Nie ma polskiego piłkarza, który tak skutecznie polaryzowałby opinię publiczną. Piotr Zieliński po raz kolejny dał jednak ku temu powody, bo ma za sobą bardzo mizerne zgrupowanie.
W reprezentacji Polski Zieliński zadebiutował osiem lat temu i jak na razie zgromadził w jej barwach 58 spotkań. Trudno przypomnieć sobie jednak, by trzymał równy, wysoki poziom w co najmniej kilku meczach z rzędu. Można to oczywiście usprawiedliwić, zrzucić na karb słabych partnerów, bo w końcu Kamil Grosicki nie jest Lorenzo Insigne, a Mateusz Klich Fabianem Ruizem. Trudno jednak zaprzeczyć, że są w tej drużynie piłkarze, którzy potrafili dawać kadrze coś ekstra niezależnie od okoliczności i towarzystwa. I nie był to tylko najlepszy napastnik na świecie Robert Lewandowski, ale też Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak. Postawa Zielińskiego zawsze jednak generowała znaki zapytania, budziła niedosyt i była katalizatorem dyskusji o jego przydatności do zespołu. Jerzy Brzęczek uważał, że pomocnikowi Napoli musi coś po prostu pewnego poranka przeskoczyć w głowie, Paulo Sousa od początku z kolei cmokał nad jego umiejętnościami i widział w nim lidera zespołu. Można było w to uwierzyć o tyle, że 26-latek rozgrywa być może najlepszy sezon w piłce klubowej (25 meczów, 6 goli, 6 asyst).
Od pierwszej minuty meczu z Węgrami patrzyliśmy więc na Zielińskiego niezwykle uważnie. Spodziewaliśmy się, że to on będzie najczęściej pod grą, że będzie dyrygował ofensywą biało-czerwonych, rozgrywał piłkę i szukał strzałów z dystansu. Czekaliśmy tak mniej więcej do 60. minuty, gdy Polacy się przebudzili i jednego z goli strzelili właśnie po asyście tego pomocnika. "Oho, przeskakuje" – mógł sobie pomyśleć niejeden kibic.
Zgrupowanie jednak trwało, piłkarze Sousy rozgrywali kolejne spotkania, a Zieliński jak był przez większą część czasu niemrawy, tak niemrawy pozostał. Z Węgrami miał kilkunastominutowy zryw, z Andorą był zupełnie niewidoczny, z Anglią co prawda rzucił się w oczy, ale nie w taki sposób, w jaki byśmy chcieli. W karygodny sposób stracił piłkę, po której gospodarze ruszyli z kontrą i wywalczyli rzut karny.
Jestem fanem Zielińskiego, ale tej straty przed karnym i bramką na 0:1 nie da się obronić. Miał sytuacje 1x1, piłkę na dalszej nodze od przeciwnika i bezpieczną linię podania. Zwrot i sytuacja 1x4, z której też miał wyjście - linia podania do Beresia. #ENGPOL pic.twitter.com/g8jk1zOwPF
— Rafał Szyszka (@RafSzyszka) March 31, 2021
Jeszcze kilkanaście miesięcy gry w kadrze i Zieliński trafi do Klubu Wybitnego Reprezentanta. Do magicznych 80 występów brakuje mu już tylko 22, a jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, latem ta liczba stopnieje do co najwyżej 17 (2 mecze towarzyskie i na pewno 3 grupowe). Członkowie tego elitarnego grona zazwyczaj kojarzą nam się w kadrze z czymś ważnym, można ich powiązać z dłuższą serią udanych spotkań, wysoką formą. Taki Kamil Glik z Węgrami zagrał właśnie po raz 80. w drużynie narodowej i nikt nie ma wątpliwości, że odcisnął na niej istotne piętno. Od blisko dekady był kluczowym stoperem tej drużyny, trzymał w ryzach defensywę i wygląda na to, że będzie trzymać nadal. Czy jakiekolwiek szczególne skojarzenia wzbudza Zieliński?
Jak na razie nie, jego forma jest sinusoidalna. Udane mecze, a raczej ich fragmenty, przeplata nieudanymi. Potrafi wyróżniać się przez kwadrans, by na godzinę zniknąć. Wszyscy mamy świadomość jego ogromnych umiejętność, ale nie mamy też wspomnień, które pozwoliłby przypomnieć sobie, jak wykorzystywał je w drużynie narodowej. Ma w dorobku 6 asyst i 11 goli, co jest wynikiem przyzwoitym, ale można też oczekiwać, że zacznie w końcu aspirować do miana lidera. W maju zdmuchnie w końcu 27 świeczek na torcie.
Gdzie więc leży problem? – Był dobrze ustawiany, ale patrząc na jego grę w reprezentacji, określam go mianem piłkarza "smutasa". Brakuje mi w jego grze zadziorności, błysku, który potrafi pokazać w Napoli – uważa Henryk Kasperczak. I trudno się z tym nie zgodzić, pytanie tylko, czy kiedykolwiek zadziorność i błysk w kadrze zobaczymy. Bo przecież nie jest już chyba problemem mityczna pozycja zajmowana na boisku, skoro po latach gry głębiej lub bliżej lewej strony, w Napoli zaczął być ustawiany na "dziesiątce" i tam również błyszczy.