Reprezentacja Belgii należy do ścisłego grona faworytów Euro 2020. Zespół Roberto Martineza w sobotę w pierwszym meczu fazy grupowej zagra z Rosją. – W głowach piłkarzy siedzi porażka z Francją w półfinale mundialu. Chcemy się zrewanżować – powiedział nam Michel Thiry, belgijski menedżer polskiego pochodzenia, który od lat mieszka w naszym kraju. Transmisja meczu w Telewizji Polskiej.
Maciej Rafalski: – Belgowie zaliczani są do grona faworytów. Po trzecim miejscu na mundialu, teraz drużyna Roberto Martineza sięgnie po tytuł?
Michel Thiry: – W kraju wszyscy oczekują, że Belgia zdobędzie trofeum. Ostatnio Arsene Wenger stwierdził, że dla tej reprezentacji to ostatnia szansa na wielki sukces. To jednak nieprawda. Ci zawodnicy jeszcze wcale nie są tacy starzy, mogą powalczyć o sukces na kolejnych mistrzostwach świata i na następnym Euro. Poza tym, w kolejce czekają piłkarze, którzy obecnie siedzą na ławce, a wciąż są młodzi i mogą błysnąć. Możemy wystawić dwie mocne jedenastki. Mamy prawdopodobnie najlepszego bramkarza na świecie jakim jest Thibaut Courtois, jednego z czołowych pomocników na świecie czyli Kevina de Bruyne oraz Romelu Lukaku, który jest drugim najlepszym strzelcem Serie A. Można tak wymieniać długo. Naszym największym kłopotem jest słaba obrona.
– To jednak Francuzi zdają się być głównym kandydatem do wygrania turnieju.
– Francja na razie radzi sobie świetnie, ma fantastyczny skład. To ta sama drużyna, która wygrała mistrzostwa świata, wzbogacona o Karima Benzemę. Didier Deschamps ma niesamowite pole manewru. Francuzów może jednak zgubić nadmierna pewność siebie. W naszej drużynie siedzi porażka z Trójkolorowymi z półfinału mistrzostw świata. Chcemy się zrewanżować. Na mundialu zabrakło nam trochę doświadczenia. Po spotkaniu z Brazylijczykami piłkarze chyba uznali, że już są mistrzami świata. Chcieli zdominować Francuzów i to się udawało, ale zabrakło skuteczności. W tamtym starciu trzeba było zagrać inaczej. Należało wyczekać rywala, zagrać bardziej wyrachowanie i "zabić mecz" z kontrataku. To był także błąd w analizie trenera i jego sztabu.
– Na początku Euro nie zagra de Bruyne, słaby okres w Realu Madryt ma za sobą Eden Hazard. Jak duży to problem?
– Yannick Carrasco będzie grał zamiast Hazarda. W ostatnich dwóch spotkaniach prezentował się świetnie, na początku powinniśmy dać radę także bez de Bruyne, chociaż jest on bardzo ważny dla zespołu. Z Rosją czeka nas trudny mecz, bo to rywale zagrają u siebie. Jeden czy dwa stałe fragmenty mogą sprawić, że Belgowie będą musieli odrabiać straty. To jednak oni są faworytem i powinni wygrać. Nie będzie żadnego usprawiedliwienia.
– W dwóch ostatnich meczach towarzyskich Belgia zremisowała z Grecją, a potem pokonała Chorwację. Jak ocenia pan występ zespołu Martineza w tych spotkaniach?
– Z Grekami zagraliśmy słabo. Przeciwnicy nie prezentowali nic ciekawego, prowadziliśmy 1:0. W drugiej połowie popełniliśmy błąd w kryciu przy rzucie wolnym i straciliśmy gola na 1:1. Później wygraliśmy 1:0 z wicemistrzami świata. To wszystko to jednak tylko wyniki meczów sparingowych. Prawdziwa weryfikacja dopiero nadchodzi.
– Za kadencji Marca Wilmotsa Belgia nie osiągała takich rezultatów. Co zmienił w drużynie Martinez?
– Przede wszystkim pojawiły się wyniki. Prowadzi zespół trochę w angielskim stylu. Jego filozofia spodobała się zawodnikom, to widać. Martinez szybko zaadoptował się i przyjął belgijską mentalność. Dobrze wkomponował się w reprezentację.
– Tym razem Euro rozgrywane jest w 11 krajach. Część zespołów jest w uprzywilejowanej sytuacji, bo rozgrywają po trzy spotkania w fazie grupowej w swoim kraju. Jak postrzega pan ten pomysł UEFA?
– To nie jest dobry system. Wiadomo, że chodziło tutaj o jeszcze większe zyski finansowe. Spójrzmy na inne rozgrywki. Przykładem może być Superpuchar Włoch rozgrywany poza granicami Italii. Normalnie Euro powinno odbywać się w jednym czy dwóch krajach, wszystkie drużyny powinny mieć te same warunki. Teraz jedni rozgrywają trzy mecze u siebie, a inni latają po całej Europie.
– Za nami trudny sezon. Przygotowania do niego były krótsze ze względu na zawirowania w rozgrywkach związane z koronawirusem. To wpłynie na poziom turnieju?
– Nie sądzę. Poziom się nie obniży. Przewiduję jednak, że nie będzie takich sensacji, jak w 2016 roku, gdy daleko zaszły Walia czy Islandia.
– Jak będzie wyglądał rynek tranferowy? Ceny piłkarzy po Euro mogą wzrosnąć i sprawić, że dojdzie do głośnych transferów?
– Rynek transferowy już mocno się zmienił. Może zdarzyć się przypadek, w którym klub zapłaci za piłkarza 100 czy 150 milionów euro, ale będą to sytuacje sporadyczne. Kluby w dobie koronawirusa zmieniły podejście. Szukają wolnych piłkarzy, częściej sięgają po graczy ze swojego kraju. Zmiana mentalności jest zauważalna. Oczywiście, Euro może pomóc w wypromowaniu danego zawodnika. Ale nie będzie wielu spektakularnych transakcji.
– Trudno nie poruszyć też tematu reprezentacji Polski. Jak postrzega pan szanse naszej drużyny?
– Paulo Sousa nie zna tej drużyny, mentalności, Ekstraklasy... Leo Beenhakker też nie mówił po polsku, ale w sztabie miał kilku polskich szkoleniowców. Portugalczyk nie zna zespołu, podejmuje wiele dziwnych decyzji. W zespole jest Robert Lewandowski, który może sam rozstrzygnąć losy meczu. Musi mieć też jednak z kim grać, a tutaj jest problem. Polska miała lepszą drużynę na Euro we Francji. Teraz jest wielu młodych piłkarzy, którzy siedzą jednak na ławce w zagranicznych klubach. Mecze towarzyskie przed turniejem też nie dały wielu powodów do optymizmu.
– Zmiana ustawienia na trójkę obrońców jest niepotrzebna?
– Wydaje mi się, że nie ma do tego odpowiednich ludzi. Defensywa spisuje się słabo, Kamil Glik, na którym oparta była gra obrony, jest coraz starszy. Nie twierdzę, że Sousa nie jest dobrym trenerem. Nie do końca zna jednak możliwości Polaków i nie rozumie, co może być atutem tego zespołu. Dochodzą też kłopoty zdrowotne, bo nie macie szerokiej ławki. Wypadł Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek. Przede wszystkim brak tego pierwszego będzie poważnym problemem.