| Piłka nożna / Euro 2020

Euro 2020. Kłódka na piłkarskim moście miłości. Podsumowanie mistrzostw Europy

Ciro Immobile Lorenzo Insigne Włochy Euro 2020
Ciro Immobile oraz Lorenzo Insigne (fot. Getty)
Sebastian Muraszewski

Wydawało się, że Euro 2020 będzie pamiętane głównie przez okoliczności, w jakich miało być rozgrywane. Poziom piłkarski i związane z nim emocje pozwoliły o tym na miesiąc zapomnieć.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

NA PRZEKÓR

Przed tegorocznym turniejem mistrzostw Europy pojawiały się głosy o rzekomym braku atmosfery towarzyszącej wielkim turniejom piłkarskim. Wskazywano na pandemię, która zmieniła nawyki i priorytety życiowe, zmęczenie futbolem ze względu na częstsze rozgrywanie spotkań w poprzednim, skróconym sezonie oraz format imprezy. Rozrzucone po Europie mecze miały mieć w sobie mniej klimatu niż te rozgrywane w jednym kraju, który przez miesiąc żyłby niemal wyłącznie piłką. Przewidywano pustki na trybunach. Nie brakowało mówiących, że jedyne EURO to szesnastozespołowe, krytykowano więc powiększenie turnieju, mając w pamięci nudną fazę grupową z 2016 roku. Przez cały turniej widoczne były gesty, które miały na celu walkę z uprzedzeniami społecznymi. Niektórzy postrzegali piłkę reprezentacyjną jako ingerującą w rytm klubowej, uznawanej za najwyższą oraz jedyną słuszną odmianę tej dyscypliny. Ba, mówiono często o końcu piłki nożnej, która miała być anachroniczna, nieefektowna, niedostosowana do czasów, bo mecze zbyt długie, by przyciągnąć uwagę młodych, przyzwyczajonych do błyskawicznej konsumpcji treści.

Podobno widzieliśmy już wszystko, co można ujrzeć na boisku. Już nic nie miało nas zaskoczyć. I pierwsze dwa spotkania mogły utwierdzić w tym przekonaniu. W meczu otwarcia Turcy zagrali poniżej oczekiwań i nie byli godnymi rywalami Włochów. Stadion w Baku świecił pustkami podczas zakończonego remisem meczu Walii ze Szwajcarią. I nagle na ekranach ujrzeliśmy obrazki z kopenhaskiego Parken. Trybuny tętniące życiem głównie dzięki bliskości murawy i idealnej widoczności okazały się w telewizji nadajnikiem emocji na całą Europę. Niestety, wszystko ucichło przed końcem pierwszej połowy. Można mieć pretensje do realizatora przekazu ze stadionu za pokazanie akcji reanimacyjnej Christiana Eriksena oraz jego płaczącej partnerki było dyskusyjne w sytuacji, gdy wszyscy spodziewali się najgorszego. Na szczęście reanimacja się udała, a zachowanie zawodników oraz kibiców było godne pochwały. Decyzja UEFA o kontynuowaniu spotkania nasunęła jednak wiele pytań.

Hołd oddany Christianowi Eriksenowi przed rozpoczęciem meczu Dania-Belgia (fot. Getty)
Hołd oddany Christianowi Eriksenowi przed rozpoczęciem meczu Dania-Belgia (fot. Getty)

Dzień później zapowiadane jako hit fazy grupowej spotkanie Anglii z Chorwacją zawiodło. Inaczej było wieczorem w Amsterdamie, gdzie Holendrzy i Ukraińcy pokazali boiskowy thriller. Piękno goli urzekło wszystkich - ci zgromadzeni przed telewizorami mogli zobaczyć, jak holenderski fan gratuluje ukraińskiemu po strzale Andrija Jarmolenki. Czy zwycięzcy meczu spodziewali się wtedy, że odpadną z turnieju wcześniej niż przeciwnicy? Występ Polaków został już rozłożony na czynniki pierwsze i nie ma sensu do tego wracać. Jedynie remis z Hiszpanią dał nam trochę radości. Czy z meczów naszych reprezentantów podczas EURO zostaną wyciągnięte konkretne wnioski, które pozwolą uniknąć błędów? Oby tak było.

EUROPA PIŁKĄ POCHŁONIĘTA. RÓWNIEŻ TĄ W SWOJEJ BRAMCE.

Niektóre stadiony zapadły w pamięci kibiców na długo. Oprócz wspomnianego Parken takim obiektem jest Puskas Arena w Budapeszcie. Tylko tam mecze mogły być obserwowane przez komplet publiczności, co w połączeniu z nadzwyczaj dobrym występem gospodarzy i żywiołowymi reakcjami kibiców dało niesamowite obrazy. Od sukcesów z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych żaden moment w historii węgierskiego futbolu nie przebił się tak jak szał po golu Attili Fioli w meczu z Francuzami. Niestety nawet na najpiękniejszych obrazach nie brakło rys. Martwił zwyczaj rzucania kubków na płytę boiska. Oburzało również gwizdanie podczas hymnów państwowych.

Kibice reprezentacji Węgier cieszą się z piłkarzami po remisie z Francją (fot. AFP)
Kibice reprezentacji Węgier cieszą się z piłkarzami po remisie z Francją (fot. AFP)

Najbardziej krytykowany był stadion w Baku, niepasujący do układanki przez odległą lokalizacją, spory dystans między boiskiem a trybunami oraz małą liczbą kibiców. Jednak nie wszędzie to było zależne od organizatorów. W większości krajów rządy wymuszały wpuszczanie na trybuny tylko części fanów, 25 lub 50 procent. W tym wszystkim musiał się odnaleźć kibic, który chciał wspierać swoją reprezentację na stadionie. Jeśli już udało mu się dostać bilet, to czekało go jeszcze trudniejsze zadanie: zapoznanie się z przepisami sanitarnymi swojego kraju, potem tego, do którego zamierzał pojechać oraz tych, przez które chciał się dostać na mecz tranzytem. Czasami podróż okazywała się po prostu niemożliwa. Sympatycy po dotarciu nie zważali zbyt często na znaki i stewardów pouczających o konieczności zachowania dystansu społecznego. Pozostawali w ścisku. Nie wiadomo, jaki wpływ będą miały mistrzostwa na rozwój pandemii w Europie. Dochodzą głosy o licznych zakażeniach szkockich i fińskich kibiców.

Kolejnym stałym elementem gry były gole samobójcze. Wzbudzały smutek, żal, złość, a niektóre są w filmikach i kompilacjach mających bawić. Przeżyliśmy to już w pierwszym meczu Polaków, chociaż wina Wojciecha Szczęsnego była minimalna w porównaniu z "wyczynami" innych bramkarzy, jak nieudana próba obrony Słowaka Martina Dubravki czy minięcie się z piłką Unai'a Simona, który jednak jeszcze w tym samym spotkaniu zmazał winę, mając wiele efektownych obron. Goli samobójczych w mistrzostwach było aż jedenaście. Na szczęście więcej było bramek, które wzbudzały podziw i radość. Średnia goli na mecz w EURO 2020 była największa od lat. Każdy ma słabość do tego najpiękniejszego, tego, który skradł serce. Wielu wskaże strzał Patricka Schick'a z połowy boiska. Część była zauroczona trafieniem Mikkela Damsgaarda z rzutu wolnego na Wembley. Reszta kieruje się zapewne innymi kryteriami.

Unai Simon idzie po piłkę po utracie samobójczego gola w meczu z Chorwacją (fot. Getty)
Unai Simon idzie po piłkę po utracie samobójczego gola w meczu z Chorwacją (fot. Getty)

Nie zabrakło również sędziowskich kontrowersji, ale to już koloryt rozgrywek. Technologii coraz więcej, ale arbitrzy pozostają tylko ludźmi i to z trudnością. W zdecydowanej większości ich decyzje nie budziły wątpliwości. Dyskusje pojawiły się zaledwie w kilku sytuacjach, niestety wśród nich były również takie, które miały duży wpływ na losy turnieju. Cierpliwość kibiców i zawodników niejednokrotnie była wystawiana na próbę po zbyt późnym wywołaniu spalonego przez liniowych. Zdarzało się to za często. W minutę bądź nawet dłużej piłkarz zdążył skończyć drybling i kopnąć piłkę do bramki, by nagle ujrzeć podniesioną chorągiewkę oraz usłyszeć gwizdek.

Ze zmian dobrze wpłynęła na turniej możliwość większych korekt trenerów w składach. Pięciu w podstawowym czasie i sześciu w przypadku dogrywki. Szkoleniowcy chętnie z tego korzystali. Tylko piętnaście razy na 102 możliwe zmieniono nie więcej niż trzech zawodników. Konserwatywne podejście dało się zauważyć między innymi w przypadku Walijczyków (w dwóch meczach), Belgów (w dwóch fazy pucharowej) oraz Anglików (w trzech spotkaniach). Z kolei w ćwierćfinale Szwajcaria - Hiszpania tylko bramkarz i obrońcy reprezentacji Helwetów byli na boisku przez całe spotkanie. Podczas turnieju więcej zawodników miało szansę na pokazanie się, a oprócz tego ci najbardziej przemęczeni dostali szansę na choć chwilę odpoczynku.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO... NIE WIADOMO DOKĄD

Trzeba wspomnieć o eliminacjach. Podobnie jak turniej, one też wyróżniły się na tle tradycyjnych zmagań. Pierwszy raz od lat główna faza była w jednym roku, a ze względu na pandemię przerwa między wyłonieniem dwudziestu reprezentacji a turniejem finałowym była nadzwyczaj długa. Nie wpłynęło to jednak za bardzo na zmianę w hierarchii. Z dziesięciu zwycięzców grup eliminacyjnych tylko Polakom nie udało się awansować do 1/8 finału. Sześć zespołów z tego zestawu awansowało do ćwierćfinałów, a trzy nawet do półfinałów. Innym przeszkodziło to, że trafiły na siebie w 1/8 finału (Hiszpania - Chorwacja, Francja - Szwajcaria, Anglia - Niemcy) bądź w 1/4 (Hiszpania - Szwajcaria, Włochy - Belgia, Anglia - Ukraina). Oprócz tych, którzy awansowali w tradycyjny sposób nie można zapominać o tych, którym UEFA otworzyła furtkę w rundach barażowych. Taką szansę otrzymało aż szesnaście reprezentacji. Co ciekawe, udział w nich nie był uzależniony od występów w eliminacjach, tylko w Lidze Narodów, przez co szanse na awans miała nadal chociażby reprezentacja Białorusi, która w 10 meczach eliminacyjnych zdobyła zaledwie cztery punkty. Ci, którzy awansowali dzięki tej ścieżce, nie zdołali jednak wyjść z grup podczas EURO. Jedyne zwycięstwo w turnieju spośród tych czterech drużyn odnieśli Słowacy, którzy wygrali 2:1 z Polakami.

Piłkarze Macedonii Północnej cieszą się z awansu do EURO 2020 po wygraniu turnieju barażowego Ligi Narodów (fot. AFP)
Piłkarze Macedonii Północnej cieszą się z awansu do EURO 2020 po wygraniu turnieju barażowego Ligi Narodów (fot. AFP)

Emocje były do ostatniej kolejki fazy grupowej. Z wszystkich dwudziestu czterech reprezentacji tylko Macedonia Północna nie miała wtedy już szans na awans, reszta drużyn toczyła zaciętą walkę. W przeciwieństwie do EURO 2016 mecze w grupach dały wiele emocji. Wygranie jednego spotkania w tej fazie nie wystarczyło Finlandii, Rosji i Słowacji. Węgrom do wymarzonej 1/8 finału zabrakło kilku minut, jednak ich postawa w grupie z mistrzami świata, mistrzami Europy i zawsze groźnymi Niemcami zasłużyła na pochwałę. Minęło jednak zaledwie kilka dni, a zdanie na temat rzekomej grupy śmierci szybko się zmieniło. Wszystkie zespoły, które z niej awansowały, odpadły niemal od razu. Na przeciwnym biegunie była Dania - zaledwie jedno zwycięstwo, ale za to wysokie. 4:1 z Rosją pozwoliło na zajęcie drugiej pozycji w grupie i uniknięcie trudnych rywali w drodze do Londynu. Tam, gdzie w 1908 roku rodziła się duńska reprezentacja, znowu dane było Duńczykom walczyć o laury. Jak podczas igrzysk w 1908 i 1948 roku. Skończyło się na półfinale.

Oczywiście nie można nie wspomnieć o odległościach. W świecie, gdzie mówi się o ograniczaniu śladu węglowego turniej rozrzucony po kontynencie był kpiną. Co prawda mistrzostw w wielu państwach nie unikniemy i pojutrze z prostej przyczyny. Mało który kraj jest bowiem w stanie pozwolić sobie na przygotowanie kilkunastu stadionów o odpowiednich pojemnościach, wyznaczonych przez UEFA lub FIFA, nie mówiąc już o niezbędnej infrastrukturze, jak ośrodki noclegowe i szkoleniowe, sieć kolejowa czy autostrady. Problem długich podróży będzie więc towarzyszył piłkarzom, sztabom szkoleniowym, kibicom oraz dziennikarzom również w mistrzostwach świata 2026 w USA, Kanadzie i Meksyku. Aż w jedenastu z szesnastu grup zaplanowano mecze w różnych państwach. Jedna z drużyn w każdej z tych grup będzie miała komfort pozostania w tym samym państwie na dwa spotkania grupowe. W połączeniu z tym, że we wszystkich grupach jeden zespół będzie miał więcej czasu na odpoczynek między zmaganiami, nawet o kilka dni w porównaniu z przeciwnikami. Za pięć lat możemy zatem ponownie spodziewać się wzmożonej dyskusji na temat równości szans.

Kibice przed stadionem Wembley po półfinale Anglia - Dania (fot. AP)
Kibice przed stadionem Wembley po półfinale Anglia - Dania (fot. AP)

Wyczerpujące wojaże co kilka dni mają wpływ na występy w długiej perspektywie, o czym świadczy chociażby fakt, że półfinaliści turnieju grali mecze fazy grupowej wyłącznie u siebie, nie musząc się ruszać nawet o kilometr za granice swoich państw. Jednak UEFA likwidacją zasady bramek na wyjeździe zdaje się ten problem lekceważyć. Jedną z niewielu zalet takiego, a nie innego formatu turnieju jest to, że stosunkowo małe powierzchniowo państwa, które w normalnych okolicznościach nie miałyby szans na organizację imprezy dużego formatu, dostały szansę na pokazanie się światu. Kto po EURO nie spojrzy przychylniejszym okiem na możliwe wspólne goszczenie ME 2028 przez Danię, Finlandię, Norwegię i Szwecję? Budapeszt ubiegał się o organizację igrzysk olimpijskich sześciokrotnie, pierwszy raz jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Wszystkie próby zakończyły się fiaskiem. W najbliższych latach się to nie zmieni, ale być może inna ważna impreza trafi do stolicy Węgier?

PISANIE HISTORII NA NOWO

Podczas EURO było wiele spotkań, które niosły spory ładunek historyczny. Komentatorzy, eksperci i dziennikarze lubili przypominać podteksty oraz mecze z dawnych lat. Zakończony turniej dostarczył nowych. Nie wszystkim udało się zerwać z demonami przeszłości. Szkoci przeżyli godziny chwały, czyli remis z Anglikami na Wembley, ale mistrzostwa przyniosły im to, co każdy turniej, czyli odpadnięcie w fazie grupowej. I tak od 1954 roku. Z podobnym pechem, a wręcz klątwą, borykała się przez lata Szwajcaria. W przypadku Helwetów schemat był prosty. Wyjście z grupy i koniec przygody po pierwszym meczu pucharowym. Często zdarzało się, że szwajcarscy piłkarze nie byli gorsi od rywali przez 90, a nawet 120 minut. Gwoździem do trumny były jednak konkursy rzutów karnych. Nic nie wskazywało na to, że zmieni się to akurat w czerwcu 2021 roku. Szczególnie po tym, jak okazało się, że przeciwnikami Szwajcarów będą Francuzi.

Yann Sommer broni karnego Kyliana Mbappe, prowadząc zespół do ćwierćfinału EURO (fot. AP)
Yann Sommer broni karnego Kyliana Mbappe, prowadząc zespół do ćwierćfinału EURO (fot. AP)

Nikt nie był w stanie podważyć klasy obecnych mistrzów świata. Wielu uznawało drużynę "Les Bleus" za faworytów turnieju. I mimo początkowych kłopotów w meczu 1/8 finału Francuzi prowadzili dwoma golami na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem. Szalona pogoń Szwajcarów i ich zwycięstwo w konkursie rzutów karnych uzmysłowiło wszystkim raz jeszcze umowną granicę między sukcesem a klęską. Czy gdyby Kylianowi Mbappe udało się trafić do bramki w dogrywce bądź wykorzystać karnego, to czy Didiera Deschampes'a dotknęłaby aż taka krytyka? Czy usłyszelibyśmy o niesnaskach między rodzinami piłkarzy?

Waga pojedynczych błędów rośnie. W latach 1996-2012 mecze fazy pucharowej stanowiły mniej niż jedną czwartą wszystkich. W obecnym formacie jest to już prawie 30%. Niby mała różnica, ale trzeba pamiętać, że do tych rund awansuje dwie trzecie reprezentacji. Szanse na sprawienie niespodzianki są zatem znacznie większe. O wszystkim decyduje zaledwie jeden mecz. Nie trzeba go nawet wygrać w podstawowym czasie czy w dogrywce. To konkurs rzutów karnych podsuwa idoli i przegranych. Czasami losy drużyn są przesądzane już przez rzut monetą. Sędziowie obstawali przy dwóch. Jeden decydował o tym, na jaką bramkę będą strzelać. Drugi o tych, którzy mieli zaczynać każdą kolejkę. I we wszystkich przypadkach w tegorocznym EURO zwycięzcy tego ostatniego świętowali potem awans. Obecny format strzelania rzutów karnych, czyli jedna drużyna po drugiej, sprawia, że rozpoczynający mają przewagę psychiczną, która jest widoczna także w historycznych danych o konkursach jedenastek.

Nie należy zatem się dziwić pragmatycznemu podejściu Anglików. Ich gra może nie była piękna i nie zachwycała, ale dała drugie miejsce. Tylko drugie, ale… sukces w wielkim turnieju jest świętym Graalem ich kibiców. Finałowy mecz z 1966 roku cieszył się będzie nadal niezwykłym statusem. Zwycięstwo w meczu z Niemcami sprzed 55 lat jest powtarzane chętnie przez stacje na Wyspach. Powstało wiele książek i piosenek opowiadających o straconych szansach i pragnieniu nowego triumfu. BBC przed mundialem 2018 zrobiła film z hipotetycznymi scenami radości na Wyspach po zdobyciu Pucharu Świata. Pojawiły się wyraziste postaci. Płaczący Paul Gascoigne w półfinale MŚ 1990, pozbawiony szans na udział w finale. Gareth Southgate pudłujący z karnego w półfinale EURO 1996. Czy też wyrzuceni z boiska David Beckham i Wayne Rooney, odpowiednio w 1/8 finału MŚ 1998 i ćwierćfinale osiem lat później. Tym razem role przypadły Marcusowi Rashfordowi, Jasonowi Sancho i Bukayo Sace. Opinie, czy Anglicy zasłużyli na finał są różne. Jedno jest pewne. Nijak nie zasłużyli sobie na taką falę nienawiści w Internecie. Przed turniejem pochodziła głównie z Wysp Brytyjskich, a w końcówce mistrzostw zastąpiła ją ta spoza Zjednoczonego Królestwa. Niestety, niektórzy rzucili się z falą wyzwisk na młodych, którzy nie stanęli na wysokości zadania w decydującym konkursie rzutów karnych. Nic nie usprawiedliwia chamstwa. A żadne emocje nie pozwalają na krzywdzenie i ranienie słowami kogokolwiek.

Puchar przypadł tym, którzy zaprezentowali się najlepiej. Tym, którzy mieli najwięcej wytrzymałości, również tej psychicznej. Tym, którzy pokazali sporo luzu. Gdy trzy lata temu toczyła się zacięta walka o Puchar Świata, oni zostali w domach. Od września 2018 roku nie przegrali ani jednego spotkania. Z trenerem, który przez cztery lata trenował Manchester City, podbili Wembley. Zarówno w półfinale jak i w finale wygrali po karnych. Europa zapamięta doświadczonego obrońcę Giorgio Chielliniego, dwudziestoczteroletniego napastnika Federico Chiesę, który strzelił dwa gole w ważnych momentach oraz genialnego Leonardo Spinazzolę, kontuzjowanego w ćwierćfinale z Belgią, ale wspierającego kolegów mentalnie w Londynie. Stadion zaczął pustoszeć w trakcie ceremonii medalowej, a wydarzenia sprzed meczu finałowego i kolejne incydenty nie wpłyną pozytywnie na szanse organizacji finałów mistrzostw świata w 2030.

Włosi świętują końcowy triumf. (fot. Getty)
Włosi świętują końcowy triumf. (fot. Getty)

PO MIESIĄCU MIODOWYM

Transmisje ze spotkań mistrzostw Europy w wielu krajach należą do najchętniej oglądanych programów w roku 2021. I niewiele wskazuje na to, by miało się to zmienić, bo olimpijskie przekazy z Tokio nie mają szans na takie oglądalności ze względu na brak transmisji w najlepszym czasie antenowym dla Europy. Wśród widzów EURO 2020 wielu to tak zwani kibice okazjonalni. Albo oglądają wyłącznie mecze swojej reprezentacji albo uaktywniają się raz na dwa lata, przy okazji turniejów reprezentacyjnych. Jeśli ktokolwiek próbuje stworzyć nowe rozgrywki, to musi pamiętać o wzbudzeniu zainteresowania właśnie tych fanów od święta. Pomóc w tym może odpowiedni format. Przeciętny widz nie będzie zainteresowany rozwlekłą fazą grupową, która ciągnie się tygodniami. Nie pomagają w odbiorze także przerwy między spotkaniami danych drużyn. Może więc miesięczny a nawet dwumiesięczny turniej w formie łatwej do zrozumienia przez laika zgromadzi więcej obserwatorów niż trwający sezon i niezrozumiały, pełen meczów niemających znaczenia. Ważny jest też łatwy dostęp do transmisji. Nowe puchary nie powinny być ograniczone do największych, bo często to ci skazywani na pożarcie zaskakują.

Równolegle rozgrywana Copa America wypadła blado w porównaniu z mistrzostwami Europy. Zarówno pod względem organizacji, jak i poziomu części spotkań. Ale już meczom fazy pucharowej niewiele można zarzucić. Warto pamiętać wszak, że reprezentacja z Ameryki Południowej ostatni raz wygrała mistrzostwo świata dziewiętnaście lat temu. Od 1990 zespoły z tej części świata miały medalowe pozycje zaledwie pięciokrotnie, Europejczycy w tym samym czasie dokonali tego dziewiętnastokrotnie. Dominację Starego Kontynentu widać również w wynikach klubowych mistrzostw świata - ostatnie południowoamerykańskie zwycięstwo to sukces brazylijskiego Corinthians w 2012 roku. Nowa formuła tego turnieju skłoniła FIFA do rezygnacji z organizacji tradycyjnego Pucharu Konfederacji. Oznacza to koniec rozgrywek z udziałem zwycięzców mistrzostw kontynentalnych. UEFA i CONMEBOL prowadzą jednak rozmowy w sprawie zmagań najlepszych drużyn EURO i Copa America. Możliwe, że będzie to rywalizacja wyłącznie zwycięzców tych turniejów. Pierwsza odsłona zapowiadana jest na rok 2025. Części kibiców marzy się przeniesienie jednego rozwiązania z Ameryki Południowej na europejski grunt. Rezygnacja z dogrywek oprócz meczu finałowego. Kto wie, może UEFA zdecyduje się również na tę zmianę?

A za trzy lata następne EURO. ME 2024 mają być rozegrane w Niemczech, a wśród dziesięciu stadionów będą również te położone dość blisko polskiej granicy, czyli w Berlinie i w Lipsku. Można się spodziewać dużej liczby naszych kibiców na trybunach, podobnie jak to było w 2006. "Ein Sommermärchen", czyli Letnia Baśń sprzed 15 lat pokazała światu nowe Niemcy. Zjednoczone, pokojowe, radosne, zrywające ze stereotypami. Również impreza z 2024 roku zapowiada się na przełomową. Naszych zachodnich sąsiadów czekają zmiany na najwyższych stanowiskach. I w polityce, i w sporcie. Jesienią 2021 roku władzę przejmie nowy kanclerz, zastępując Angelę Merkel po 16 latach rządów. Podobnej długości stażem, tylko o rok krótszym mógł pochwalić się Joachim Löw. Trener mistrzowskiej drużyny z 2014 roku zapewne wolałby się pożegnać z funkcją w lepszym stylu niż odpadnięcie w fazie grupowej MŚ w Rosji i w 1/8 finału EURO 2020. Kilku zawodników zakończyło kariery reprezentacyjne, zatem Hans-Dieter Flick będzie musiał ułożyć wszystko na nowo. Niemcy mają EURO z automatu. Reszta reprezentacji będzie musiała o nie powalczyć, a zmagania o grę na niemieckich boiskach rozpoczną się już w przyszłym roku. Pierwsze cztery kolejki Ligi Narodów zaplanowane są na czerwiec 2022, a należy pamiętać, że dzięki temu turniejowi awans zdobędą pośrednio trzy reprezentacje. Czas na właściwe eliminacje przyjdzie w 2023 roku.

Tower Bridge w Londynie (fot. UEFA)
Tower Bridge w Londynie (fot. UEFA)

A co będzie później? Tego na razie nie wiedzą ani w FIFA, ani w UEFA. Przebąkuje się coraz śmielej o organizacji mistrzostw świata co dwa lata, co zmieniłoby istotnie rytm rozgrywania mistrzostw kontynentalnych. Zmiany mogą dotyczyć również sposobu kwalifikacji i cyklu kalendarza reprezentacyjnego. Możliwe jest powiększenie mistrzostw Europy do 32 zespołów oraz zwiększenie znaczenia Ligi Narodów. Jak wiemy snucie dalekosiężnych planów jest obecnie ryzykowne. Wciąż nie wiadomo, jak będzie wyglądała jesień: czy kibice będą mogli już wszędzie bezpiecznie wrócić na areny bez żadnych ograniczeń pojemności czy też powrócimy na jakiś czas do pustych trybun. Może się niestety okazać, że obrazki z EURO będą przebitkami radosnego lata, których wspomnienia będą nam przywracały humor w te kolejne trudniejsze dni.

Każde z 11 ostatnich miast gospodarzy było przedstawiane przez charakterystyczne dla nich mosty. EURO było taką symboliczną kłódką miłości do piłki nożnej na każdym. U niektórych kibicow to uczucie się dopiero narodziło, a inni zakochali się na nowo po długim zwątpieniu. Tak czy inaczej warto kochać futbol!

Euro 2020, finał: Włochy – Anglia [SKRÓT]
Euro 2020, finał: Włochy – Anglia (fot. Getty/TVP)
Euro 2020, finał: Włochy – Anglia [SKRÓT]

Zobacz też
Grecja zaszokowała Europę. Największa sensacja w reprezentacyjnej piłce
Euro 2004

Grecja zaszokowała Europę. Największa sensacja w reprezentacyjnej piłce

Jubileusz "Piłkarskiego pokera". Szpakowski o kulisach filmu [WIDEO]
(Fot. PAP)

Jubileusz "Piłkarskiego pokera". Szpakowski o kulisach filmu [WIDEO]

| Piłka nożna 
6 lat od odpadnięcia z Euro 2016. Zobacz mecz z Portugalią!
Polska - Portugalia

6 lat od odpadnięcia z Euro 2016. Zobacz mecz z Portugalią!

| Piłka nożna / Reprezentacja 
Rok od otwarcia Euro 2020: zobacz wygraną Włochów z Turcją [SKRÓT]
Turcja – Włochy (fot. Getty/TVP)

Rok od otwarcia Euro 2020: zobacz wygraną Włochów z Turcją [SKRÓT]

| Piłka nożna / Euro 2020 
Fabiański i Szczęsny świętują urodziny. Zobacz kompilację parad [WIDEO]
Wojciech Szczęsny, Łukasz Fabiański (fot. PAP)

Fabiański i Szczęsny świętują urodziny. Zobacz kompilację parad [WIDEO]

| Piłka nożna / Reprezentacja 
Losowanie mundialu 2022 w Katarze. Zobacz stadiony mistrzostw!
(fot. FIFA)

Losowanie mundialu 2022 w Katarze. Zobacz stadiony mistrzostw!

| Piłka nożna / MŚ 2022 
Dla osób o mocnych nerwach, czyli ostatni mecz ze Szwecją...
Euro 2020. Szwecja – Polska, grupa E (fot. Getty)

Dla osób o mocnych nerwach, czyli ostatni mecz ze Szwecją...

| Piłka nożna / Euro 2020 
Polecane
wyniki
tabela
Wyniki
11 lipca 2021
Piłka nożna

Włochy

(k. 3 - 2)

Anglia

07 lipca 2021
Piłka nożna

Anglia

Dania

06 lipca 2021
Piłka nożna

Włochy

(k. 4 - 2)

Hiszpania

03 lipca 2021
Piłka nożna

Ukraina

Anglia

Czechy

Dania

02 lipca 2021
Piłka nożna

Belgia

Włochy

Szwajcaria

(k. 1 - 3)

Hiszpania

29 czerwca 2021
Piłka nożna

Anglia

Niemcy

28 czerwca 2021
Piłka nożna

Francja

(k. 4 - 5)

Szwajcaria

27 czerwca 2021
Piłka nożna
Tabela
 
Drużyna
M
+/-
Pkt
1
3
7
9
2
3
1
4
3
3
-1
4
4
3
-7
0
Najnowsze
Dzisiaj finał LM z Ewą Pajor. O której mecz Arsenal – Barcelona?
nowe
Dzisiaj finał LM z Ewą Pajor. O której mecz Arsenal – Barcelona?
| Piłka nożna / Liga Mistrzów 
Arsenal – FC Barcelona na żywo relacja w TVP. O której dzisiaj finał Ligi Mistrzyń z Ewą Pajor? [PRZEWIDYWANE SKŁADY]
Prestiżowy mityng z udziałem naszych reprezentantek
Maria Andrejczyk i Pia Skrzyszowska (fot. PAP)
Prestiżowy mityng z udziałem naszych reprezentantek
| Lekkoatletyka 
Miliarder z Ameryki przejmie ekstraklasowicza?! Transakcja o krok
Kibice Cracovii Kraków (fot. Getty).
Miliarder z Ameryki przejmie ekstraklasowicza?! Transakcja o krok
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Mecz o grę w Europie. O której relacja na żywo z Jagiellonia – Pogoń?
Jagiellonia Białystok – Pogoń Szczecin na żywo relacja w TVP. O której dzisiaj mecz 34. kolejki PKO BP Ekstraklasy? (24.05.2025)
Mecz o grę w Europie. O której relacja na żywo z Jagiellonia – Pogoń?
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Pogoń gra z KKS Kalisz! Oglądaj mecz Betclic 2 Ligi
Pogoń Grodzisk Mazowiecki – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 32. kolejka. Transmisja online na żywo w TVP Sport (24.05.2025)
trwa
Pogoń gra z KKS Kalisz! Oglądaj mecz Betclic 2 Ligi
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Sześciokrotni medaliści mistrzostw Polski wycofują się z rozgrywek!
Szczypiorniści Azotów Puławy (fot. ORLEN Superliga / Azoty Puławy)
Sześciokrotni medaliści mistrzostw Polski wycofują się z rozgrywek!
| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Raków walczy o tytuł. O której i gdzie oglądać mecz z Widzewem?
Raków – Widzew. O której godzinie i gdzie oglądać transmisję w TV i online? (24.05.2025)
Raków walczy o tytuł. O której i gdzie oglądać mecz z Widzewem?
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Do góry