Wyprawa była długa, kosztowała mnie mnóstwo siły i energii. Żyliśmy w bardzo trudnych warunkach. To była jedyna szansa na szczyt, ale niestety musieliśmy zawrócić. Nic więcej nie byłam w stanie zrobić. To, że zachorowałam, było niezależnie ode mnie. Nie mam sobie nic do zarzucenia – mówi w TVPSPORT.PL Magdalena Gorzkowska, która w tym roku chciała zdobyć zimą K2. Polka zmuszona była przerwać wyprawę z powodu problemów zdrowotnych.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Jak się czujesz w tej chwili?
Magdalena Gorzkowska: – Teraz na pewno czuję się lepiej. Porównując to do stanu sprzed doby, jest to niebo a ziemia. Przede wszystkim pomogło mi zmniejszenie wysokości. Tu, gdzie obecne przebywam, mój organizm regeneruje się o wiele szybciej. Czuję się jak zupełnie inny człowiek. Mam apetyt, a w środę nie potrafiłam nawet napić się wody. Stan bardzo się poprawił.
– Co było przyczyną problemów żołądkowych? Wspominałaś o wymiotach i ogólnym przemęczeniu.
– To przede wszystkim przyczyna jedzeniowa. Jest to jednak bardzo dziwne, ponieważ wszyscy zawsze jedliśmy to samo. Tylko ja zachorowałam i to bardzo mocno. Wcześniej też miałam jakieś niewielkie problemy żołądkowe i zatrucia, ale się z nich wykurowałam bez problemu. To, co ostatnio mi się przytrafiło, było jednak dziesięć razy mocniejsze. Jest to dla mnie wręcz dziwne, że aż tak mocno zareagowałam, że żołądek przestał normalnie pracować.
"Góra morderca" padła. Jak zdobyto K2?
– Kiedy konkretnie zaczęły się te problemy?
– Chyba 31 stycznia.
– Mając świadomość warunków i czasu, który spędziliście już w okolicach K2, to był najlepszy moment na atak, prawda?
– To był moment idealny. Lepszego okna pogodowego nie było. Czekaliśmy na taką pogodę bardzo długo, więc niezależnie od wszystkiego chciałam spróbować wejść. Nie potrafiła wyobrazić sobie poddania się bez walki. Przed ostatnim wyjściem czułam się lepiej.
– W którym momencie wyjścia w górę doszłaś do wniosku, że to koniec?
– Pierwszy kryzys dopadł mnie przy dojściu do bazy wysuniętej, czyli ABC (Advanced Base Camp — przyp. red). Szło mi się bardzo trudno, a był to dopiero początek. Kryzys jednak zażegnałam, zjadłam żele i poczułam się dużo lepiej. Później na wysokości 5700-5800 metrów znów poczułam się bardzo źle. Tempo marszu spadło i każdy krok stawiałam z jeszcze większym wysiłkiem.
– Jak wyglądała akcja powrotna?
– Do obozu pierwszego dotarliśmy o własnych siłach. Kolejnego dnia, budząc się na wysokości 6000 metrów, czułam się fatalnie. Pojawił się bardzo duży ból brzucha i skurcze. Musiałam zejść. Zmotywowałam się, by być bardzo czujna, ponieważ jeden błąd kosztuje w górach utratę życia. Nie byłam w najlepszym stanie, ale udało mi skoncentrować się tylko na linach. Zjechałam o własnych siłach, co było dużym sukcesem. Później bardzo powoli dotarliśmy do bazy. Wiedziałam, że muszę dzwonić po helikopter, ponieważ nie miałam niestety siły na zejście 100 kilometrów na dół. Skontaktowałam się z ubezpieczycielem. Pomoc przyleciała dziś. Przywieziono mnie do Skardu. Obecnie jestem w hotelu, dużo lepiej się czuję i dziś idę do szpitala.
Żołnierz, naukowiec, ludzie gór. Kim są Szerpowie, którzy zdobyli K2?
– Jest w tobie dużo złości z powodu zakończenia wyprawy?
– Nie ma we mnie żadnej. Wyprawa była długa, kosztowała mnie mnóstwo siły i energii. Żyliśmy w bardzo trudnych warunkach. To była jedyna szansa na szczyt, ale niestety musieliśmy zawrócić. Nic więcej nie byłam w stanie zrobić. To, że zachorowałam, było niezależnie ode mnie. Nie mam sobie nic do zarzucenia.
– Najtrudniejszy moment wyprawy jest teraz, czy był wcześniej?
– Było dużo trudnych momentów. Bardzo trudne było nasze pierwsze wyjście w góry powyżej bazy. To było wykańczające, z bólu chciało mi się płakać. Innym była śmierć Sergiego Mingote, którą widziałam na własne oczy. Trzecia to wycofanie się z ataku szczytowego z powodu choroby. Na tym jednak polega wspinaczka – na zdobywaniu nowych doświadczeń.
Ten, który zdobył Everest 21 razy. Apa Sherpa. Kochany przez wszystkich
– Co byś powiedziała wszystkim tym, którzy z niedowierzaniem patrzyli na twoje próby zdobycia K2 zimą?
– Trzeba próbować robić takie rzeczy! Zawsze znajdą się tacy, którzy nie wierzą w powodzenie. Nic się na to nie poradzi. To moje marzenia i uważam, że muszę o nie walczyć.