Paulo Sousa przeprowadza w drużynie narodowej rewolucję taktyczną, której efektem ma być sprawna gra w ustawieniu z trójką obrońców. Jak na razie jednak kilka niedociągnięć jest, a jednym z nich: niedopieszczone w fazie ofensywnej lewe skrzydło reprezentacji Polski.
Prawdopodobnie to największy defekt ustawienia, jakie postanowił zaimplementować w polskiej drużynie portugalski selekcjoner. W tym stuleciu na taki eksperyment porwał się jedynie Adam Nawałka, który miał już poukładany taktycznie zespół, natomiast postanowił go przed mundialem w Rosji nauczyć czegoś nowego. Wykreować pewną alternatywę, która w razie potrzeby mogłaby zostać szybko wykorzystana i przyniosłaby wymierny efekt. Te próby spaliły jednak na panewce i za kadencji Jerzego Brzęczka znów wróciliśmy do czwórki z tyłu – choć w różnych konfiguracjach z przodu. Sousa znany jest jednak z tego, że uwielbia dobrze znane na Półwyspie Apenińskim, gdzie przecież spędzić lwią część życia zawodowego, 3-5-2. Faktem jest, że momentami to ustawienie ulega płynnej zmianie, natomiast generalnie jest tym wyjściowym i pod nie dobierani są piłkarze.
Jeśli chodzi o grę w fazie defensywnej, skompletowanie trzech solidnych stoperów nie byłoby aż takim problemem. Mimo kiepskiego początku i miejsca na ławce z Węgrami, szybko pozycję w kadrze odbudował Kamil Glik, dobrze z Anglikami na Wembley zagrał również Jan Bednarek. Ostatnie miejsce w tym bloku można obsadzić albo Michałem Helikiem, albo Kamilem Piątkowskim lub Pawłem Dawidowiczem. Na pierwszy rzut oka jest więc w kim wybierać, natomiast przyjrzenie się grze Polaków uwypukla pewien istotny mankament. A mianowicie: u żadnego z tych piłkarzy wiodącą nogą nie jest lewa. To w znacznym stopniu utrudnia wyprowadzenie piłki spod własnej bramki, bo – chcąc nie chcąc – każdy z trzech stoperów w naturalny sposób ustawia się do podania prawą stopą i szuka na boisku prawego sektora. W konsekwencji w meczach z Węgrami, Andorą i Anglikami to właśnie tamta flanka była znacznie chętniej wykorzystywana, lewa pozostała zaniedbana. Nie generowała regularnego zagrożenia pod bramką rywala, sporadycznie przenosiła ciężar akcji pod pole karne przeciwnika.
Na całym świecie rynek lewonożnych stoperów jest znacznie uboższy od tych prawonożnych, lecz między Odrą a Bugiem widać to szczególnie. Najbliżej reprezentacji w ostatnich miesiącach był według tego klucza Paweł Bochniewicz, który pojawiał się na zgrupowaniach za kadencji Brzęczka, natomiast jak na razie nie zyskał za wiele w oczach Sousy. Teoretycznie przyzwoicie lewą nogą gra też Dawidowicz, mówi się, że jest nawet obunożny, ale trudno powiedzieć, czy to ten poziom zaawansowania technicznego, którego byśmy oczekiwali. Koniec końców w trakcie dopiero co zakończonego zgrupowania na pozycji pół-lewego notorycznie musieliśmy korzystać z piłkarzy niechętnie zwracających się w lewą stronę na boisku.
To odbijało się na grze całego zespołu. Dobrym na to dowodem jest mecz z Węgrami, w trakcie którego Sebastian Szymański miał 40 kontaktów z piłką, Arkadiusz Reca zaś 31. I może nie byłaby to przepaść, gdyby nie fakt, że piłkarz Dynama Moskwa spędził na boisku aż o 20 minut mniej. Recę zastąpił zresztą Maciej Rybus, który piłkę dotknął 7 razy, Szymańskiego z kolei Kamil Jóźwiak (35). Dysproporcja jest więc bardzo wyraźna: duet grający na prawej stronie miał łącznie 100 kontaktów z piłką i wykonał 61 podań (47 celnych), ten po lewej z kolei 59 kontaktów z piłką i wykonał 33 podania (25 celnych). 86 minut na placu z kolei z Anglikami spędził Rybus (35 kontaktów z piłką, 18 podań), czyli niewiele więcej niż Jóźwiak, który na wahadło wszedł na 36 minut (27 kontaktów, 12 podań) i znacznie mniej niż Bereszyński (90 minut na boisku, 69 kontaktów, 41 podań, ale potem zmienił pozycję). Z tych trzech spotkań eliminacyjnych mniej więcej równe są jednie statystyki ze spotkania z Andorą, gdy Polacy zupełnie zdominowali słabiutkiego rywala, a na dodatek oparli grę na dużej liczbie dośrodkowań z bocznych sektorów (79 kontaktów i 44 podań Jóźwiaka w 90 minut do 51 kontaktów i 41 podań Rybusa w 60 minut).
Również i rzut oka na strefy poruszania się piłkarzy po obu stronach pokazuje, że znacznie częściej na połowie rywala przebywaliśmy po prawej stronie. Ta lewa była co prawda sporadycznie wykorzystywana, ale no właśnie – sporadycznie. Skorzystał oczywiście na tym Jóźwiak, który częściej był pod grą, co oczywiście nie deprecjonuje w żaden sposób jego dobrych występów. Na Węgrów przecież w wyjściowej jedenastce wyszedł Szymański, którego również stoperzy szukali podaniami, natomiast on sam nie potrafił zrobić z tego użytku. Ma po prostu inną charakterystykę niż piłkarz Derby County. Podczas gdy wychowanek Lecha szukał gry wzdłuż linii, pojedynków i dośrodkowań spod końcowej linii, gracz Dynama błyskawicznie zbiegał do środka, gdzie najczęściej zderzał się z gąszczem nóg, który blokował jakiekolwiek rozwiązania.
Nie jest w futbolu wykluczona skuteczna gra ustawieniem 3-5-2, gdy w defensywie nie ma lewonożnego stopera. Nie jest nawet wykluczone pożyteczne wykorzystywanie lewego wahadłowego. Sousa ma jednak sporo czasu, by zastanowić się, jak usprawnić tę flankę. Do dyspozycji miał na ostatnim zgrupowaniu piekielnie szybkiego Recę oraz grającego w europejskiej klasy zespole Rybusa. Po trzech meczach trudno nie ulec wrażeniu, że żaden z nich nie został w pełni wykorzystany przez zespół. Ale trudno się temu dziwić, bo gdyby prześledzić, gdzie najchętniej kierowali podania Bednarek czy Glik, a więc zawodnicy którzy pełnili rolę pół-lewych odpowiednio w meczach z Węgrami i Anglią oraz z Andorą, zauważymy prostą zależność. Najczęściej bowiem odwracali się w prawą stronę i tam szukali bezpiecznego podania. Ich skuteczność podań może i była całkiem przyzwoita (nie zeszli poniżej 91 procent), natomiast nie tworzyło to zagrożenia pod bramką rywala. Zabrakło piłek, które minęłyby kilku rywali, przeszyły linię i uruchomiły lewego wahadłowego.
Strzelone w marcowych meczach eliminacyjnych gole pokazały, że wcale nie trzeba się bać wykorzystania lewej flanki i można z niej się wziąć sporo dobrego. Bramka na 1:2 z Węgrami zaczęła się od przechwytu Recy, podciągnięcia piłki przez kilkanaście metrów i napędzenia akcji podaniem do środka. Bramka na 2:2 z Węgrami zaczęła się od również przechwytem na lewej flance, przegraniem przez środek i obsłużeniem Jóźwiaka. Z Andorą z kolei na 3:0 trafił Karol Świderski, który otrzymał precyzyjne dośrodkowanie od Kamila Grosickiego właśnie z lewej strony. Usprawnienie tej flanki i częstsze jej wykorzystywanie może więc w dłuższej perspektywie przynieść w ofensywie sporo korzyści Polakom i doprowadzić do wykorzystywania atutów nie tylko Jóźwiaka czy Bereszyńskiego.