Odbijali sobie żony, na oczach kamer pili, palili, wyzywali się, atakowali dziennikarzy, w klubach nocnych wywoływali burdy, a na boisku wymachiwali środkowym palcem. Bayern Monachium nie zawsze był doskonale poukładanym organizmem marketingowo-ekonomicznym, a już zwłaszcza w latach 90., gdy w szatni zebrała się grupa celebrytów, która utworzyła FC Hollywood.
ZABAWA NA BECZCE PROCHU
Obecność w jednej szatni kilku skandalistów, porywczych charakterów i gości z ego błąkającym się gdzieś wokół Jowisza nie wróży niczego dobrego. Są sposoby by ich pogodzić, niektórym udaje się taką grupę ujarzmić, ale to jednak trochę tak, jak siąść na beczce pełnej prochu i bawić się zapałkami. Owszem, można, czuć adrenalinę, lecz prawdopodobnie za chwilę będzie też czuć zapach spalenizny i dogasającego drewna. Jeśli już jednak szukać sposobu na to, by pogodzić paru imprezowiczów, krewkich facetów i amantów, potrzeba kogoś, kto ich zawadiackie oblicze nieco złagodzi. Przemówi do rozsądku, uspokoi, wpłynie kojąco. I tacy ludzie istnieją.
Do tej grupy nie należy jednak z całą pewnością Giovanni Trapattoni, czyli Włoch z krwi i kości, który nie bawił się nigdy w kurtuazję, nie ważył rzucanych przed mikrofonem słów, nie zastanawiał się nad konsekwencjami wypowiedzianych zdań. Jeśli ktoś mu w trakcie kariery trenerskiej uwierał, beształ go publicznie. Jak ktoś stawał mu na odcisk, rewanżował się tym samym. Dla Bayernu był więc w latach 90. właśnie takim beztroskim i naiwnym poszukiwaczem przygód, który siadł na beczce, miał w dłoniach źródło ognia i nie ociągał się ze wznieceniem pożaru.
Ponad dwie dekady temu Bayern był bowiem nie mniej atrakcyjnym dla piłkarzy klubem niż jest teraz. Płacił najwięcej w Niemczech, w jego barwach prawdodobieństwo zwycięstw było największe, stawał się też ośrodkiem tak zwyczajnie modnym i europejskim. Można było zostać mistrzem kraju w Werderze Brema, Stuttgarcie, Kaiserslautern czy Borussii Dortmund, z tą ostatnią można było nawet dojść do finału Ligi Mistrzów. Ale to jednak wizja występów na Stadionie Olimpijskim była najbardziej podniecającą i tam lgnęli najzdolniejsi piłkarze w kraju. Najzdolniejsi, ale niekoniecznie najgrzeczniejsi. A takich przez szatnię Bawarczyków przewinęło się w ostatniej dekadzie ubiegłego stulecia wielu.
SPOLICZKOWANA LEKARKA
Łatka FC Hollywood, jaka została wówczas Bayernowi przypięta, nie wzięła się znikąd. Dla niemieckich dziennikarzy były to bowiem czasy, o jakich chyba nawet nie marzyli. Mogli oczywiście relacjonować mecze zespołu, mogli opisywać, co się dzieje na treningach czy podczas odpraw przedmeczowych, ale nic nie przyciągało uwagi czytelników tak skutecznie, jak opowieści o życiu pozaboiskowym ówczesnych gwiazd. Nie trzeba było nawet zmyślnych prowokacji, ukrywania się z aparatem fotograficznym w krzakach i szukania sensacji, by co kilka dni znajdować nośny temat na czołówkę. Te wpadały bowiem taśmowo.
– Mehmet Scholl przychodził do nas w dresie, zamawiał czerwone wino i szedł w stronę drzwi. Tam po prostu czekał na rozwój wydarzeń, bo wiedział, że wkrótce atrakcji nie zabraknie – opowiadał po latach Damir Fister, ochroniarz w słynnej monachijskiej dyskotece P1, w której wieczory i noce spędzały gwiazdy klubu. Ale cóż się Schollowi dziwić, skoro jego kolega z szatni Stefan Effenberg potrafił w 2000 roku przyjść na imprezę, podejść do swojej loży i na widok obcej kobiety zajmującej jego ulubione miejsce, zdzielić ją w twarz. "Jestem Effenberg, chcę tu usiąść, więc wyp***dalać!!!", krzyczał rozwścieczony do 31-letniej lekarki, która nieświadoma "zniewagi", jakiej wobec zawodnika się dopuściła, zrelaksowana sączyła przy stoliku drinka. Po chwili poczuła jednak dłoń gwiazdora na własnym policzku i może nawet udałoby się tę sprawę nieco zamieść pod dywan, gdyby nie to że kobieta spędzała wieczór w towarzystwie prawniczej wierchuszki Monachium. Efekt? 200 tysięcy marek kary dla Effenberga.
P1 generalnie było miejscem, w którym działy się cuda, ale nie każdy miał do nich dostęp. Selekcja przed wejściem była piekielnie wymagająca, właściwie jeśli nie było się na specjalnej liście, o przekroczeniu progu tego ekskluzywnego klubu można było zapomnieć. Na liście bywał jednak regularnie Oliver Kahn, który w pewnym momencie zaczął tam chodzić nie po to, by wychylić parę kolejek, ale by rozkręcać romans z kelnerką Vereną Keth. Przez pewien czas trzymał jeszcze w tajemnicy tę znajomość, ale gdy pewnego razu zostali nakryci na namiętnych pocałunkach w loży dla VIP-ów, świat dowiedział się o drugim życiu bramkarza. Dowiedziała się też oczywiście jego żona, którą wkrótce potem porzucił dla ponętnej barmanki. Ale to nie koniec historii: z wieloletnią partnerką rozstał się 10 dni przed narodzinami ich kolejnego dziecka, a niedługo potem i romans dobiegł końca. Keth go rzuciła, a po tym wszystkim odebrała telefon z "Playboya", gdzie wystąpiła w rozbieranej sesji. Wkrótce wzrok czytelników przyciągały jednak nie tylko jej kształty, ale też wielki napis na okładce: EX-KAHN.
NAGRAĆ PŁYTĘ Z GWIAZDĄ PORNO
Być może jednak to nie Effenberg i nie Kahn byli największymi skandalistami w czasach istnienia FC Hollywood. Mario Basler robił bowiem wszystko, by nie dać sobie odebrać tego tytułu. – Piję i palę. I to się nie zmieni – odpowiadał bez ceregieli dziennikarzom, którzy sugerowali, że być może profesjonalny sportowiec powinien prowadzić się poza boiskiem nieco lepiej. Z jego miłością do piw pszenicznych i tytoniu nie byli też w stanie walczyć trenerzy. Mogli go rugać, sadzać na ławce, grozić grzywnami i odsunięciem od składu, ale on niewiele sobie z tego robił. O pomysłach na grę Trapattoniego powiedział przed kamerami, że są "do dupy", za co musiał potem zapłacić 10 tysięcy marek. Kilka miesięcy później zatrzymano go z kolei w jednej z restauracji w Ratyzbonie, gdzie awanturował się o czwartej nad ranem. Pech chciał jednak, że tego samego dnia grał mecz, a szamotanina skończył się precyzyjnym ciosem prosto w szczękę obcego gościa. Zdaniem piłkarza to rywal zainicjował bójkę, a tak w ogóle to oprawców było dwóch, bo tej nocy balował przecież z rezerwowym bramkarzem Svenem Scheuerem.
W Monachium uznali wówczas, że miarka się przebrała, zwłaszcza że kilka tygodni wcześniej kompletnie pijany Basler wsiadł za kółko i został zatrzymany przez policję. Szefowie klubu rozwiązali z nim kontrakt, ale nie wyglądał na człowieka, który za bardzo by się tym przejął. Wypalił nawet, że to nawet dobrze, bo już nie będzie musiał wysłuchiwać tych bredni, które kładą mu do głowy w klubie. No i w końcu mógł zacząć realizować się w muzyce. Wszak w 1994 roku wpadł na pomysł nagrania płyty z aktorką porno Dolly Buster. Poznali się podczas wyścigów konnych i szybko złapali wspólny język, ale tę ideę udaremnili działacze Bayernu wsparci przed przedstawicieli niemieckiej federacji. Długo musieli tłumaczyć piłkarzowi, że taka akcja przyniesie więcej szkody niż pożytku i skończy się międzynarodowym skandalem. Udało się. Basler nie wszedł do studia nagraniowego, choć z perspektywy czasu trudno też powiedzieć, by ochłonął i przestał wpadać na głupie pomysły.
Odejście z Bayernu Baslera pozwoliło również wykorzystać lepiej talent Scholla. Ten bowiem też nie należał do świętoszków, a towarzystwo takiego gagatka wcale mu nie pomagało. Trapattoni wściekał się na tę dwójkę, odsuwał ich od treningów, nie zabierał na mecze. Potem musiał tłumaczyć się na konferencjach prasowych, bo z jednej strony niesubordynacja w zespole winna być karana, z drugiej miał do czynienia ze znakomitymi piłkarzami. Problem jednak w tym, że ci czuli się na tyle mocni, że zamiast ciężko trenować, woleli się bawić.
DETEKTYW NA TROPIE PIŁKARZY
Scholl był jednak o tyle inny od Baslera, że nie rajcowało go tańczenie na stole w pijackim amoku, jak w przypadku kolegi, który odreagował tak przegrany w 1999 finał Ligi Mistrzów. Mario włóczył się wówczas po mieście, wychylał kolejkę za kolejką, a reporterzy przyłapali go chwiejącego się na nogach, gdy jednak dawał jeszcze radę kręcić biodrami w jednej z knajp. Jego młodszy kolega był z kolei zapalonym kobieciarzem. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, przez jego łóżko przewinęły się tabuny kobiet, do tego stopnia uwielbiał flirt, że po kraju chodziła zabawna anegdotka. Otóż wśród monachijskich przedstawicielek płci żeńskiej przeprowadzono ankietę. Pytano o to, czy wyobrażają sobie mieć stosunek seksualny z Schollem. Aż 70 procent z nich odparło... "nigdy więcej". Zresztą sam Karl-Heinz Rummenigge głowił się nad uwielbieniem piłkarza, które przysparzało klubowi sporo problemów. – Ciężko było przeprowadzać treningi, bo podczas każdego zbierały się wokół boiska dziesiątki dziewczyn, który wykrzykiwały jego imię – tłumaczył.
Upilnować tej ferajny się nie dało. Największą kontrolę nad piłkarzami klub miał wtedy, gdy wszyscy znajdowali się na jednym boisku i grali w piłkę. Gdy jednak rozjeżdżali się do domów, można było się jedynie modlić, by rano okładki gazet nie informowały o kolejnym skandalu. No, można było jeszcze zatrudnić detektywa, właśnie tak jak zrobili to w Monachium. Ale jakichkolwiek efektów to nie przyniosło, bo co z tego, że tajemniczy jegomoście w płaszczach i kapeluszach śledzili każdy ruch zawodników na ulicach, gdy ci znikali zaraz za drzwiami którejś z dyskotek, do których przeciętny śmiertelnik nie miał wstępu? Zresztą nie trzeba było być wielkim fachowcem, by wytropić nawet, gdzie wieczór się dla zawodników zakończył. Taki Kahn bezceremonialnie parkował na przykład swoje luksusowe auto pod drzwiami P1.
Jednym z prowodyrów imprez był Effenberg. Na boisku w latach 90. potrafił błyszczeć nie tylko umiejętnościami, ale też rozdawanymi na lewo i prawo pozdrowieniami środkowym palcem. Nie gryzł się też w język, więc kochały go media. Gdy jeden z dziennikarzy próbował zajrzeć mu do portfela i podpytać o zarobki, pomocnik strofował go, że nie zarabia pięciu milionów, tylko pięć i pół. Przede wszystkim był jednak tym, który wywołał największą w tamtych czasach burzę w i tak już krewkiej i elektrycznej szatni Bayernu.
"TY ŚWINIO, UKRADŁEŚ MI ŻONĘ"
Thomas Strunz miał bowiem żonę, uroczą blondynkę Claudię, której wdzięki zmiękczały jednak nogi nie tylko jemu, ale też Effenbergowi. Stefan widywał ją często na bankietach, aż pewnego razu wyszedł z inicjatywą spotkania. Jednego, potem drugiego, wspólnej kolacji – i tak para wdała się w romans. Po którejś z nocy wysłał do kochanki SMS-a, którego przypadkiem przeczytał jednak kolega z szatni. Strunz wściekł się kompletnie, wytłukł domową zastawę, zrobił w mieszkaniu demolkę, a gdy już przestał rzucać talerzami i szklankami, zadzwonił do piłkarza. – Ty świnio, ukradłeś mi żonę!!! Jeszcze raz się z nią spotkasz i po tobie! – miał krzyczeć do słuchawki, ale nie zniechęcił tej dwójki do wspólnych igraszek. Znienawidzili się wówczas z Effenbergiem, ale koniec końców ten drugi odbił mu żonę.
W swojej autobiografii "Effe" pisał po latach, że początkowo Claudia miała go za dobrego przyjaciela. Pewnego razu spotkali się jednak w jednym z hoteli. – Siedliśmy w pokoju, w telewizji leciał właśnie teledysk Xaviera Naidoo do utworu "Dokąd chcesz iść?". Zrobiło się strasznie romantycznie, a ja wówczas pocałowałem ją po raz pierwszy – opowiadał bez skrupułów. Ale widocznie nie było mu za bardzo szkoda kumpla, bo w swoim stylu wbił kij w mrowisko. – Przecież żaden z niego świętoszek, sam zdradzał żonę, więc jego związek i tak by nie przetrwał – skwitował.
Strunz generalnie nie miał w Monachium łatwego życia. Mało kibiców pamięta pewnie jego boiskowe popisy, większość kojarzy go za to dzięki słynnej konferencji prasowej Trapattoniego. Włoch urządził sobie ponad 3-minutowy roast piłkarzy, a w szczególności publicznie zgnoił właśnie notorycznie kontuzjowanego pomocnika. Wściekle uderzał o blat stołu, pienił się na oczach kamer, wydzierał do mikrofonów, deklamując stanowisko, które rozpisał sobie wcześniej na kartce. Jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej przełożeni Włocha irytowali się, że ten nie uczęszcza na lekcje niemieckiego, które zagwarantował mu klub. Jak już się jednak wybrał i opanował nową umiejętność, wykorzystał ją w taki sposób, że przeszedł do historii.
A tak swoją drogą, Stefan i Claudia są parą do dziś. Pobrali się w 2004 roku.
DOSTARCZYCIELE ROZRYWKI
Effenberg na boisku robił wszystko, by dać się we znaki rywalowi. Był agresywny, nie przebierał w środkach, nie trzymał języka za zębami. Gdy w 1991 roku Bayern grał mecz towarzyski z irlandzkim Cork City, drwił, że jeden z rywali wygląda jak jego dziadek. We wspomnianej autobiografii rozliczył się również z Matthausem, z którym szczerze się nienawidzili i którego uważał za mięczaka. Jeden uważał, że jest najlepszym piłkarzem, drugi też miał się za pępek świata. O Lotharze żartowano nawet, że został najwybitniejszym trenerem, zanim jeszcze zajął się to profesją (która nota bene go w końcu przerosła). W książce jeden z rozdziałów zatytułowany jest "Co Matthaeus wie o piłce nożnej?". Ten rozdział to pusta strona.
Lata 90. były bez wątpienia najbardziej skandalicznymi w historii Bayernu, co jednak nie oznacza, że oznak istnienia FC Hollywood nie było nigdy wcześniej, ani nigdy później. Franz Beckenbauer ma w końcu trójkę dzieci z żoną i czwarte z klubową sekretarką. Paul Breitner wyśmiewał rywali, twierdząc, że tylko idioci nie potrafią strzelać goli z rzutów karnych, Gerd Mueller notorycznie się upijał, a Sepp Maier występował w programach telewizyjnych, gdzie robił z siebie klauna. Ale i w późniejszych latach piłkarze z Saebener Strasse trafiali na czołówki gazet. Głośno jest w ostatnim czasie o Jeromie Boatengu, którego była partnerka została znaleziona martwa w Berlinie. Thomas Mueller i Robert Lewandowski publicznie krytykowali przełożonych, partnerka tego pierwszego kpiła na Instagramie z Niko Kovaca, James Rodriguez strofował Chorwata, że ten nie jest przecież we Frankfurcie, tylko w jednym z największych klubów świata. Szczególnie głośno o wybrykach zawodników było, gdy na Allianz-Arena pracował Carlo Ancelotti. Historia zatoczyła koło – Włoch znów nie potrafił zapanować nad szatnią pełną ludzi z wielkim ego. Poszedł z nimi na wojnę i ją przegrał. Mówiło się, że pięciu graczy odegrało główną rolę w zwolnieniu szkoleniowca, co jednak dziwić nie powinno. Arjen Robben pozwalał sobie nawet w mediach, by drwić z poziomu treningów. – Mój kilkuletni syn trenuje ciężej niż ja – opowiadał.
Duch tamtych czasów już zawsze będzie więc krążył nad stolicą Bawarii. Pewnie nie na taką skalę, jak wtedy, gdy Uli Hoeness nazywał Baslera "fajny kolesiem, dopóki nie wypija drinka", a sam zainteresowany nic sobie z tego nie robił. Gdy złapał kontuzję na Euro 96, uznał, że jego obecność na zgrupowaniu nie ma sensu, choć ostatecznie wywalczył możliwość swobodnego uprawiania seksu, czego zabraniał innym zawodnikom selekcjoner. Gdy innym razem prowadzący kadrę Erich Ribbeck powołał go na mecz towarzyski z Holandią, pomocnika przyłapano w jednym z hoteli, gdzie pijany siedział o 6 nad ranem przy ruletce, choć po południu miał wyjść na boisko. Co chwilę akceptował kolejne grzywny, dostawał po uszach od trenerów i prezesów, słyszał od Beckenbauera, że nikt nie ma do niego siły i żadne próby wpłynięcia na jego charakter nie mają sensu. – Zapewniam rozrywkę. A kibice przecież tego chcą, chcą się bawić. Czy nie mam racji? – puszczał wówczas oko do dziennikarzy i zdaje się, że był głosem tamtego pokolenia. Pokolenia, który dostarczało rozrywkę i na boisku, i poza nim.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (964 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.