To już lada moment. Za miesiąc reprezentacja Polski rozpocznie walkę o awans na mistrzostwa świata. W pierwszym meczu, 25 marca, zmierzymy się w Budapeszcie z Węgrami. Jakie oczekiwania mają nasi rywale? Jak przyjęto tam zmianę selekcjonera reprezentacji Polski? Rozmawiamy na te tematy z węgierskim dziennikarzem sportowym, Gabym Kocacsem.
– Jak Portugalczyk dogadywał się z węgierskimi graczami? Był w stanie dopasować się do waszej mentalności?
– Pod tym względem nie było żadnych problemów. Sousa szybko złapał kontakt z węgierskimi graczami, którzy – mimo sprowadzenia wielu zawodników z zagranicy – nadal stanowili trzon zespołu. Portugalczyk w pełni zrozumiał kulturę i dobrze zintegrował się z życiem na Węgrzech. Nie wyglądał jak ktoś z zewnątrz. Pamiętajmy, że nie miał łatwo – przejmował drużynę po bardzo popularnym trenerze, który właśnie zdobył z Videotonem tytuł mistrzowski. Mimo to, potrafił zaskarbić sobie zaufanie fanów.
– A czy Videoton pod jego kierownictwem stał się lepszym zespołem?
– To trudne pytanie! Z jednej strony nie udało im się zdobyć tytułu mistrzowskiego, ale z drugiej – zaliczyli ten świetny sezon w Europie. Gdy nowi gracze na dobre weszli do zespołu, Videoton zaczął grać bardzo atrakcyjną piłkę. Gdyby nie ten słaby początek, pewnie zdobyliby tytuł mistrzowski. W październiku miał na koncie pięć porażek (w czternastu kolejkach) i w pewnym momencie media zaczęły spekulować, że Sousa może stracić pracę. Ale na początku listopada maszyna ruszyła – do końca sezonu stracili punkty tylko w dwóch meczach! Z pewnością Sousa zbudował w klubie mocne fundamenty.
– Jak myślisz, skąd się wziął ten słaby start? Czy wynikało to m.in. ze zmian w ustawieniu taktycznym?
– Wynikało to z kilku rzeczy. W drużynie doszło do sporych zmian kadrowych – wielu transferów z i do klubu. Do tego doszła nieznajomość ligi i tego, jak grają poszczególne zespoły. Było jasne, że nowi piłkarze to dobrzy zawodnicy, ale potrzebowali czasu, by stworzyć mocny zespół. W listopadzie wreszcie się udało – od tego czasu Videoton dominował niemal każdego rywala. Liga węgierska jest zabawna, bo tutaj każdy może wygrać z każdym. Jednego dnia słaby zespół może pokonać mistrza, a w następnej kolejce przegra 0:5 z drużyną z dołu tabeli.
– Brzmi znajomo, bo podobnie jest w Ekstraklasie. A wracając do Sousy – jak oceniłbyś jego mocne i słabe strony?
– Postawił na defensywę. Videoton w najlepszym okresie był bardzo mocny w tyłach, a do tego imponował kontratakami. W Europie momentami widać było brak doświadczenia – u trenera i jego piłkarzy. Ale gdy zespół dotarł się pod względem taktyczny, widzieliśmy takie mecze, jak ten wygrany 3:0 ze Sportingiem.
– Jakie uczucia dominowały na Węgrzech po losowaniu grupy kwalifikacyjnej do mistrzostw świata?
– Życie nauczyło nas, by nie mieć żadnych oczekiwań, ale w ostatnich latach nieco się to zmieniło. Obecnie często zapominamy, że mamy bardzo przeciętnych graczy, ale trener potrafi wydobyć z nich to, co najlepsze. Zaraz po losowaniu kibice na Węgrzech uznali, że awansują Polska i Anglia i nam to... odpowiada. Lubimy pozostawać w cieniu, poza gronem faworytów i sprawiać rywalom kłopoty z tej pozycji. Nasza reprezentacja awansowała dwa razy z rzędu do dwóch dużych turniejów, w których nie było nas od trzydziestu lat! Wierzę, że najważniejsze będą dla nas mecze z Polską. Jeśli nie przegramy z wami – kwestia awansu będzie otwarta. I oczywiście – świetnie było trafić do jednej grupy z naszymi braćmi i siostrami z Polski!
– Czy te oczekiwania zmieniły się w ciągu ostatnich tygodni?
– Tak i ma to związek z możliwością, że kibice będą mogli wrócić na stadiony. Nasi fani zawsze tworzą niesamowitą atmosferę i autentycznie są dwunastym zawodnikiem. Pełny stadion w Budapeszcie przy okazji meczów z Polską i Anglią – to byłoby coś wspaniałego. Rywale już w tunelu wiedzieliby, co ich czeka.
– Jaka jest wasza opinia na temat polskiej drużyny? Oczywiście mamy Roberta Lewandowskiego, ale także wiele problemów.
– Wskazywanie tylko na Lewandowskiego byłoby uproszczeniem. Oczywiście, Robert jest ciągle w bardzo wysokiej formie, to jeden z najlepszych piłkarzy w historii, ale polska drużyna niesie też wiele innych zagrożeń. Macie wielu zawodników, którzy grają w wielkich klubach, w jednych z najlepszych lig na świecie. Dysponujecie składem, który daje świetną równowagę między młodością a doświadczeniem. Teraz Paulo musi znaleźć sposób, jak wyciągnąć z nich to, co najlepsze.
– Co jest waszym największym zmartwieniem przed meczem z Polską? Czy to zdrowie Dominika Szoboszlaia?
– Dominik okazał się objawieniem. W tak młodym wieku przywrócił drużynę narodową na wielką scenę i z pewnością będzie integralną częścią ewentualnych przyszłych sukcesów. Przeniósł się teraz do Bundesligi, a ja boję się trochę, że oczekiwania wobec niego są nieco zbyt duże, jak na gracza w tym wieku. Co ważne, bez niego też udało nam się rozegrać kilka naprawdę dobrych meczów. Na zbliżających się mistrzostwach Europy czeka nas niezwykle trudna grupa. Obawiam się, że na tle tak mocnych rywali, Dominikowi trudno będzie pokazać światu wszystkie swoje walory, ale mocno liczę, że będzie jedną z gwiazd kwalifikacji do mistrzostw świata. Naszym największym problemem jest wąska kadra. Jeśli pojawią się kontuzje na kluczowych pozycjach, będziemy musieli zacząć powoływać zawodników z ligi węgierskiej. A ci nigdy nie będą dość dobrzy, by udanie rywalizować na arenie międzynarodowej.
– Wspomniałeś, że Szoboszlai przeniósł się do Bundesligi. Dołączył do Williego Orbana i Petera Gulacsiego w RB Lipsk. Trzech najważniejszych zawodników reprezentacji w jednym klubie. Jest to niezwykłe i pewnie na rękę selekcjonerowi Marco Rossiemu.
– Transfer Dominika do Lipska to wielka sprawa. W poprzednim sezonie Orban i Gulacsi dotarli z RB do półfinału Ligi Mistrzów – to było prawdziwe szaleństwo. A teraz w tym klubie jest trzech naszych rodaków i znów chcą powtórzyć ten wynik. Kręgosłup reprezentacji – bramkarz, obrońca i pomocnik – w jednym klubie to świetna wiadomość. I spore ułatwienie dla Rossiego.
– Do meczu pozostał miesiąc. Jakie są twoje oczekiwania?
– Mam nadzieję, że zaskoczymy was naszym poziomem gry i dyscypliną. Węgierska drużyna jest miliony kilometrów od tej drużyny, która kilka lat temu przegrała z Andorą. Znów mamy w sobie wiarę i dumę. Rossiemu udało się przekonać przeciętnych graczy, że są piłkarzami światowej klasy. Trener zasłużył sobie na wszystkie pochwały, które otrzymuje. Zdziałał cuda. Oczywiście, porażka z Polską mnie nie zdziwi, bo w naszym DNA leży pesymizm, ale jesteśmy teraz na fali wznoszącej i oczekuję, że mecze z wami będą bardzo wyrównane.
– Awansowaliście na dwa mistrzostwa Europy z rzędu, co nigdy wcześniej wam się nie przydarzyło. Ferencvaros w Lidze Mistrzów. Gdzie jest teraz węgierski futbol?
– W najlepszym miejscu od bardzo dawna. Biorąc pod uwagę pieniądze w światowej piłce nożnej, awans Ferencvarosu był czymś wyjątkowym. A do tego – choć wyniki tego nie pokazują – na tle Barcelony i Juventusu wyglądali całkiem dobrze. Teraz kluczowa będzie konsekwencja. Ważne, by co sezon przynajmniej jeden węgierski klub grał w fazie grupowej europejskich pucharów. Jeśli chodzi o piłkę reprezentacyjną – jesteśmy w grupie A Ligi Narodów, awansowaliśmy do mistrzostw Europy, a teraz walczymy o pierwszą od 1986 roku przepustkę do mistrzostw świata. To naprawdę wspaniały okres, a już nadchodzą kolejni, młodzi, świetni piłkarze. Przyszłość wreszcie jawi się w jasnych barwach.
– W rankingu UEFA liga węgierska jest trochę lepsza od polskiej. Czy myślisz, że w następnych latach różnica może się zwiększać?
– Nie sądzę. Po pierwsze – wasza liga jest lepszy miejscem na rozwój. Młodzi węgierscy piłkarze wyjeżdżają z kraju, bo u nas szkolenie po prostu nie działa. Ferencvaros z pieniędzmi z Ligi Mistrzów nadal będzie wygrywać ligę sezon po sezonie, stawiając głównie na zagranicznych graczy. Dojście do tego momentu zajęło nam mnóstwo czasu i dziś wszyscy się cieszymy, że możemy brać w tym udział, zamiast ciągle wybiegać myślami w przyszłość.
* Gaby Kovacs to węgierski dziennikarz sportowy, który obecnie prowadzi popularny angielskojęzyczny podcast o węgierskiej piłce.