| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Ivan Lopez zachwycił w dwóch ostatnich kolejkach PKO Ekstraklasy. Hiszpan strzelił cztery gole i pokazał, że może być liderem Rakowa Częstochowa. Szlak w Polsce przecierał mu Jorge Felix, najlepszy piłkarz poprzedniego sezonu.
W poprzednim sezonie tytuł najlepszego gracza PKO Ekstraklasy wywalczył Jorge Felix. 29-latek przetarł szlaki swojemu przyjacielowi, który dwoma meczami i czterema golami zgłosił akces, by wkrótce stać się gwiazdą rozgrywek.
Moda na Hiszpanów w PKO Ekstraklasie panuje od dawna. Pionierem był Inaki Astiz, który trafiał do Legii z rezerw Osasuny Pampeluna. Obrońca ma za sobą 273 mecze rozegrane w stołecznej drużynie od 2007 roku. Przez trzynaście lat nie brakowało w lidze jego rodaków. Byli tacy jak Tito czy Balbino, którzy kompromitowali się nawet na poziomie Młodej Ekstraklasy. Wielu Hiszpanów wnosiło jednak jakość. Carlitos potrafił wybijać się ponad przeciętność rozgrywek. Igor Angulo był topowym strzelcem Górnika Zabrze. Gerard Badia na lata został podstawowym piłkarzem Piasta Gliwice. Felix został wybrany najlepszym graczem poprzedniego sezonu.
Lopez pojawił się w Polsce na początku września, ale przez miesiąc praktycznie nikt nie zwrócił na niego uwagi. 26-latek przez 30 dni wybiegł na boisko trzykrotnie i łącznie nie spędził na murawie nawet godziny. Przełomem była październikowa przerwa na mecze reprezentacji. Piłkarz z Madrytu mógł w tym czasie dojść do formy, przygotować się do kolejnych spotkań i… wskoczyć na inny poziom. Nie byłoby wygranych Rakowa z Górnikiem Zabrze i Stalą Mielec, gdyby nie postawa Hiszpana i jego cztery bramki.
Przełomowy okazał się nie pierwszy, ale drugi sezon w barwach drużyny z Andaluzji. Wtedy piłkarz był wyróżniającą się postacią zespołu, a ponad milion euro zapłaciło za niego Levante. Czteroletni kontrakt miał być gwarancją, że klub będzie miał w przyszłości korzyści finansowe.
Media opisywały Lopeza jako piłkarza, który jest skutecznym dryblerem, jest silny i potrafi strzelać gole. Wrażenie robiła moc, a przy tym precyzja jego uderzeń. Hiszpan wprost zapowiadał, że ma umiejętności, by grać w pierwszym zespole z Andaluzji. Stanęło na innym ruchu. Wydawało się, że Levante może być krokiem do przodu, miejscem, w którym łatwiej będzie mu o miejsce w składzie. 1757 minut, cztery gole i trzy asysty nie wystarczyły, by zdobyć zaufanie trenerów. Pomocą nie było też wypożyczenie do Realu Valladolid, w którym przez rundę jesienną (18/19) pojawił się na murawie ledwie przez 180 minut. Wtedy miał więcej czasu, by oddać się swojej pasji. Dodatkową formą treningu była gra w padla. Relaks dawało mu oglądanie Władcy Pierścieni. Słabość? Przyznawał wprost, że chodzi o żelki.
Wypożyczenie do Valladolid było tylko pierwszym z kilku. Potem Lopez występował też w Sportingu Gijon, SD Huesca, a ostatnią rundę spędził w Ponferradinie. Levante było już pewne, że chce rozstać się z piłkarzem przed końcem obowiązującej umowy. Latem 2020 roku klub chciał oszczędzić pieniądze, w zamian dawał piłkarzowi wolną rękę w wyborze nowej drużyny. Na wypożyczeniu w rundzie wiosennej był chwalony za aktywność i poświęcenie na boisku. Zapowiadało się na to, że gracz otrzyma ciekawe oferty.