Po ponad dwuletniej przerwie Lech Poznań wrócił do europejskich pucharów. Zmagania w eliminacjach do Ligi Europy rozpoczął od zwycięstwa z łotewską Valmiera FC. W kolejnej rundzie los skojarzył go ze zdecydowanie trudniejszym rywalem. W środowy wieczór piłkarze Dariusza Żurawia zmierzą się z Hammarby IF.
W Sztokholmie nie będą faworytami. Gospodarze postarają się bowiem wykorzystać atut własnego boiska (ze sztuczną murawą), a także pełen rytm meczowy. Od momentu wznowienia rozgrywek Allsvenskan wystąpili już w ponad dwudziestu spotkaniach.
Choć, podobnie jak piłkarzom Lecha, przez długą część sezonu wiodło im się w kratkę, to w ostatnich tygodniach ich forma znacznie wzrosła. W pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Europy pokonali węgierskie Puskas Academy 3:0, a w lidze ograli IFK Goeteborg aż 4:0.
W środę postarają się powtórzyć ten wyczyn. Na grę w Europie czekali bowiem znacznie dłużej niż poznaniacy. Po raz ostatni na kontynencie rywalizowali trzynaście lat temu. Wówczas, w drodze do Pucharu UEFA, musieli uznać wyższość SC Braga.
Teraz spróbują zajść dalej. Zadbają o to trener Stefan Billborn oraz David Sumpter – profesor matematyki na Uniwersytecie w Uppsali – odpowiedzialny w Hammarby za analizę danych.
Hammarby gra odważnie, nierzadko stawiając wszystko na jedną kartę. Pressing na połowie rywala zakłada często aż ośmiu graczy. Z tyłu zostają tylko dwaj środkowi obrońcy. – To nasz priorytet. Piłka musi być nasza – streszcza w kilku słowach sposób gry zespołu Muhamer Tanković.
Ten, obok Alexandra Kacaniklicia, jest podstawowym skrzydłowym drużyny. Obaj boczni atakujący są najgroźniejszymi zawodnikami Hammarby. To oni najczęściej strzelają na bramkę i kreują sytuacje partnerom. Zazwyczaj łamią akcje do środka, włączając się do kombinacji z Aronem Johannsonem i Gustavem Ludwigsonem.
Ci domykają kwartet ofensywny Hammarby. Pierwszy z nich gra jako ofensywny pomocnik, drugi jako środkowy napastnik. Obaj, dzięki swoim warunkom fizycznym, świetnie radzą sobie w powietrzu i nierzadko grają tyłem do bramki. Odgrywają też ważną rolę w pressingu.
Czwórkę atakujących wspierają ofensywnie usposobieni boczni obrońcy. Szczególnie ustawiony ostatnio po lewej stronie Tim Soederstroem, który najczęściej w zespole wdaje się w dryblingi. Wygrywa blisko sześćdziesiąt procent z nich, nierzadko zaskakując rywali swoimi zejściami do środka. Jest bowiem prawonożny.
W ataku Hammarby korzysta więc z aż siedmiu zawodników. Trzej z nich – napastnik, jeden ze skrzydłowych oraz ofensywny pomocnik wbiegają w pole karne, a czterej kolejni – dwaj boczni obrońcy, drugi boczny atakujący oraz środkowy pomocnik – stoją tuż przed szesnastką.
Szwedzi na boisko wychodzą w jednym celu – chcą dominować. Często rozgrywają akcje po jednej stronie, starając się zmusić rywala do przesunięcia. Po jego ruchu natychmiast przerzucają piłkę na drugą flankę, chcąc wykorzystać luki w ustawieniu. W środę z pewnością postarają się zaskoczyć w ten sposób graczy Żurawia...
18:00
Athletic Bilbao/Manchester United