczne w Rzymie, co najwidoczniej przyniosło oczekiwany efekt.
W Polsce okrzyknięto go bohaterem. Jak jednak sam przyznał, w parze z popularnością nie szły kwestie finansowe.
– Pierwszy złoty medal olimpijski, z Rzymu, niczego nie zmienił. Normalnie od siódmej rano pracowałem w Zakładach Maszyn Górniczych. Wszyscy wiedzieli, że sportowcy pracują na lewo. W CWKS Warszawa, milicyjnej Gwardii. Tylko nie ja. Dopiero mój dyrektor, działacz sportowy, postarał się, żebym przychodził do pracy na dziesiątą i wychodził o 14. Najpierw jednak wszyscy musieli zobaczyć złoty medal olimpijski – opowiadał w 2009 roku na łamach "Rzeczpospolitej".
Najlepsza impreza w dziejach
Dziś nie jest to tak akcentowane, jak przed laty, lecz rzymskie igrzyska były największym sportowym sukcesem polskich sportowców po zakończeniu II wojny światowej. Trzeciego września na najwyższym stopniu podium stanął Zdzisław Krzyszkowiak, piątego września tryumfował bokser, Kazimierz Paździor, zaś nazajutrz bohater niniejszego artykułu. Dziewiątego września natomiast w ich ślady poszedł ciężarowiec, Ireneusz Paliński. Reprezentacja Polski zdobyła w ten sposób cztery złote medale, niemal tyle samo co, na siedmiu poprzednich igrzyskach. W latach 1928-1956 Polacy wywalczyli bowiem łącznie zaledwie pięć tytułów mistrzów olimpijskich!
Dodatkowo, w Rzymie, drużyna narodowa zgarnęła sześć srebrnych i jedenaście brązowych krążków. Cztery lata później miało być pod tym względem jeszcze lepiej. Start olimpijski w 1960 roku nie był też szczytowym momentem dla samego Szmidta. W 1962 roku obronił tytuł mistrza Europy, zaś dwa lata później, w Tokio, ponownie wywalczył złoto Igrzysk Olimpijskich. Okoliczności tego sukcesu były dramatyczne.
Olimpijski konkurs trójskoku w Tokio zaplanowano na 16 października 1964 r.. Tymczasem, 23 czerwca polski mistrz trafił pod nóż. Jak przyznał prof. Adam Gruca, który zdiagnozował stan zapalny kaletki, operacja była koniecznością.
– Start Józefa w Tokio był dla nas problemem omalże nie narodowym – zapisał w swoich wspomnieniach lekarz reprezentacji, Zdzisław Zajączkowski.
Do igrzysk pozostało zaledwie 100 dni, a przed trójskoczkiem: kuracja, rekonwalescencja, rehabilitacja i trening. Do Tokio pojechał więc nie w pełni sprawny.
– Pierwsza konsultacja w Japonii wykazała, że staw kolanowy nie jest suchy, a bolesność się utrzymuje. Szmidt był rozżalony na wszystkich lekarzy, których obarczał odpowiedzialnością za to, że jego noga znajduje się w takim stanie. Szmidt trenował, ale – jak zapewniał trener –nie na pełny gaz. Stale zachodziła obawa, że nie będzie mógł startować – odnotował doktor Zajączkowski w książce "Wspomnienia lekarza olimpijskiego".
Mimo bólu, stanął na starcie, wcześniej zdejmując bandaż z opuchniętego kolana. Skoczył i tak jak wcześniej w Sztokholmie, Olsztynie, Rzymie i Belgradzie, zwyciężył z wynikiem 16,85 m., stając się pierwszym polskim zawodnikiem, który wywalczył dwa olimpijskie złota.
Startował jeszcze na igrzyskach w Meksyku w 1968 roku (zajął siódme miejsce). Bez sukcesu wystąpił również dwukrotnie na ME: w 1966 i 1971 roku. Wziął jeszcze udział w Mistrzostwach Polski w 1972 roku (wywalczył wówczas brąz, który dołożył do wcześniej wywalczonych 13 złotych, dwóch srebrnych i brązowego medalu MP), po czym zakończył bogatą karierę.
W 1975 roku nieoczekiwanie wyjechał do Niemiec Zachodnich, skazując się na infamię środowiska. Nazwiska Szmidta próżno było szukać w jubileuszowych księgach oraz w publikacjach najsłynniejszych dziennikarzy. Do Polski wrócił równie nieoczekiwanie, po upadku Muru Berlińskiego. Od 1992 roku, razem z żoną Łucją mieszka we wsi Zagozd koło Drawska Pomorskiego, gdzie zajmuje się hodowlą kóz. W marcu świętował 85 urodziny.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.