| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia Warszawa i Raków Częstochowa powalczą na trzech frontach – zmierzą się w sobotę w Superpucharze Polski, zagrają w kolejnych rundach eliminacji europejskich pucharów, a także rozpoczną sezon PKO Ekstraklasy. – Chciałbym zobaczyć Legię przynajmniej w grupie Ligi Europy, a Raków w Lidze Konferencji – mówi Jakub Szumski, były bramkarz obu drużyn, dziś gracz tureckiego Erzurumsporu. Relacja tekstowa z meczu o Superpuchar w TVPSPORT.PL.
Rafał Majchrzak, TVPSPORT.PL: – Arvydas Novikovas podszczypuje już, żeby Raków uważał na Suduvę? Trafiłeś zresztą do Turcji, bo jesteście z tej samej agencji – UNIDOS Mariusza Piekarskiego.
Jakub Szumski: – Tak się zbieram w ogóle, żeby o coś go podpytać. Od czwartku mam w głowie, żeby zdobyć trochę informacji na temat rywala Rakowa. Ale nie będzie odgrażania się, on też wie, w jakim miejscu znajduje się litewska piłka klubowa. Mam nadzieję, że oni nie będą dla nas problemem. Chciałbym, aby to było odpowiednie przetarcie dla debiutanta w pucharach.
– W sumie to ciekawe, zdobyć w jednym sezonie wicemistrzostwo i Puchar Polski, a także zaliczyć spadek.
– Ja robiłem, co mogłem!
– OK, 20 spotkań i 5 razy zachowane czyste konto w Turcji. A do tego 69 proc. obronionych strzałów w 12 meczach w sezonie 2020/21 w Polsce…
– Przyszedłem w ciężkim momencie do Erzurum. Mieliśmy 12 punktów straty do bezpiecznego miejsca, więc nie mogę wziąć tego spadku na barki. Niewiele brakowało do tego, żebyśmy się uratowali. Zresztą, gdy popatrzysz na to, jak układały się losy sezonu w Turcji, to naprawdę dźwignęliśmy się na tyle, na ile można. Zaczynaliśmy z ostatniego, 21. miejsca, skończyliśmy na pechowym osiemnastym. Wygraliśmy na sam koniec sezonu z ówczesną drużyną Damiana Kądziora, Alanyasporem 3:2, przegrywając do 45. minuty 0:2. Zabrakło nam niemniej jednego punktu, jednej bramki do utrzymania.
– Jak w ogóle czujesz się, wiedząc, że masz w CV dwa najlepsze kluby poprzedniego sezonu?
– Mam, ale to właściwie Legię mam w CV, a w Rakowie grałem. Czuję się częścią zeszłorocznego sukcesu, tego wicemistrzostwa kraju oraz wygranego Pucharu Polski. Cieszę się, że chłopaki domknęli temat wiosną. Mówili niektórzy, że Raków złapie zadyszkę, że zostanie wyjaśniony po rundzie jesiennej. A tymczasem poradził sobie dobrze.
– 13 meczów bezpośrednich – 8 zwycięstw Legii, 4 remisy, jedna jedyna wygrana Rakowa: w Pucharze Polski za czasów Ricardo Sa Pinto. Pamiętasz zresztą ten mecz, bo w nim broniłeś…
– Tak, to zresztą był taki pierwszy szalony moment. Graliśmy w ćwierćfinale, a wcześniej wyeliminowaliśmy Lecha. Potem w dogrywce wygraliśmy z Legią. A wszystko to osiągnęliśmy jako pierwszoligowiec, przedstawialiśmy się piłkarskiej Polsce. Dla Częstochowy to była wielka chwila, tak samo jak późniejszy awans do Ekstraklasy. W tamtej chwili to był największy sukces klubu od wielu lat.
– Obserwowałeś wiosną następcę, Dominika Holeca? Wrócił do Sparty Praga. A teraz słyszy się, patrząc na Vladana Kovacevicia w sparingach, że w sumie z twojego powrotu by się w Rakowie ucieszyli.
– Zawsze obowiązuje mnie bramkarska solidarność, kibicuję każdemu, kto wchodzi w moje miejsce i życzę jak najlepiej. Natomiast to, że mówisz o tym, że fani chcieliby może, bym wrócił… to jest zawsze miłe. Ja jestem jednak już w innym miejscu.
– Z kim pozostał najlepszy kontakt, jeśli chodzi o szatnię Rakowa?
– Wiesz, spędziłem tam trzy lata. Mnóstwo przyjaźni się zawiązało. Do tej pory najczęściej piszemy do siebie z Andrzejem Niewulisem, z Tomasem Petraskiem. Wiem, że sytuacja jest dobra i cały czas im kibicuję. Widzę, że drużyna nie zmieniła się aż tak mocno, jak by się niektórzy spodziewali. Pokazuje to, że wizja jest długofalowa, że drużyna nie jest budowana na zasadzie przypadku.
– Odszedł Kamil Piątkowski, ma nadzieję wrócić w końcu do gry w lidze Tomas Petrasek, którego jeszcze pamiętasz z boiska. Brzmi banalnie, ale przez jego kontuzję załapałeś się na ostatnie dotychczasowe występy Czecha…
– Nawet spotykaliśmy się, kiedy się rehabilitował. Widziałem z bliska jego walkę o powrót na murawę. To jest kontuzja nieoczywista, najgorsza dla piłkarza. Nie ma wyznaczonej daty powrotu, trzeba zawsze patrzeć, jak zachowuje się dany organizm. U niego najważniejsze jest jednak nastawienie mentalne. Ale na pewno wróci silniejszy, bo zdjęcia pokazują, że zdecydowanie jest. Na siłowni się nie oszczędzał, nie marnował czasu.
– Nie doczekałeś się powrotu na stadion Rakowa. Pamiętam, kiedy podczas pierwszego meczu tam pokazali trenera Marka Papszuna, a w oddali – przez brak wysokich trybun – widać było nadjeżdżający tramwaj.
– My do tego widoku byliśmy przyzwyczajeni, jest tam zajezdnia. Zawsze były tam niskie trybuny. To był element tego obiektu przy Limanowskiego, jego okolic. Mam nadzieję, że jednak stworzy się na Rakowie meczowa atmosfera. Fajnie byłoby nadać temu miejscu nową duszę, ludzie o to muszą zadbać. To nie jest wina piłkarzy, że ten stadion wygląda tak, jak wygląda. Takie były możliwości finansowe. Najważniejsze, żeby drużyna dobrze grała, podtrzymanie tej mody na Raków jest kluczowe.
– Oskar Krżyzak, Sebastian Musiolik, Pedro Vieira, Milan Rundić, Kacper Trelowski, Żarko Udovicić, Maciej Wilusz – oni wzmocnili klub przyjściem bądź powrotem. W którym z nich upatrujesz największej szansy na realne wzmocnienie drużyny?
– Niekoniecznie wszystkich nowych zawodników znam. Grałem w Zagłębiu Sosnowiec z Żarko. Nada się do gry wahadłami. Trzeba mieć mocne płuca, dobrą wytrzymałość. A to jest jego największa zaleta, ciekawy jestem, jak sobie poradzi w rywalizacji z Patrykiem Kunem. Poza powrotem Sebastiana Musiolika, to jest największe wzmocnienie. A poza tym, widzę, że trzon drużyny pozostał nietknięty. W Rakowie liczył się zawsze kolektyw, tak ma pozostać też i teraz.
– Bardziej należy obawiać się Legii czy Litwinów?
– Suduva… oby nie okazało się, że uderzy do głowy "sodówa", tak można zażartować po tym wywalczeniu wicemistrzostwa. Oby to dalej była drużyna z charakterem. Raków walczy o kolejne trofeum, tych nie ma zbyt wiele. Nie zapełnił gabloty. A teraz nadchodzi bardzo mocny rywal, reprezentant Polski w eliminacjach Ligi Mistrzów. Spędziłem wiele lat w Legii, różne było podejście do Superpucharu. Często szansę dostawali zmiennicy, co wcale nie oznacza, że dla Rakowa to będzie prostszy mecz. Ale wciąż obawiałbym się bardziej Legii niż litewskiej drużyny. Natomiast nie promuję Polaków przed meczem. Zresztą to jest może metoda. Wpychanie nas do kolejnych rund nie jest dobre, bo często przychodziło rozczarowanie. A teraz widzę spokój w mediach, mamy komplet zwycięstw i oby trwało to dalej.
– Różne traktowanie Superpucharu, mówisz. 2012 – Śląsk, 2014 – Zawisza, 2015, 2016 – Lech, 2017 i 2018 – Arka, 2020 – Cracovia. Siedem porażek Legii z rzędu…
– No tak, trwa ta klątwa, teraz zwróciłeś mi na to uwagę. Rzeczywiście, nie wygląda to dobrze.
– A w ostatnim wygranym meczu o Superpuchar gole dla Legii strzelali Takesure Chinyama i ś.p. Piotr Rocki. Miałeś wtedy bodajże 16 lat…
– To tylko pokazuje, że Legia będzie chciała się przełamać. Poniekąd to pokazuje też jej podejście do tego meczu. Natomiast tak jak mówię – występ zmienników niczego nie ułatwi Rakowowi.
– W ogóle to jest paradoks, tak naprawdę najbardziej pamiętny twój mecz na stadionie Legii… zagrałeś w kadrze U21 u Marcina Dorny.
– Tak. Siłą rzeczy, nie doszukasz się tych w pierwszej drużynie Legii. Graliśmy w Warszawie z Turcją, wygraliśmy 3:1, to były eliminacje młodzieżowych mistrzostw Europy.
– Nawet wtedy zacząłeś jeden z najlepszych kontrataków, przy golu na 3:0. Wyrzucenie piłki do Bartłomieja Pawłowskiego, później sprint Pawła Wszołka, a na koniec strzela Arkadiusz Milik. Jakieś 13, 14 sekund trwała cała akcja…
– Sam widzisz, Legia, Turcja, te motywy się łączą, więc musiałem kiedyś do ligi tureckiej trafić. To było dobre wspomnienie, a zresztą przypomniałeś ten mecz, a wtedy u Turków grał Emrah Bassan. To jeden z naszych najlepszych strzelców w Erzurum, strzelił 7 goli i zaliczył 7 asyst w poprzednim sezonie. Grał na tyle dobrze, że wyciągnął go Kayserispor, pozostał na poziomie Super Lig. Będzie miał ciekawe towarzystwo, chociażby Denisa Alibeca oraz Aarona Lennona. Chociaż ten pierwszy ma odejść do CFR Cluj.
– Ty też w drużynie Dorny miałeś wartościowego strzelca, bo był nim Arek Milik. Ale zmieniając temat, śledzisz też poczynania Legii?
– Jestem wychowankiem, urodziłem się kilka minut drogi od stadionu. Oczywiście, nie ma już za bardzo nikogo z rocznika 1992, kogo bym znał, a pozostałby w Legii. Koledzy raczej rozeszli się po Polsce i po Europie: ja jestem w Turcji, Rafał Wolski i Dominik Furman są w Płocku, Paweł Wszołek odszedł do Unionu Berlin, rok starszy Daniel Łukasik został w Ankaragucu. Patrząc na tych, którzy przeszli przez akademię Legii, to widać, że jednak dostarczyła ona kilku wartościowych zawodników na rynek. Natomiast Legię śledzę, nie pozostaje obojętna. Mecze oglądam, jestem na bieżąco, dużo sobie obiecuję po meczu o Superpuchar.
– Obie drużyny zagrają w lidze, Superpucharze, a także do 29 lipca będą przynajmniej w grze o kolejne fazy eliminacji europucharów. Jaki jest twój typ?
– Chciałbym zobaczyć Legię przynajmniej w fazie grupowej Ligi Europy. A Raków musi walczyć do końca o grupę Ligi Konferencji. To by było coś dobrego dla polskiej ligi. Nadrabialibyśmy punkty rankingowe, nieco poprawilibyśmy ten smutny obraz. Nie chciałbym, żeby na jesieni wszyscy grali tylko między sobą w Ekstraklasie, 1. lidze, 2. lidze, Pucharze Polski. Rozgrywki w Europie dodają więcej frajdy z kibicowania i oglądania. Starcia międzynarodowe są bardzo ważne. A też dobrze byłoby połączyć grę w pucharach z ligą. To jest bolączka, z którą musimy walczyć, do tej pory niektórym nie wychodziło to za dobrze.
– Jakub Szumski wyszedł na prostą czy zawsze na niej był?
– Wiadomo, nie jest szczytem marzeń gra w drugiej lidze tureckiej. Natomiast… gram regularnie, mam duże wsparcie kibiców, zaufanie z ich strony. Cały klub mi ufa, a to przekłada się na boisko.
– Na ile już przywykłeś do życia w Turcji?
– Jestem już tutaj pół roku. Teraz przedłużyłem umowę o kolejne dwa lata. Staram się mentalnie i fizycznie zadomowić. Jest wiele różnic w porównaniu z Polską, ale naprawdę czuję się dobrze.
– Do kogo pisałeś, żeby się zorientować w sytuacji przed wylotem do Turcji?
– Tutaj gra mnóstwo Polaków, co dwa tygodnie praktycznie grało się przeciwko rodakom. Wiadomo, grał tu Dominik Furman, gra Daniel Łukasik. Rozmawiałem z Michałem Pazdanem i Radosławem Murawskim, obaj wrócili do kraju – jeden do Jagiellonii, drugi do Lecha. Informacji miałem dużo, wiedziałem, że będę się czuł tu dobrze. Wiele opinii o tym, że w Turcji jest specyficznie, bywa przesadzonych. Trzeba umieć się tu odnaleźć, można stąd wyciągnąć wiele pod kątem życia, znajomości.
– A jeszcze opuścił waszą drużynę wypożyczony na wiosnę Bogdan Butko…
– Dobra dusza szatni. Bardzo pozytywna postać, przed wypożyczeniem już pytałem o niego w Lechu. Mówili, że wniesie sporo uśmiechu. Fakt faktem, po polsku nie umiał za bardzo mówić, ale i próbował podukać.
– Do tej pory kiedy już dzwoniłem się do polskich piłkarzy grających w Turcji, to zawsze to były ciepłe lokalizacje, tak np. było z Michałem Nalepą grającym na wybrzeżu.
– Erzurum na pewno ma ten minus, kiedy jest tu bardzo zimno przez połowę roku. Wieje, jest zimno. To jest problem, z którym się borykam. W pozostałych miejscach Turcji jest wtedy optymalnie, niestety tutaj czasem bywa zimniej niż w Polsce. To nietypowe. Na pewno odbiega to od wyobrażeń od palmach i plażach, z którymi Turcja niby się kojarzy. Tutaj prędzej zobaczysz stoki narciarskie.
– Wycieczka na skocznię zaliczona?
– Jest tu w okolicy, to prawda. Tutaj był problem z organizacją poważniejszych zawodów niż Uniwersjada czy mistrzostwa świata juniorów, one akurat się odbyły. Nie chodziło o błędy konstrukcyjne?
– Siedem lat temu osunęło się wzgórze…
– Właśnie. Na pewno jednak ładnie eksponuje się je na widoku, w nocy są oświetlone. Dbają o to. Może kiedyś doczekają się znów zawodów choćby Pucharu Kontynentalnego, a za jakiś czas Pucharu Świata.