{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
{{#point_of_origin}} Źródło: {{point_of_origin}}
{{/point_of_origin}}
Czytaj więcej
Przejdź do pełnej wersji artykułu

Październikowe spotkanie Podbeskidzia ze Stalą (fot. PAP)

Jak trwoga to do Leszka Ojrzyńskiego. Trener urodzony w Ciechanowie uchodzi w lidze za specjalistę od trudnych sytuacji. I to nie mit. W 2018 roku uratował przed spadkiem Arkę Gdynia. Rok później – Wisłę Płock. Teraz ma uratować Stal. I choć w Mielcu ciśnienie idzie w górę, trener Stali na razie zachowuje pełen spokój. Media zapowiadają poniedziałkowe spotkanie jako mecz o życie, ale Ojrzyński wie, że takie mecze dopiero nadejdą.
– W mojej ocenie to nie jest mecz o życie, no chyba, że zarząd klubu ma jakieś plany, ale o żadnym ultimatum nie słyszałem. W mojej ocenie mecz o życie to ostatni mecz sezonu, który coś ostatecznie daje lub odbiera. Tak było w Wiśle Płock. Przedostanie spotkanie wygraliśmy, a w ostatnim był remis, który dał nam utrzymanie. Dzięki pozostaniu w Ekstraklasie Wisła nadal może się rozwijać. Zapadła decyzja o budowie nowego stadionu w Płocku, bo w przypadku spadku te plany zostałyby odwołane. Gdy byłem w Arce ostatni mecz graliśmy z Zagłębiem. Przegrywamy i nas niema! Ale wygraliśmy i zostaliśmy w lidze. To są prawdziwe mecze o życie, a ten poniedziałkowy to mecz, który może dać nieco powietrza – opisuje Ojrzyński. Jeśli nie zna planów zarządu wobec jego osoby, to przychodzimy z pomocą. W Stali nie ma zakusów, by zmienić trenera. Władze klubu dobrze wiedzą, że w tej chwili nie znajdą nikogo lepszego.
Ojrzyński jako człowiek religijny pewnie nie wie już, do którego świętego się odwoływać, by poprawił skuteczność jego piłkarzy. Pewnie jeszcze nie do patrona spraw beznadziejnych, ale sytuacja powoli do tego dojrzewa. W poprzedniej kolejce Stal przegrała w Gliwicach z Piastem, a na koniec meczu niebiosom dziękował Waldemar Fornalik. Pewnie do dziś zastanawia się, w jaki sposób Frantisek Plach obronił strzał głową Macieja Jankowskiego z pięciu metrów. To po prostu musiał być gol. Stal prowadziłaby w tym momencie 2:0 i wygrana byłaby już na wyciągnięcie ręki. A skończyło się porażką 1:2.
I tak punkty uciekają Stali. – Tworzymy bardzo dużo sytuacji bramkowych, ale nie potrafimy ich wykorzystywać. W czołówce ligi są zespoły, których sytuacji tworzą mniej, ale potrafią zamieniać je na bramki. Legia we Wrocławiu oddała jeden celny strzał, a to wystarczyło, by wygrać. Każdy wiosenny mecz mogliśmy wygrać. To nie było tak, że byliśmy słabsi i zasłużenie przegraliśmy. Mieliśmy okazje, by punktować w każdym z tych spotkań, a wtedy bylibyśmy rewelacją rozgrywek – zaznacza Ojrzyński.
W ten sposób Ojrzyński notuje w Stali słabsze wyniki niż w poprzednich klubach. Na razie gromadzi średnio jeden punkt na mecz. Lepiej było w Wiśle Płock (1,64 pkt na mecz), Arce (1,3), Górniku (1,05), Podbeskidziu (1,44) i Koronie (1,33). Gorzej tylko w Odrze Wodzisław (0,78), ale to było ponad dziesięć lat temu, gdy Ojrzyński stawiał pierwsze kroki w samodzielnej pracy na poziomie Ekstraklasy.
Dziś nie myli się w ocenie swojej drużyny. Według portalu Ekstrastats Stal to drużyna marnująca najwięcej okazji do zdobycia gola. Według metody Expected Goals Stal powinna mieć dziś 26 punktów, a ma o dziesięć mniej. Podbeskidzie jest znacznie skuteczniejsze i ma tylko o dwa punkty mniej niż wynikałoby z obliczeń dokonanych wspomnianą metodą.
Z tych rachunków wynika jeszcze jedna reguła. Obrona Podbeskidzia jest znacznie łatwiejsza do rozmontowania. Potwierdza to zresztą liczba goli strzelonych przez rywali. Górale stracili w tym sezonie 44 bramki, a Stal – 35. Oczywiście, najgorsze wyniki bielszczanie notowali jesienią, teraz ich gra wgląda znacznie lepiej. Wciąż jednak wyglądają na drużynę gorzej poukładaną od mielczan. Ale w poniedziałkowy wieczór będzie liczyć się nie tylko to. Podbeskidzie z ostatnich meczów wyciska praktycznie maksa, ale i to nie wystarcza, by wygrywać. Po raz ostatni drużyna Roberta Kasperczyka wygrała pięć kolejek wstecz, gdy w szczęśliwych okolicznościach ograła Górnika Zabrze.
Jesienią górą byli bielszczanie. Po bramce Kamila Bilińskiego Podbeskidzie ograło wtedy Stal Mielec 1:0, ale to goście mieli lepsze okazje do zdobycia gola. Wygrana nad mielczanami był pierwszym zwycięstwem Górali w bieżącym sezonie. Stal zanotowała premierową wygraną kolejkę wcześniej, pokonując 3:2 Piasta Gliwice. Od tamtego meczu sporo się w Bielsku i Mielcu zmieniło. Obie drużyny mają nowych trenerów – podczas październikowego meczu za sterami sali Krzysztof Brede i Dariusz Skrzypczak.
Mecz o tlen. "A mogliśmy być rewelacją rozgrywek"
Mateusz Miga /
Wystarczy rzut oka na tabelę PKO Ekstraklasy, by wiedzieć, który mecz wywołuje w tej kolejce najwięcej emocji. Na zakończenie 21. serii gier ostatnia w tabeli Stal Mielec podejmie Podbeskidzie Bielsko-Biała, które jest tuż nad nią. Wygrana pozwoli drużynie Leszka Ojrzyńskiego uciec z ostatniej pozycji.
16-LETNI DEBIUTANT W LECHU. SPEŁNIŁ MARZENIE ZE SZKOLNEGO ZESZYTU
Czytaj też:

PKO Ekstraklasa. Kamil Biliński: utrzymanie Podbeskidzia? Po jesieni byliśmy zmasakrowani psychicznie
Boisko i niebiosa
Jak trwoga to do Leszka Ojrzyńskiego. Trener urodzony w Ciechanowie uchodzi w lidze za specjalistę od trudnych sytuacji. I to nie mit. W 2018 roku uratował przed spadkiem Arkę Gdynia. Rok później – Wisłę Płock. Teraz ma uratować Stal. I choć w Mielcu ciśnienie idzie w górę, trener Stali na razie zachowuje pełen spokój. Media zapowiadają poniedziałkowe spotkanie jako mecz o życie, ale Ojrzyński wie, że takie mecze dopiero nadejdą.
– W mojej ocenie to nie jest mecz o życie, no chyba, że zarząd klubu ma jakieś plany, ale o żadnym ultimatum nie słyszałem. W mojej ocenie mecz o życie to ostatni mecz sezonu, który coś ostatecznie daje lub odbiera. Tak było w Wiśle Płock. Przedostanie spotkanie wygraliśmy, a w ostatnim był remis, który dał nam utrzymanie. Dzięki pozostaniu w Ekstraklasie Wisła nadal może się rozwijać. Zapadła decyzja o budowie nowego stadionu w Płocku, bo w przypadku spadku te plany zostałyby odwołane. Gdy byłem w Arce ostatni mecz graliśmy z Zagłębiem. Przegrywamy i nas niema! Ale wygraliśmy i zostaliśmy w lidze. To są prawdziwe mecze o życie, a ten poniedziałkowy to mecz, który może dać nieco powietrza – opisuje Ojrzyński. Jeśli nie zna planów zarządu wobec jego osoby, to przychodzimy z pomocą. W Stali nie ma zakusów, by zmienić trenera. Władze klubu dobrze wiedzą, że w tej chwili nie znajdą nikogo lepszego.
Ojrzyński jako człowiek religijny pewnie nie wie już, do którego świętego się odwoływać, by poprawił skuteczność jego piłkarzy. Pewnie jeszcze nie do patrona spraw beznadziejnych, ale sytuacja powoli do tego dojrzewa. W poprzedniej kolejce Stal przegrała w Gliwicach z Piastem, a na koniec meczu niebiosom dziękował Waldemar Fornalik. Pewnie do dziś zastanawia się, w jaki sposób Frantisek Plach obronił strzał głową Macieja Jankowskiego z pięciu metrów. To po prostu musiał być gol. Stal prowadziłaby w tym momencie 2:0 i wygrana byłaby już na wyciągnięcie ręki. A skończyło się porażką 1:2.
Uciekające punkty
I tak punkty uciekają Stali. – Tworzymy bardzo dużo sytuacji bramkowych, ale nie potrafimy ich wykorzystywać. W czołówce ligi są zespoły, których sytuacji tworzą mniej, ale potrafią zamieniać je na bramki. Legia we Wrocławiu oddała jeden celny strzał, a to wystarczyło, by wygrać. Każdy wiosenny mecz mogliśmy wygrać. To nie było tak, że byliśmy słabsi i zasłużenie przegraliśmy. Mieliśmy okazje, by punktować w każdym z tych spotkań, a wtedy bylibyśmy rewelacją rozgrywek – zaznacza Ojrzyński.
W ten sposób Ojrzyński notuje w Stali słabsze wyniki niż w poprzednich klubach. Na razie gromadzi średnio jeden punkt na mecz. Lepiej było w Wiśle Płock (1,64 pkt na mecz), Arce (1,3), Górniku (1,05), Podbeskidziu (1,44) i Koronie (1,33). Gorzej tylko w Odrze Wodzisław (0,78), ale to było ponad dziesięć lat temu, gdy Ojrzyński stawiał pierwsze kroki w samodzielnej pracy na poziomie Ekstraklasy.
Dziś nie myli się w ocenie swojej drużyny. Według portalu Ekstrastats Stal to drużyna marnująca najwięcej okazji do zdobycia gola. Według metody Expected Goals Stal powinna mieć dziś 26 punktów, a ma o dziesięć mniej. Podbeskidzie jest znacznie skuteczniejsze i ma tylko o dwa punkty mniej niż wynikałoby z obliczeń dokonanych wspomnianą metodą.
Jesienią górą bielszczanie
Z tych rachunków wynika jeszcze jedna reguła. Obrona Podbeskidzia jest znacznie łatwiejsza do rozmontowania. Potwierdza to zresztą liczba goli strzelonych przez rywali. Górale stracili w tym sezonie 44 bramki, a Stal – 35. Oczywiście, najgorsze wyniki bielszczanie notowali jesienią, teraz ich gra wgląda znacznie lepiej. Wciąż jednak wyglądają na drużynę gorzej poukładaną od mielczan. Ale w poniedziałkowy wieczór będzie liczyć się nie tylko to. Podbeskidzie z ostatnich meczów wyciska praktycznie maksa, ale i to nie wystarcza, by wygrywać. Po raz ostatni drużyna Roberta Kasperczyka wygrała pięć kolejek wstecz, gdy w szczęśliwych okolicznościach ograła Górnika Zabrze.
Jesienią górą byli bielszczanie. Po bramce Kamila Bilińskiego Podbeskidzie ograło wtedy Stal Mielec 1:0, ale to goście mieli lepsze okazje do zdobycia gola. Wygrana nad mielczanami był pierwszym zwycięstwem Górali w bieżącym sezonie. Stal zanotowała premierową wygraną kolejkę wcześniej, pokonując 3:2 Piasta Gliwice. Od tamtego meczu sporo się w Bielsku i Mielcu zmieniło. Obie drużyny mają nowych trenerów – podczas październikowego meczu za sterami sali Krzysztof Brede i Dariusz Skrzypczak.
Źródło: TVPSPORT.PL