| Boks

Max Schmeling – mistrz boksu, który przeszkadzał Hitlerowi

Max Schmeling z wizytą u Adolfa Hitlera (fot. Getty)
Max Schmeling z wizytą u Adolfa Hitlera (fot. Getty)
Kacper Bartosiak

Niewielu w długiej historii boksu poznało presję tak dobrze jak Max Schmeling. W latach trzydziestych XX wieku jego rywalizacja z Joe Louisem miała mnóstwo podtekstów – nie tylko sportowych. Niemcowi kibicowali wtedy nie tylko rządzący krajem naziści z Adolfem Hitlerem, ale też... nienawidzący czarnoskórego rywala amerykańscy rasiści. O najbardziej heroicznej walce o życie dwóch żydowskich nastolatków tuż przed II wojną dowiedzieliśmy się jednak dopiero w 1989 roku.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Partyjna propaganda nie od razu wzięła go na sztandary. Fizycznie "Czarny Ułan znad Renu" nie przypominał przecież typowego Aryjczyka, a będąc trzydziestolatkiem wydawał się już pięściarzem schodzącym ze sceny. Gdy 19 czerwca 1936 roku po raz pierwszy rzucił wyzwanie niepokonanemu Louisowi (24-0, 21 KO) mało kto w Niemczech dawał mu szanse na wygraną.

Wszyscy żyli tam zbliżającymi się igrzyskami olimpijskimi w Berlinie, a czołowi politycy byli nawet oburzeni, że Schmeling zgodził się na walkę z czarnoskórym rywalem, który bił wtedy wszystkich. Amerykaninowi brakowało do spełnienia właściwie tylko mistrzowskiego pasa. Miał już zwycięstwa z legendami – Primo Carnerą (82-7) i Maxem Baerem (40-8), a walką z doświadczonym i wciąż wysoko notowanym Niemcem chciał zdobyć ostatni stopień wtajemniczenia przed starciem o tytuł.

Skąd Schmeling wziął się w Ameryce? Ten etap kariery był kolejnym nieoczekiwanym zwrotem w jego życiu. Jako nastolatek był cichy i spokojny. Od małego wiązał przyszłość ze sportem, ale długo na pierwszym miejscu stawiał piłkę nożną. Warunki fizyczne miał na obiecującego bramkarza. Potem zainteresowały go zapasy, ale matce nie podobało się, że miał walczyć z dużo starszymi i większymi. Przełom przyszedł w 1921 roku, gdy ojciec pokazał mu film z walką Jacka Dempseya (55-4-9) - ówczesnego króla wagi ciężkiej. 

Max miał 16 lat i od razu zachwycił go nie tylko boks, ale przede wszystkim wybuchowy styl walki tego czempiona. Sam boksował jednak inaczej – nie był tak żywiołowy, wyróżniała go cierpliwość, szczelna obrona i piorunująca kontra prawą ręką. Na zawodowstwo przeszedł w 1924 roku, a jedną z pierwszych poważnych walk stoczył we… Wrocławiu. Cztery lata później – po zdobyciu tytułu mistrza Europy – ruszył na podbój Ameryki.

Burza po klęsce "Główki". Szpilka: aż ręka świerzbi

Czytaj też

Szpilka Boniek porażka Głowackiego

Burza po klęsce "Główki". Szpilka: aż ręka świerzbi

Mistrz jedyny w swoim rodzaju

Szybko zaznaczył obecność na najwyższym poziomie. W kategorii ciężkiej wygrywał pojedynek za pojedynkiem i w 1930 roku w końcu dostał walkę o mistrzostwo świata. Jego starcie z Jackiem Sharkeyem (34-8-1) miało nietypowy przebieg. Walczyli o wakujący pas, który oddał Gene Tunney (65-1). Jack był lepszy w pierwszych trzech rundach, ale w czwartej Schmeling zgiął się po ciosie poniżej pasa. Nie był w stanie kontynuować walki, a sędzia zdyskwalifikował rywala. Nigdy wcześniej mistrzowski pojedynek w wadze ciężkiej nie rozstrzygnął się w ten sposób.

Niemiec nie cieszył się tytułem zbyt długo. Po efektownej wygranej z Williamem Striblingiem (238-13-17) doszło do rewanżu z Sharkeyem. Większość obserwatorów widziała wygraną Schmelinga, ale dwóch z trzech sędziów wskazało na przeciwnika. – Okradli nas! – krzyczał Joe Jacobs, długoletni współpracownik. – Mistrz zasłużył na to, by obronić tytuł – nawet z nieznaczną przewagą – komentował Edward J. Neal w "Associated Press". 

Obie walki z Sharkeyem były pełne paradoksów. Po zwycięstwie akcje pierwszego niemieckiego mistrza wagi ciężkiej nie stały za wysoko. Regularnie dogryzała mu prasa, określając mianem "czempiona poniżej pasa". Dyskusyjna porażka w rewanżu zrehabilitowała jednak Schmelinga w oczach wszystkich. Jego wygraną widział nawet rodak zwycięzcy i poprzedni wielki mistrz – Gene Tunney. Szybko pojawił się kolejny kłopot natury wizerunkowej – Max zaczął być utożsamiany z rosnącą w siłę w Niemczech partią NSDAP.

Sytuację postanowił wykorzystać biznesowo Jack Dempsey – wielki idol Schmelinga, który po zakończeniu kariery zaczął realizować się jako promotor. I tak kolejnym rywalem Niemca został Max Baer (38-7) – wysoko notowany pretendent. Przeciwnik nie zdradzał dotąd żydowskich korzeni, ale… do walki ze Schmelingiem wyszedł z gwiazdą Dawida na spodenkach. Pojedynek na stadionie zobaczyło ponad 50 tysięcy.

A było co oglądać! Fantastyczne i pełne zwrotów akcji spotkanie magazyn "The Ring" uznał potem "Walką Roku". Niemiec nie radził sobie z chaotycznym stylem rywala, który często pomagał sobie dyskretnymi faulami. W dziesiątej rundzie sędzia przerwał nierówny pojedynek, co sprzyjający Baerowi widzowie przyjęli z radością. A Schmeling po kilku miesiącach przegrał kolejną walkę i wrócił do domu. Wydawało się, że jest skończony - przynajmniej na tym najwyższym poziomie.

Burza po klęsce "Główki". Szpilka: aż ręka świerzbi

Czytaj też

Szpilka Boniek porażka Głowackiego

Burza po klęsce "Główki". Szpilka: aż ręka świerzbi

Kibice wrócą na trybuny? 60 tys. może obejrzeć walkę!

Czytaj też

Saul "Canelo" Alvarez

Kibice wrócą na trybuny? 60 tys. może obejrzeć walkę!

Powrót profesora

Kolejne pojedynki pokazały jednak coś zgoła odmiennego. Mozolnie odzyskiwał pozycję i znów zaczął celować coraz wyżej. W sierpniu 1934 roku spotkał się w Hamburgu z rodakiem – Walterem Neuselem (41-2-4). Rywal miał również za sobą próbę podboju Stanów Zjednoczonych, a z wielu względów (przydomek "Der Blond Tiger" mówi sporo) bardziej przemawiał do wyobraźni nazistowskich oficjeli niż ciemnowłosy i milczący Schmeling.

"Ostatnie rundy przypominały lekcję, której profesor udzielał uczniowi. W ósmej rundzie Neusel wyglądał już na znokautowanego, ale stał na nogach. Schmeling podążał za nim krok w krok i brutalnie go obijał. Rywal w końcu trafił do narożnika, ale krwawił tak obficie, że nie mógł kontynuować pojedynku. Poddał walkę po krótkiej wymianie zdań z trenerem, a Schmeling znów został najgroźniejszym pretendentem w wadze ciężkiej" – podsumowała agencja United Press.

Sytuacja na szczycie kategorii była inna. Karty rozdawał teraz nowy mistrz i dobry znajomy Schmelinga – Max Baer. Nie brakowało takich, którzy chcieli zobaczyć rewanż z żydowskim czempionem na jednym z niemieckich stadionów. Pojedynek Schmelinga z Neuselem przyciągnął na trybuny ponad 100 tysięcy – rekord w europejskiej skali. – Nie zabiorę Baera do Niemiec za mniej niż 500 tysięcy dolarów. Pewnie i tak będą chcieli ukraść nam tytuł – tłumaczył Ancil Hoffman, menedżer mistrza.

Oferta z Niemiec nie przekroczyła 150 tysięcy dolarów, co i tak było sumą jak na tamte czasy zawrotną. Baer nie podjął rękawicy, a tytuł nieoczekiwanie stracił w domu w walce z Jimem Braddockiem (50-25-7) za niecałe 100 tysięcy dolarów. Schmeling po kolejnych dwóch zwycięstwach zrozumiał jednak, że wielkie wyzwania nie pojawią się w kraju rządzonym przez Hitlera. Sława pięściarza wykraczała poza sport – był gwiazdą popkultury. Pozycję w tym zakresie ugruntowało małżeństwo z Anny Ondrą – czeską aktorką, która w tamtym czasie była jedną z gwiazd europejskiego kina.

Hitler i specjalizujący się w propagandzie Joseph Goebbels uwielbiali fotografować się z tą parą celebrytów i ogrzewać się w ich blasku. Tytuł mistrza świata wagi ciężkiej dawał Schmelingowi status Supermana. Przez na kruczoczarne włosy nie przypominał typowego Aryjczyka, ale próbowano podciągnąć pod takie pochodzenie mającą słowiańskie korzenie Ondrę.

Anny farbowała włosy na blond, a do historii kina przeszła jako jedna z ulubionych aktorek Alfreda Hitchcocka. Zagrała w ostatnim niemym filmie mistrza kina grozy... i w pierwszym z pełną ścieżką dźwiękową. Większą karierę ograniczała słaba znajomość angielskiego. W Niemczech Ondra była jednak powszechnie uwielbiana, a pewne wyobrażenie o jej statusie dają zapiski Ewy Braun. Kochanka Hitlera nie kryła w dzienniku zazdrości nawet o to, że Adolf kupuje aktorce kwiaty.

Kibice wrócą na trybuny? 60 tys. może obejrzeć walkę!

Czytaj też

Saul "Canelo" Alvarez

Kibice wrócą na trybuny? 60 tys. może obejrzeć walkę!

Nowy bohater narodowy

Nazistowska propaganda miała jednak z tą parą zgryz. Schmeling nigdy nie zapisał się do partii i otwarcie odmawiał popierania ustroju. Niektóre z jego zachowań wyglądały na jawny sprzeciw wobec poglądów rządzących. Naciski Goebbelsa nie przekonały pięściarza do zrezygnowania z usług Joego Jacobsa – amerykańskiego menedżera o żydowskich korzeniach. Z czasem pojawiła się też presja, by rozwiódł się z Ondrą, ale bezskuteczna.

W czerwcu 1936 roku wszystko zmieniło się po… jednym ciosie. Schmeling – wbrew obawom krajowych polityków – zgodził się walczyć z niepokonanym Louisem (24-0), w którym wielu ekspertów widziało kandydata na kolejnego wielkiego mistrza. W Ameryce nie dawano Niemcowi większych szans. Najczęściej zadawane pytanie dotyczyło tylko tego, ile potrwa taka walka, a nie kto ją wygra. 

W ringu okazało się jednak, że doświadczony Schmeling przetrwał ataki faworyta, by zaskoczyć go w czwartej rundzie długim prawym prostym. Louisa zdradziły nogi i po kilku sekundach znalazł się na deskach. Niemiec nie dał się ponieść emocjom – boksował spokojnie i dobrał się rywalowi do skóry w dwunastej rundzie. Sensacja stała się faktem, a wygrana była kolejnym propagandowym narzędziem.

Dowodów nie trzeba było długo szuka . Na polecenie Hitlera nowy bohater narodowy wrócił do kraju na pokładzie sterowca "Hindenburg" – jednego z najbardziej znanych wytworów niemieckiej myśli technologicznej. W kraju czekała na mistrza żona, która wysłuchała radiowej transmisji z pojedynku w towarzystwie Josepha Goebbelsa i jego żony Magdy. W Stanach Zjednoczonych w ten sam sposób przebieg walki mogło śledzić nawet 60 milionów.

Nazistowskie media nie bawiły się w subtelności zapowiadając pojedynek. "Obowiązkiem każdego Niemca jest zarwanie nocy dla Maksa Schmelinga, który w dalekiej Ameryce będzie walczył z czarnoskórym Joe Louisem o potwierdzenie hegemonii białej rasy!" – przekonywano na antenie "Deutscher Fernseh-Rundfunk", pierwszej regularnej stacji telewizyjnej na świecie. 

Po sensacyjnym zwycięstwie znów stał się poważnym graczem. Tuż po walce pogratulował mu James Braddock – aktualny mistrz. W mediach potwierdził, że Niemiec będzie jego kolejnym rywalem. Walka została uzgodniona (wydrukowano nawet plakaty), ale nie doszła do skutku. Mogła kosztować Niemca życie – miał bowiem znaleźć się na pokładzie tego samego sterowca "Hindenburg", który 6 maja 1937 roku rozbił się podczas lądowania w New Jersey.

A dlaczego do niej nie doszło? Braddock najpierw zgłosił kontuzję, a potem wybrał bardziej lukratywną ofertę. Jego menedżer przekonywał, że ze względów politycznych starcie z Niemcem po prostu nie jest opłacalne. Zamiast tego mistrzowską szansę otrzymał odmieniony Joe Louis. Walka miała nietypowy przebieg – Braddock rzucił pretendenta na deski w pierwszej rundzie, ale został zdominowany w kolejnych odsłonach. W ósmej było po wszystkim. – Po jego serii mogłem leżeć na deskach nawet trzy tygodnie – przyznał pokonany.

Bohater, który nie lubił rozgłosu

Ten pojedynek zmienił układ sił na szczycie i sprawił, że rewanż Schmelinga i Louisa zyskał dodatkowy podtekst. Amerykanin powtarzał, że mistrzem będzie się czuł tak naprawdę dopiero wtedy, gdy pokona jedynego pogromcę. Do rewanżu doszło niemal równo dwa lata po pierwszym spotkaniu w tym samym miejscu. Sytuacja polityczna była już diametralnie inna – Niemcy po anschlussie Austrii postrzegano jako kraj otwarcie zmierzający do wojny.

W medialnych przekazach reklamowano tę walkę jako starcie faszyzmu z demokracją. To jednak tylko klisza – Schmeling przecież nie popierał partii rządzącej ojczyzną, a Louis jako czarnoskóry wciąż był we własnej obywatelem drugiej kategorii. Do walki motywował go jednak nawet prezydent Franklin Delano Roosevelt, który nie wyobrażał sobie, by Hitler mógł chełpić się mistrzowskim tytułem.

Pojedynek był ekspresowy – skończył się po 124 sekundach. Louis zaskoczył Schmelinga ostrym atakiem, a kluczowy okazał się cios w okolice wątroby, po którym Niemiec zawył z bólu. – Patrząc na to wszystko po latach jestem szczęśliwy, że przegrałem. Wyobraźcie sobie co by było, gdybym wrócił do Niemiec jako zwycięzca... Nie miałem nic wspólnego z nazistami, ale dostałbym medal. A po wojnie mógłbym być nawet postrzegany jako zbrodniarz wojenny – tłumaczył w 1975 roku.

W listopadzie 1938 roku podczas "nocy kryształowej" zginęło 91 Żydów. Ponad 25 000 wysłano do obozów koncentracyjnych. Zniszczono tysiące żydowskich sklepów i 171 synagog. Tej właśnie nocy Max Schmeling uratował życie dwóch nastolatków, którzy znaleźli schronienie w jego pokoju hotelowym. 

Henry i David Lewinowie przetrwali najgorsze, a potem dzięki pomocy byłego mistrza świata uciekli do USA. Tę historię opowiedzieli dopiero w 1989 roku, zapraszając wybawcę do Las Vegas, gdzie jeden z nich prowadził luksusowy hotel. Dlaczego pięściarz nie opowiedział o tym wcześniej? Po prostu uważał, że zachował się jak trzeba – nie widział w tym nic heroicznego. Z podobnym zapałem działał w sprawie kilku innych, których dzięki magii nazwiska udało mu się uratować z obozowego piekła. 

Przyjaciel Kliczków… i Louisa

Brak wsparcia dla nazistów spowodował, że nie mógł liczyć na żadne przywileje podczas wojny. Został wcielony do Luftwaffe i sprawdzał się jako spadochroniarz. W maju 1941 roku wziął nawet udział w wyniszczającej Bitwie o Kretę i już pierwszego dnia jeden z odłamków poważnie zranił mu nogę. Kontuzja była na tyle poważna, że stał się niezdolny do dalszej służby wojskowej.

Po wojnie wrócił do boksu, ale nie odegrał już znaczącej roli. W oczy często zaglądała mu bieda, ale na początku lat pięćdziesiątych postawił na właściwego konia. Był jednym z tych, którzy rozkręcili niemieckie biuro... Coca-Coli. Dzięki temu mógł angażować się w kolejnych latach w działalność charytatywną. Fundacja Schmelinga pomogła wielu, ale on miał wyjątkową słabość do jednego podopiecznego. Joe Louis był jego przyjacielem i mógł liczyć na sekretne przelewy. Gdy Amerykanin zmarł w 1981 roku, Niemiec bez wahania pokrył koszty pogrzebu.

Przez całe życie interesował się nowymi kandydatami na mistrzów i starał się im pomaga . – Max Schmeling pokazał nam drogę do Ameryki. Był naszym przyjacielem i mentorem – wiele dla nas znaczył. Po zwycięstwach nam gratulował, a po porażkach potrafił nas pocieszyć – wspominał Witalij Kliczko. Niemiec do końca swoich dni nie pchał się przed kamery. Przez 54 lata był też związany z Anny Ondrą – aż do jej śmierci w 1987 roku. Para nie doczekała się potomstwa, ale wyjątkowo dobrze czuli się we własnym towarzystwie. Max zmarł we śnie w 2005 roku – zaledwie kilka miesięcy przed setnymi urodzinami. – Bardzo chciał dożyć setki – zdradził Uwe Seeler, jeden z jego dobrych znajomych. Było blisko, ale i tak ustanowił wyjątkowy rekord – takiego wieku nie dożył żaden mistrz w długiej historii wagi ciężkiej. 

Nie chciałbym zostać zapamiętany jako dobry sportowiec, który nie był nic warty jako człowiek – powiedział Schmeling w jednym z ostatnich wywiadów. Wciąż jest wspominany jako znakomity pięściarz, który w wyjątkowo trudnych i skomplikowanych realiach miał wystarczająco dużo odwagi, by nie płynąć z prądem. Czasem to naprawdę dużo...

KACPER BARTOSIAK

Zobacz też
Polak stanie do walki o tytuł mistrza świata!
Michał Cieślak stanie do walki o tytuł mistrza świata WBC Interim (fot. Getty Images)

Polak stanie do walki o tytuł mistrza świata!

| Boks 
Polska Liga Boksu. Przed nami 2. kolejka!
Przed nami 2. kolejka Polskiej Ligi Boksu (fot. mat. pras.)

Polska Liga Boksu. Przed nami 2. kolejka!

| Boks 
Życiowy sukces Polaka. Awansował w turnieju wagi ciężkiej!
Piotr Łącz (fot. PAP/Marcin Cholewiński)

Życiowy sukces Polaka. Awansował w turnieju wagi ciężkiej!

| Boks 
Były mistrz kontra promotor. "Możemy rozwiązać to w sądzie"
Łukasz Różański, Andrzej Wasilewski (fot.
tylko u nas

Były mistrz kontra promotor. "Możemy rozwiązać to w sądzie"

| Boks 
Trener kadry zapowiada: jesteśmy w stanie przywieźć trzy medale z IO!
Julia Szeremeta (fot. Getty)
tylko u nas

Trener kadry zapowiada: jesteśmy w stanie przywieźć trzy medale z IO!

| Boks 
Najnowsze
Były reprezentant chce rządzić małopolską piłką. Możliwe połączenie sił
Były reprezentant chce rządzić małopolską piłką. Możliwe połączenie sił
fot. Tomasz Markowski
Mateusz Miga
| Piłka nożna 
Adam Kokoszka z Adamem Nawałką, obok Ronaldinho (fot. arch. prywatne / PAP)
Lech przedłuży serię zwycięstw? Oglądaj mecz z Radomiakiem w TVP!
Radomiak – Lech Poznań [NA ŻYWO]. Transmisja meczu Ekstraklasy online, live stream (27.04.2025). Gdzie oglądać?
transmisja
Lech przedłuży serię zwycięstw? Oglądaj mecz z Radomiakiem w TVP!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Real poważnie osłabiony przed finałem Pucharu Króla!
Eduardo Camavinga i David Alaba w rywalizacji z Bukayo Saka (fot. Getty Images)
Real poważnie osłabiony przed finałem Pucharu Króla!
| Piłka nożna / Hiszpania 
Oficjalnie. Mistrz Polski ma nowego trenera
Martins Zibarts (fot. Getty Images)
Oficjalnie. Mistrz Polski ma nowego trenera
| Koszykówka / Rozgrywki ligowe 
Gwiazda Lecha wróciła do formy. "Zostało nam pięć finałów"
Afonso Sousa
Gwiazda Lecha wróciła do formy. "Zostało nam pięć finałów"
Radosław Laudański
Radosław Laudański
Świątek w 3. rundzie w Madrycie. Z kim i kiedy kolejny mecz?
Kiedy Iga Świątek gra mecz 3. rundy w WTA Madryt 2025? O której mecz Świątek – Noskova? (26.04.2025)
Świątek w 3. rundzie w Madrycie. Z kim i kiedy kolejny mecz?
| Tenis / WTA (kobiety) 
Trudne otwarcie Świątek. Trzy sety w meczu z 19-letnią sensacją!
Iga Świątek (fot. Getty Images)
pilne
Trudne otwarcie Świątek. Trzy sety w meczu z 19-letnią sensacją!
| Tenis / WTA (kobiety) 
Do góry