Laura Grzyb stoczy w sobotę czwarty zawodowy pojedynek. Jej rywalką na gali Tymex Boxing Night #13 będzie Monica Gentili. – Od małego byłam niedobra, niegrzeczna, pyskata – przyznała w rozmowie z TVPSPORT.PL. Transmisja od 17:10 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej TVP Sport.
RAFAŁ MANDES, TVPSPORT.PL: – Jak zaczęła się twoja przygoda z boksem?
LAURA GRZYB: – Zawsze miałam do czynienia ze sportem. Najpierw biegałam, później przez kilka lat grałam w lidze tenisa stołowego i pewnego razu koleżanka z osiedla zaprosiła mnie na trening boksu. Nie miała z kim trenować w parze i musiała kogoś zaprosić, padło na mnie. Tak mi się spodobało, że postanowiłam częściej z nią tam chodzić. Na początku rodzice byli przeciwni, mama nie była przekonana do sportów walki. Po kryjomu chodziłam na treningi – najpierw na tenis stołowy, a potem od razu na boks. Mama jednak pewnego razu odkryła, że w torbie oprócz rakietki są także rękawice bokserskie. Musiałam z nią ponegocjować, ale się udało.
– Masz aż cztery siostry, ale to ciebie ojciec "poświęcił" na boks.
– Jestem najmłodsza, a tacie zawsze marzył się syn. Ja od małego trzymałam się z chłopakami na osiedlu – zawsze byłam niedobra, byłam niegrzecznym dzieckiem, bardzo dynamicznym, dużo biegałam i szalałam. Jak już trafiłam na boks, to po jakimś czasie tacie się to spodobało i teraz dzięki temu, że jestem w męskim sporcie to stałam się jego perełką.
– Teraz rodzina żyje twoją karierą?
– Na początku było ciężko. Jak rodzicie przyjechali na pierwszą walkę, miałam 12 lat i zobaczyli, że my się tam faktycznie bijemy, to mieli obawy. Ale z czasem gdy zaczęłam wygrywać i jeździć na zgrupowania reprezentacji, to zobaczyli, że to jest moja prawdziwa pasja, że ja to kocham robić i się z tym pogodzili. Zaakceptowali to, że to jest mój sposób na życie, że ja nie chcę być kosmetyczką, że ja nie siedzę w kącie i nie czytam książek, tylko po prostu lubię się bić. Teraz cała rodzina mnie niesamowicie wspiera, to jest fundament mojego sukcesu.
– Ale mama nadal nie lubi patrzeć jak się bijesz?
– Jak walczę to wszystkie siostry kibicują, tata też przyjeżdżał zawsze na moje turnieje i z bliska obserwował, a teraz jak jest tylko okazja to też pojawia się na moich walkach. Zawsze to mocno przeżywa, dwa dni przed walką już nie może spać, pałęta się po domu, a w trakcie pojedynków nigdy nie siedzi na miejscu. Natomiast mamie do tej pory jest ciężko na to patrzeć, zawsze chowa się z tyłu za telewizorem i obserwuje reakcje domowników.
– Jesteś ze Śląska i mocno się z tym regionem utożsamiasz, prawda?
– Urodziłam się w Jastrzębiu i tam się wychowywałam. Tata przyjechał do pracy w kopalni KWK Jas-Mos, pod ziemią spędził 37 lat. Mimo, że jeżdżę po Polsce i szukam jak najlepszego miejsca do trenowania, to nadal czuję się mieszkanką tego miasta, czuję, że jestem jego częścią. Jestem dumna z taty i zawsze będę się utożsamiać z Jastrzębiem. Niedawno miała u nas miejsce akcja "Nie oczerniaj górnika" związana z panującą pandemią koronawirusa, w której chętnie wzięłam udział – stoję murem za górnikami, za ludźmi którzy tak ciężko pracują na utrzymanie swoich rodzin. Wspieram ich całym sercem.
– Wróćmy do boksu. Masz niezły charakterek, trenerzy chyba nie mają z tobą łatwo.
– Jestem przekonana, że bardzo ciężko się ze mną pracuje. Od małego byłam niedobra, niegrzeczna, pyskata. Miałam cztery starsze siostry, więc musiałam sobie w domu jakoś radzić, musiałam walczyć o swoje. Siostry mnie bardzo mocno zahartowały i później jak trafiłam na salę treningową, to nikt nie mógł mi nic złego powiedzieć. Zawsze się tłukłam, nawet ze starszymi i silniejszymi chłopakami. Tak zostało do tej pory – oczywiście sport to teraz moja praca, jak idę na trening to wiadomo, że trenerowi należy się szacunek, podchodzę do tego profesjonalnie, ale nadal jestem niedobra i każdy trener to potwierdzi (śmiech).
– Biłaś się kiedyś na ulicy?
– Nigdy nie miałam takiej sytuacji. Na co dzień jestem osobą wyciszoną i spokojną. Raczej stronię od agresji i choć czasem znajdę się w sytuacji, w której nie chciałabym się znaleźć, to wycofuję się i staram się nie używać tego, co posiadam.
– Twój największy plus?
– Lubię ciężko pracować i dzięki temu dotarłam w miejsce, w którym teraz jestem. Boks to jest moja prawdziwa miłość. Haruję strasznie, często rodzina i znajomi pytają mnie jak ja to wytrzymuję. Odpowiedź jest prosta – ja to kocham, to jest całe moje życie.
– Z kolei w ringu wyróżniasz się świetną pracą nóg.
– Wywodzę się z klubu, w którym pierwszą pracą jaką się wykonuje jest właśnie praca nóg. Mój pierwszy trener Andrzej Porębski zawsze o to dbał – podchodził od wszystkich i tylko powtarzał "nóżki, nóżki". Ja zresztą od zawsze pracowałam nad tym – biegałam, grałam w piłkę nożną oraz tenis stołowy i te nogi ciągle były w ruchu. Co do piłki, to była krótka przygoda. Grałam w obronie, wiadomo rozkładałam swoje bary i nikogo nie przepuszczałam. Ale że miałam szybkie nogi, to w końcówce zdarzało się, że trener ustawiał mnie z przodu i kilka bramek udało się zdobyć.
– Chorujesz na astmę. Mocno to przeszkadza w ringu?
– Choruję od drugiego roku życia. Mama zawsze dbała o to, żebym ja sama umiała sobie z tym poradzić. Wiadomo jednak, że to choroba nieuleczalna, przewlekła i zdarzają się takie sytuacje, że mnie to dotyka. To są reakcje na różne bodźce – np. stresu, klimatu, temperatury. Staram się o tym nie myśleć, ale astma daje o sobie znać także w ringu i muszę z tym walczyć. Nauczyłam się tego i jak pojawia się kryzys, to potrafię go przetrwać.
– Jak reagujesz na promocję boksu kobiet określeniami typu "piękne pięściarki w ringu", "seksowne pięściarki"?
– Dotyka mnie to, że opisują nas takimi słowami, ale zdaję sobie sprawę, że na ten moment boks kobiet w Polsce nie jest na tyle rozwinięty żeby można było nas promować samym sportem. Ja jednak często zaznaczam i często o tym mówię, że wierzę, że mam siłę i mogę to zmienić. Że to ja jestem tą zawodniczką, która otworzy wszystkim oczy i udowodni, że kobiety potrafią boksować.
– W ostatnim czasie wiele osób cię chwali i widzi w tobie pięściarkę z papierami na naprawdę wielkie sukcesy.
– Ja obrałam sobie cel już dawno, a czy komentarze o mnie będą pozytywne czy negatywne, to nie ma to dla mnie większego znaczenia. Robię swoje, chcę się rozwijać, chcę być najlepsza i walczyć o mistrzostwo świata. Czuję, że stać mnie na to, że jestem w stanie wyciągnąć z siebie tak dużo, by sięgnąć po pas mistrzyni świata. Wiem jednak, że dużo ciężkiej pracy jeszcze przede mną, że dużo muszę poprawić, ale za każdym razem jak wchodzę na salę treningową, to wiem po co tam jestem.
– To na koniec powiedz co w tym boksie takiego jest, że tak go kochasz?
– W boksie najbardziej urzekło mnie pokonywanie własnych słabości. To bardzo ciężki sport, ale ja kocham te momenty, gdy muszę ze sobą walczyć.
Następne